30 października 2013

Dziewięćdziesiąt siedem

Layla
Layla podbiegła do katafalku, ale jeszcze zanim znalazła się wystarczająco blisko, jakaś postać śmignęła tuż przed nią. Dziewczyna rozejrzała się w pośpiechu, dopiero po chwili zauważając, że Rufus zniknął. Spanikowana i jednocześnie pełna nadziei, chciała się odwróci, ale wtedy ktoś otoczył ją ramionami od tyłu, dłonią zakrywając jej oczy.
– Hej! – zaprotestowała i szarpnęła się instynktownie. Udało jej się wyrwać, a kiedy stanęła na lekko ugiętych nogach, gotowa do przyjęcia ataku, przekonała się, że nikogo za nią nie ma. – Co do…? – zaczęła i aż podskoczyła, kiedy tuż u jej boku zmaterializowała się zwinna, szczupła postać.
Reakcja była instynktowna i właściwie nawet się nad nią nie zastanawiała. Błyskawicznie odwróciła się na pięcie i z całej siły uderzyła stojącego przy niej pół-wampira w twarz. Rufus zdecydowanie się tego nie spodziewał, zaś siła ataku i zaskoczenie sprawiły, że cofnął się o kilka kroków, palcami dotykając pulsujące bólem czerwieniejące miejsce.
– A niech cię, dziewczyno! – Sekundę wcześniej rozbawiony, teraz patrzył na nią oczami wielkimi jak spodki. Dyszała ciężko, rękę wciąż trzymając lekko uniesioną, jakby wahała się nad powtórnym atakiem. – Za co? – zapytał ją, mrużąc oczy i wciąż trzymając się w bezpiecznej odległości.
Layla pomyślała, że za moment trafi ją szlag.
– Za co? Ty się jeszcze pytasz za co? – zapytała gniewnie, w ułamku sekundy pokonując dzielącą ich odległość i stając tak blisko, że Rufus instynktownie odchylił się do tyłu. Dziewczyna nie miała pewności, ale coś podpowiadało jej, że oczy ma roziskrzone czerwonym blaskiem, co było dość zabawną odmianą, bo zwykle to Rufus się tak denerwował. – Za to, że najwyraźniej chcesz mnie wpędzić do grobu! I za to, że zmusiłeś mnie, żebym… – Zadrżała na wspomnienie tego, jak zgodziła się go zabić. – Również za popisywanie się i kolejne eksperymenty na sobie. A już najbardziej za to, że ja tak cholernie się martwiłam! – wyrzuciła z siebie na wydechu.
Jeszcze mówiąc, zamachnęła się po raz kolejny, ale tym razem nie pozwolił jej nawet się musnąć. Jego palce zacisnęły się na jej nadgarstku, zdradzając niezwykły refleks i siłę, chociaż uścisk jednocześnie pozostawał niezwykle delikatny. Przez kilka długich sekund patrzyli sobie w oczy, mierząc się wzrokiem i tocząc niewerbalną walkę na spojrzenia, którą ostatecznie to Layla przegrała, odwracając wzrok.
Rufus uśmiechnął się niepewnie, nie chcąc jeszcze bardziej jej prowokować. Jego uścisk stał się jeszcze lżejszy, kiedy rozluźnił palce i chwycił jej rękę niżej, tym razem ujmując ją za dłoń. Layla przez ułamek sekundy miała ochotę zrobić mu na złość i się wyrwać, ale ostatecznie zmieniła zdanie. Zbyt wiele czasu spędziła na zamartwianiu się, żeby teraz prowokować kolejną kłótnię.
– Czy teraz możemy założyć, że moje „przepraszam” przynajmniej tymczasowo ci wystarczy i porozmawiamy? – zasugerował, starannie dobierając słowa i ponad jej ramieniem patrząc na towarzystwo, które mieli i które nie spuszczało ich z oczu.
Layla speszyła się, przypominając sobie o obecności Cullenów, jej rodzeństwa i Loreny. Co więcej, kiedy się odwróciła, dostrzegła, że jej krzyki ściągnęły również Kristin, Dimitra, Theo i nieobecną do tej pory Esme. Ta ostatnia przystanęła w progu, biernie obserwując i wahając się nad tym, czy nie powinna odejść; ostatecznie zdecydowała się zostać i podeszła do Carlisle'a, pozwalając żeby doktor czule objął ją ramieniem.
