Dimitr
♪ Blue Cafe – „Buena”
Dimitr był zdenerwowany. Nie
kolacja, którą organizował, doprowadzała go do takiego stanu – nie raz w rezydencji
organizowane były przyjęcia – ale fakt, że w sali, w której miała się
odbyć uroczystość, byli już prawie wszyscy, których zaprosił – z wyjątkiem
Isabeau.
Dawno nie
był do tego stopnia rozproszony, żeby zupełnie nie zwracać uwagi na to, co
dzieje się dookoła. Lucas i Matthew krzątali się dookoła, witając gości i zajmując
się tym, co przecież faktycznie znajdowało się w zakresie obowiązków
gospodarza, tudzież Dimitra. Wiedział, że nie mają mu tego za złe i właściwie
daje im swoim zdezorientowaniem okazję do tego, żeby naśmiewali się za jego
plecami, ale i tak czuł się źle. Z tym, że nawet kiedy próbował wziąć
się w garść, szło mu to marnie.
Znów
spojrzał na zamknięte drzwi, na moment przed tym, jak się otworzyły, ale do
środka weszła jedynie jakaś blond włosa dhampirzyca – wyjątkowo potrzebował
chwili, żeby przypomnieć sobie jej imię, Angela – do której zaraz dopadł chętny
do pomocy Lucas.
– Pan jest
chwilowo poza zasięgiem – wyjaśnił usłużnie, nieznacznie podnosząc głos, kiedy
przechodzili obok Dimitra.
Poirytowany,
rzucił temu z Pavarottich rozeźlone spojrzenie, Lucas jednak po prostu się
uśmiechnął i wzruszył ramionami. Dimitr westchnął, niechętnie przyznając,
że jakby nie patrzeć, wampir niestety mówi prawdę. Był poza zasięgiem i najchętniej
w ogóle odwołałby całą uroczystość, żeby nie dosięgło go rozczarowanie,
kiedy Isabeau nie przyjdzie.
Być może
tracił tutaj czas. Powinien był wyjść i sprawdzić, czy dziewczyna znów nie
zniknęła bez pożegnania. To byłoby w jej stylu, poza tym teraz
najprawdopodobniej miała odejść już na zawsze. Albo już odeszła, jeśli zaś tak
się wydarzyło, miał sobie przez resztę wieczności wypominać, że jej na to
pozwolił.
– Dimitrze?
– Aż podskoczył, kiedy ktoś nagle wypowiedział jego imię. Odwrócił się
pośpiesznie i z niedowierzaniem, ale też z ulgą, spojrzał wprost
na Esme. – Próbuję zwrócić twoją uwagę od jakiejś minuty – przyznała
wampirzyca, posyłając mu niepewny uśmiech.
Wciąż nieco
nieprzytomny, zmierzył ją wzrokiem, mimochodem zauważając, że prezentuje się co
najmniej świetnie. Miała na sobą ciemnozieloną suknię, idealnie dopasowaną do
jej drobnej sylwetki; tren luźno opadał aż do samej ziemi. Włosy upięła wysoko w jakiś
fantazyjny sposób, który jemu wydawał się fizycznie niemożliwy – chyba nigdy
nie miał być w stanie zrozumieć, jak kobiety są w stanie dokonać
takich cudów ze swoim wyglądem.
– Przepraszam
– zreflektował się pośpiesznie i zupełnie naturalnym gestem, którego
wyuczył się przez lata, ujął dłoń wampirzycy i ucałował jej wierzch. –
Jestem dzisiaj trochę nieswój – przyznał, po czym zawahał się na moment. – Nie
wiesz przypadkiem, czy Isabeau…? – zaczął, po czym z westchnieniem urwał,
ale Esme i tak doskonale zdawała sobie sprawę z tego o co chciał
zapytać.
– Kiedy ją
ostatni raz widziałam, plątała się po swojej komnacie – wyjaśniła, odrobinkę
speszona jego zachowaniem. Zaplotła ręce za plecami, najwyraźniej nie mając
pojęcia, co z nimi zrobić. Zdążył już się zorientować, że daleko jej do
bycia damą i że zbytnio nie przepada za aż takim przepychem i elegancją.
– Sama nie wierzę w to, że namówiła nas, żebyśmy tutaj przyszli… Albo
raczej, że Carlisle mi to zaproponował, bo Isabeau dawała nam wolną rękę –
sprostowała, a Dimitr był wstanie dać sobie rękę uciąć, że gdyby mogła, w tym
momencie by się zarumieniła.
