20 listopada 2013

Sto osiemnaście

Renesmee
Obserwowałam poczynania Gabriela i Rufusa. Dobrze czułam wypełniającą powietrze moc, której mój mąż użył, żeby szybko przesunąć cześć mebli pod ściany. Rufus krążył po całym laboratorium, bacznie obserwując Gabriela i pozostając w gotowości, żeby w razie czego zareagować albo zwrócić telepacie uwagę, ale najwyraźniej wszystko było w porządku, bo nie odezwał się ani słowem.
Czułam się trochę bezużyteczna, ale nawet nie próbowałam proponować któremukolwiek z nich pomocy, dobrze wiedząc, że ta zostanie odrzucona. Zwłaszcza po uwadze Rufusa, obaj panowie wydawali się toczyć niewerbalny pojedynek, chociaż nie do końca potrafiłam stwierdzić co takiego było obiektem ich rywalizacji. Jakiś cichy i nieco egoistyczny głosik w mojej głowie podpowiadał mi, że mogło chodzić o mnie, ale to nie miało dla mnie żadnego sensu. Jasne, Gabriel gotów był zrobić dosłownie wszystko, bylebym była szczęśliwa – jego uczucie nie zmalało nawet po ślubie, co jedynie dowodziło na jak szczerej relacji opierał się nasz związek – ale Rufus nie miał żadnych podstaw, żeby próbować mi się przypodobać. Jasne, mógł mnie przeprosić i starać się jakoś przekonać mnie, że nie muszę się go obawiać, ale to mimo wszystko wydawało się czymś bardziej złożonym od zwykłego zadość uczynienia albo sympatii.
Podchwyciłam spojrzenie naukowca i w pośpiechu odwróciłam wzrok. Za każdym razem, kiedy tak na mnie patrzył, czułam się co najmniej nieswojo, a uczucie to pogłębiało się, kiedy przypominałam sobie skutki naszego pierwszego spotkania. Zwłaszcza w laboratorium było to o tyle łatwe i niemal widziałam pod powiekami każdy najdrobniejszy szczegół ataku nieśmiertelnego. Ledwo powstrzymałam się od spojrzenia w stronę miejsca, gdzie wcześniej znajdował się wspornik do którego przycisnął mnie wtedy Rufus, patrząc na mnie w tak intensywny, na wpół szalony i na wpół przytomny sposób, że wydawało się to niemal niemożliwe. Imię, które wtedy wypowiedział, kołatało się gdzieś na granicy mojej świadomości, a ja za żadne skarby nie byłam w stanie się od niego opędzić.
Rosa.
Nie miałam pojęcia kim była ani czy w ogóle istniała, ale w jego głosie było wtedy słychać tak silne uczucie… Musiała być dla niego ważna, co wyjaśniałoby desperację z jaką wtedy do mnie przemawiał, starając się zapewnić mnie – czy też raczej ją – że jest przy nim bezpieczna. Mogłam tylko zgadywać kogo wtedy we mnie widział i co myślał, teraz zaś zaczęłam się zastanawiać, czy mimo zachowywanej kontroli, wciąż nie patrzył na mnie jak na kogoś, kim przecież nie byłam. Nie miałam pojęcia, co powinnam o tym myśleć, ale czułam się z tym dziwnie i sama nie byłam pewna, jak powinnam się w tej sytuacji zachować. Teoretycznie mogłam udawać, że niczego nie dostrzegam, ale to wcale nie było takie łatwe, poza tym ignorancja nie wydawała się najlepszym pomysłem. Bardziej rozsądna wydawała się próba rozmowy z Rufusem i upewnienia się, czy moje podejrzenia są słuszne, ale nie potrafiłam się na nią zdobyć, świadoma tego, że wampir jak nic mnie wyśmieje. Nie chciałam tego, a ta obawa ponownie stawiała mnie w punkcie wyjścia, nie dając szans na podjęcie jakiejkolwiek decyzji, którą można by uznać za sensowną.
– Chyba możemy zaczynać – usłyszałam głos Gabriela. Wzdrygnęłam się, wyrwana z zamyślenia, po czym nieco nieprzytomnie rozejrzałam się dookoła. – Hej, wszystko w porządku? Wiesz, że w każdej chwili możemy stąd wyjść – zapewnił mnie cicho ukochany, błędnie interpretując moją reakcję.