– No dobrze. – Layla dała za wygraną. – Ale jedynie pod warunkiem, że faktycznie zamierzasz mnie przeprosić. Nie mogłabym sobie odpuścić zmuszenie cię do tego, tym bardziej, że będę miała na to świadków – stwierdziła i pierwszy raz tego dnia wysiliła się na szczery uśmiech.
– Jak sobie życzysz – mruknął Rufus, ale wyraźnie nie był tym faktem zachwycony. Layla udała, że nie dostrzega, jak nieśmiertelny wywraca oczami, jej uwagę zresztą przyciągnęła obecność dwóch nieznacznie wydłużonych kłów, które zaobserwowała, kiedy nieśmiertelny się do niej uśmiechnął. – A więc przepraszam. Czy teraz możemy przejść do rzeczy?
Oszołomił ją swoją zwyczajową bezpośredniością i tym, że jak zwykle, kiedy nie byli sami, jego delikatność okazała się na poziomie papieru ściernego. Zanim w ogóle zdążyła odpowiedzieć, Rufus już ją wyminął i jakby nigdy nic, znalazł się tuż przy jednym z laboratoryjnych blatów, opierając się nań plecami. Layla zamrugała, wciąż nie pojmując, że po tej dziwnej „śmierci i zmartwychwstaniu”, mógł zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Co więcej, chyba dawno nie widziała go tak pobudzonego i pewnego siebie, poza tym za nic nie potrafiła określić, co takiego powinna o jego zachowaniu myśleć.
Przez moment panowała cisza, a potem ktoś odchrząknął znacząco. Layla spojrzała na zniecierpliwionego Edwarda, ten jednak mierzył wzrokiem Rufusa, wyraźnie poirytowany. Miedzianowłosy z natury był niecierpliwy, zwłaszcza kiedy ktoś opierał się jego zdolnościom, za naukowcem nie przepadał zresztą od momentu, kiedy ten zaatakował jego córkę.
– Nie chcę wam przeszkadzać ani nic z tych rzeczy – zaczął, siląc się na spokojny ton – ale moglibyście wyjaśnić, co…?
– Po prostu do rzeczy, doktorku, a wtedy wszyscy będziemy szczęśliwi – wtrąciła się Isabeau, zakładając obie ręce na piersi.
Rufus rzucił jej rozdrażnione spojrzenie.
– Musisz uparcie próbować mnie zdenerwować? – zapytał ją, celowo przeciągając kolejne sylaby. – To, że teraz łatwiej mi nad sobą panować, wcale nie znaczy, że nie da się wytracić mnie z równowagi. Sama najlepiej wiesz – dodał, zaplatając sobie ręce na piersi.
Isabeau wywróciła oczami, ale przynajmniej nie podjęła tematu. Rufus mruknął coś z zadowoleniem, ale nie miał okazji, żeby zacząć mówić, bo jego wzrok przykuła Lorena. Dziewczyna musiała się obudzić, kiedy zrobiło się zamieszanie i teraz próbowała się w pośpiechu podnieść, wyraźnie zdezorientowana.
– Lo, poczekaj. – Layla w ułamku sekundy znalazła się przy niej i pomogła jej stanąć na nogi. – W porządku? Mam cię stąd zabrać? – zapytała i chciała dziewczynę objąć, ale Lorena odsunęła się, kręcąc przecząco głową; na jej ustach pojawił się cień uśmiechu, ale w geście tym nie było niczego prawdziwego.
– Poradzę sobie, Lay – zapewniła zmęczonym głosem. Layla spochmurniała, ale skinęła w geście rozumienia i wycofała się, rzucając pół-wampirzycy zatroskane spojrzenie. Lorena zawahała się i przygryzłszy dolną wargę, lekko przekrzywiła głowę. – Ach, Laylo? – zreflektowała się. – Zajrzysz do mnie później. Tak po prostu, jak…
Nie dokończyła, ale Layla zrozumiała i omal się nie uśmiechnęła. Pamiętała te wszystkie godziny, które spędzały razem, rozmawiając albo po prostu milcząc. Teraz wydawało się to bardzo odległe, poza tym wiele się zmieniło, ale Layla nie zamierzała dziewczynie odmówić; Lorena jej potrzebowała.
– Jeszcze będziesz miała mnie dość – zapewniła z przekonaniem, być może zbyt entuzjastycznie, ale chciała jakoś Lorenę pocieszyć.
