Layla
Layla podbiegła do katafalku,
ale jeszcze zanim znalazła się wystarczająco blisko, jakaś postać śmignęła tuż
przed nią. Dziewczyna rozejrzała się w pośpiechu, dopiero po chwili
zauważając, że Rufus zniknął. Spanikowana i jednocześnie pełna nadziei,
chciała się odwróci, ale wtedy ktoś otoczył ją ramionami od tyłu, dłonią
zakrywając jej oczy.
– Hej! –
zaprotestowała i szarpnęła się instynktownie. Udało jej się wyrwać,
a kiedy stanęła na lekko ugiętych nogach, gotowa do przyjęcia ataku,
przekonała się, że nikogo za nią nie ma. – Co do…? – zaczęła i aż
podskoczyła, kiedy tuż u jej boku zmaterializowała się zwinna, szczupła
postać.
Reakcja
była instynktowna i właściwie nawet się nad nią nie zastanawiała.
Błyskawicznie odwróciła się na pięcie i z całej siły uderzyła
stojącego przy niej pół-wampira w twarz. Rufus zdecydowanie się tego nie
spodziewał, zaś siła ataku i zaskoczenie sprawiły, że cofnął się
o kilka kroków, palcami dotykając pulsujące bólem czerwieniejące miejsce.
–
A niech cię, dziewczyno! – Sekundę wcześniej rozbawiony, teraz patrzył na
nią oczami wielkimi jak spodki. Dyszała ciężko, rękę wciąż trzymając lekko
uniesioną, jakby wahała się nad powtórnym atakiem. – Za co? – zapytał ją,
mrużąc oczy i wciąż trzymając się w bezpiecznej odległości.
Layla
pomyślała, że za moment trafi ją szlag.
– Za co? Ty
się jeszcze pytasz za co? – zapytała gniewnie, w ułamku sekundy pokonując
dzielącą ich odległość i stając tak blisko, że Rufus instynktownie
odchylił się do tyłu. Dziewczyna nie miała pewności, ale coś podpowiadało jej,
że oczy ma roziskrzone czerwonym blaskiem, co było dość zabawną odmianą, bo
zwykle to Rufus się tak denerwował. – Za to, że najwyraźniej chcesz mnie
wpędzić do grobu! I za to, że zmusiłeś mnie, żebym… – Zadrżała na
wspomnienie tego, jak zgodziła się go zabić. – Również za popisywanie się
i kolejne eksperymenty na sobie. A już najbardziej za to, że ja tak
cholernie się martwiłam! – wyrzuciła z siebie na wydechu.
Jeszcze
mówiąc, zamachnęła się po raz kolejny, ale tym razem nie pozwolił jej nawet się
musnąć. Jego palce zacisnęły się na jej nadgarstku, zdradzając niezwykły
refleks i siłę, chociaż uścisk jednocześnie pozostawał niezwykle
delikatny. Przez kilka długich sekund patrzyli sobie w oczy, mierząc się
wzrokiem i tocząc niewerbalną walkę na spojrzenia, którą ostatecznie to
Layla przegrała, odwracając wzrok.
Rufus uśmiechnął
się niepewnie, nie chcąc jeszcze bardziej jej prowokować. Jego uścisk stał się
jeszcze lżejszy, kiedy rozluźnił palce i chwycił jej rękę niżej, tym razem
ujmując ją za dłoń. Layla przez ułamek sekundy miała ochotę zrobić mu na złość
i się wyrwać, ale ostatecznie zmieniła zdanie. Zbyt wiele czasu spędziła
na zamartwianiu się, żeby teraz prowokować kolejną kłótnię.
– Czy teraz
możemy założyć, że moje „przepraszam” przynajmniej tymczasowo ci wystarczy
i porozmawiamy? – zasugerował, starannie dobierając słowa i ponad jej
ramieniem patrząc na towarzystwo, które mieli i które nie spuszczało ich
z oczu.