– Ale nie
masz pewności, czy sama się tutaj wybiera? – upewnił się, czując, jak powoli
opuszcza go cały entuzjazm.
Pokręciła
głową i na moment obejrzała się, żeby odszukać wzrokiem Carlisle’a,
chwilowo pogrążonego w rozmowie z najwyraźniej zadowolonym z życia
Matthew.
– Hm, twoi…
strażnicy… – zaczęła, ostrożnie dobierając słowa.
Dimitrowi
udało się szczerze uśmiechnąć.
– Przyjaciele
– sprostował. – To dwa najbardziej irytujące i jednocześnie uwielbiane
wampiry, jakie znam. Tak po prawdzie to zastępują mi rodzinę. Są dla mnie jak
bracia – wyjaśnił w przypływie szczerości.
Esme
pokiwała głową i również się uśmiechnęła. Była urocza, kiedy sobie na to
pozwalała; wtedy zawsze w jej policzkach pojawiały się dołeczki, co w przypadku
wampirów było prawdziwą rzadkością.
– Tak czy
inaczej, są dzisiaj bardzo zadowoleni z życia – przyznała, a Dimitr
zaśmiał się gorzko.
– Właśnie
widzę. – Zmrużył oczy i spojrzał podejrzliwie na Matthew, który na moment
odwrócił się od Carlisle’a i spojrzawszy na Dimitra z miną
niewiniątka, pomachał mu. – Nie ekscytuj się tak, Matt-ołku, tylko idź lepiej
sprawdzić, jak się mają nasze zapasy krwi – powiedział spokojnie, dobrze wiedząc,
że wampir bez trudu go usłyszy. – Mam ochotę na coś mocniejszego i już
twoja w tym głowa, żebym to dostał – dodał, nie zważając na pełne urazy
spojrzenie tego z braci Pavarotti.
Matthew
wywrócił oczami, po czym teatralnie Dimitrowi zasalutował i pośpiesznie
się oddalił. Dimitr pokręcił z niedowierzaniem głową, odprowadzając go
wzrokiem i nie mogąc zrozumieć, co się z tymi wampirami w ostatnim
czasie dzieje. Pavarotti faktycznie byli pobudzeni i dziwnie
podekscytowanie, przez co miał niejasne wrażenie, że wiedzą o czymś, co
pozostaje dla niego tajemnicą. A tego nie lubił i zdecydowanie czuł
się zirytowany.
Przestał o tym
myśleć i przeprosiwszy Esme, oddalił się, żeby w końcu zająć się tym,
co do niego należało. Przynajmniej od momentu, w którym wampirzyca go
zagadnęła, nie spojrzał w stronę drzwi ani razu i było to niejako
jego osobisty sukces. Postanowił postarać się go utrzymać, dlatego spróbował
zająć myśli czymś innym i zająć się gośćmi.
Stary
zegar, który znajdował się gdzieś w Niebiańskiej Rezydencji, głośnym
biciem dał znać, że właśnie wybiła północ. Dimitr niechętnie zorientował się,
że najwyższa pora przejść do rzeczy. Isabeau nie było i najprawdopodobniej
nie miała się pojawić.
Odrzuciła
jego propozycję.
Znalazł
Lucasa i wysłał go, żeby dopilnował, by wszyscy goście odnaleźli właściwe
miejsce przy długim stole, który znajdował się w centralnym miejscu
jadalni. Blat dosłownie uginał się od nadmiaru jedzenia i napojów –
również krwi, chociaż nie tylko – w sali bowiem znajdowały się nie tylko
wampiry, ale i ich w połowie ludzkie hybrydy. Celowo postarał się,
żeby goście zostali wymieszani, żeby zatrzeć niewygodne podziały, które mogłyby
się przypadkowo wywiązać.
Chociaż w przypadku
wampira wydawało się to niemożliwe, kiedy zasiadł na swoim miejscu – na samym
szczycie stołu – czuł się całkowicie wymęczony. Oczywiście było to zmęczenie
psychicznie, ale nie zmieniało to faktu, że zupełnie nie miał ochoty na zabawę.