Dziewczyna jedynie skinęła głową i w pośpiechu wyszła, jak najszybciej chcąc się skryć przed współczującymi spojrzeniami, które otaczały ją ze wszystkich stron i zamiast przynosić ukojenie, jedynie przypominały o tym, czego doświadczyła. Layla odprowadziła dziewczynę wzrokiem i dopiero wtedy zdecydowała się ponownie spojrzeć na Rufusa. Nieśmiertelny wciąż znajdował się w tym samym miejscu, intensywnie wpatrując się w miejsce, gdzie dopiero co znajdowała się dziewczyna i najwyraźniej nad czymś myśląc.
 Layla zacisnęła usta, zaniepokojona. Powoli podeszła bliżej, wciąż myśląc o Lorenie i spojrzeniu, którym obdarzył ją Rufus.
– Przysięgam, że jeśli z jakiegoś powodu zdecydujesz się ją dręczyć, raz jeszcze cię zabiję – zagroziła, przerywając ciszę.
– Co? – Rufus zamrugał i spojrzał na nią mało przytomnie. – Och, nie zamierzam. Po prostu… To twoja… przyjaciółka? – zapytał, ostrożnie dobierając słowa.
– Tak. Lorena. – Spojrzała na niego podejrzliwie; jego wzrok budził w niej coraz więcej wątpliwości. – A dlaczego pytasz?
– Lorena… – powtórzył, chyba nawet jej nie słuchając. – Bez konkretnego powodu. Po prostu miałem wrażenie, że gdzieś już ją widziałem, ale to w tym momencie nieistotne – odparł wymijająco, bynajmniej nie brzmiąc przy tym zbyt przekonująco.
Layla uniosła brwi, nie do końca pewna, czy powinna mu wierzyć, ale ostatecznie doszła do wniosku, że i tak nie ma innego wyboru. To strasznie ją denerwowało, bo wciąż nie potrafiła przewidzieć nastrojów Rufusa, a teraz na dodatek wydawał się panować nad nimi jeszcze lepiej. Z drugiej strony czuła dziwną przyjemność, płynącą z uczucia, że nieśmiertelny mimo wszystko aż tak bardzo się nie zmienił i wciąż był równie nieprzewidywalny, co i na samym początku, kiedy go poznała. Najwyraźniej Rufus sam w sobie był po prostu ekscentryczny, a SA jedynie wyostrzyło tę cechę, tak jak i przemiana kształtowała pewne charakterystyczne zdolności u ludzi, czasami obdarzając ich niezwykłymi zdolnościami.
– No dobrze, powiedzmy, że ci wierzę – zgodziła się Layla, chociaż miała wrażenie, że Rufus już zdążył zapomnieć o Lorenie i o tym, że miała jakiekolwiek wątpliwości. – Lepiej powiedz nam w końcu, co się stało? Jak się czujesz i czy…?
Rzucił jej krótkie, acz stanowcze spojrzenie, które skutecznie zamknęło jej usta.
– Mogłabyś równie dobrze zapytać o to swoją siostrę – zauważył przytomnie, ale w jego głosie nie pobrzmiewała nawet nuta złośliwości. Ton miał łagodny i kojący, bo najwyraźniej był w tym swoim specyficznym nastroju, kiedy mogła uznać go nie tylko za normalnego, ale i uprzejmego. Tym samym tonem zdarzało mu się zwracać do niej, kiedy byli sami i również w ten sam sposób zwracał się do Renesmee czy Dimitra, kiedy chciał ich oczarować. – Sądząc po tym, jak wieszczka na mnie patrzy, sądzę, że doskonale zna odpowiedź.
– Teoretycznie – przyznała Isabeau, wywracając oczami. – Ale tego chyba nie tak trudno się domyśleć. Kiedy się obudziłam na plaży, byłam zdezorientowana i przerażona, tym bardziej, że wyczuwałam nadchodzący świt. No ale znając ciebie, to pewnie za chwilę usłyszymy, że to nader fascynujące doświadczenie. Z góry uprzedzam, że mnie to bynajmniej nie satysfakcjonuje… – Isabeau uśmiechnęła się krzywo. – W zasadzie oprócz ciebie, może jedynie Carlisle i Theo byliby w stanie podzielać twój entuzjazm – dodała z przekąsem.
– A ty nie? – Rufus uniósł brwi, zaskoczony. – Gdybyś rozumiała przynajmniej częściowo, co się właśnie na naszych oczach dzieje, prawdopodobnie rozmawiałabyś ze mną inaczej, Isabeau – stwierdził z przekonaniem.
