Isabeau
Drake spojrzał ostro na Bliss.
– Co ty
wygadujesz? – zapytał, a Isabeau nabrała nadziei na to, że może jeszcze
jakoś uda jej się z sytuacji wyplatać. Musiała tylko wiarygodnie skłamać.
– Skąd wiesz?
– No proszę
– żachnęła się dziewczyna, zamaszystym gestem odrzucając rude włosy na plecy. –
Każda kobieta powinna być w stanie się zorientować – stwierdziła i spojrzała
z wyższością na Amelie, która w końcu pozbyła się krzesła i teraz
podeszła bliżej, krzywiąc się i przeklinając pod nosem przy każdym kroku.
– Atakowałeś ją, a ona cały czas próbowała bronić brzucha. Gdybym to ja
miała z tobą walczyć i próbowałbyś mnie objąć, skupiałabym się na
tym, żebyś nie dostał się do mojej szyi, a jednak Isabeau broniła brzucha.
Niechętnie przyznaję, że Licavoli mimo wszystko nie są idiotami, a innego
wyjaśnienia nie widzę.
Bliss
mówiła, a w tym czasie oczy jej brata robiły się coraz większe i jasne
stało się, że całkowicie bliźniaczce wierzy. Nie on jeden zresztą patrzył się
na nią, jakby widział ją po raz pierwszy – spojrzenia Carlisle’a i Esme
nie były wcale różne, a sądząc po szoku w oczach wampirzycy, musiała
zauważyć to samo co Bliss.
Drake mocno
zacisnął palce na ramionach Isabeau i odsunął ją od siebie na długość
wyciągniętych ramion. Spojrzał jej w oczy; jego wzrok miał w sobie
coś hipnotyzującego.
– To…
prawda? Jesteś w ciąży? – zapytał powoli i wyczuła, że drży. Chyba
nigdy nie widziała go w tak głębokim szoku, ale chociaż wszystko
wskazywało na to, że ta wiadomość wytrąciła go z równowagi, wciąż ciężko
było stwierdzić, jakie ma do całej sytuacji podejście. – Odpowiedz mi –
zażądał, lekko nią potrząsając.
Spróbowała
odwrócić wzrok.
– Nie… – skłamała,
ale zabrzmiało to tak nieudolnie, że sama siebie nie była w stanie nabrać.
Oczy
Drake’a jakimś cudem jeszcze bardziej pociemniały; szok pogłębił się i jedynie
to była w stanie wyczytać z jego spojrzenia.
– Nie
okłamuj mnie. Wiesz dobrze, że nas nie da się okłamać – powiedział cicho, mając
oczywiście na myśli telepatów. Jako jedna z nich potrafiła to zrobić,
postanowiła mu tego jednak nie wypominać. Już wystarczająco była zdenerwowana.
– To moje dzieci, mylę się? – zadał kolejne pytanie i ucieszyła się, że w tym
momencie nie jest w stanie patrzeć na Cullenów, żeby przekonać się, jakie
mają miny. To, co musieli sobie w tym momencie myśleć, było jednoznaczne –
niezależnie od tego, czy faktycznie była w ciąży i to z Drake’m,
tak czy inaczej wszystko wskazywało na to, że musiała niedawno uprawiać z telepatą
seks.
Spróbowała
wyszarpnąć ramiona z uścisku Drake’a, ale w tym momencie był tak
rozemocjonowany, że nie miała szans – równie dobrze mogła siłować się z pobliską
ścianą, za wszelką cenę próbując ją przesunąć. Zrezygnowana znów spojrzała na
jego twarz, ale starając się unikać patrzenia mu prosto w oczy.
– Skąd
wiesz? Może jestem w ciąży z Dimitrem, hm? – powiedziała wyzywająco,
doskonale zdając sobie sprawę z tego, że w tym momencie stąpa po
cienkim lodzie.
Zacisnął
dłonie, jakby zamierzał ją spoliczkować, ale nie zrobił tego. Ze świstem
wypuścił powietrze z płuc.
