Renesmee
Czas wydawał się rwać do
przodu. Sama nie byłam pewna, kiedy minęły dwa tygodnie – całych
czternaście dni od dnia, kiedy wszyscy omal nie zginęliśmy. Miasto powoli
wracało do życia i to w zawrotnym wręcz tempie, zdecydowanie szybciej
niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać. Życie wracało do normalnego rytmu i nawet
odkrycia, które poczynił Rufus niewiele zmieniały w naszej codzienności.
Wkrótce
walka przeszła do przeszłości, podobnie jak i noc sprzed ponad trzech
miesięcy, i jedynie niektórzy – tak zranieni jak Lorena – wciąż jeszcze
cierpieli z powodu konsekwencji, które pociągnęła za sobą walka. Martwiłam
się o nią, podobnie jak Layla, ale żadna z nas nawet słowem nie
skomentowała tego, co się wydarzyło. Widać było, że dziewczyna stara się
zapomnieć i wrócić do przynajmniej względnego życia, czego dowodem był
chociażby fakt, że już dwa dni po walce, dziewczyna jak gdyby nigdy nic
pojawiła się na ponownym otwarciu kawiarni Michaela. Sam wampir był zaskoczony,
co odebrało Vi powody do tego, żeby się na niego zdenerwowana, bo oczywiste
było, że nieśmiertelny nie ma z powrotem Lo nic wspólnego. To była jej
decyzja, a kiedy ją obserwowałam, widziałam, że była słuszna; dziewczyna
była przygaszona, ale jakiekolwiek zajęcie pomagało jej zapanować nad
wspomnieniami, które dręczyły ją na co dzień. Na palcu serdecznym wciąż nosiła
podarowany jej przez Angela pierścionek i czasami zamyślała się,
pocierając przy tym krążek prawie bezwiednie. Nigdy nie płakała przy nas, ale
instynktownie czułam, że pozwalała sobie na słabość, kiedy zostawała sama w mieszkaniu,
które wcześniej zajmowała z wampirem. Proponowałem jej nawet, żeby
przynajmniej tymczasowo zamieszkała ze mną i Gabrielem, ale odmawiała,
podobnie jak i dostawała szału na samą wzmiankę o tym, że miałaby
uporządkować rzeczy Angela. Nie pozwalała ich ruszać i wkrótce razem z Laylą
przestałyśmy nalegać, świadome tego, że to nic nie da.
Sama Layla
wydawała się bardziej otwarta niż wcześniej, ale jednocześnie skomplikowana.
Dużo czasu spędzała w laboratorium Rufusa, zwłaszcza odkąd ten postarał
się o to, żeby odzyskać wcześniejszą lokalizację, bardziej mu przychylną
ze względu na brak światła słonecznego, które teraz stało się dla niego równie
zabójcze, co dla Isabeau czy jej dzieci. Od dnia, kiedy się na mnie rzucił,
praktycznie go nie widziałam i bynajmniej nie dążyłam do spotkania,
poniekąd przez wzgląd na Gabriela, ale i samą siebie. Agresywny czy nie,
Rufus wciąż pozostawał nieprzewidywalny i po prostu bałam się go. Chyba
jedynie Layla potrafiła z nim rozmawiać, chociaż i ona
niejednokrotnie wyklinała na czym świat stoi, kiedy kolejny raz się kłócili.
Oczywiście za każdym razem ponownie wracała do laboratorium, ku nie zadowoleniu
Gabriela, ale mój ukochany przynajmniej nie próbował siostry przez
podejmowaniem własnych decyzji powstrzymywać.
Najbardziej
rozdrażniona zmianami, które zaszły w jej życiu, wydawała się Isabeau. Nie
chodziło już nawet o to, że wiedziała kim jest i kim są jej dzieci,
bo to od samego początku nie stanowiło obiektu jej zainteresowania. W zasadzie
pewnie dalej byłaby w stanie funkcjonować tak, jak do tej pory, gdyby nie
ciągła obecność pół-wampirów, które przypadkiem odmieniła. Cała grupa była jej
do tego stopnia wdzięczna, że praktycznie traktowali ją jak boginię, którą nie
była i którą nie chciała być. Denerwowała się za każdym razem, kiedy
którekolwiek z nich przychodziło, żeby prosić ją o radę nawet w kwestii
błahych rzeczy, ale jednocześnie widać było, że jej pobratymcy stali się dla
niej równie ważni, co William i Kristin dla Layli. Czuła się za nich
odpowiedzialna, a i oni byli jej posłuszni, nawet jeśli Beau nie była
zbytnio zadowolona z roli ich opiekunki. Wciąż przygotowywała się do przejęcia
pozycji po matce, więc dodatkowe obowiązki jedynie jej ciążyły, ale
jednocześnie nie potrafiła swoim podopiecznym odmówić, co stawiali ją w dość
ciężkim położeniu.