Isabeau zmrużyła oczy i pokręciła głową, ale nie w odpowiedzi na jego słowa, ale raczej swoje własne myśli. Layla również była zdezorientowana, poza tym dręczyło ją coraz więcej pytań na które chciała poznać odpowiedzi.
– Znowu mówisz zagadkami, Rufus – wytknęła mu niemal z goryczą. Jeśli nie pozostałym, to przynajmniej jej należały się jakiekolwiek sensowne wyjaśnienia. Przecież dopiero co omal go nie straciła! – Powiedz mi szczerze… Czy wiedziałeś, co takiego się stanie, kiedy kazałeś mi siebie zaatakować – zapytała z powagą i spojrzała mu w oczy. Jednocześnie chciała i nie chciała poznać odpowiedź.
– W zasadzie… – Przez twarz Rufusa przemknął cień. Wyraźnie nie był zadowolony, że zapytała go o to tak szybko, a może nawet miał nadzieję, że nigdy nie usłyszy tego pytania. – No wiesz, analizując to, co mówiła Isabeau, wydawało się rozsądne, że…
Layla pobladła.
– Wiedziałam! – Zacisnęła obie dłonie w pięści, ledwo powstrzymując dreszcz, który przeszedł jej ciało. – Wiedziałam, że to musiał być eksperyment! Kolejny raz próbowałeś testować na sobie, a ja… – Urwała, żeby złapać oddech. – Rufus, na litość bogini!
– Uspokój się, dziewczyno! – Rufus rzucił jej krzywe spojrzenie. – Jeśli się zadręczasz, to w tej chwili przestań. Wszystko wydaje się lepsze od stanu w którym trwałem, poza tym tak czy inaczej prędzej czy później by do tego doszło: do śmierci. Trzeba umrzeć, żeby się narodzić i wydawało mi się, że to jest jasne, bo do tego od samego początku dążyły wyjaśnienia kapłanki – zauważył przytomnie, takim tonem, jakby było to najoczywistsze na świecie.
– O czym mówisz? – wtrącił Dimitr, robiąc kilka kroków w stronę Rufusa. Teraz wszyscy patrzyli na niego wyczekująco, wyraźnie niczego nie rozumiejąc. – Dlaczego mówisz o śmierci, skoro tutaj jesteś? Mówisz tak, jakbyś odkrył coś niesamowitego, ale…
– Bo tak jest!
Oczy Rufusa zalśniły ekscytacją. Zanim ktokolwiek zdołał zareagować, pół-wampir (czy nadal nim był?) zdążył już zmaterializować się po drugiej stronie laboratorium. Przez moment rozglądał się dookoła, w pośpiechu starając się coś znaleźć, ale ostatecznie zrezygnował i ponownie spojrzał na obserwujących go nieśmiertelnych. Layla nie była zdziwiona tym, że większość obserwowała go z niepewnymi minami, wyraźnie nastawiona sceptycznie. Rufus był nieprzewidywalny i zdążył udowodnić to już tak wiele razy, że już sam instynkt i zdrowy rozsądek nakazywały, żeby się go obawiać.
– Śmierć od samego początku była rozwiązaniem – odezwał się ponownie Rufus. Mówił z podekscytowaniem i pewnością w głosie, najwyraźniej nie mogąc dłużej wytrzymać w milczeniu. – Całe to szaleństwo… Szukaliśmy choroby, ale tak naprawdę to coś zupełnie innego, chociaż zrozumiałem to dopiero wtedy, kiedy Isabeau przyprowadziła te dzieciaki. I jeszcze jej wizja… Cały czas mówiła o śmierci i o tym, że kogoś zabiła. Powtarzała, że to nienaturalne, że ci, którzy powinni być martwi, wciąż ją otaczają, ale przecież to czysta bzdura! W naszym przypadku śmierć wcale nie jest równoznaczna z końcem życia, jeśli spojrzeć na to pod odpowiednim kątem – stwierdził niemal pogodnie.
– O czym ty, do cholery, mówisz? – wypalił Gabriel, odzywając się po raz pierwszy od momentu „przebudzenia” Rufusa.
– Popieram. Dosłownie z ust mi to wyjąłeś, braciszku – podtrzymała Isabeau. – Nie lubię się do tego przyznawać, ale wyjątkowo się z tobą zgadzam.
Rufus wzniósł oczy ku górze, wyraźnie poirytowany tym, że najwyraźniej nie do wszystkich dociera to, co jemu wydawało się oczywiste. Najwyraźniej i pod tym względem się nie zmienił – wciąż był niecierpliwy i to było dobre, nawet jeśli czasami doprowadzało Laylę do szału.