– Nic mi nie jest. – Pokręciłam głową, żeby łatwiej móc odrzucić od siebie dręczące mnie myśli. – To przez to światło. No i zamyśliłam się – dodałam zgodnie z prawdą.
– Tak mi się wydawało – zgodził się chłopak, spoglądając na mnie z zainteresowaniem. – Czasami żałuję, że obiecałem trzymać się z daleka od twoich myśli – przyznał cicho, splatając nasze dłonie i uśmiechając się do mnie czule.
– Może później ci powiem – obiecałam z przekonaniem, bo faktycznie zamierzałam z nim porozmawiać na temat moich obaw, kiedy już wrócimy do domu.
Gabriel pokiwał w zamyśleniu głową, krótko ściskając moją dłoń, żeby mnie uspokoić. Przysunęłam się do niego, jak zwykle łaknąć bliskości ukochanego. Wzrokiem wodziłam dookoła, mimochodem zauważając, że laboratorium jest bardziej przestronne niż mogłabym się tego spodziewać. Co prawda wciąż nie byłam przekonana do tego, żeby próbować w tym miejscu walczyć, ale postanowiłam zaufać Rufusowi, chociaż przyszło mi to z trudem. Nie tak łatwo było przekonać się do opinii kogoś, przez kogo już przynajmniej raz nie straciło się życia, nawet jeśli atak na mnie był zupełnie przypadkowy.
Rufus obserwował nas w milczeniu. Nie potrafiłam stwierdzić, co takiego sobie myślał, ale i tak poczułam się nieco zażenowana, chociaż nie czułam, żebyśmy robili z Gabrielem cokolwiek złego. Już nie miałam tak wielkich oporów przed okazywaniem uczuć przy świadkach, tym bardziej, że mieliśmy z Gabrielem granice, których nigdy nie przekraczaliśmy, póki nie znaleźliśmy się sami, ale w laboratorium nawet zwykłe dotykanie się wydało mi się nieodpowiednie.
Daj spokój, skarciłam się stanowczo w duchu. Przecież on już na pewno nie patrzy na ciebie tak, jak wtedy, kiedy nie był sobą. Poza tym to Layla go fascynuje, prawda?, dodałam, ale wcale nie byłam tego taka pewna. Z tym większą ulgą przyjęłam to, że Gabriel raz jeszcze uścisnął moją dłoń i ucałowawszy mnie w czoło, zdecydowanym krokiem wyszedł niemal na sam środek przygotowanego pola walki.
– Jakie zasady? – zapytał natychmiast, patrząc wyczekująco na Rufusa. Wydawał się pewny siebie, chociaż wiedziałam, że tak naprawdę dokładnie analizuje sytuację i swojego przeciwnika; Gabriel nie był na był głupi i nie miał w zwyczaju ignorować kogoś, kto na dodatek żył zdecydowanie dłużej od niego.
Rufus zamrugał i w pośpiechu oderwał ode mnie wzrok, z opóźnieniem uświadamiając sobie, co takiego robił. Szybko wziął się w garść i podszedł do Gabriela, zatrzymując się mniej więcej trzy metry od mojego partnera.
– Spróbuj mnie zaskoczyć – zaproponował, uśmiechając się drapieżnie. – Licavoli dobrze walczą, czyż nie? No cóż, bardzo chętnie się o tym przekonam.
– Proszę bardzo – zgodził się usatysfakcjonowany Gabriel. – Tylko żebyś później… – zaczął, ale nie miał szansy, żeby dokończyć.
Rufus zaatakował z szybkością i precyzją rozdrażnionej kobry. Chociaż wyostrzonym zmysłom nie miałam niczego do zarzucenia, ledwo nadążałam za wampirem, który za sprawą pędu zamienił się w zamazaną plamę. Z wrażenia cofnęłam się o kilka kroków, poruszając się praktycznie na oślep i omal nie potykając o własne nogi. W pośpiechu uchwyciłam równowagę, ale prawie tego nie zarejestrowałam, wciąż wpatrzona w nieśmiertelnych przede mną. Instynktownie zapragnęłam ostrzec Gabriela, ale nie zdołałam wykrztusić z siebie ani słowa; jedynie jęknęłam cicho, prawie pewna, że Rufus za moment zwali mojego męża z nóg.
Z tym, że nie miałam racji.