Teoria
Rufusa o nowych wampirach szybko rozeszła się po mieście, poniekąd za
sprawą Pavarottich, ale i samych zainteresowanych. W krótkim czasie
więcej hybryd wyszło z ukrycia i prócz Kristin, Williama i Dylana,
zebrała się jeszcze piątka pertransów, jak określał ich naukowiec. Drugie tyle
popełniło samobójstwa, będąc na tyle zdesperowanymi, żeby – podobnie jak Rufus
– zechcieć dopełnić przemiany. Niestety, zdarzył się i jeden tragiczny
wypadek, kiedy nieśmiertelny po prostu nadział się na srebrne ostrze i więcej
się nie obudził. Pozostała czwórka wróciła do społeczeństwa, chociaż z wiadomych
przyczyn pojawiała się jedynie nocą i była równie wyobcowana, co na samym
początku Isabeau. Dimitr starał się jakoś zapanować nad nową sytuacją, chociaż
było to o tyle trudne, że wciąż niewiele widzieliśmy o nowych
wampirach i mogliśmy tylko zgadywać, czy w lasach nie czai się ich
jeszcze więcej. Pozostawało jedynie czekać i mieć nadzieję, że sami
zdecydują się ujawnić i będzie można im pomoc, zanim ktoś ucierpi. Jak na
razie pozostawało kontrolować zasoby Centrum Krwiodawstwa i modlić się o to,
żeby te dziwne komórki, które odpowiadały za zmianę, przypadkiem nie zaraziły
jeszcze większej liczby pół-wampirów.
Najlepszym
przypadkiem na to, że rasa jest obojętna, wydawała się być właśnie Kristin,
która uparcie ignorowała to, że wisi nad nią śmierć. Wciąż miała problem z wybuchowym
temperamentem, poza tym otoczenie podchodziło do niej dość sceptycznie, nie do
końca ufając jej samokontroli. Dimitr nie miał wyboru i przestał izolować
tych, którzy przejawiali jakiekolwiek objawy SA, więc dziewczyna i jej
podobni musieli sobie radzić sami, znosząc publiczne odrzucenie, ale Kristin
wydawało się być to obojętne. Wciąż miała cięty język i zwykle w przypływie
złości przeklinała we wszystkich sobie znanych językach, dając otoczeniu do
zrozumienia, gdzie ma ich opinię. Jedynie Theo wydawał się mieć na nią jakiś
wpływ, a kiedy Lucasowi udało się tę dwójkę zastać w dość
jednoznacznej sytuacji, oboje w końcu przyznali się do tego, że są parą.
Co więcej, Kristin wydawała się z tego powodu promienieć, a związek z wampirem
zdecydowanie ułatwiał jej życie, tym bardziej, że przez wzgląd na zajmowaną
pozycję, Theo cieszył się dużym szacunkiem.
To przykre,
ale chyba pomijając tę dwójkę, ciężko było mówić o szczęśliwych
zakończeniach. Fakt, że Cassie bezpiecznie wróciła do Diego, był marnym
pocieszeniem, jeśli spojrzeć na to, jaka tragedia spotkała tę rodzinę. Śmierć
Caroline i Jack'a ciągnęła się za nimi niczym cień i to do tego
stopnia, że pół-wampir ostatecznie zabrał córkę i opuścił miasta, jeszcze
tej samej nocy, kiedy wszyscy liczyliśmy straty po walce. Być może tak było
lepiej, ale kiedy się o tym dowiedziałam, całą sobą znienawidziłam
Jaquesa, a przy tym również Lawrence’a, bo to pośrednio z winy jego
daru doszło do tragedii – a powodem zabicia Caroline byłam ja. Nie
chciałam tej odpowiedzialności, nawet jeśli oczywiste było, że nie mam powodów,
żeby się obwiniać. Niestety, to nie było łatwe, skoro obaj nieśmiertelni –
Delacrua i ojciec Carlisle'a – zniknęli niczym kamfora, ale starałam się
wierzyć w to, że opuściło miasto na dobre i więcej o nich nie
usłyszymy. Co prawda taka wiara wydawała się naiwna, ale chyba jedynie to
pozwalało mi jakość normalnie funkcjonować.