– Sądzę, Gabrielu – odezwał się po chwili zastanowienia Carlisle – że Rufus ma w tym momencie na myśli wampiry – wyjaśnił spokojnie doktor.
– Tak! – Nieśmiertelny aż odetchnął z ulgą, zadowolony z usłyszanego wniosku. – Wampiry są martwe, prawda? My również jesteśmy martwi – dodał, zerkając z ukosa na Isabeau. – Każde podanie ma w sobie chociaż ziarno prawdy. Wśród ludzi już od dawna krążyły opowieści o dzieciach nocy, prawdziwych wampirach, które spalały się na słońcu i miały kły. Wszystkie te cechy można przypisać teraz mnie, Isabeau, czy wszystkim tym dzieciakom, które dzięki niej stały się… stabilne? To, co do tej pory traktowałem jako chorobę, równie dobrze można określić jak formę przemiany – niezwykle trudnej i gorsze od trzech dni wicia się w agonii. Gdyby pokusić się o uznanie wampiryzmu za chorobę, można zauważyć analogię. Jad powoli wyniszcza czerwone krwinki, powoli doprowadzając do śmierci. W tym przypadku jest podobnie. Sama Isabeau powiedziała, że wszyscy zarażeni są albo martwi, albo zachowują się tak, jakby postradali zmysły. Prędzej czy później zrobią sobie albo komuś coś, co doprowadzi do ich śmierci – a później do zmartwychwstania. Być może inni, ale to wciąż wampiry i w tym, że się budzą, nie ma niczego nadnaturalnego – nalegał Rufus, coraz bardziej zadowolony z siebie.
Jeszcze chwilę po jego wyjaśnieniach, panowała cisza. Każdy po prostu patrzył, spoglądając na naukowca z wyraźną rezerwą.
– Czyli co? – Kristin skrzywiła się. – Odpieprza nam, bo mamy umrzeć i jesteśmy albo będziemy jakimiś nienormalnymi wampirami?
– Mniej więcej – przyznał nieśmiertelny, wyraźnie niezadowolony tokiem rozumowania dziewczyny. – Czerwone błyski w oczach, problemy z koncentracją, wybuchy agresji… To wszystko, co do tej pory analizowałem, w rzeczywistości jest jednym z etapów przemiany, którą przechodzimy.
– I pewnie wymyśliłeś to w wolnej chwili, zanim Layla przebiła cię kołkiem? – zadrwiła Isabeau, jak zwykle żartem starając się przysłonić niepokój.
Rufus nachmurzył się i Layla zorientowała się, że w tym momencie nieśmiertelny naprawdę się zdenerwował. Zaniepokojona znajomym błyskiem w oczach pół-wampira, otworzyła usta, chcąc jakoś zapanować nad sytuacją, ale nie zdążył nawet się odezwać. Rufus zareagował błyskawicznie i doskoczywszy do Isabeau, siłą przyciągnął ją do siebie. Trzymając zaskoczoną dziewczynę, chwycił leżący na jednym ze stołów skalpel, po czym bez wahania wbił ostrze wprost w klatkę piersiową Beau i to tak głęboko, że Layla widziała jedynie trzonek medycznego noża.
Isabeau zachłystnęła się powietrzem i zgięła się w pół, zaciskając palce na rączce skalpela. Wciąż jeszcze kaszląc, wyszarpnęła narzędzie i odrzuciła je na bok, po czym osunęła się na kolana, przyciskając obie dłonie do szybko powiększającej się plamy krwi. Layla bez zastanowienia skoczyła w stronę siostry, potrącając przy tym Rufusa, który spokojnie stał, zupełnie jakby nic się przed chwilą nie wydarzyło.
– Beau! – jęknęła Layla, próbując zwrócić na siebie uwagę siostry. Dziewczyna jedynie pokręciła głową i rozluźniła uścisk, żeby pokazać pół-wampirzycy, że rana nie tylko zdążyła przestać krwawić, ale już się zasklepiła, zupełnie jak pod uzdrawiającym dotykiem Damiena; teraz prócz dziury w ubraniu i krwi, nie było nawet blizny po cięciu. – Rufus, całkiem cię już popieprzyło?! – wydarła się, wciąż podtrzymując Isabeau, chociaż ta wydawała się być już po prostu w szoku.