Zdążyłam zaledwie mrugnąć, ale i tak potrzebowałam chwili, żeby zrozumieć, że Gabrielowi nic się nie stało. Chłopak zareagował z nie mniejszą prędkością i precyzją, niemal w ostatniej chwili uskakując na bok. Rufus przebiegł tuż obok, zatrzymując się dopiero kilka metrów dalej. Natychmiast odwrócił się, gotów powtórzyć atak, ale tym razem Gabriel nie zamierzał pozwolić sobie na to, żeby ktokolwiek go zaskoczył. Bez wahania sam rzucił się przed siebie, gotowy do walki i równie niebezpieczny, co jego przeciwnik.
Dawno nie widziałam czegoś tak pięknego i zabójczego jednocześnie. Śmiertelny taniec miał w sobie coś hipnotyzującego, przez co nie byłam zdolna oderwać wzroku od Gabriela i Rufusa. Obaj nieśmiertelni raz za razem doskakiwali i odskakiwali od siebie, paradoksalnie zbyt szybcy i wolni, żeby móc zrobić sobie nawzajem krzywdę. Widok tego śmiertelnego tańca sprawiał, że dyszałam ciężko, ledwo łapiąc oddech. Bałam się o Gabriela, chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że doskonale dawał sobie radę i że nie tak łatwo go skrzywdzić. Jednocześnie obawiałam się o Rufusa, jednak w jego przypadku obawa ta była zdecydowanie słabsza, bo nie był dla mnie aż tak ważny. Swoją drogą, zaczynałam się cieszyć, że jednak nie przyszłam do laboratorium sama, bo gdybym miała próbować walczyć z Rufusem, prawdopodobnie skończyłoby się to dość boleśnie – i to dla mnie.
Niebezpieczny taniec trwał, a ja z każdym kolejnym ruchem i upływającą sekundą, miałam coraz większy problem z tym, żeby uwierzyć, iż ich zmagania były jedynie treningiem. Co więcej, idealna synchronizacji sprawiała, że wydawało się, że obaj nieśmiertelni już wcześniej to ćwiczyli, chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że to nie jest prawda.
Gabriel z wprawą uniknął kolejnego ciosu, po czy w kilku susach znalazł się w bezpiecznej odległości od swojego przeciwnika. Na chwilę zwolnił, a ja w końcu miałam okazję przyjrzeć się jego przystojnej twarzy.
Ciemne włosy miał w nieładzie, co jedynie dodawało mu urok, zwłaszcza, że czerń mocno kontrastowała z jego alabastrową skórą. Przypominające bezgwiezdne nocne niebo oczy błyszczały intensywnie, zdradzając podekscytowanie, ale i pewną obawę. Gabriel przyczaił się na lekko ugiętych nogach, a jego klatka piersiowa raz po raz unosiła się i opadała w rytm przyśpieszonego oddechu. Nie miałam pojęcia, czego mój ukochany się spodziewał, ale najwyraźniej styl walki Rufusa uznał za dostatecznie trudne wyzwanie. Byłam wręcz skłonna stwierdzić, że obaj nieśmiertelni walczą na równym poziomie i mogło co najwyżej czekać na moment, w którym przeciwnik miał popełnić błąd, ale nie zamierzałam dłużej czekać, żeby przekonać się, jak daleko są w stanie się posunąć.
Wystarczy, pomyślałam, przekazując tę myśl ukochanemu. Gabriel zetknął na mnie, a jego spojrzenie złagodniało. Już wystarczy, proszę. Uznajmy, że był remis i…, zaproponowałam niemal błagalnie, ale nie miałam okazji do tego, żeby dokończyć myśl.
Gabriel może i mnie słyszał, ale zupełnie zapomniałam o Rufusie, który najwyraźniej dopiero się rozkręcał. Wampir nagle pojawił się w zasięgu wzroku, rzucając wprost na Gabriela i skutecznie zwalając pół-wampira z nóg. Krzyknęłam w proteście, ale to i tak nie było w stanie wpłynąć na to, że obaj potoczyli się po posadzce, póki nie wpadli na oddalony o kilka metrów wspornik. Zesztywniałam cała i z obawą spojrzałam na podtrzymującą sufit kolumnę, ale tym razem konstrukcja okazała się bardziej solidna, bo strop ani drgnął. W odpowiedzi na to odkrycie przez ułamek sekundy odczuwałam nieopisaną ulgę, ale wszelakie pozytywne uczucia zniknęły, kiedy przypomniałam sobie o Rufusie i moim mężu. Natychmiast ruszyłam w ich stronę, nawet się nad tym nie zastanawiając. Może i impulsywne reakcje nie były najlepszym pomysłem, zwłaszcza, że kilka razy miałam okazje się przekonać jak wiele można stracić przez nieprzemyślane decyzje, ale byłam zbyt zdenerwowana, żeby ustać w miejscu.