– Teraz ja
uważam, że jesteś kłamcą i oszustką – powiedział cicho.
Wyczuła
moc, która wypełniła powietrze i psychicznie zaczęła się przygotowywać na
kolejną walkę, nie to jednak było celem Drake’a. To była sondująca myśl – niezwykła
energia, która nagle wniknęła w nią. Isabeau nigdy nie czuła czegoś tak
silnego i nie była w stanie się bronić. Czuła umysł Drake’a w swoim
własnym – widziała, jak przegląda jej wspomnienia, jak bada każdą komórkę jej
ciała i chociaż starała się opierać, po prostu nie była w stanie.
Wycofał się
równie nagle, co w ogóle wniknął w jej ciało. Jego oczy rozszerzone
były w geście niedowierzania – wiedział już wszystko. Znał każde jej
wspomnienie, każdą myśl i nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości.
Drake zrobił coś, co było jedną z najgorszych rzeczy, jakie mogły jej się
przydarzyć – całkowicie ją obnażył, poznając wszystkie jej sekrety, myśli i uczucia.
Stała przed
nim, upokorzona i drżąca, patrząc jak w jego oczach pojawia się
zrozumienie i swego rodzaju determinacja. Podjął ją decyzję, chociaż nie
miała pojęcia jaką – jego myśli było całkowicie poza jej zasięgiem, co było
dziwne, bo mało kto miał dość siły, żeby być zdolnym bronić się przed jej
zdolnościami.
Oboje się
zmienili – ich moce rozrosły się w niewyobrażalny sposób – wszystko jednak
wskazywało na to, że to Drake był górą.
Drake
przyglądał jej się w milczeniu.
– Coś ty
zrobiła? – zapytał nagle gniewnym głosem, który całkowicie ją zdezorientował.
– Słucham?
– Zamrugała, próbując otrząsnąć się z szoku. – O co ci, do cholery,
chodzi?
– Przestań w końcu
mnie okłamywać. Coś ty zrobiła? Chcesz je zabić?! – naskoczył na nią.
Odsunęła
się, w końcu wyrywając z jego uścisku. Stanęła w pozycji
bojowej, chociaż zdążyła już się przekonać, że również w walce wręcz jest
na straconej pozycji.
– Ty
naprawdę nie wiesz, co się dzieje? – zapytał, przyglądając jej się badawczo. –
Czuję moc. Czuję, że próbujesz je stłamsić, starając się wytworzyć iluzję tego,
że nie jesteś w ciąży. Sprawiasz, że rozwijają się wolniej i to chyba
jakiś cud, że ciągle żyją – stwierdził. Jej oczy rozszerzyły się w geście
niedowierzania. – Nie czujesz? To nie twoja wina? – zapytał, nagle znów stając
tuż przy niej; jego palce ponownie zacisnęły się na jej ramieniu. – W takim
razie kto?! – zawołał, jakby oczekiwał, że sprawca jest gdzieś w okolicy.
Isabeau
chciała zaprotestować, powiedzieć, że to nieprawda, ale słowa Drake’a brzmiały
sensownie. Sama byłaby w stanie uwierzyć, że ktoś za tym stoi – chociażby
Pavarotti – ale przecież martwiła się wolnym rozwojem ciąży już wtedy, gdy
zorientowała się, że będzie matką. To działo się od samego początku i nie
potrafiła znaleźć przyczyny; z pewnością nie spodziewałaby się, że to…
wynik mocy.
Nie zdążyła
się nad tym zastanowić, nagle bowiem poczuła, jak jej ciało przechodzi prąd.
Było to tak, jakby Drake nagle został podłączony do elektrycznego gniazdka –
dotykał jej, a całe to napięcie momentalnie przeniknęło jej ciało,
przynosząc oszołomienie i ból. Poczuła go w każdej komórce swojego
ciała i to całkiem ją oszołomiło.
Nagle jakby
coś pękło – jakaś niewidzialna bariera, którą do tej pory otaczały się jej
dzieci. Moc, którą wyczuł Drake, a której nie była świadoma, zaczęła się
cofać, Isabeau zaś poczuła, jak dzieje się coś, co przecież nie powinno mieć
miejsca – że jej brzuch rośnie.