Layla
speszyła się, przypominając sobie o obecności Cullenów, jej rodzeństwa
i Loreny. Co więcej, kiedy się odwróciła, dostrzegła, że jej krzyki
ściągnęły również Kristin, Dimitra, Theo i nieobecną do tej pory Esme. Ta
ostatnia przystanęła w progu, biernie obserwując i wahając się nad
tym, czy nie powinna odejść; ostatecznie zdecydowała się zostać i podeszła
do Carlisle'a, pozwalając żeby doktor czule objął ją ramieniem.
– No
dobrze. – Layla dała za wygraną. – Ale jedynie pod warunkiem, że faktycznie
zamierzasz mnie przeprosić. Nie mogłabym sobie odpuścić zmuszenie cię do tego,
tym bardziej, że będę miała na to świadków – stwierdziła i pierwszy raz
tego dnia wysiliła się na szczery uśmiech.
– Jak sobie
życzysz – mruknął Rufus, ale wyraźnie nie był tym faktem zachwycony. Layla
udała, że nie dostrzega, jak nieśmiertelny wywraca oczami, jej uwagę zresztą
przyciągnęła obecność dwóch nieznacznie wydłużonych kłów, które zaobserwowała,
kiedy nieśmiertelny się do niej uśmiechnął. – A więc przepraszam. Czy
teraz możemy przejść do rzeczy?
Oszołomił
ją swoją zwyczajową bezpośredniością i tym, że jak zwykle, kiedy nie byli
sami, jego delikatność okazała się na poziomie papieru ściernego. Zanim
w ogóle zdążyła odpowiedzieć, Rufus już ją wyminął i jakby nigdy nic,
znalazł się tuż przy jednym z laboratoryjnych blatów, opierając się nań
plecami. Layla zamrugała, wciąż nie pojmując, że po tej dziwnej „śmierci i zmartwychwstaniu”,
mógł zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Co więcej, chyba dawno nie
widziała go tak pobudzonego i pewnego siebie, poza tym za nic nie
potrafiła określić, co takiego powinna o jego zachowaniu myśleć.
Przez
moment panowała cisza, a potem ktoś odchrząknął znacząco. Layla spojrzała
na zniecierpliwionego Edwarda, ten jednak mierzył wzrokiem Rufusa, wyraźnie
poirytowany. Miedzianowłosy z natury był niecierpliwy, zwłaszcza kiedy
ktoś opierał się jego zdolnościom, za naukowcem nie przepadał zresztą od momentu,
kiedy ten zaatakował jego córkę.
– Nie chcę
wam przeszkadzać ani nic z tych rzeczy – zaczął, siląc się na spokojny ton
– ale moglibyście wyjaśnić, co…?
– Po prostu
do rzeczy, doktorku,
a wtedy wszyscy będziemy szczęśliwi – wtrąciła się Isabeau, zakładając
obie ręce na piersi.
Rufus
rzucił jej rozdrażnione spojrzenie.
– Musisz
uparcie próbować mnie zdenerwować? – zapytał ją, celowo przeciągając kolejne
sylaby. – To, że teraz łatwiej mi nad sobą panować, wcale nie znaczy, że nie da
się wytracić mnie z równowagi. Sama najlepiej wiesz – dodał, zaplatając
sobie ręce na piersi.
Isabeau
wywróciła oczami, ale przynajmniej nie podjęła tematu. Rufus mruknął coś
z zadowoleniem, ale nie miał okazji, żeby zacząć mówić, bo jego wzrok
przykuła Lorena. Dziewczyna musiała się obudzić, kiedy zrobiło się zamieszanie
i teraz próbowała się w pośpiechu podnieść, wyraźnie zdezorientowana.
– Lo,
poczekaj. – Layla w ułamku sekundy znalazła się przy niej i pomogła
jej stanąć na nogi. – W porządku? Mam cię stąd zabrać? – zapytała i chciała
dziewczynę objąć, ale Lorena odsunęła się, kręcąc przecząco głową; na jej
ustach pojawił się cień uśmiechu, ale w geście tym nie było niczego
prawdziwego.