Czuł na sobie pytające spojrzenia; kilka znajomych osób zagadnęło go nawet, czy
ma to związek ze śmiercią Tiah i czy już wymyślił, co w związku z tym
zrobić, ale zbywał ich, nie udzielając żadnych konkretnych odpowiedzi.
Nie
planował żadnych formalnych przemówień, dlatego kolacja rozpoczęła się, kiedy
tylko wszyscy znaleźli się przy stole. Słyszał gwar rozmów – głównie
dotyczących tego, co wydarzyło się o świcie na placu oraz śmierci kapłanki
i związanej z nią obawami – ale te jakby nie obejmowały. Co prawda
odpowiadał i chyba całkiem dobrze udawał, że wszystko jest w porządku,
ale faktycznie raz po raz uciekał wzrokiem w stronę wolnego krzesła po
swojej prawej stronie.
Nie
przyjdzie. Musiał w końcu pogodzić się z tym, że dziewczyna się nie
pojawi – zostawiła go, a on jej na to pozwolił. Ale czyż wcześniej nie
zrobił wszystkiego, co było w jego mocy?
Isabeau po
prostu od samego początku była poza jego zasięgiem – nie mogli być, obojętnie
jak bardzo by tego pragnął.
Isabeau
Licavoli nigdy nie należała do niego.
Matthew
wsunął się na miejsce po jego lewej stronie, wyraźnie z siebie zadowolony.
Lucasa jeszcze nie było, ale Dimitra jego nieobecność nie interesowała – w tym
momencie martwił się brakiem kogoś zupełnie innego.
A jednak
zerknął z odrobiną zainteresowania na starszego z Pavarottich,
kolejny raz zwracając uwagę na jego minę. Doprawy, co się z tymi wampirami
działo?
– Nie
jestem pewien, ale zazwyczaj kiedy widzę te wasze uśmiechy, niemal absolutnie
oczywiste jest, że oś głupiego chodzi wam po głowie – odezwał się, próbując
wyczytać cokolwiek z twarzy Matthew. – Gadaj szczerze, Matt. Co kombinujecie
i czy powinienem się bać? – zapytał podejrzliwie tonem, który sugerował,
że byle jaka odpowiedź nie wchodzi w grę.
Matthew
zrobił zaskoczoną minę kogoś, kto został oskarżony o coś zupełnie
bezpodstawnego.
– My,
Dimitrze? My mielibyśmy zrobić cokolwiek głupiego? – zapytał z niedowierzaniem.
– Mówisz tak, jakbyś nas nie znał – dodał obrażonym tonem, wykrzywiając usta.
– Mówię tak
właśnie dlatego, że wiem do czego jesteście zdolni – sprostował, ale nie był
pewien, czy Matthew dosłyszał dalszy część jego wypowiedzi.
Bo wtedy
ciszę przerwała muzyka.
Była to
dzika, pełna emocji i energii melodia, która nagle wypełniła całe
pomieszczenie. Całkowicie zdezorientowany, zaczął rozglądać się po jadalni,
próbując odszukać jej źródło – nie jako jedyny zresztą – ale dźwięki wydawały
się rozchodzić zewsząd, zupełnie jakby wydobywały się ze ścian, podłogi i sufitu.
– Co, do
diabła…? – zaczął i zerknął na Matthew, ale ten tylko uśmiechał się i wpatrywał…
w drzwi. – Gdzie jest Lucas? – zapytał gniewnie, bo coś takiego wydawało
się być robotą zdolnego iluzjonisty, zanim jednak zdążył wydobyć od wampira
odpowiedź, całkowicie zapomniał o swoim pytaniu.
Nagle
bowiem otwarły się ciężkie drzwi jadalni, które przecież przez cały wieczór
obserwował. Nawet on poczuł powiew mocy, który zmusił je do ruchu i cały
zesztywniał, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co to oznacza.
Oto
wreszcie przybyła Isabeau.
Jej wejście
było niczym wtargnięcie żywiołu – zupełnie jakby dziki wiatr wdarł się do
Niebiańskiej Rezydencji, gotów niszczyć wszystko na swojej drodze. Isabeau
wirowała w najbardziej zmysłowym tańcu, jaki w życiu widział, bez
trudu ściągając na siebie uwagę wszystkich obecnych i wiążąc ich czarem,
który emitował z jej każdego ruchu.