Poczułam, że powietrze drży, nagle naelektryzowane tak, jak przed burzą. Momentalnie rozpoznałam wypełniającą je moc i to pozwoliło mi się opanować. Gabriel może i dał się zaskoczy, ale musiał być cały – i bardzo zły, sądząc po ilości telepatycznej mocy. Do tej pory mocno się ograniczał, dając Rufusowi szansę do równej walki wręcz, ale teraz najwyraźniej nie zamierzał dłużej nad sobą panować.
– Przestańcie! – zawołałam. Dla rozrywki czy nie, ta walka powoli wymykała się spod kontroli, a ja nie miałam zamiaru dłużej na to patrzeć. – Rufus, zostaw go! – dodałam, w pośpiechu doskakując do naukowca i mojego męża.
Nie zauważyłam kiedy obaj zerwali się na nogi, ale kiedy do nich dotarłam, obaj już stali pewnie w pionie, spoglądając na siebie ze złością. Oczy Rufusa błyszczały gniewnie; widziałam czerwone błyski i to, jak bardzo napięte były jego mięśnie, kiedy z siłą zaciskał obie dłonie w pięści. Gabriel stał w bezpiecznej odległości od niego, emitując telepatyczną mocą i wyglądając niczym mroczny anioł destrukcji i zemsty, który zstąpił na ziemię po to, żeby niszczyć. Miałam wrażenie, że jest na granicy wytrzymałości, chociaż jakimś cudem wciąż panował nad mocą, zdolny utrzymać ją w ryzach… przynajmniej do momentu, w którym Rufus kolejnym atakiem mógł wytrącić go z równowagi.
Podeszłam bliżej, stając pomiędzy rozdrażnionymi nieśmiertelnymi. Gabriel drgnął na mój widok, ale nie ruszył się z miejsca, świadom tego, że Rufus cały czas nas obserwuje. Naukowiec faktycznie patrzył na mnie, ale ciężko było mi stwierdzić, czy zdawał sobie sprawę z tego, co takiego dzieje się wokół niego.
– Rufusie, proszę… – Zrobiłam krok w jego stronę. Starałam się zachowywać spokojnie, zupełnie jakbym miała do czynienia z dzikim zwierzęciem, które w każdej chwili może spróbować mnie skrzywdzić. – Już wystarczy. Po prostu przestańcie walczyć – powtórzyłam, siląc się na stanowczy ton.
Wampir przez jeszcze kilka sekund patrzył na mnie roziskrzonymi oczyma, zanim w końcu zdecydował się zareagować. Opuścił ramiona, a jego mięśnie rozluźniły się, jakby w odpowiedzi na moje słowa zeszło z niego całe odczuwane napięcie. Wciąż zaniepokojona, obserwowałam jak jego rubinowe oczy wracają do swojej naturalnej barwy mlecznej czekolady. W jednej chwili bliski szału, w następnej na moich oczach przemienił się w całkowite obojętnego.
– Masz rację – stwierdził, prostując się i zachowując się tak, jakby przed chwilą wcale nie był bliski tego, żeby stracić nad sobą kontrolę. Znowu. – Zresztą to nie ciebie, a twoją żonę miałem uczuć. Uznajmy, że był remis, dobrze? – zaproponował i nawet nie czekając na odpowiedź, jak gdyby nigdy nic odwrócił się do nas plecami i odszedł na kilkanaście kroków.
Zamrugałam zdezorientowana, ale doszłam do wniosku, że dziwne nastroje Rufusa to w tym momencie najmniej istotny problem. Zmusiwszy się do ruchu, odwróciłam się w stronę Gabriela. Wciąż stał w takiej samej pozycji jak wcześniej, drżąc na całym ciele, ale kiedy do niego podeszłam, spróbował nad sobą zapanować. Natychmiast wyciągnął ramiona, a ja bez wahania pozwoliłam, żeby mnie objął i przyciągnął do siebie. Wtuliłam się w jego tors, wdychając znajomy słodki zapach i kątem oka obserwując plecy Rufusa. Nie miałam pojęcia, co powinnam myśleć o tym, co dopiero się wydarzyło, ale miałam złe przeczucia.