– Poradzę
sobie, Lay – zapewniła zmęczonym głosem. Layla spochmurniała, ale skinęła
w geście rozumienia i wycofała się, rzucając pół-wampirzycy
zatroskane spojrzenie. Lorena zawahała się i przygryzłszy dolną wargę,
lekko przekrzywiła głowę. – Ach, Laylo? – zreflektowała się. – Zajrzysz do mnie
później. Tak po prostu, jak…
Nie
dokończyła, ale Layla zrozumiała i omal się nie uśmiechnęła. Pamiętała te
wszystkie godziny, które spędzały razem, rozmawiając albo po prostu milcząc.
Teraz wydawało się to bardzo odległe, poza tym wiele się zmieniło, ale Layla
nie zamierzała dziewczynie odmówić; Lorena jej potrzebowała.
– Jeszcze
będziesz miała mnie dość – zapewniła z przekonaniem, być może zbyt
entuzjastycznie, ale chciała jakoś Lorenę pocieszyć.
Dziewczyna
jedynie skinęła głową i w pośpiechu wyszła, jak najszybciej chcąc się
skryć przed współczującymi spojrzeniami, które otaczały ją ze wszystkich stron
i zamiast przynosić ukojenie, jedynie przypominały o tym, czego
doświadczyła. Layla odprowadziła dziewczynę wzrokiem i dopiero wtedy
zdecydowała się ponownie spojrzeć na Rufusa. Nieśmiertelny wciąż znajdował się
w tym samym miejscu, intensywnie wpatrując się w miejsce, gdzie
dopiero co znajdowała się dziewczyna i najwyraźniej nad czymś myśląc.
Layla
zacisnęła usta, zaniepokojona. Powoli podeszła bliżej, wciąż myśląc
o Lorenie i spojrzeniu, którym obdarzył ją Rufus.
–
Przysięgam, że jeśli z jakiegoś powodu zdecydujesz się ją dręczyć, raz
jeszcze cię zabiję – zagroziła, przerywając ciszę.
– Co? –
Rufus zamrugał i spojrzał na nią mało przytomnie. – Och, nie zamierzam. Po
prostu… To twoja… przyjaciółka? – zapytał, ostrożnie dobierając słowa.
– Tak.
Lorena. – Spojrzała na niego podejrzliwie; jego wzrok budził w niej coraz
więcej wątpliwości. – A dlaczego pytasz?
– Lorena… –
powtórzył, chyba nawet jej nie słuchając. – Bez konkretnego powodu. Po prostu
miałem wrażenie, że gdzieś już ją widziałem, ale to w tym momencie
nieistotne – odparł wymijająco, bynajmniej nie brzmiąc przy tym zbyt
przekonująco.
Layla
uniosła brwi, nie do końca pewna, czy powinna mu wierzyć, ale ostatecznie
doszła do wniosku, że i tak nie ma innego wyboru. To strasznie ją
denerwowało, bo wciąż nie potrafiła przewidzieć nastrojów Rufusa, a teraz
na dodatek wydawał się panować nad nimi jeszcze lepiej. Z drugiej strony
czuła dziwną przyjemność, płynącą z uczucia, że nieśmiertelny mimo wszystko
aż tak bardzo się nie zmienił i wciąż był równie nieprzewidywalny, co
i na samym początku, kiedy go poznała. Najwyraźniej Rufus sam w sobie
był po prostu ekscentryczny, a SA jedynie wyostrzyło tę cechę, tak jak
i przemiana kształtowała pewne charakterystyczne zdolności u ludzi,
czasami obdarzając ich niezwykłymi zdolnościami.
– No
dobrze, powiedzmy, że ci wierzę – zgodziła się Layla, chociaż miała wrażenie,
że Rufus już zdążył zapomnieć o Lorenie i o tym, że miała
jakiekolwiek wątpliwości. – Lepiej powiedz nam w końcu, co się stało? Jak
się czujesz i czy…?