No cóż, na
pewno radziłam sobie lepiej od zmartwionej zniknięciem Dylana Layli. Dziewczyna
nie chciała o tym rozmawiać, jedynie lakonicznie wspominając o tym,
że nie widziała chłopaka od dnia walki. Musiało stać za tym coś więcej, ale
Layla unikała tematu a wraz z upływem czasu, całkiem przestaliśmy go
poruszać. Siostra Gabriela zresztą przez większość czasu wydawała się radosna,
poza tym po raz kolejny znalazła sobie misję, której oddawała się całą sobą.
Nadchodząca
noc, którą mieszkańcy zamierzali poświęcić bogini, a która miała być formą
podziękowania za ocalenie miasta.
Oraz ślub
Carlisle'a i Esme.
To było co
najmniej dziwne połączenie, ale dziewczyna zaczęła na nie nalegać od momentu,
kiedy dowiedzieliśmy się o zaręczynach. Byłam w szoku, kiedy –
niewielkim podstępem – Esme wykorzystała okazję podczas rozmowy na klifie, żeby
wymóc ode mnie obietnicę tego, że zostanę jej druhną. Spodziewałam się wielu
rzeczy, ale nie tego, że właśnie to postawi mi jako warunek i nie miałam
większego wyboru, jak po prostu się zgodzić. Kiedy później o tym myślałam,
doszłam do wniosku, że to w istocie miało sens, bo w innym wypadku w życiu
bym się nie zgodziła – przecież nie zasłużyłam po tym, jak ją potraktowałam –
ale teraz wyrzuty sumienia już dawno przestały mnie dręczyć. Byłam przede
wszystkim podekscytowana, chociaż nie tak bardzo jak przed swoim własnym
ślubem.
Nie byłam
zdziwiona, kiedy Esme z wahaniem zasugerowała, żeby uroczystość była
tradycyjna. Co prawda zarówno ona, jak i Carlisle byli zachwyceni tym, jak
wyglądało to w przypadku moim i Gabriela, ale ostatecznie wychowanie
wzięło górę. Nikt z nas nie zamierzał tego negować, a i na byłam
ciekawa, bo uroczystości miałam okazje oglądać tylko w telewizji, a teraz
mogłam wziąć w nich udział. Same przygotowania okazały się niezbyt
skomplikowane, chociaż pojawił się pewien problem w postaci gości.
Carlisle miał wielu przyjaciół, co zdążyłam już zaobserwować jako dziecko, a Esme
– chociaż przerażona perspektywą poznania obcych jej wampirów – zaczęła nalegać
na to, żeby się pojawiło. Teoretycznie nie było z tym żadnego problemu, bo
Miasto Nocy nie było tajemnicą dla nieśmiertelnych, ale sprawa skomplikowała
się, kiedy zaczęliśmy się zastanawiać, co w tej sytuacji zrobić ze mną.
Chcąc uniknąć zbędnych tłumaczeń, ostatecznie stanęło na tym, że wróciła wersja
jeszcze z okresu, kiedy mieszkaliśmy w Forks, kiedy doktor
przedstawiał mnie jako swoją przybraną córkę, z tą tylko różnica, że teraz
zbędna była bajka na temat rzekomej śmierci mojej matki, która była znajomą
Carlisle'a. Poniekąd mówiliśmy prawdę: po prostu znalazł mnie nieprzytomną w lesie
i tak już zostałam. Niczego ponadto nie musieliśmy dodawać – jedynie
Denalki były wtajemniczone, ale w tym wypadku liczyliśmy na ich
solidarność.
Czułam się
trochę dziwnie, kiedy w mieście zaczęli pojawiać się nieśmiertelni, którzy
teoretycznie byli mi znajomi, ale którym ja byłam obca. Dawno nie musiała się
ukrywać, więc sytuacja była tym bardziej niekomfortowa i doceniłam to, że
wraz z Gabrielem mieliśmy swój dom, gdzie mogliśmy odetchnąć. Ulżyło mi
też, kiedy stanowczo odsunięto pomysł zaproszenia Volturi – ich wizyta w Mieście
Nocy byłaby tragedią, więc lepiej było pozostawić miejsce to w tajemnicy.