Na sobie
miała krótką, czarną sukienkę na ramiączkach. Spódnica musiała sięgać jej przed
kolana, ale nie było tego widać, Isabeau bowiem wirowała niczym zawodowa
tancerka, a fałdy sukni falowały wokół niej. Materiał wydawał się lśnić i Dimitr
zorientował się, że jest zdobiony srebrzystą nitką, która wychwytała każde
najdrobniejsze załamanie światła. Chociaż miała na sobie wysokie szpilki,
kolorystycznie dopasowane do kreacji, stąpała tak lekko, że jej kroki były
absolutnie niesłyszalne.
Wraz z nią
do sali wdarł się świeży zapach, przypominający nieco wypełniający powietrze
ozon po burzy. Dziewczyna bez wątpienia wykorzystywała moc, sprawiając, że
wyglądała jeszcze bardziej eterycznie; cienie wydawały się tańczyć wokół niej,
dając niesamowity efekt, którego nigdy nie był w stanie nie docenić.
Tak mogła wyglądać
jedynie kapłanka.
Właśnie
odpowiadała na jego pytanie – i ta odpowiedź brzmiała „tak”.
Isabeau i muzyka
wydawały się tworzyć jedność, zupełnie jakby to właśnie ona była wypełniającą
przestrzeń melodią. Tańczyła, roześmiana jak mała dziewczynka, a przy niej
tak bardzo zmysłowa i piękna, że momentalnie zapragnął ją z jadali
wyprowadzić, żeby inni obecni w sali mężczyźni nie mogli dłużej na nią
patrzeć.
Isabeau
była jego – nikt inny nie miał prawa jej tknąć, nikt inny nie miał prawa
kochać…
Zazdrość wypełniła
go całego, kiedy zobaczył, jak dziewczyna przemieszcza się, ocierając znacząco o przedstawicieli
płci przeciwnej. Muskała ich palcami, trącała biodrami i sprawiała, że jej
długie, związane w wysokiego kucyka włosy, momentami ocierały się o ich
twarze. Wtedy patrzyli na nią tak pożądliwie, że Dimitr ledwie powstrzymywał
się od dzikiego, ostrzegawczego warknięcia.
Obserwował,
jak powoli przesuwa się w jego stronę, odprowadzana pożądliwymi
spojrzeniami mężczyzn i zawistnymi kobiet. Jedynie na moment oderwał od
niej uwagę, kiedy dostrzegł minę Esme, która obejrzała się na Isabeau
ostrzegawczo, wyraźnie speszona; raz po raz spoglądała na Carlisle’a, chociaż
Dimitrowi nie wydawało się, żeby musiała się o cokolwiek martwić.
Isabeau
podchwyciła spojrzenie wampirzycy i zmarszczyła czoło. „Czy wyglądam,
jakby mi się śpieszyło do grobu?” – zdawało się pytać jej spojrzenie, kiedy
wykonała wdzięczny piruet i zgrabnie wyminęła miejsce, gdzie siedzieli
Cullenowie oraz kilka innych, które dzieliły ją od szczytu stołu, gdzie
znajdował się całkowicie oszołomiony Dimitr.
Nagle
znalazł się tuż przy nim, tak blisko, że gdyby chciał, bez trudu byłby ją
wstanie dotknąć. Otoczył go słodki zapach jej skóry, jakże znajomy i pożądany.
Momentalnie przypomniał sobie minioną noc, kiedy to całowali się i kochali,
a wszystko inne nie miało znaczenia. Wtedy oboje byli szczęśliwi, a on
– mając ją przy sobie, jedynie dla siebie – naprawdę wierzył w to, że nic
mu jej nie odbierze.
Teraz znów
zapragnął w to uwierzyć, zwłaszcza, że spojrzawszy w jej niebieskie
oczy, odniósł wrażenie, że Isabeau wspomina dokładnie ten sam moment.
Uśmiechnęła się do niego w sposób, który sprawił, że gdyby jego serce
było, prawdopodobnie w tym momencie ostatecznie by się zatrzymało; to był
uśmiech przeznaczony wyłączne dla niego i całkowicie różny od tego, którym
obdarzała wszystkich innych.
Jej dłonie
zacisnęły się na jego ramionach. Nagły dreszcz przebiegł przez jego martwe
ciało; jej dłonie były niczym płomienie, rozgrzewały go i przyprawiały o skrajne
uczucia, których doznawał wyłącznie przy niej. Zaczęła delikatnie masować jego
ramiona, jednocześnie wciąż zmysłowo poruszając biodrami w rytm płynącej
muzyki.