Wyrwał jej
się jęk; kolana ugięły się pod nią i nagle wylądowała na klęczka – Drake
nie próbował jej przytrzymywać, ale przynajmniej w końcu uwolniła się z jego
uścisku. Skuliła się na ziemi, obejmując brzuch i próbując samą siebie
przekonać, że to, co się dzieje, nie ma faktycznie miejsca.
To nie
mogło się dziać…
– Co ty jej
robisz? – Miało kiedy słyszała Carlisle’a zagniewanego, a może nawet
wściekłego, dlatego nie było możliwości, żeby zignorowała jego głos. Usłyszała zamieszanie
i krótką komendę Drake’a, żeby dali doktorowi spokój, dlatego chwilę
później wampir dopadł do niej. – Isabeau…? – spróbował zwrócić na nią swoją
uwagę.
Uniosła
głowę i potrząsnęła głową, kiedy tylko ich spojrzenia się spotkały. Cały
czas obejmowała brzuch, jakby chcąc powstrzymać to, co się działo.
– To
niemożliwe… – jęknęła i rozplotła uścisk, po czym w końcu spojrzała
na tę część swojego ciała, która tak bardzo ją niepokoiła.
Jej buch
urósł i teraz nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Już wcześniej
czuła pod palcami, jak się zaokrągla i puchnie, nabierając kształtów i rozmiarów,
które przecież powinien osiągnąć, gdyby ciąża rozwijała się normalnie, ale po
prostu to do niej nie docierały. To było tak, jakby w ciągu kilku minut
spróbować zamknąć całe tygodnie – nawet jeśli była świadoma, jak przebiega
ciąża u pół-wampirów, czegoś takiego nie była w stanie znieść
spokojnie.
Czuła, że
wszyscy na nią patrzą i to sprawiało, że miała ochotę poderwać się i jak
najszybciej uciec; schować się gdzieś, gdzie będzie bezpieczna, a Drake
jej nie dosięgnie. Mogła z nim walczyć, gdyby chodziło jedynie o nią,
ale na jak wiele mogła sobie pozwolić teraz, aż nadto świadoma każdego swojego
ruchu i tego, że jest odpowiedzialna za więcej żyć, a nie tylko swoje
własne?
Ktoś
wyciągnął w jej stronę rękę i bezwiednie ją ujęła. Drake poderwał ją
do pozycji pionowej, a Isabeau aż sapnęła, kiedy spojrzała na swój brzuch
– teraz już pokaźnych rozmiarów, dokładnie taki, jaki powinien być. Nawet jeśli
Drake miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości co do tego, kto był ojciec, teraz
nie musiał się zbytnio wysilać i tracić czas na próby liczenia – odpowiedź
była oczywista.
– Wydaje mi
się, że to całkowicie zmienia postać rzeczy – powiedział cicho, wpatrując się w jej
brzuch, jakby rozwijające się pod warstwą istoty w jakiś sposób go
hipnotyzowały. – Jeśli się nie mylę… A wiem, że się nie mylę – dodał,
uśmiechając się – może nawet one próbowały się ukryć. Mają potężnych rodziców,
nie da się ukryć. Ale taka moc… – Pokręcił głową, nie przestając się jednak
uśmiechać. – Przyszedłem tutaj, bo chciałem cię zobaczyć i wszystko
wskazuje na to, że zjawiłem się w najlepszym możliwym momencie –
stwierdził.
Szok zaczął
powoli mijać i Isabeau odzyskała nieco jasności umysłu. Pośpiesznie
spróbowała wziąć się w garść, tym bardziej teraz, kiedy Drake był
rozproszony i skupiony na jej ciąży.
– Zobaczyłeś
mnie. Teraz możesz sobie iść – powiedziała, próbując odzyskać trochę pewności
siebie. Zabrzmiało to całkiem dobrze; głos nawet jej nie zadrżał i nie zdradzał
targających nią emocji. – Wiesz nawet więcej niż chciałeś. Dalej nie mam
pojęcia po co tutaj przyszedłeś, ale to już nie ma znaczenia. Najlepiej
zrobisz, jeśli dasz nam wszystkim spokój – powiedziała lodowatym tonem i chciała
odejść, ale chwycił ją za ramię.
– Chwileczkę,
moja księżniczko. Uważasz, że teraz tak po prostu to zostawię? – Parsknął
śmiechem, ale tym razem nie było w nim nawet odrobiny wesołości. –
Będziemy mieli dzieci, Isabeau. Chyba nie uważasz, że tak po prostu cię teraz
zostawię, tym bardziej, że wygląda na to, że poród jest kwestią czasu.
Zerknęła
przelotnie na ciążącą jej wypukłość, po czym szarpnęła ramieniem. Starała się
nie myśleć o tym, że faktycznie wszystko jest kwestią kilku dni –
pół-wampirza ciąża rozwijała się w zawrotnym tempie i każdy dzień był
istotny. Miała trochę czasu, ale nie za wiele i to ją oszołamiało, bowiem
zupełnie nie była gotowa na rozwiązanie – zdążyła przywyknąć do myśli, że może
być jednym z tych nielicznych przypadków, kiedy ciąża rozwija się i przebiega
tak, jak w wypadku zwykłych śmiertelniczek.
Myliła się.
– Razem z Lawrene’m
założyliście „koło opieki nad ciężarnymi”? – zadrwiła. – Już raz to
przerabialiśmy. Z tego co mi wiadomo, jednej ciężarnej omal nie
doprowadziłeś do grobu, dlatego bardzo podziękuję za wsparcie, tatuśku –
prychnęła.
Zmrużył
oczy.
– To coś
zupełnie innego. Ciebie bym nie skrzywdził – powtórzył po raz drugi tego dnia,
najwyraźniej nade wszystko swoich słów pewny. – Poza tym nie wydaje mi się,
żebyś miała tutaj coś do powiedzenia. To nasze dzieci, a ja zamierzam
dopilnować, żeby bezpiecznie przyszły na świat. Chcesz czy nie, księżniczko,
jesteśmy ze sobą połączeni i mogłabyś w końcu przestać udawać, że tak
nie jest.
Miała już
na końcu języka odpowiedź na temat tego, gdzie może sobie wsadzić tę swoją
troskę, zanim jednak zdążyła chociażby otworzyć usta, Bliss wydała z siebie
ciche warknięcie. Isabeau prawie zdążyła zapomnieć o tym, że nie są z Drake’m
sami, dlatego obecność siostry dhampira całkowicie ją zaskoczyła.
– Chyba nie
zamierzasz zrobić tego, co mi się wydaje, Drake – wyrzuciła z siebie
rudowłosa, spoglądając z niedowierzaniem na brata. Jej zielone oczy
przesuwały się to w jego stronę, to na Isabeau.
– Oczywiście,
że zamierzam – odparł spokojnie Drake. Musieli porozumiewać się z Bliss
telepatycznie, skoro wiedział, co dziewczyna ma na myśli. – To jest matka
twoich bratanków. Jasne, że idzie z nami – powiedział nieznoszącym
sprzeciwu tonem.
Isabeau
roześmiała się niemal histerycznie, spoglądając na niego tak, jakby postradał
zmysły.
– Chyba
śnisz! – prychnęła. – Prędzej piekło zamarznie, a świnie nauczą się latać!
Spojrzał na
nią z pobłażliwym uśmiechem. Zapragnęła zrobić cokolwiek, byleby zetrzeć
mu go z twarzy.
– Powinnaś
się czasami zastanowić nad tym, co mówisz – doradził usłużnie. – Jakoś nie
wydaje mi się, żebyś miała w tej kwestii cokolwiek do powiedzenia. Bo
wiesz, czasami dobrze jest mieć dobry argument –
powiedział z naciskiem na ostatnie słowo.
Naszło ją
niepokojące przeczucie, że zaraz stanie się coś złego, nie była jednak w stanie
przewidzieć tego, co miało się za chwilę wydarzyć Obejrzała się na Carlisle’a,
gotowa jakkolwiek zareagować i nawet mimo olbrzymiego brzucha stanąć do
walki. Doktor znajdował się najbliżej Drake’a i mógł być narażony na
ewentualny atak z jego strony.
W tym
momencie popełniła ogromny błąd, bowiem to nie wampira miał na myśli Drake.
Doszedł ją pisk, który momentalnie rozpoznała. Nie tylko ona planowała
wykorzystać zamieszanie, które powstało – druga strona miała dokładnie takie
same możliwości. Esme cały czas wpatrywała się w Carlisle’a, od czasu do
czasu posyłając pełne niedowierzania spojrzenia Isabeau. Sunny co prawda cały
czas stała przy niej, chowając się za jej plecami, nikt jednak nie zwracał na
nią uwagi.
A
przynajmniej tak się wydawało do momentu, w którym Amelie nagle znalazła
się przy dziewczynce, zamykając ją w silnym uścisku. Sunny była drobna i lekka,
nieśmiertelna zaś bez trudu była w stanie ją podnieść. Mała wyrywała się i próbowała
kopać, ale to najwyraźniej nie robiło większego wrażenia na Amelie, która z niejakim
rozbawieniem patrzyła na wysiłki dziecka.
Isabeau
wpadła w gniew, którego nie była w stanie opanować. Warknęła dziko i niewiele
myśląc skoczyła na Drake’a, rzucając mu się wprost do gardła. Udało jej się go
zaskoczyć i oboje zachwiali się, po chwili lądując na ziemi – ona na nim –
nie zmieniało to jednak faktu, że nie miała żadnych szans. Drake szybko się
otrząsnął i zanim się obejrzała, to on przyciskał ją do podłogi,
zaciskając palce na jej gardle.
– Zdecydowanie
nie powinnaś była tego robić! – wysyczał jej wprost do ucha i przez moment
miała wrażenie, że zaraz zatopi zęby w jej szyi, ale wtedy rozluźnił
uścisk i wyprostował się.
Zaczęła
kaszleć, próbując złapać oddech i delikatnie pocierając obolałą szyję.
Znów rozpętało się zamieszanie. Kiedy usiadła, zobaczyła jak wytrącona z równowagi
Esme próbuje zaatakować najbliższego nieśmiertelnego; uskoczył w ostatniej
chwili i sam odpowiedział atakiem, co momentalnie sprowokowało Carlisle’a.
Walka
jednak nie wywiązała się na nowo, nawet jeśli wszystko na to wskazywało.
– Dość! –
zarządził Drake, próbując odzyskać kontrolę nad sytuacją. – Powiedziałem: dość!
– huknął, ale tym razem nie tylko na słowach poprzestano.
Isabeau nie
zobaczyła żadnego znaku, nawet najdrobniejszego gestu ze strony Drake’a – może
po prostu go nie było, a Amelie zareagowała sama z siebie. Był to
jeden, szybki ruch, a jednak wypalił się w jej pamięci z taką
dokładnością, że chyba nigdy nie miała go zapomnieć. Amelie skręciła Sunny kark
tak błyskawicznie, że Isabeau przez moment nie miała pewności, czy to naprawdę
się wydarzyło.
Szarpiąca
się do tej pory mała nagle znieruchomiała. Błękitne oczy znieruchomiały wciąż
patrząc w przestrzeń, ale nic już nie widząc; wesołe iskierki, które
zawsze można było dostrzec w spojrzeniu małej, w jednej chwili
zgasły. Głowa opadła jej na bok, ciało zaś znieruchomiało i rozluźniło
się, kiedy Amelie poluzowała uścisk i Sunny z głuchym uderzeniem
wylądowała na podłodze. Z rozrzuconymi w nienaturalny sposób
kończynami wyglądała trochę tak jak porzucona, szmaciana lalka.
Ktoś
krzyknął, a Isabeau z opóźnieniem uświadomiła sobie, że to Esme. Sama
również pragnęła zacząć krzyczeć, ale nie była w stanie. Mogła po prostu
patrzeć.
Esme znów
krzyknęła, chociaż to już nawet nie był wrzask czy warknięcie – to był bezradny
szloch, który Isabeau rozpoznała, chociaż nigdy wcześniej nie miała szansy go
usłyszeć. Mogła się za to założyć, że kiedy zmarło kilkudniowe dziecko
wampirzycy…
Isabeau
poderwała się na równe nogi. Drake stał, równie zaskoczony co wszyscy w koło,
ale z pewnością nie zszokowany czy zły. Nie zdążył się uchylić, kiedy
wymierzyła mu siarczysty policzek i to tak silny, że głowa odskoczyła mu
do tyłu i omal się nie wywrócił.
– Ty
sukinsynu… – wyszeptała i znów go uderzyła. – Ty sukinsynu! – powtórzyła, a właściwie
wykrzyczała, rzucając się na niego z pięściami. Minęła dłuższa chwila,
zanim złapał ją za nadgarstki i mocno skrzyżował jej ręce na piersi. – W tej
chwili mnie puść! Do jasnej cholery, puść mnie! Nienawidzę cię! – zawyła. Płacząc
z żalu i wściekłości, spróbowała go kopnąć, w jakikolwiek sposób
dosięgnąć i zranić, to jednak najwyraźniej nie miało być jej dane.
Szarpnęła
się i znów udało jej się go uderzyć – tym razem łokciem. Zanim zdołał ją
uspokoić i unieruchomić, z niejaką satysfakcją stwierdziła, że ręce
miał całe podrapane i krwawił z wargi. Żałowała jedynie, że do tego
nie dochodził jeszcze złamany nos – była to marna pociecha, ale przynajmniej
miałaby świadomość, że będzie miał po niej pamiątkę.
Wyczuła
jego gniew i to ją ucieszyło. Chciała, żeby się na nią wściekał i z nią
walczyć. Chciała nawet tego, żeby spróbował ją uderzyć, a może nawet zabić
– cokolwiek, byleby mogła wyładować frustrację. Wszystkie emocje mieszały się
ze sobą, ostatecznie przeradzając się dziką wściekłość, która jednak nie miała
szans znaleźć ujścia.
Drake nie
zamierzał jej bić.
– Wystarczy!
– Wyraźnie zmęczony szarpaniną, postanowił przejąć kontrolę nad sytuacją.
Jeszcze bardziej stanowczo unieruchomił szarpiącą się Isabeau, uważając jednak
przy tym, żeby nie ucisnąć jej brzucha. – Mam już tego serdecznie dość –
oznajmił.
Spojrzał
krótko na Amelie, zaraz jednak przeniósł wzrok na klęczącą przy ciele Sunny
Esme. W jego spojrzeniu pojawiło się coś, co można było od biedy nazwać
żalem, zniknęło jednak tak szybko, że równie dobrze mogło wydawać się
złudzeniem. Przez moment przypatrywał się wampirzycy, która płakała bez łez i trzymając
głowę Sunny na kolanach, delikatnie głaskała ją po policzku albo przeczesywała
palcami złociste loki dziecka. Carlisle znajdował się tuż przy niej, obejmując
ją, ale nie próbując jej pocieszać, bo to i tak by nic nie dało.
– Jeśli się
nie mylę, na dzisiaj wystarczy śmierci – powiedział Drake. – Nie musiała
umierać, ale że Amelie jest porywcza… – Wzruszył ramionami, co jasno dało
Isabeau do zrozumienia, jak odnosi się do morderstwa dziecka na oczach ich
wszystkich. – Najwyższa pora się zbierać – zwrócił się do swoich telepatów.
Wszyscy zdawali się już dojść do siebie po walce, która rozegrała się zaledwie
kilkanaście minut wcześniej. Beau wydawało się, że od tamtego momentu minęła
cała wieczność. – Isabeau idzie z nami. Ty swoją drogą też – powiedział
nagle, spoglądając wzrost na Carlisle’a. – Zależy mi na tym, żeby moje dzieci
przyszły na świat żywe. Nie muszę chyba dodawać, że w razie co, jest
jeszcze jedna osoba, która mogłaby dołączyć do tej małej. Rozpalenie ognia to
nie jest znów taka trudna sprawa – zagroził, zerkając przelotnie na Esme.
Rozejrzał
się po pokoju, żeby zobaczyć, jak zostały przyjęte jego słowa. Nikt nie wydał z siebie
żadnego dźwięku – jedynie Esme wciąż szlochała, całkowicie obojętna na
wszystko.
– No, na co
czekacie? Teraz pójdziemy sobie na małą wycieczkę.
Ten rozdział pragnę zadedykować Oli, która najdłużej na niego czekała - Drake w końcu wie. Podejrzewam, że część z was będzie chciała mnie zabić za to, co się wydarzyło, ale tak miało być od samego początku. To ważne, żeby Isabeau go znienawidziła.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie zawiodłam. Najbliższe rozdziały będą ważne i odkryją kilka szczegółów oraz faktów z przeszłości Isabeau. Wszystko powoli zacznie się wyjaśniać, chociaż do końca historii mimo wszystko daleko.
Pozdrawiam wszystkich, którzy czytają,
wasza Nessa.
Nie spodziewałam się takiej reakcji Drake'a.
OdpowiedzUsuńoprocz tego ciekawi mnie jedna rzecz mianowicie to czy tak jak przedtem opisywałaś wigilię to czy też opiszesz wielkanoc ;>
Anja ^^
Nieeeeee... Dlaczego Sunny?! No tak nie mozna. Niby wiem, ze mowilas ze tak musi byc, ale zeby tak drastycznie... No ok. Musze sie z tym pogodzic. Ciezko, ale dam rade.
OdpowiedzUsuńJa na razie nie mam pomyslu na kolejna notke, ale czekam na nagly przyplyw natchnienia.
Wiec zycze ci weny i jak na mnie przystalo (znaczy na niecierpliwa dusze ) czekam na kolejny rozdzial.
Pozdrawiam i caluje
Aleks
Nie no.. Wow. Tak długo na niego czekałam i opłacało się. Dobrze Beau go nienawidzi. Ja od początku go nie lubię. Skoro chce mieć dzieci, to dlaczego pozwolił zabić Sunny. Strasznie mi jej szkoda. Wydawała się być ciekawą bohaterką.
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na nowy rozdział i życzę weny.
Pozdrawiam. Ola.
Aleks, złotko, przebolejesz to, nie masz wyboru, moja ty niecierpliwa istoto xD. Dzięki ci bardzo, weny mi nie brakuje, ale więcej zawsze się przyda. Mam nadzieję, że w końcu coś napiszesz i jestem przekonana, że jak zwykle będzie znakomite.
OdpowiedzUsuńAnju, nie mam w planach akurat Wielkanocy, bo jakoś tego nie widzę. Ale kilka dodatków będzie i obecnie waham się nad małą retrospekcją, dotyczącą albo Gabrielli i Marco, albo... Lawrence'a i Beatrycze, chociaż tych dwoje akurat może powinnam zachować w sekrecie do księgi, która będzie bezpośrednio ich dotyczyła. Może wy mi doradzicie na czym powinnam się skupić w pierwszej kolejności ^^
Olu, o to jak najbardziej chodziło, chociaż z czasem wiele się zmieni. Drake i Isabeau to najbardziej niezwykła para, jaką udało mi się wykreować, a ich historia miłosna jest niezwykła. Drake to Drake - dodam jedynie, że nie ma wpływu na wszystkie swoje decyzje, przynajmniej nie w takim stopniu, jakby oczekiwał...
Nowy rozdział pojawi się jeszcze dzisiaj...
Nessa.
A ja dla odmiany powiem, że kocham Drake'a i w ogóle to proszę zostawić go w spokoju :D
OdpowiedzUsuń