Nie byłam co prawda pewna, czego powinniśmy oczekiwać od gości, ale Allegra
zapewniła mnie, że jeśli coś powinno pozostać tajemnic, zostanie nią. Kiedy
mówiła, jej oczy błyszczały intensywnie i zrozumiałam, że sprawa została
przemyślana dokładnie, a miejsce to nie bez powodu przez tak długi okres
pozostawało w ukryciu. Zdolności nieśmiertelnych były niezwykłe i chyba
nie było niczego dziwnego w tym, że potrafili zadbać o bezpieczeństwo
miejsca, które było im drogie.
Wraz z przybyciem
pierwszych gości, łatwiej udało się znaleźć kogoś, kto był w stanie
poprowadzić ceremonię. Reszta była już formalnością, bo – pomijając wybór sukni
– wszystkim innym zajęła się Layla. Dziewczyna bez trudu wpasowała się w gust
Esme, a babcia dała jej wolną rękę, zadowolona efektami, które miała już
okazje zaobserwować na ślubie moim i Gabriela. Tym razem miało być
inaczej, ale jasne było, że Layla i tym razem da sobie radę.
Tym razem
uroczystość miała się odbyć na klifie, chociaż nie byłam pewna dlaczego. To był
pomysł Isabeau i chyba miał mieć związek z uroczystością, którą
planowano tuż po zaślubinach. Nie miałam pewności, jak siostry Gabriela i Allegra
planowały połączyć dwie okazje i to w zupełnie różnych stylach, ale
najwyraźniej wszyscy mieliśmy się przekonać dopiero na miejscu. Nie lubiłam
niespodzianek, ale ta specjalnie mi nie przeszkadzała, wyjątkowo napawając mnie
entuzjazmem.
Jakoś
przeszliśmy przez piekło, które zgotowali nam Aqua i jej armia. Kilka dni
wątpliwości było w porównaniu z tym niczym.
– Wyglądasz… uroczo. – Głos
Gabriela wyrwał mnie z zamyślenia, przyprawiając o dreszcz.
Momentalnie odwróciłam się na pięcie, omal nie wyłamując przy tym wysokiego
obcasa szpilek, którymi miałam katować się cały wieczór. – Powiedziałbym nawet,
że bardzo uroczo – dodał spokojnie Gabriel, uśmiechając się drapieżnie.
Mój mąż jak
zwykle wyglądał olśniewająco. Czarny zdecydowanie był kolorem stworzonym dla
Gabriela Licavoli, a widok idealnie skrojonego garnituru sprawił, że dosłownie
zabrakło mi tchu. Ciemne włosy niedbale opadały na czoło, mocno kontrastując z idealnie
bladą skórą, zaś czarne niczym bezgwiezdne niebo oczy, starannie śledziły każdy
mój ruch. Gabriel chyba nie zdawał sobie sprawy ze swojej seksowności,
zwłaszcza kiedy patrzył na mnie w ten znaczący
sposób, opierając się przy tym o framugę prowadzących do łazienki drzwi.
Nie miałam wątpliwości, że tej nocy to Esme będzie najbardziej przykuwającą
wzrok kobietą, ale Carlisle miał mieć sporą konkurencję, przynajmniej z mojej
perspektywy.
– Gabrielu,
to jest łazienka – przypomniałam mu i zaczęłam w duchu dziękować, że
zdążyłam już wziąć prysznic i wciągnąć na siebie sukienkę.
– Owszem –
zgodził się spokojnie Gabriel. – Nasza łazienka – dodał, nie przestając mierzyć
mnie wzrokiem.
Speszyłam
się i prawie bezwiednie wygładziłam tren sukienki. Na całe szczęście praca
w barze Michaela uodporniła mnie, jeśli chodzi o różowe dodatki,
dlatego kolor kreacji mnie nie zraził. Co więcej, kiedy uważniej przyjrzałam
się sukience druhny, którą wybrała Esme, przekonałam się, że leży na mnie
idealnie i jest całkiem ładna. Na pewno była lekka, w większości
koronkowa, przez co miałam wrażenie, jakbym nosiła na sobie powietrze. Materiał
przylegał do ciała, rozszerzając się w pasie, skąd wychodziły liczne
falbanki. Sukienka sięgała za kolana, odkrywała ramiona i plecy, a przy
tym była naprawdę ładna.
No i –
jak powiedział Gabriel – faktycznie wyglądałam w niej uroczo.