Rzucił jej
krótkie, acz stanowcze spojrzenie, które skutecznie zamknęło jej usta.
– Mogłabyś
równie dobrze zapytać o to swoją siostrę – zauważył przytomnie, ale
w jego głosie nie pobrzmiewała nawet nuta złośliwości. Ton miał łagodny
i kojący, bo najwyraźniej był w tym swoim specyficznym nastroju,
kiedy mogła uznać go nie tylko za normalnego, ale i uprzejmego. Tym samym
tonem zdarzało mu się zwracać do niej, kiedy byli sami i również
w ten sam sposób zwracał się do Renesmee czy Dimitra, kiedy chciał ich
oczarować. – Sądząc po tym, jak wieszczka na mnie patrzy, sądzę, że doskonale
zna odpowiedź.
–
Teoretycznie – przyznała Isabeau, wywracając oczami. – Ale tego chyba nie tak
trudno się domyśleć. Kiedy się obudziłam na plaży, byłam zdezorientowana
i przerażona, tym bardziej, że wyczuwałam nadchodzący świt. No ale znając
ciebie, to pewnie za chwilę usłyszymy, że to nader fascynujące doświadczenie.
Z góry uprzedzam, że mnie to bynajmniej nie satysfakcjonuje… – Isabeau
uśmiechnęła się krzywo. – W zasadzie oprócz ciebie, może jedynie Carlisle
i Theo byliby w stanie podzielać twój entuzjazm – dodała
z przekąsem.
– A ty
nie? – Rufus uniósł brwi, zaskoczony. – Gdybyś rozumiała przynajmniej
częściowo, co się właśnie na naszych oczach dzieje, prawdopodobnie
rozmawiałabyś ze mną inaczej, Isabeau – stwierdził z przekonaniem.
Isabeau
zmrużyła oczy i pokręciła głową, ale nie w odpowiedzi na jego słowa,
ale raczej swoje własne myśli. Layla również była zdezorientowana, poza tym
dręczyło ją coraz więcej pytań na które chciała poznać odpowiedzi.
– Znowu
mówisz zagadkami, Rufus – wytknęła mu niemal z goryczą. Jeśli nie
pozostałym, to przynajmniej jej należały się jakiekolwiek sensowne wyjaśnienia.
Przecież dopiero co omal go nie straciła! – Powiedz mi szczerze… Czy
wiedziałeś, co takiego się stanie, kiedy kazałeś mi siebie zaatakować –
zapytała z powagą i spojrzała mu w oczy. Jednocześnie chciała
i nie chciała poznać odpowiedź.
–
W zasadzie… – Przez twarz Rufusa przemknął cień. Wyraźnie nie był
zadowolony, że zapytała go o to tak szybko, a może nawet miał
nadzieję, że nigdy nie usłyszy tego pytania. – No wiesz, analizując to, co
mówiła Isabeau, wydawało się rozsądne, że…
Layla
pobladła.
–
Wiedziałam! – Zacisnęła obie dłonie w pięści, ledwo powstrzymując dreszcz,
który przeszedł jej ciało. – Wiedziałam, że to musiał być eksperyment! Kolejny
raz próbowałeś testować na sobie, a ja… – Urwała, żeby złapać oddech. –
Rufus, na litość bogini!
– Uspokój
się, dziewczyno! – Rufus rzucił jej krzywe spojrzenie. – Jeśli się zadręczasz,
to w tej chwili przestań. Wszystko wydaje się lepsze od stanu
w którym trwałem, poza tym tak czy inaczej prędzej czy później by do tego
doszło: do śmierci. Trzeba umrzeć, żeby się narodzić i wydawało mi się, że
to jest jasne, bo do tego od samego początku dążyły wyjaśnienia kapłanki –
zauważył przytomnie, takim tonem, jakby było to najoczywistsze na świecie.