– To
wszystko dla ciebie, mój królu – wyszeptała mu wprost do ucha. Poczuł jej
oddech na policzku. – Jestem cała twoja, Dimitrze – dodała i chwyciła go
za ręce.
Pociągnęła
go za sobą, absolutnie obojętna na obserwujących ich gości. Zaczęła tańczyć,
nakłaniając go do tego samego, i zanim się obejrzał, wirowali razem –
zakochani, szczęśliwi i absolutnie pewni tego, co czują. To Isabeau
początkowo prowadziła, przynajmniej do momentu, w którym nie otrząsnął się
z szoku; dopiero wtedy wziął się w garść i ułożywszy dłoń na jej
szczupłej tali, przejął kontrolę nad sytuacją.
Dopiero
wtedy zauważył kątem oka, przyczajonego gdzieś w kącie sali Lucasa. Wampir
uśmiechnął się do niego, jednocześnie starając się nie tracić koncentracji.
Dimitr nie miał już żadnych wątpliwości co do tego, kto odpowiadał za płynącą
muzykę, odczuwana początkowo złość jednak wyparowała.
Pavarotti
wiedzieli. Mógł się spodziewać, że Isabeau po prosi ich o pomoc, a jej
wejście będzie wielkie, skąd jednak mógł wiedzieć, że dziewczyna pokusi się o coś
takiego? Wiedział, że jest równie niezwykła jak matka – w końcu gdyby nie
przeszłość, zostałaby kapłanką – ale nawet przez myśl mu nie przeszło, że teraz
zrobić coś…
Lucas i Matthew
wiedzieli, co planowała. To dlatego tak cierpliwie znosili jego humorki i przez
cały wieczór szczerzyli się do siebie, wymieniając znaczące spojrzenia. Właśnie
to ukrywali i chociaż Dimitr pragnął być na nich zły, w tym momencie
absolutnie nie potrafił. Jak mógł się wściekać, kiedy trzymał w ramionach
Isabeau?
– Zabiję
was – zagroził bezgłośnie, kiedy Lucas był w stanie dostrzec jego twarz,
wampir jednak absolutnie się taką możliwością nie przejął. W zamian po
prostu się roześmiał.
Isabeau,
niby to przypadkiem, przesunęła dłonią po plecach Dimitra. Znów poczuł, jak
przechodzi go dreszcz pożądania i aż westchnął z rozkoszy i rozczarowania,
że w tym momencie nie jest w stanie porwać swojej kapłanki na ręce i zabrać
jej wprost do swojej sypialni. Pragnął jej, chyba mocniej niż kiedykolwiek, i coraz
trudniej było mu czekać.
Dziewczyna
uśmiechnęła się odrobinę złośliwie, jakby doskonale zdawała sobie sprawę z tego
o czym myśli i jakie targają nim emocje. Znając jej zdolności,
najprawdopodobniej tak było – Isabeau miała skłonności do wnikania w cudze
umysły, dlatego szczerze wątpił, żeby go oszczędziła, w takiej chwili na
dodatek.
Za to
również nie potrafił się zdenerwować.
Później.
Później, mój królu, usłyszał w głowie jej mentalny głos, wypełniony
całą mieszanką uczuć, których nie był w stanie zinterpretować. Chyba
nie sądzisz, że w tym momencie możemy wyjść. Na nagrodę trzeba sobie
zasłużyć, a ja chcę się bawić, oznajmiła i ledwo powstrzymał się
od tego, żeby się nie roześmiać.
Jednocześnie
jednak miał niejasne wrażenie, że wychwycił w tonie Isabeau coś jakby
smutek. Wydało mu się to dziwne, żeby w tym momencie odczuwała coś
podobnego i wierzył, że prawdopodobnie to sobie wyobraził, ale mimo
wszystko nie był w stanie o tym zapomnieć. Miał wrażenie, że Isabeau z jakiegoś
powodu była smutna.
Poczucie
winy? Być może, bo doskonale wiedział, że chciała wracać do domu, żeby dłużej
nie odciągać Carlisle’a od przyszłej żony i córki Gabriela. To wydało mu
się sensowne, coś jednak podpowiadało mu, że istnieje inny powód smutku
Isabeau, którego nie był w stanie dostrzec.