Mój
ukochany rzucił mi jeszcze jeden uśmiech, po czym spokojnym krokiem podszedł do
mnie. Jego dłonie wylądowały na moich biodrach, kiedy delikatnie przyciągnął
mnie do siebie. Pozwoliłam mu na to, wciąż speszona intensywnością jego
spojrzenia. Mimowolnie zadrżałam, kiedy przypadkiem musnął palcami mój
policzek, sięgając po jeden z niesfornych kosmyków moich włosów. Dopiero
kiedy zaginął mi go za uchu, nachylił się, żeby czule musnąć moje wargi swoimi.
– Właśnie
dlatego nie zazdroszczę twoim dziadkom tego, że trzymają się tradycji – mruknął
mi do ucha Gabriel. – Nie móc zobaczyć ukochanej przed ślubem, to czysta
katorga.
– Hm, o ile
mi wiadomo, Amun ujął sprawę nieco inaczej – odpowiedziałam w roztargnieniu.
Oboje parsknęliśmy śmiechem na wspomnienie przybycia Egipcjan, kiedy to stwórca
i przywódca klanu, zaczął ostrzegać Carlisle'a przed „popełnienia
życiowego błędu”. – Zresztą ty też nie widziałeś mnie przed ślubem – dodałam,
zmieniając temat.
– Tak.
Dlatego wiem, że to okropne. – Gabriel wyszczerzył się w uśmiechu. – No i my
przynajmniej spędziliśmy razem cały wieczór przed, a to raczej było
niemożliwe przy takiej liczbie gości.
Cóż, nie
mogłam zaprzeczyć. Co prawda nikt nie pokusił się o organizację wieczoru
kawalerskiego czy panieńskiego, ale fakt, że dom był pełen obcych, właściwie
się do tego sprowadzał. Jedno było pewne: na prywatność nie można było liczyć,
nie wspominając już o braku możliwości ucieczki. W tej kwestii chyba
faktycznie ja i Gabriel mogliśmy cieszyć się większą swobodą, nawet jeśli
ostatni wieczór swobody skończył się wybuchem Kristin i zamordowaniem
przez nią jednej z mieszkanek Miasta Nocy.
Chciałam
coś powiedzieć, ale nie byłam w stanie zebrać myśli, zbyt rozproszona
dotykiem Gabriela. Zupełnie bezwiednie wsunęłam mu obie dłonie pod poły
marynarki, przesuwając palcami po idealnie umięśnionej klatce piersiowej. Przygryzłam
dolną wargę, w myślach besztając się za to, że nawet teraz mogłam nie mieć
ukochanego dość i starając się zrobić wszystko, byleby nie ulec pokusie.
Wkrótce mieliśmy wychodzić, poza tym na dole czekały na nas dzieci, więc i tak
musieliśmy się pospieszyć. Na inne sprawy miało być jeszcze sporo czasu, kiedy
nie będziemy musieli się śpieszyć, żeby zdążyć na uroczystość.
Z drugiej
jednak strony…
Ktoś
chrząknął znacząco. Momentalnie oswobodziłam się z objęć Gabriela,
speszona, ukochany jednak nie wyglądał na zawstydzonego. Był raczej
rozdrażniony, kiedy niechętnie zwrócił się w stronę drzwi, żeby sprawdzić,
kto śmiał nam przerwać. Mój wzrok również powędrował w stronę Layli, która
stała w progu, mierząc nas wzrokiem i uśmiechając się figlarnie pod
nosem. Najwyraźniej świetnie bawiła się naszym kosztem, chociaż bynajmniej nie
byłam tym stanem rzeczy zadowolona.
– Nie żebym
chciała wam przeszkadzać – zapewniła, a Gabriel prychnął z niedowierzaniem
– ale chyba wypadałoby się pośpieszyć.
– Dziękuję,
siostrzyczko. Co byśmy bez ciebie zrobili? – sarknął mój ukochany, wywracając
oczami i odsuwając się ode mnie z westchnieniem.
–
Prawdopodobnie wylądowalibyście w łóżku – stwierdziła Layla, szczerząc się
w uśmiechu. – Ostatnio robisz się coraz odważniejszy, braciszku – dodała
zaczepnym tonem i zaraz odskoczyła, bo Gabriel zamachnął się, żeby
szturchnąć ją w ramię.
– Czy
moglibyśmy odłożyć nasze sprawy łóżkowe na bok? Niekoniecznie chciałbym ci się z tego
zwierzać – przyznał, wywracając oczami. Cała spąsowiałam, jak zwykle czując się
niezręcznie, kiedy temat schodził na związek mój i Gabriela.