Gabriel przeczesał palcami moje włosy, zachowując się tak, jakby moja obecność była jedynym czynnikiem, który pozwala mu nad sobą zapanować. Możliwe, że ta było, ale nie miałam czasu, żeby się nad tym zastanawiać, zbyt oszołomiona sytuacją. Bałam się poruszyć, chociaż jednocześnie zdawałam sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej powinniśmy z Gabrielem wyjść i wracać do domu.
– Rufus? – szepnęłam cicho, nie mogąc się powstrzymać. Nawet nie drgnął, w przeciwieństwie do Gabriela, który zawahał się, kiedy spróbowałam wyplątać się z jego objęć, ale ostatecznie zdecydował się mnie puścić. – Rufus, wszystko w porządku? – zaryzykowałam, powoli podchodząc bliżej i zatrzymując się w stosunkowo bezpiecznej odległości.
W końcu zdecydował się na mnie popatrzeć, choć niewiele mi to pomagało, bo wyraz jego twarzy i oczu okazał się pozbawiony jakichkolwiek uczuć. Rufus był dobry w ukrywaniu emocji, a teraz najwyraźniej nie chciał, żebym miała na nie jakikolwiek wpływ.
– Sądzę, że powinniście sobie pójść – odezwał się cicho. Patrzył na mnie albo raczej przeze mnie, bo cały czas unikał spoglądania mi w oczy. Odniosłam wrażenie, że jest na siebie zły – a do tego wszystkiego bardzo, ale to bardzo zmęczony. – Dzisiaj najwyraźniej nic już z tego nie będzie – dodał, a ja zrozumiałam, że pytanie o inny termin jest w tym momencie bezcelowe.
– Na pewno? – Wolałam się upewnić. Sposób w jaki mówił i jak naciągnięta była jego blada skóra sprawiał, że się niepokoiłam. Nie miałam pewności, czy zostawianie go samego jest najlepszym pomysłem. Oczywiście wolałam się mylić, bo może miało to związek z porą dnia – wciąż był dzień, który dla takich jak on równoważył się z nocą. – Może… Sama nie wiem. Potrzebujesz czegoś? – dążyłam, nie zamierzając dać za wygraną.
Jego wargi drgnęły, ale się nie uśmiechnął.
– Zabawne, że martwisz się o mnie. I najzupełniej niepotrzebne – dodał, tym samym kończąc dyskusję. – Ach, następnym razem będzie inaczej – rzucił, zerkając wymownie w stronę Gabriela.
– Następnym razem nie będzie remisu – podpowiedział mój mąż i chociaż z założenia miał być to żart, atmosfera jakoś niespecjalnie wydawała się sprzyjać rozmowom. Cóż, przynajmniej doceniałam to, że Gabriel starał się nad sobą panować, zaniepokojony niemniej niż ja. – Chodź, Nessie. On wie, gdzie nas szukać, gdyby potrzebował pomocy – przypomniał mi.
Pokiwałam głową, chociaż jakoś wątpiłam w to, żeby Rufus przyznał się do słabości. Był pod tym względem równie uparty, co Licavoli, w tym sam Gabriel, ale zdecydowałam się tego nie komentować. Posłusznie ruszyłam za moim mężem, w pośpiechu kierując się w stronę schodów i starając się nie oglądać za siebie, chociaż przez cały czas czułam na sobie uważne spojrzenie naukowca. Ta świadomość napawała mnie lękiem i napawała wątpliwościami od których za żadne skarby nie potrafiłam się uwolnić, obojętnie jak długo bym próbowała.
Wieczorne powietrze odrobinę rozjaśniło mi w głowie. Odeszłam kilka kroków, po czym oparłam się o ścianę i przymknęłam oczy. Klapa trzasnęła, kiedy Gabriel zatrzasnął ją za sobą, a chwilę później wyczułam, że ukochany zatrzymał się tuż przy mnie. Westchnęłam cicho, powoli dochodząc do siebie, ale w pamięci wciąż mając to, co wydarzyło się na dole.
– Nie mam pojęcia, co takiego się stało – odezwał się lekko spiętym tonem Gabriel. – Popraw mnie, jeśli się mylę, ale w którymś momencie on naprawdę zaczął walczyć tak, jakby chciał mnie zabić – stwierdził, a ja skrzywiłam się i zatrzepotałam powiekami.