To było
coś, jak… poczucie straty?
Jeśli tak,
to już zupełnie nie miało dla niego sensu.
Przestał o tym
myśleć, muzyka nagle bowiem się urwała. Ostatnie takty jeszcze przez moment
zdawały się wypełniać powietrze, wprawiając je w drżenie.
Kiedy w końcu
zapanowała cisza, Dimitr miał wrażenie, że ledwo jest w stanie utrzymać
się na nogach.
A potem
rozległy się oklaski i to jeszcze bardziej wyprowadziło się z równowagi.
Isabeau uśmiechnęła się z wyższością, po czym – trzymając go jedynie za
jedną dłoń – odwróciła się w stronę gości i skłoniła się nisko,
wyraźnie z siebie zadowolona.
Puścił jej
rękę i wycofa się odrobinę, po czym sam zaczął klaskać. Uważał, że na to
zasłużyła, poza tym zdawał sobie sprawę, że to w gruncie rzeczy był test.
Minęło tyle czasu, a ona tak długi unikała przeszłości i przeznaczenia,
że prawdopodobnie bała się, czy będzie w stanie wcielić się w rolę
kapłanki, która poprowadzi ich obchody.
Była i nie
miał co do tego wątpliwości. Dumna, piękna i silna, bez trudu skupiała na
sobie uwagę i czarowała innych swoim urokiem. Była równie niesamowita, co
matka, a może i bardziej, chociaż nie miał pewności, czy ma prawo o tym
decydować – Isabeau absorbowała go całkowicie, przez co zdecydowanie był
stronniczy.
Nie
obchodziło go to. Allegry nie było, Tiah nie żyła, Isabeau zaś była idealną ich
następczynią. A przynajmniej Dimitr był o tym przekonany i żałował,
że najprawdopodobniej nie znajdzie sposobu, żeby Isabeau została na stałe w mieście.
Szybkim
krokiem podszedł do stołu i chwyciwszy wypełniony po brzegi krwią kielich
(Matthew!), wrócił pośpiesznie do Isabeau. Objął ją ramieniem, po czym –
udając, że cały występ był jak najbardziej zaplanowany, a on wie co robi –
zwrócił się do zebranych gości:
– Co tutaj
dużo mówić? Mamy kapłankę! – zawołał głosem, odrobinę zachrypniętym od nadmiaru
emocji. – Noc Pojednania odbędzie się! – dodał, po czym w znaczącym geście
uniósł kielich z krwią.
Wszyscy
natychmiast zrozumieli, że dąży do toastu. Znów rozległy się oklaski i okrzyki
zadowolenia; cześć chyba nawet wciąż nie otrząsnęła się po tańcu Isabeau i teraz
rozglądała się nieco błędnie. Nie zmieniało to jednak faktu, że wiadomość została
przyjęta z należnym entuzjazmem.
Dimitr
wiedział, że uroczystości są dla wszystkich nieśmiertelnych bardzo ważne.
Wszyscy przejęli się śmiercią Tiah przede wszystkim z obawy przed ich
odwołaniem i oczekiwali, że Dimitr w porę coś wymyśli.
Isabeau ich
uratowała.
Teraz zaś
stała wyprostowana, z uśmiechem na ustach i prezentowała się
świetnie. Machała, kłaniała się i w najlepsze wygłupiała, bez trudu
zdobywając sympatię zebranych, co było miłą odmianą po tym, jak traktowano ją
na placu, kiedy broniła Heatha. Teraz ją uwielbiano, co Dimitra wcale nie
dziwiło.
Isabeau
potrafiła być najbardziej irytującą istotą świata – albo też słodkim
stworzeniem, zależnie jakie wrażenie pragnęła sprawiać. W tym momencie
skłaniała się ku temu drugiemu, czym jak najbardziej osiągała spodziewany
efekt. Dimitra to cieszyło, nawet jednocześnie sprawiało, że czuł się
zazdrosny.
A jednak
kiedy patrzył na twarz Beau, w jej uśmiechu wciąż dostrzegał smutek.
Ciekawe jak to będzie dalej ? wnioskuje z dodatku jaki dodałaś ("wigilia") że Isabeau zostanie na dworze. chyba. odnajdzie się Aleggra i Rufus. a także Reneesmee wyzdrowieje.
OdpowiedzUsuńciekawe jak to będzie ? pozdrawiam ~Anja : *