–
O czym mówisz? – wtrącił Dimitr, robiąc kilka kroków w stronę Rufusa.
Teraz wszyscy patrzyli na niego wyczekująco, wyraźnie niczego nie rozumiejąc. –
Dlaczego mówisz o śmierci, skoro tutaj jesteś? Mówisz tak, jakbyś odkrył
coś niesamowitego, ale…
– Bo tak
jest!
Oczy Rufusa
zalśniły ekscytacją. Zanim ktokolwiek zdołał zareagować, pół-wampir (czy nadal
nim był?) zdążył już zmaterializować się po drugiej stronie laboratorium. Przez
moment rozglądał się dookoła, w pośpiechu starając się coś znaleźć, ale
ostatecznie zrezygnował i ponownie spojrzał na obserwujących go
nieśmiertelnych. Layla nie była zdziwiona tym, że większość obserwowała go
z niepewnymi minami, wyraźnie nastawiona sceptycznie. Rufus był
nieprzewidywalny i zdążył udowodnić to już tak wiele razy, że już sam
instynkt i zdrowy rozsądek nakazywały, żeby się go obawiać.
– Śmierć od
samego początku była rozwiązaniem – odezwał się ponownie Rufus. Mówił
z podekscytowaniem i pewnością w głosie, najwyraźniej nie mogąc
dłużej wytrzymać w milczeniu. – Całe to szaleństwo… Szukaliśmy choroby,
ale tak naprawdę to coś zupełnie innego, chociaż zrozumiałem to dopiero wtedy,
kiedy Isabeau przyprowadziła te dzieciaki. I jeszcze jej wizja… Cały czas
mówiła o śmierci i o tym, że kogoś zabiła. Powtarzała, że to
nienaturalne, że ci, którzy powinni być martwi, wciąż ją otaczają, ale przecież
to czysta bzdura! W naszym przypadku śmierć wcale nie jest równoznaczna
z końcem życia, jeśli spojrzeć na to pod odpowiednim kątem – stwierdził
niemal pogodnie.
–
O czym ty, do cholery, mówisz? – wypalił Gabriel, odzywając się po raz
pierwszy od momentu „przebudzenia” Rufusa.
– Popieram.
Dosłownie z ust mi to wyjąłeś, braciszku – podtrzymała Isabeau. – Nie
lubię się do tego przyznawać, ale wyjątkowo się z tobą zgadzam.
Rufus
wzniósł oczy ku górze, wyraźnie poirytowany tym, że najwyraźniej nie do
wszystkich dociera to, co jemu wydawało się oczywiste. Najwyraźniej i pod
tym względem się nie zmienił – wciąż był niecierpliwy i to było dobre,
nawet jeśli czasami doprowadzało Laylę do szału.
– Sądzę,
Gabrielu – odezwał się po chwili zastanowienia Carlisle – że Rufus ma
w tym momencie na myśli wampiry – wyjaśnił spokojnie doktor.
– Tak! –
Nieśmiertelny aż odetchnął z ulgą, zadowolony z usłyszanego wniosku.
– Wampiry są martwe, prawda? My również jesteśmy martwi – dodał, zerkając
z ukosa na Isabeau. – Każde podanie ma w sobie chociaż ziarno prawdy.
Wśród ludzi już od dawna krążyły opowieści o dzieciach nocy, prawdziwych
wampirach, które spalały się na słońcu i miały kły. Wszystkie te cechy
można przypisać teraz mnie, Isabeau, czy wszystkim tym dzieciakom, które dzięki
niej stały się… stabilne? To, co do tej pory traktowałem jako chorobę, równie
dobrze można określić jak formę przemiany – niezwykle trudnej i gorsze od
trzech dni wicia się w agonii. Gdyby pokusić się o uznanie wampiryzmu
za chorobę, można zauważyć analogię. Jad powoli wyniszcza czerwone krwinki,
powoli doprowadzając do śmierci. W tym przypadku jest podobnie. Sama
Isabeau powiedziała, że wszyscy zarażeni są albo martwi, albo zachowują się
tak, jakby postradali zmysły. Prędzej czy później zrobią sobie albo komuś coś,
co doprowadzi do ich śmierci – a później do zmartwychwstania. Być może
inni, ale to wciąż wampiry i w tym, że się budzą, nie ma niczego
nadnaturalnego – nalegał Rufus, coraz bardziej zadowolony z siebie.
Jeszcze
chwilę po jego wyjaśnieniach, panowała cisza. Każdy po prostu patrzył,
spoglądając na naukowca z wyraźną rezerwą.
– Czyli co?
– Kristin skrzywiła się. – Odpieprza nam, bo mamy umrzeć i jesteśmy albo
będziemy jakimiś nienormalnymi wampirami?
– Mniej
więcej – przyznał nieśmiertelny, wyraźnie niezadowolony tokiem rozumowania
dziewczyny. – Czerwone błyski w oczach, problemy z koncentracją,
wybuchy agresji… To wszystko, co do tej pory analizowałem,
w rzeczywistości jest jednym z etapów przemiany, którą przechodzimy.
–
I pewnie wymyśliłeś to w wolnej chwili, zanim Layla przebiła cię
kołkiem? – zadrwiła Isabeau, jak zwykle żartem starając się przysłonić
niepokój.
Rufus
nachmurzył się i Layla zorientowała się, że w tym momencie
nieśmiertelny naprawdę się zdenerwował. Zaniepokojona znajomym błyskiem
w oczach pół-wampira, otworzyła usta, chcąc jakoś zapanować nad sytuacją,
ale nie zdążył nawet się odezwać. Rufus zareagował błyskawicznie
i doskoczywszy do Isabeau, siłą przyciągnął ją do siebie. Trzymając
zaskoczoną dziewczynę, chwycił leżący na jednym ze stołów skalpel, po czym bez
wahania wbił ostrze wprost w klatkę piersiową Beau i to tak głęboko,
że Layla widziała jedynie trzonek medycznego noża.
Isabeau
zachłystnęła się powietrzem i zgięła się w pół, zaciskając palce na
rączce skalpela. Wciąż jeszcze kaszląc, wyszarpnęła narzędzie i odrzuciła
je na bok, po czym osunęła się na kolana, przyciskając obie dłonie do szybko
powiększającej się plamy krwi. Layla bez zastanowienia skoczyła w stronę
siostry, potrącając przy tym Rufusa, który spokojnie stał, zupełnie jakby nic
się przed chwilą nie wydarzyło.
– Beau! –
jęknęła Layla, próbując zwrócić na siebie uwagę siostry. Dziewczyna jedynie
pokręciła głową i rozluźniła uścisk, żeby pokazać pół-wampirzycy, że rana
nie tylko zdążyła przestać krwawić, ale już się zasklepiła, zupełnie jak pod
uzdrawiającym dotykiem Damiena; teraz prócz dziury w ubraniu i krwi,
nie było nawet blizny po cięciu. – Rufus, całkiem cię już popieprzyło?! –
wydarła się, wciąż podtrzymując Isabeau, chociaż ta wydawała się być już po
prostu w szoku.
Nawet jeśli
nieśmiertelny zamierzał odpowiedzieć, nie miał po temu okazji, bo w ułamku
sekundy w jego stronę skoczył zagniewany Gabriel. Renesmee zaprotestowała
głośno, ale chłopakowi i tak udało się przygwoździć Rufusa do ściany.
Teraz zaciskał dłoń na gardle tego, który śmiał zaatakować jego siostrę,
zagniewany i zdolny do wszystkiego. Layla pragnęła poderwać się
i jakoś przemówić bratu do rozsądku, ale z góry wiedziała, że to nie
ma żadnego sensu, Gabriel bowiem zawsze ostro reagował, kiedy chodziło
o bezpieczeństwo jego rodziny.
– Nigdy
więcej tego nie rób! – syknął, jeszcze mocniej zaciskając palce na gardle
Rufusa. Nieśmiertelny po prostu na niego patrzył, zupełnie jakby brak dopływu
powietrza nie robił na nim żadnego wrażenia. – Słyszysz? Nigdy! – powtórzył
Gabriel i z trudem zmusił się do tego, żeby rozluźnić uścisk
i cofnąć się o krok. Natychmiast podszedł do Isabeau, chcąc zająć
czymś ręce i pomóc młodszej siostrze stanąć na nogi, chociaż ta oczywiście
protestowała przed jakąkolwiek pomocą, jak zwykle stawiając na niezależność.
Rufus wyprostował
się, a jego palce machinalnie powędrowały do gardła. Layli nie było go żal
i gdyby mogła, raz jeszcze spoliczkowałaby pół-wampira, żeby dodatkowo
podkreślić słowa brata, ale powstrzymała ją myśl, że to przecież Rufus. Poza
tym Isabeau jakimś cudem nic się nie stało, a to mogło znaczyć…
– Ale
przecież to widzicie, prawda? – Rufus odezwał się jakby w odpowiedzi na
jej myśli. – Nie mogło jej się nic stać, jeśli w grę nie wchodziło srebro.
Mnie również, bo oboje jesteśmy wampirami. Jesteśmy martwi i nic już tego
nie zmieni, tak jak i nic nie jest uczynić wampira ponownie człowiekiem. –
Spojrzał na roztrzęsioną Isabeau. – Bądźmy szczerzy i nazywajmy rzeczy po
imieniu. Ty, Isabeau, umarłaś tamtego dnia na klifie – ty i twoje dzieci.
Nikt nie był w stanie przeżyć najpierw takiego upadku, a później
porodu, nawet hybryda. Rayan i tamta trójka umarli, kiedy ich zabiłaś. Ja
umarłem, co doskonale wiesz, bo byłaś tego świadkiem i to jeszcze zanim
się wydarzyło. Każde z nas z jakiegoś powodu spotkało śmierć, tym samym
dopełniając zmian, które już od jakiegoś zachodziły w każdym z nas.
To jest właśnie jedynie alternatywa: ta śmierć, która prędzej czy później
i tak nas spotka.
Urwał
i ciężko dysząc, spojrzał na każdego z zebranych z osoba. Layla
drżała, podświadomie wiedząc, że teoria Rufusa ma więcej sensu niż którekolwiek
z nich byłoby sobie wyobrazić – po prostu nie chcieli tego przyjąć do
świadomości.
– A co
jest w tym wszystkim naprawdę fascynujące? Że mamy nowy gatunek wampirów
i chyba nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy – powiedział
z naciskiem, podejmując wątek. – Mogę teraz przejść do rzeczy, czy ktoś
jeszcze ma zamiar podważyć moje słowa? – zapytał rozdrażniony, odsłaniając kły.
Nikt nie
zaprotestował.
Zakończenie rozdziału w momencie, kiedy Rufus m im do pokazania coś odstrzałowego :D ale dzisiaj akurat mam dobry humor, więc nie bede grozić xD z liścia go :p najlepsza scena w tym rozdziale. Aż to sobie wyobrazilam, kiedy Layla go uderzyła, a on totalnie nie wie co sie dzieje. To było epickie :3 naprawdę xD
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie co tez Rufus chce zrobić, a ta myśl nie daje mi spokoju. Ale trzeba czekać do jutra C:
Nie wyłapalam żadnych błędów ani nic takiego, więc jest okey. Kurde, nowy rodzaj wampirów *,* to kiedy zmieniamy resztę xD
A, no i zapomnę; co to do cholery było, kiedy Rufus tkanal Beau?! Co ona jakiś królik doświadczalny, ze można ma przebijać? -.- oj, wkurzyles mnie xD
Gabi