– Widziałam. – Dobrze było wiedzieć, że jednak nie byłam aż do tego stopnia przewrażliwiona. – Ale chcesz przez to powiedzieć, że te ataki… No wiesz, że wciąż traci kontrolę, chociaż był pewien, że po przemianie powinien nad tym zapanować? – zapytałam, próbując nadążyć nad tokiem rozumowania Gabriela.
– Nie wiem. Może… – Zacisnął usta, intensywnie nad czymś myśląc. – Zresztą to teraz nieistotne. Może Layla powie mi więcej, chociaż wątpię, żeby wiedziała specjalnie dużo… Wracajmy do domu, w porządku?
Nie widziałam powodów do protestów, dlatego w dość szybkim tempie opuściliśmy opustoszałą dzielnicę, docierając do centrum miasta. Drogę z placu do naszego domu znałam tak dobrze, że równie dobrze mogłam pokonać ją z zamkniętymi oczami, więc mogłam pozwolić sobie na to, żeby moje myśli swobodnie dryfowały. Starałam się nie myśleć o Rufusie, ale z jakiegoś powodu okazało się to niemożliwe, tym bardziej, że chyba podejrzewałam, co takiego wyprowadziło wampira z równowagi, kiedy walczył z Gabrielem. Ta myśl wydawała się dziwna i nie potrafiłam w nią uwierzyć, ale cały czas miałam wrażenie, że… chodziło o mnie. O mnie i o to, że Gabriel był dla mnie najważniejszą osobą pod słońcem, oczywiście na równi z bliźniętami.
W milczeniu biegliśmy przez las, kiedy gdzieś w oddali usłyszeliśmy pierwsze odgłosy nadchodzącej burzy. Deszcz wisiał w powietrzu, dlatego Gabriel instynktownie przyśpieszył, chcąc znaleźć się w schronieniu, ale ja prawie bezwiednie się zatrzymałam.
– Chyba powinnam wrócić – oznajmiłam, wypowiadając myśl, która krążyła gdzieś na granicy mojej świadomości od momentu, w którym wyszliśmy z laboratorium.
Gabriel momentalnie się zatrzymał i obejrzał w moją stronę.
– Słucham? – Z wrażenia aż uniósł brwi. – Chyba sobie żartujesz. Dlaczego miałabyś wracać do laboratorium? – zapytał, lustrując mnie wzrokiem, żeby ocenić, czy przypadkiem czegoś nie zapomniałam.
– Mówię poważnie – nalegałam. Dobrze wiedziałam, że tak zareaguje. – Wydaje mi się… Chciałabym tylko z nim porozmawiać. To ważne. Później ci wszystko wyjaśnię, kiedy już sama będę mieć pewność, co tak naprawdę chcę osiągnąć. – Gabriel spojrzał na mnie pytająco, ale nie zaprotestował. – Nie będę mogła się uspokoić, póki czego nie wyjaśnię. Poza tym jestem niemal pewna, że on mnie nie skrzywdzi – przekonywałam z uporem.
– Wiem. – Ukochany postanowił mnie zaskoczyć. – I właśnie to mnie niepokoi, ale… Ech, jak rozumiem, mam pozwolić ci iść samej? – dodał, chociaż doskonale znał odpowiedź.
Doskoczyłam do niego, żeby musnąć wargami jego usta, zanim zdążyłby się rozmyślić – albo gdybym to ja doszła do wniosku, że postępuję głupio. Gabriel wywrócił oczami, ale przynajmniej nie próbował mnie zatrzymywać.
– Idź do domu – powiedziałam jeszcze, już praktycznie w ruchu. – Wrócę zanim zacznie padać – obiecałam.
Gabriel skinął głową, ale w jego ciemnych oczach dostrzegłam wątpliwości.

1 komentarz:

  1. W e-mailu napisłam, że raczej nie dam rady skomentować, ale się przemogłam :3 rozdział wyszedł Ci genialnie, jak i poprzedzający go rozdział. Sama walka była cudna *-* dziwi mnie dlaczego Rufus zaczął potem walczyć tak na serio O.o pewnie znowu coś mu się poprzewracało XD No, bywa^_^ zwłaszcza,k że to jest Rufus. Ach, nie mam dalszego pomysłu jak opisywać rozdział, więc powoli zakończę :3
    Czekam niecierpliwie na następny.
    Gabi

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa