Renesmee
Mocniej chwyciłam
Gabriela za rękę, żeby upewnić się, że ponownie nie zaatakuje Rufusa. Być może
zasłużył sobie na taką reakcję po tym, jak potraktował Isabeau, ale wolałam
żeby mój mąż się w to nie mieszał, zwłaszcza, że Rufus był
nieprzewidywalny. Nie chciałam żeby Gabrielowi stała się krzywda, a i myśl
o tym, że mógłby kogokolwiek zranić, bynajmniej nie napawała mnie
entuzjazmem.
Layla wciąż
kucała przy Isabeau, wzrok jednak utkwiła w ekscentrycznym pół-wampirze.
Naukowiec w ułamku sekundy pokonał kilka metrów, zatrzymując się przy
przeźroczystej tablicy, która stała pod jedną ze ścian. Wciąż zagniewany tym,
że ktokolwiek mógł mieć wątpliwości do jego słów, przesunął tablicę bliżej
i zaczął rozglądać się za czymś innym. Wydawał się pobudzony jeszcze
bardziej niż do tej pory, co było dość niepokojące, bo chociaż znałam go
krótko, zdążyłam przekonać się, że rozemocjonowany Rufus nigdy nie wróży
niczego dobrego.
– Ludzkie
podania… – Rufus wydawał się mówić do siebie, ale instynktownie skoncentrowałam
się na jego słowach. Jeszcze zanim podjął temat, pochwycił coś, co okazało się
czarnym markerem i zdjąwszy zatyczkę, zaczął w pośpiechu zapisywać
kolejne słowa. – Wampiry, które opisują ludzie, znacznie różnią się od tych,
które znamy. Oczywiście, są i historie o zimnych ludziach, ale to
inna sprawa. Już wieki temu istniały historie o dzieciach nocy, które
spalały się na słońcu i piły krew ludzi. Istoty bez duszy, które nie miały
prawa wejść do ludzkiej siedziby bez pozwolenia. Istoty, które dysponowały
niezwykłymi zdolnościami, które potrafiły uwodzić i omamiać swoje ofiary
i które ograniczała chociażby bieżąca woda, zależnie od tego, jak wielką
mocą dysponowały. Co więcej, niektóre podania opisywały, że w żyłach
nieśmiertelnych krążyła krew i to teoretycznie mogłoby dotyczyć
pół-wampirów, ale… Cóż, w tej sytuacji niekoniecznie.
Przerwał
swój wywód, żeby obok napisanego niedbale słowa „wampir”, nakreślić „hybryda”.
Otoczył oba kółkiem i odsunął się o krok, uważnie przypatrując
swojemu dziełu i w pośpiechu coś analizując.
– Dla ludzi
wiek to niepojęta liczba, ale kiedy za perspektywę ma się wieczność, nawet
i tysiąclecie wydaje się niczym. Prawda jest taka, że jestem zdecydowanie
starszy od każdego z was i chyba jedynie Michael mógłby zrozumieć to,
co teraz mam na myśli. Widziałem sukcesy i upadki wielkich cywilizacji,
wojny i zniszczenie… I widziałem również to, co działo się
w najróżniejszych okresach z nieśmiertelnymi, chociaż nie pamiętam
okresu Upadku oraz samego rozpadu Śmiertelnego Kwartetu, ale…
– Kwartet
i rządy Isobel to legenda – przerwała mu stanowczo Isabeau. Głos wciąż
miała lekko drżący, ale poza tym pewnie trzymała się na nogach, najwyraźniej
nie bojąc się, że Rufus znowu może ją zaatakować.
– Być może.
To tak jakby roztrząsać podstawy religii, jak kwestia narodzin Jezusa albo samo
stworzenie świata – stwierdził w zamyśleniu. Nie miałam pojęcia
o czym mówiło, bo pierwszy raz słyszałam o jakimś Upadku, ale
postanowiłam się nie wtrącać. – Ale dobrze, trzymajmy się faktów. Dążę do tego,
że świat kiedyś wyglądał inaczej i również inni było nieśmiertelni.
Pamiętam rody, takie jak Licavoli – skinął głową w stronę moją
i mojego męża – i potęgę telepatii. Pamiętam również, że istnieli
tacy, którzy czymś się od zwykłych pół-wampirów różnili, a przynajmniej
tak utrzymywali. Być może właśnie do takich należał ten od którego się to
zaczęło, ten…
– Jaques –
podsunęłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Rufus
machnął ręką.
– Nieważne
– stwierdził obojętnym tonem. – Dążę do tego, że to już się kiedyś wydarzyło.
Historia zatacza koło, a my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.
– „To”,
czyli co? – zapytał Dimitr, zakładając obie ręce na piersi i spoglądając
na nieśmiertelnego z rosnącym niepokojem.
– Dzieci
nocy wyginęły bardzo dawno temu – wyjaśnił. – Ale najwyraźniej niektórzy
potomkowie, jak chociażby Jaques, wciąż jeszcze żyją. Ich krew jest tym, co
wampirzy jad: katalizatorem, który rozpoczyna przemianę. – Rufus spojrzał na
nas z błyskiem w oczach. – To jest trudniejsze, tak jak mówiłem.
Kiedy tłumaczyłem Layli, jak działa ta – zostańmy przy nazwie – choroba, porównałem
to do AIDS. W grę nie wchodzi ugryzienie, ale wymiana krewi. To albo
kontakt seksualny… No i wychodzi na to, że ten rodzaj wampiryzmu jest
dziedziczny – dodał, spoglądając na Isabeau i to w tak znaczący
sposób, że dziewczyna pobladła i odwróciła wzrok.
Rufus znowu
spojrzał na tablicę, po czym pociągnął od słowa „hybryda” trzy strzałki. Przy
każdej szybko dopisał kolejne słowa, ale mnie bardziej przypominało to fale
i nic nie zrozumiałam.
– Geny mogą
się uwarunkować różnie. Najczęściej rozkładają się po równi: pół-wampir,
pół-człowiek. Czasami któraś natura przeważa, ale to rzadko się zdarza.
W skrajnych przypadkach zdarza się, że dziecko jest niemal ludzkie… Albo
nie ma w sobie nic z człowieka. To jedyny przypadek, kiedy
pół-wampirzyca może poronić w naturalny sposób, skoro płód się nie rozwija
– dodał mimochodem, a mnie przeszedł dreszcz na wspomnienie tego, jak omal
nie straciłam ciąży. – Ale przypadek z którym teraz mamy do czynienia,
jest zupełnie czymś innym. Ta choroba – przeciągnął jeszcze jedną strzałów od
słowa „hybrydy” i to daleko poza wcześniejszy schemat, po czym starannie
nakreślił litery „SA” – zmienia geny. Wpływa na układ nerwowy i powoduje
szereg zmian. Zależnie od charakteru, efekty wyglądają różnie, ale najczęściej
i tak mają doprowadzić do śmierci, która jest zwieńczeniem przemiany.
Dlatego zakładam, że wszystkich zarażonych, którzy jeszcze nie ukończyli
procesu, można określić… poczwarkami? No wiecie, stan przejściowy.
Kolejna
strzałka, tym razem od „SA” oraz coś, co wydawało się brzmieć jak „pertrans”.
Zaraz po tym nieśmiertelny dokończył schemat, zamykając go poprzez połączenie
ostatniego etapu ze stojącym na początku słowem „wampir”.
– Cykl się
zamyka. Wszystko ma początek i koniec. Życie i śmierć, chociaż
w naszym przypadku umieranie jest pojęciem względnym. Natura dąży do
ideału, więc i w przypadku pół-wampirów stara się wyeliminować ludzką
część. Ciężko powiedzieć mi skąd to się bierze, ale sami doskonale widzicie
efekty – stwierdził, niedbale opierając się o zapisaną tablicę.
Zapadła
cisza, podczas której wszyscy wciąż patrzyli się na Rufusa i jego notatki,
próbując jakoś się z tym oswoić. Osobiście czułam, że kręci mi się
w głowie i ledwo łapałam oddech, oszołomna. Nie mogłam zrozumieć, że
coś tak okropnego, jak to, co spotkało Laylę czy Isabeau, mogło wiązać się
z wampiryzacją i… śmiercią.
Właściwie
nie zauważyłam, kiedy Rufus ruszył się z miejsca. Nagle zmaterializował
się u mojego boku i pociągnął mnie za rękę, po czym popchnął
w kierunku sióstr Gabriela, tak, że Layla znalazła się między mną
a Beau. Wszystkie trzy spojrzałyśmy na niego zdezorientowane, ale geniusz
wydawał się tego nie dostrzegać, skoncentrowany na czymś innym.
– Świetnie
– stwierdził z entuzjazmem. – Półkrewka, pertrans i wampir.
Nadążacie, czy mam tłumaczyć wszystko od początku? – zapytał takim tonem, że
jasne stało się, iż w afekcie zabije każdego, kto zmusi go do powtórnego
wykładu.
Nikt nie
odpowiedział, ale kilka osób – w tym Kristin – pokiwało głowami.
Dziewczyna kiwała się nerwowo, wyraźnie wytrącona z równowagi. Sama nie
wiem, jakbym się zachowała, gdyby nagle dowiedziała się, że nie jestem
zwyczajna, nawet w świecie nieśmiertelnych. Co więcej, śmierć brzmiała
bardziej przerażająco i ostatecznie niż cierpienie wywołane jadem, dlatego
tym bardziej się jej nie dziwiłam.
Poczułam
się trochę niezręcznie, poza tym nie mogłam znieść udręczonego spojrzenia
Gabriela, który spoglądał to na mnie, to na znajdującego się tuż poza zasięgiem
mojego wzroku Rufusa. Oczy mojego męża wciąż błyszczały gniewnie, co musiało
znaczyć mniej więcej tyle, że tak łatwo nie wybaczy naukowcowi ataku na jego
siostrę i że najchętniej trzymałby mnie z daleka od niego.
–
Powiedziałeś, że śmierć jest rozwiązaniem… – odezwała się nagle Isabeau. – Czy
to może oznaczać, że…?
– Ty
pierwsza to powiedziałaś. – Głos Rufusa nagle złagodniał. Nieśmiertelny nagle
zmaterializował się przed nami, poruszając się przy tym tak szybko, że aż się
wzdrygnęłam. – Nie jestem zdziwiony, że masz do mnie pytanie, wieszczko…
I tym bardziej ciąży mi, że muszę cię rozczarować.
Przez twarz
Isabeau przemknął cień, pospiesznie jednak na powrót zapanowała nad emocjami.
Powoli skinęła głową, ale chociaż patrzyła się przy tym na Rufusa, nie byłam
pewna, czy go widziała.
– To nic –
szepnęła. – Wiem, że… Ja po prostu nie rozumiem, dlaczego w takim wypadku
jestem tutaj, a on jest martwy. Dlaczego, skoro to Drake zaraził się
pierwszy?
– Ależ
rozumiesz – zaoponował Rufus. – Zastanów się, Isabeau. Wydaje mi się, że
mówiłem o tym – zachęcił ją cicho.
Dziewczyna
jęknęła.
– Zabiłam
go srebrną włócznią, tak? – Pokręciła energicznie głową, chcą opędzić się od od
przykrych wspomnień. – Ale to nie wszystko tłumaczy. Zginęło więcej osób
i nie mam tutaj na myśli tych, którzy zostało rozerwani przez Yves'a
i jego zagniewaną bandę. Nie żeby mnie to martwiło, ale dlaczego
w takim razie nie ma tutaj chociażby Taylor albo chłopaka, którego zabiła
Renesmee? – zapytała przytomnie, głową kiwając znacząco w moją stronę.
Zesztywniałam,
bo niechętnie wracałam pamięcią do wspomnień z okresu, kiedy będąc
w ciąży, zostałam uwięziona przez Lawrence'a. Być może właśnie dlatego to
nie ja, a Isabeau zadała to pytanie, ale w tym momencie nie liczyło
się kto wyciągał wnioski. Ważniejsze było poznanie odpowiedzi, tym bardziej, że
po słowach Beau poczułam, że coś przewraca mi się w żołądku.
– Jeśli
spojrzeć na to tak, jak na przemianę, co już zasugerował Rufus – odezwał się po
chwili namysłu Carlisle – to być może dla Taylor czy Caina było zbyt wcześnie.
Podczas przemiany, zawsze najważniejsze jest serce. Jeśli zatnie się
w trakcie… – Urwał, ale wnioski będą oczywiste.
– Dzyń! –
Rufus zamruczał z zadowoleniem. – Dokładnie. To istny majstersztyk, że tak
się wyrażę. Genetyczną doskonałość.
–
Genetyczny problem – wtrącił się poważnym tonem Dimitr. – Cudownie, że ta kwestia
łechce twoje naukowe ego, Rufusie…
– Ciekawy
dobór słów – wymamrotał sam zainteresowany, a Kristin dostała nagłego
ataki kaszlu.
– … ale ja
chce, do jasnej cholery, wiedzieć, skąd to się wzięło – dokończył wampir, nie
zwracając na komentarze najmniejsze uwagi.
Rufus
zamrugał i spojrzał pytająco na Dimitra. Król założył obie ręce na piersi,
nie kryjąc rozdrażnienia i złości – on również był zły za atak na Isabeau,
chociaż przynajmniej nie rwał się do rękoczynów, przynajmniej na razie.
– Słucham?
– Rufus wydawał się zdezorientowany. – Skąd się wzięło? Wydaje mi się, że
kilkukrotnie podkreśliłam, że to krew, geny…
– Nie to
mam na myśli – przerwał mu Dimitr. – Załóżmy, że zaczął to Jaques – że cześć
piła jego krew, żeby zyskać obiecaną moc. Co dalej?
– Ach…
Podejrzewam, że niektórzy nieświadomie przekazali to dalej. Jak na przykład
Drake i Isabeau – stwierdził, udając, że nie widzi niepokojącego błysku
w oczach wampira. – No dobrze, więc mamy jednego telepatę, który zaraża
całą grupę i pewnie mówi im, żeby byli ostrożni…
–
Powiedział, że nie powinniśmy pozwalać pić z siebie innym, nawet między
sobą – wtrąciła Kristin, a ja przypomniałam sobie, jak Layla zaczęła się
wzbraniać przed nakarmieniem mnie, kiedy potrzebowałam krwi. – Nie wyjaśnił nam
dlaczego. Niczego nie wiedzieliśmy – stwierdziła z goryczą.
Nieśmiertelny
skinął głową, jakby na potwierdzenie jej słów, chociaż równie dobrze myślami
mógł być już daleko.
– Tak czy
inaczej, Devile zaraził Isabeau. Ona przekazała to dzieciom, bo krew matki
zawsze krąży w żyłach jej potomstwa. Co więcej…
– Ja też
piłam krew Jaquesa – przerwała mu Isabeau. – To było niczym inicjacja, kiedy
Drake był przekonany, że stoję po jego stronie. Sama nie wiedziałam, co się
dzieje i dlaczego Drake tak bardzo nalega, ale kiedy zaczęłam pić…
– To też
logiczne. – Rufus pokiwał w zamyśleniu głową. – Drake nie był jeszcze…
w pełni wampirem, więc niejako pośredniczył w twojej przemianie.
O ile się nie mylę, picie krwi bezpośrednio od kogoś takiego jak Jaques,
przyśpieszało proces. Może nawet tylko dzięki jego krwi, ty i twoje dzieci
mieliście jakiekolwiek szanse na przeżycie. – Raptownie odwrócił się
w moją stronę. – Dlatego tym bardziej jestem zaintrygowany nią –
stwierdził, a ja cała zesztywniałam, nie mając pojęcia, co powinnam
o jego oświadczeniu myśleć.
– Mną? –
powtórzyłam niezbyt inteligentnie. Wcześniej nawet nie zastanawiałam się nad
tym, dlaczego Rufus chciał poznać nie tylko Carlisle’a, ale również mnie. –
A co ja mam do tego wszystkiego? – zapytałam pośpiesznie, widząc, że Gabriel
otwiera usta, żeby coś wtrącić. Nie chciałam kolejnej kłótni, tym bardziej, że
byłam coraz bardziej zmęczona zaistniałą sytuacją.
Gabrielu,
tylko spokojnie, pomyślałam, dobrze wiedząc, że mnie usłyszy. Ja
wiem, że Rufus jest troszeczkę dziwny, zwłaszcza teraz, ale…
Troszeczkę
dziwny?, prychnął w odpowiedzi. „Troszeczkę” to
oberwie, jeśli jeszcze raz zrobi jakąś głupotę względem ciebie albo
którejkolwiek z moich sióstr, mruknął, a potem bezwiednie na
włoski i niewiele byłam w stanie zrozumieć z tego, co mówił.
Przynajmniej wydawał się jedynie zirytowany, co dawało mi nadzieję na to, że
może nie rzuci się ponownie Rufusa jedynie za to, że odważył się odezwać albo
spojrzeć na mnie.
– Ta grypa?
– Głos Edwarda wyrwał mnie z zamyślenia. – A co do tego wszystkiego
ma fakt, że Nessie była chora? – zapytał tata, odpowiadając na coś
w myślach Rufusa, czego ten jeszcze nie zdążył nam powiedzieć na głos.
– Po to
mnie szukaliście, prawda? Teraz zastanawiam się… Cholera, nie istnieje żadna
ludzka choroba, która wpływałaby na pół-wampiry! Jej przypadek jest co najmniej
dziwny, a ja mam pewną teorię, ale do tego potrzebowałbym krwi jej, może
również jej córki…
– Nie ma
mowy! – zaoponowałam, jeszcze zanim skończył mówić. Moja awersja przed igłami
to było jedno, jednak nieufność wobec Rufusa to jeszcze coś innego Nie
zamierzałam mu zbliżyć się do mnie, a co dopiero do Alessi i musiał
być tego świadom. – Tylko spróbuj tknąć moją córkę, a przysięgam, że długo
mnie popamiętasz! – zagroziłam i uświadomiłam sobie, że faktycznie byłabym
zdolna go zaatakować.
Gabriel
nagle znalazł się przy mnie, dla pewności mnie osłaniając i spoglądając
ostrzegawczo na nieśmiertelnego. Rufus popatrzył na nas niemal
z politowaniem i wzruszył ramionami, pozornie wyglądając tak, jakby
było mu wszystko jedno, czy będzie mógł przeprowadzić jakiekolwiek badania, ale
błysk w jego oczach mnie zaniepokoił. Nie ufałam mu, a fakt, że byłam
świadoma jego nieprzewidywalności, jedynie jeszcze bardziej mnie niepokoił.
– Jak sobie
chcecie – mruknął gniewnie. – Ale wydaje mi się, że wszyscy potrzebujemy
odpowiedzi, dlatego…
– Ty ich
potrzebujesz – wytknął mu Gabriel. – Nie mam zielonego pojęcia, co takiego ma
do twoich teorii moja żona, ale nawet gdybyś był najbardziej rozsądną osobą na
świecie, nie pozwoliłbym ci na nich eksperymentować. Zwłaszcza po tym, jak
potraktowałeś moją siostrę.
– Twojej
siostrze nic nie jest, a w ty przynajmniej przekonaliście się, że
mówię najzupełniej poważnie! – zirytował się Rufus. Spojrzał na Gabriela
z ukosa, odsłaniając przy tym komplet ostrych zębów, w tym dwa
wyostrzone kły. W jego wykonaniu wyglądało to jeszcze bardziej
niepokojąco, chociaż starałam się nie dać nic po sobie poznać. – Nie macie
pojęcia z czym mamy do czynienia. Jak zwykle krótkowzroczni i jedynie
ja…
Chciał
dodać coś jeszcze, ale urwał, kiedy między nią i Gabriela wskoczyła
rozdrażniona Layla. Dziewczyna stanęła pomiędzy zagniewanymi nieśmiertelnymi,
rozkładając obie ręce i próbując mieć pewność, że naukowiec i jej
brat nie zdecydują się zbytnio do siebie zbliżyć. Jej błękitne oczy błyszczały
od nadmiaru emocji, poza tym Layla wyglądała tak, jakby sama już nie była pewna
po której stronie powinna stanąć.
– Stop! –
zażądała, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Najlepiej oboje się
zamknijcie, bo za chwilę dostanę szału! – oznajmiła.
Gabriel
rzucił siostrze przelotnie spojrzenie i wyprostował się, spoglądając kątem
oka na Rufusa. Tamten mruknął coś w odpowiedzi, ale najwyraźniej Layla
miała na niego dość spory wpływ, bo po prostu odwrócił się na pięcie
i odszedł o kilka kroków, nie patrząc na nikogo. Był zły i nie
miałam co do tego żadnych wątpliwości.
– Róbcie co
chcecie, ale chciałbym uzyskać odpowiedź na jedno pytanie – powiedział, uparcie
nie spoglądając na któregokolwiek z obecnych. – Czy dziewczyna piła
z kogokolwiek, kto mógłby być zarażony? – wypalił, a we mnie aż się
zagotowało, bo to pytanie było równie intymne, co dociekanie, jak często
z Gabrielem pozwalamy sobie na więcej, kiedy jesteśmy sami.
– Jeśli
musisz już wiedzieć, moja żona należy do mnie – uciął temat Gabriel, zupełnie
nieświadomie wzmacniając uścisk wokół mojego ramienia. – Chyba, że ja
o czymś nie wiem – dodał i z założenia miał być to żart, ale był
w zbyt podłym nastroju, żeby mu wyszedł.
– Tak, ale
ty piłeś ze mnie, Gabrielu – odezwała się nagle Isabeau.
W
odpowiedzi na jej słowa Gabriel zesztywniał, a Rufus odwrócił się
gwałtownie w stronę dziewczyny. W jego oczach ponownie pojawił się
błysk zainteresowania, jakby kolejne elementy układanki nareszcie zostały
dopasowane w odpowiednie miejsca.
– Mów dalej
– zachęcił dziewczynę, przynajmniej sprawiając wrażenie, że zdążył już
zapomnieć o wcześniejszej potyczce słownej z Gabrielem. – Kiedy? To
ważne – nalegał, coraz bardziej podekscytowany.
– Jeszcze
zanim zorientowałam się, że coś jest ze mną nie tak – wyjaśniła Isabeau. –
Pamiętasz, Gabrielu? To było wtedy, kiedy pojechałam po ciebie do Seattle, po
tym, jak zaatakował cię Drake. Nie miałeś wyboru i musiałeś się ze mnie
napić.
Gabriel
skrzywił się.
– Pamiętam
– przyznał niechętnie. – Ale dalej nie rozumiem, co to wszystko ma do rzeczy.
Zresztą wtedy działo się tyle rzeczy na raz, że sam nie jestem pewien, co… –
Nagle urwał i zaczerpnął gwałtownie powietrza. – Nie wiem, czy dobrze
nadążam – spojrzał z rezerwą na Rufusa – i czy to ma jakieś znaczenie,
ale krótko po tym ja i Nessie się zaręczyliśmy. I owszem, wtedy piła
moją krew, a zaraz po tym zaczęła chorować. Jednak dalej nie rozumiem, co
grypa ma do twoich szalonych teorii – dodał, ale w jego głosie wyczułam
nutkę niepokoju.
– Ja też
nie mam pewności, bo oczywiście nie mogę tego sprawdzić… Dobra, już koniec
tematu! – żachnął się, bo mój mąż warknął w odpowiedzi na tę niewinną
uwagę. – Po prostu zastanawiam się, jak wielu pośredników trzeba, żeby
przemiana okazała się niemożliwa. Jeśli było tak, jak mówicie, zakładam, że
Isabeau – na początku przemiany i na dodatek w mnogiej ciąży – nie
była w stanie zarażać, zwłaszcza kogoś, kto dysponuje silnym organizmem. –
Spojrzał znacząco na Gabriela. – Zetknęliście się z tym, oboje.
W twoim przypadku krew Isabeau okazała się zbyt słaba, żeby wywołać
przemianę. Jeśli chodzi o twoją żonę, pewnie byłoby tak samo, gdyby wciąż
nie była osłabiona ciążą. Ona również nie zaczęła się zmieniać, ale
najwyraźniej przynajmniej czasowo stała się bardziej… ludzka i załapała
pierwszą infekcję na jaką się natknęła. Ot cała zagadka, jeśli już chcecie
wiedzieć, co ja myślę na ten temat – mruknął, starając się brzmieć obojętnie,
ale dość marnie mu to wychodziło.
Od nadmiaru
informacji i zmęczenia, powoli zaczynało mi się kręcić w głowie, ale
bez trudu wyciągnęłam wniosek, który wynikał ze słów Rufusa.
Ja
i Gabriel mieliśmy cholerne szczęście, skoro jeszcze nie podzieliliśmy
losu istot podobnych do Layli, Isabeau czy Rufusa.
Ta
świadomość miała w sobie coś przerażającego.
Upiekło im się. Jak dobrze, że Gabriel nie został tym zarazony. Myślałam, że coś mnie trafi jak czytałam rozdział. To było niesamowite. Myślę, że lekcje biologii z Rufusem byłyby ciekawsze niż normalnie xD
OdpowiedzUsuńJak Renesmee rozmawiała z Gabrielem w myślach było całkiem zabawne :3
Pozdrawiam, Gabi
No tak trochę mnie nie było i doszło już 20 rozdziałów.....rozdziały niesamowite.Pozdrawiam .Dżaka.
OdpowiedzUsuń