Layla
pokazała mu język, ale przynajmniej nie odpowiedziała, dzięki czemu ostatecznie
nie doszło do kłótni. Odetchnęłam w duchu i mimowolnie mierzyłam
szwagierkę wzrokiem, dopiero teraz zauważając niecodzienną kreację dziewczyny.
Na sobie miała czarną, obcisłą sukienkę, która idealnie przylegała do jej
smukłej sylwetki. Śliski materiał wychwytywał nawet najdrobniejsze załamanie
światła, sprawiając, że byłam w stanie dostrzec kolorowe wstawki w barwach
ciemnej czerwieni i pomarańczy. Poruszając się, Layla wyglądała niczym
żywy płomień, co zdecydowanie nie mogło być przypadkiem, zwłaszcza biorąc pod
uwagę jej dar. Jej włosy podskakiwały, jeszcze bardziej poskręcane niż zwykle;
złocisty welon opadał na plecy, zakrywając nagie ramiona i sprawiając, że
siostra Gabriela wyglądała niczym prawdziwa bogini. Co ciekawe, nigdy nie
widziałam, żeby Layla się malowała, dlatego tym bardziej zaskoczyły mnie czarne
cienie, którymi podkreśliła powieki; okolice jej dużych, niebieskich oczu
połyskiwały łagodnie, dzięki czemu dostrzegłam mieniące się drobinki brokatu.
– Nie
wyglądasz, jakbyś wybierała się po prostu na ślub – zauważyłam, unosząc brwi.
Myślałam, że Esme poprosi również siostry Gabriela, żeby były jej druhnami.
– Och,
wkrótce sama się przekonasz, że masz rację. - Layla uśmiechnęła się
tajemniczo. – Allegra poprosiła mnie o czynny udział w ceremonii po
ślubie. Sądzę, że to wam się spodoba… – Uniosła brwi zaskoczona. – Hej, chyba
nie sądziliście, że cały wolny czas poświęcam tylko na siedzenie w laboratorium,
prawda?
– W zasadzie…
Tak, tego się obawiałem – wtrącił Gabriel. – Wyjątkowo miło mnie rozczarowałaś,
chociaż i tak wolałbym, żebyś przestała tam chodzić. Oczywiście nic nie
mówię! – dodał, kiedy dziewczyna otworzyła usta, żeby zaprotestować. – A tak
z ciekawości, to czy pan szalony naukowiec również wybiera się na
uroczystości.
Layla
wydęła usta, nie kryjąc zadowolenia.
– Owszem,
wybiera się – powiedziała z wyrzutem. – I radzę ci, Gabrielu, żebyś
był dla niego miły – dodała, po czym bezceremonialne odwróciła się na pięcie i to
tak gwałtownie, że jej długie loki zawirowały, uderzając przy tym Gabriela w twarz.
Zaraz po tym Layla po prostu wyszła, zostawiając nas samych.
Gabriel
spojrzał na mnie, kręcąc z niedowierzaniem głową. Jedynie wzruszyłam
ramionami, bo sama nie byłam pewna, co powinnam mu powiedzieć. Zachowanie Layli
było dla mnie oczywiste, ale nie sądziłam, żeby moje wyjaśnienia jakkolwiek
usatysfakcjonowały nastawionego sceptycznie do Rufusa Gabriela.
Layla była
zakochana – byłam tego coraz bardziej pewna, chociaż wciąż nie wiedziałam, czy
powinnam się z tego powodu cieszyć.
Ojejciu, jaki ten rozdział był spokojny. I wszystko prawie działo sie w łazience xD Renesmee musiała wyglądać urocze. Odruchowo wyobrazilam sobie Belle w ten rozowej sukience *,* no bajecznie. Nie spodziewałam sie ślubu w tym rozdziale, znaczy przygotowań. Myślałam, ze Esme poprosi Nessie o coś... Zupełnie innego, Ale to było bardzo miło rozczarowanie. Jak to określił moj ulubiony bohater^^ widok Layli musiał byc przepiękny, i tym samym zazdroszczę jej długich blond włosów i niebieskich oczu<3 jak fajnie, ze Renesmee odpadła, ze Layla jest zakochana :) nareszcie, tylko... Co to w ogóle za końcówka? Nie wiem co miałaś na myśli, ale jestem zachwycona =*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Twoja Gabi
Zgadzam się z Gabi, czekam na więcej rozdziałów o miłości (tego tu nie brakuje, ale zawsze wolę,jak jest spokojnie)... Tak spokojnie się czytało, bardzo przyjemnie. Pisz, kochana, pisz.
OdpowiedzUsuń