Nawet jeśli nieśmiertelny zamierzał odpowiedzieć, nie miał po temu okazji, bo w ułamku sekundy w jego stronę skoczył zagniewany Gabriel. Renesmee zaprotestowała głośno, ale chłopakowi i tak udało się przygwoździć Rufusa do ściany. Teraz zaciskał dłoń na gardle tego, który śmiał zaatakować jego siostrę, zagniewany i zdolny do wszystkiego. Layla pragnęła poderwać się i jakoś przemówić bratu do rozsądku, ale z góry wiedziała, że to nie ma żadnego sensu, Gabriel bowiem zawsze ostro reagował, kiedy chodziło o bezpieczeństwo jego rodziny.
– Nigdy więcej tego nie rób! – syknął, jeszcze mocniej zaciskając palce na gardle Rufusa. Nieśmiertelny po prostu na niego patrzył, zupełnie jakby brak dopływu powietrza nie robił na nim żadnego wrażenia. – Słyszysz? Nigdy! – powtórzył Gabriel i z trudem zmusił się do tego, żeby rozluźnić uścisk i cofnąć się o krok. Natychmiast podszedł do Isabeau, chcąc zająć czymś ręce i pomóc młodszej siostrze stanąć na nogi, chociaż ta oczywiście protestowała przed jakąkolwiek pomocą, jak zwykle stawiając na niezależność.
Rufus wyprostował się, a jego palce machinalnie powędrowały do gardła. Layli nie było go żal i gdyby mogła, raz jeszcze spoliczkowałaby pół-wampira, żeby dodatkowo podkreślić słowa brata, ale powstrzymała ją myśl, że to przecież Rufus. Poza tym Isabeau jakimś cudem nic się nie stało, a to mogło znaczyć…
– Ale przecież to widzicie, prawda? – Rufus odezwał się jakby w odpowiedzi na jej myśli. – Nie mogło jej się nic stać, jeśli w grę nie wchodziło srebro. Mnie również, bo oboje jesteśmy wampirami. Jesteśmy martwi i nic już tego nie zmieni, tak jak i nic nie jest uczynić wampira ponownie człowiekiem. – Spojrzał na roztrzęsioną Isabeau. – Bądźmy szczerzy i nazywajmy rzeczy po imieniu. Ty, Isabeau, umarłaś tamtego dnia na klifie – ty i twoje dzieci. Nikt nie był w stanie przeżyć najpierw takiego upadku, a później porodu, nawet hybryda. Rayan i tamta trójka umarli, kiedy ich zabiłaś. Ja umarłem, co doskonale wiesz, bo byłaś tego świadkiem i to jeszcze zanim się wydarzyło. Każde z nas z jakiegoś powodu spotkało śmierć, tym samym dopełniając zmian, które już od jakiegoś zachodziły w każdym z nas. To jest właśnie jedynie alternatywa: ta śmierć, która prędzej czy później i tak nas spotka.
Urwał i ciężko dysząc, spojrzał na każdego z zebranych z osoba. Layla drżała, podświadomie wiedząc, że teoria Rufusa ma więcej sensu niż którekolwiek z nich byłoby sobie wyobrazić – po prostu nie chcieli tego przyjąć do świadomości.
– A co jest w tym wszystkim naprawdę fascynujące? Że mamy nowy gatunek wampirów i chyba nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy – powiedział z naciskiem, podejmując wątek. – Mogę teraz przejść do rzeczy, czy ktoś jeszcze ma zamiar podważyć moje słowa? – zapytał rozdrażniony, odsłaniając kły.
Nikt nie zaprotestował.

1 komentarz:

  1. Zakończenie rozdziału w momencie, kiedy Rufus m im do pokazania coś odstrzałowego :D ale dzisiaj akurat mam dobry humor, więc nie bede grozić xD z liścia go :p najlepsza scena w tym rozdziale. Aż to sobie wyobrazilam, kiedy Layla go uderzyła, a on totalnie nie wie co sie dzieje. To było epickie :3 naprawdę xD
    Ciekawi mnie co tez Rufus chce zrobić, a ta myśl nie daje mi spokoju. Ale trzeba czekać do jutra C:
    Nie wyłapalam żadnych błędów ani nic takiego, więc jest okey. Kurde, nowy rodzaj wampirów *,* to kiedy zmieniamy resztę xD
    A, no i zapomnę; co to do cholery było, kiedy Rufus tkanal Beau?! Co ona jakiś królik doświadczalny, ze można ma przebijać? -.- oj, wkurzyles mnie xD
    Gabi

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa