16 marca 2013

Czterdzieści jeden

Dimitr
Blue Cafe – „Buena”

Dimitr był zdenerwowany. Nie kolacja, którą organizował, doprowadzała go do takiego stanu – nie raz w rezydencji organizowane były przyjęcia – ale fakt, że w sali, w której miała się odbyć uroczystość, byli już prawie wszyscy, których zaprosił – z wyjątkiem Isabeau.
Dawno nie był do tego stopnia rozproszony, żeby zupełnie nie zwracać uwagi na to, co dzieje się dookoła. Lucas i Matthew krzątali się dookoła, witając gości i zajmując się tym, co przecież faktycznie znajdowało się w zakresie obowiązków gospodarza, tudzież Dimitra. Wiedział, że nie mają mu tego za złe i właściwie daje im swoim zdezorientowaniem okazję do tego, żeby naśmiewali się za jego plecami, ale i tak czuł się źle. Z tym, że nawet kiedy próbował wziąć się w garść, szło mu to marnie.
Znów spojrzał na zamknięte drzwi, na moment przed tym, jak się otworzyły, ale do środka weszła jedynie jakaś blond włosa dhampirzyca – wyjątkowo potrzebował chwili, żeby przypomnieć sobie jej imię, Angela – do której zaraz dopadł chętny do pomocy Lucas.
– Pan jest chwilowo poza zasięgiem – wyjaśnił usłużnie, nieznacznie podnosząc głos, kiedy przechodzili obok Dimitra.
Poirytowany, rzucił temu z Pavarottich rozeźlone spojrzenie, Lucas jednak po prostu się uśmiechnął i wzruszył ramionami. Dimitr westchnął, niechętnie przyznając, że jakby nie patrzeć, wampir niestety mówi prawdę. Był poza zasięgiem i najchętniej w ogóle odwołałby całą uroczystość, żeby nie dosięgło go rozczarowanie, kiedy Isabeau nie przyjdzie.
Być może tracił tutaj czas. Powinien był wyjść i sprawdzić, czy dziewczyna znów nie zniknęła bez pożegnania. To byłoby w jej stylu, poza tym teraz najprawdopodobniej miała odejść już na zawsze. Albo już odeszła, jeśli zaś tak się wydarzyło, miał sobie przez resztę wieczności wypominać, że jej na to pozwolił.
– Dimitrze? – Aż podskoczył, kiedy ktoś nagle wypowiedział jego imię. Odwrócił się pośpiesznie i z niedowierzaniem, ale też z ulgą, spojrzał wprost na Esme. – Próbuję zwrócić twoją uwagę od jakiejś minuty – przyznała wampirzyca, posyłając mu niepewny uśmiech.
Wciąż nieco nieprzytomny, zmierzył ją wzrokiem, mimochodem zauważając, że prezentuje się co najmniej świetnie. Miała na sobą ciemnozieloną suknię, idealnie dopasowaną do jej drobnej sylwetki; tren luźno opadał aż do samej ziemi. Włosy upięła wysoko w jakiś fantazyjny sposób, który jemu wydawał się fizycznie niemożliwy – chyba nigdy nie miał być w stanie zrozumieć, jak kobiety są w stanie dokonać takich cudów ze swoim wyglądem.
– Przepraszam – zreflektował się pośpiesznie i zupełnie naturalnym gestem, którego wyuczył się przez lata, ujął dłoń wampirzycy i ucałował jej wierzch. – Jestem dzisiaj trochę nieswój – przyznał, po czym zawahał się na moment. – Nie wiesz przypadkiem, czy Isabeau…? – zaczął, po czym z westchnieniem urwał, ale Esme i tak doskonale zdawała sobie sprawę z tego o co chciał zapytać.
– Kiedy ją ostatni raz widziałam, plątała się po swojej komnacie – wyjaśniła, odrobinkę speszona jego zachowaniem. Zaplotła ręce za plecami, najwyraźniej nie mając pojęcia, co z nimi zrobić. Zdążył już się zorientować, że daleko jej do bycia damą i że zbytnio nie przepada za aż takim przepychem i elegancją. – Sama nie wierzę w to, że namówiła nas, żebyśmy tutaj przyszli… Albo raczej, że Carlisle mi to zaproponował, bo Isabeau dawała nam wolną rękę – sprostowała, a Dimitr był wstanie dać sobie rękę uciąć, że gdyby mogła, w tym momencie by się zarumieniła.
– Ale nie masz pewności, czy sama się tutaj wybiera? – upewnił się, czując, jak powoli opuszcza go cały entuzjazm.
Pokręciła głową i na moment obejrzała się, żeby odszukać wzrokiem Carlisle’a, chwilowo pogrążonego w rozmowie z najwyraźniej zadowolonym z życia Matthew.
– Hm, twoi… strażnicy… – zaczęła, ostrożnie dobierając słowa.
Dimitrowi udało się szczerze uśmiechnąć.
– Przyjaciele – sprostował. – To dwa najbardziej irytujące i jednocześnie uwielbiane wampiry, jakie znam. Tak po prawdzie to zastępują mi rodzinę. Są dla mnie jak bracia – wyjaśnił w przypływie szczerości.
Esme pokiwała głową i również się uśmiechnęła. Była urocza, kiedy sobie na to pozwalała; wtedy zawsze w jej policzkach pojawiały się dołeczki, co w przypadku wampirów było prawdziwą rzadkością.
– Tak czy inaczej, są dzisiaj bardzo zadowoleni z życia – przyznała, a Dimitr zaśmiał się gorzko.
– Właśnie widzę. – Zmrużył oczy i spojrzał podejrzliwie na Matthew, który na moment odwrócił się od Carlisle’a i spojrzawszy na Dimitra z miną niewiniątka, pomachał mu. – Nie ekscytuj się tak, Matt-ołku, tylko idź lepiej sprawdzić, jak się mają nasze zapasy krwi – powiedział spokojnie, dobrze wiedząc, że wampir bez trudu go usłyszy. – Mam ochotę na coś mocniejszego i już twoja w tym głowa, żebym to dostał – dodał, nie zważając na pełne urazy spojrzenie tego z braci Pavarotti.
Matthew wywrócił oczami, po czym teatralnie Dimitrowi zasalutował i pośpiesznie się oddalił. Dimitr pokręcił z niedowierzaniem głową, odprowadzając go wzrokiem i nie mogąc zrozumieć, co się z tymi wampirami w ostatnim czasie dzieje. Pavarotti faktycznie byli pobudzeni i dziwnie podekscytowanie, przez co miał niejasne wrażenie, że wiedzą o czymś, co pozostaje dla niego tajemnicą. A tego nie lubił i zdecydowanie czuł się zirytowany.
Przestał o tym myśleć i przeprosiwszy Esme, oddalił się, żeby w końcu zająć się tym, co do niego należało. Przynajmniej od momentu, w którym wampirzyca go zagadnęła, nie spojrzał w stronę drzwi ani razu i było to niejako jego osobisty sukces. Postanowił postarać się go utrzymać, dlatego spróbował zająć myśli czymś innym i zająć się gośćmi.
Stary zegar, który znajdował się gdzieś w Niebiańskiej Rezydencji, głośnym biciem dał znać, że właśnie wybiła północ. Dimitr niechętnie zorientował się, że najwyższa pora przejść do rzeczy. Isabeau nie było i najprawdopodobniej nie miała się pojawić.
Odrzuciła jego propozycję.
Znalazł Lucasa i wysłał go, żeby dopilnował, by wszyscy goście odnaleźli właściwe miejsce przy długim stole, który znajdował się w centralnym miejscu jadalni. Blat dosłownie uginał się od nadmiaru jedzenia i napojów – również krwi, chociaż nie tylko – w sali bowiem znajdowały się nie tylko wampiry, ale i ich w połowie ludzkie hybrydy. Celowo postarał się, żeby goście zostali wymieszani, żeby zatrzeć niewygodne podziały, które mogłyby się przypadkowo wywiązać.
Chociaż w przypadku wampira wydawało się to niemożliwe, kiedy zasiadł na swoim miejscu – na samym szczycie stołu – czuł się całkowicie wymęczony. Oczywiście było to zmęczenie psychicznie, ale nie zmieniało to faktu, że zupełnie nie miał ochoty na zabawę. Czuł na sobie pytające spojrzenia; kilka znajomych osób zagadnęło go nawet, czy ma to związek ze śmiercią Tiah i czy już wymyślił, co w związku z tym zrobić, ale zbywał ich, nie udzielając żadnych konkretnych odpowiedzi.
Nie planował żadnych formalnych przemówień, dlatego kolacja rozpoczęła się, kiedy tylko wszyscy znaleźli się przy stole. Słyszał gwar rozmów – głównie dotyczących tego, co wydarzyło się o świcie na placu oraz śmierci kapłanki i związanej z nią obawami – ale te jakby nie obejmowały. Co prawda odpowiadał i chyba całkiem dobrze udawał, że wszystko jest w porządku, ale faktycznie raz po raz uciekał wzrokiem w stronę wolnego krzesła po swojej prawej stronie.
Nie przyjdzie. Musiał w końcu pogodzić się z tym, że dziewczyna się nie pojawi – zostawiła go, a on jej na to pozwolił. Ale czyż wcześniej nie zrobił wszystkiego, co było w jego mocy?
Isabeau po prostu od samego początku była poza jego zasięgiem – nie mogli być, obojętnie jak bardzo by tego pragnął.
Isabeau Licavoli nigdy nie należała do niego.
Matthew wsunął się na miejsce po jego lewej stronie, wyraźnie z siebie zadowolony. Lucasa jeszcze nie było, ale Dimitra jego nieobecność nie interesowała – w tym momencie martwił się brakiem kogoś zupełnie innego.
A jednak zerknął z odrobiną zainteresowania na starszego z Pavarottich, kolejny raz zwracając uwagę na jego minę. Doprawy, co się z tymi wampirami działo?
– Nie jestem pewien, ale zazwyczaj kiedy widzę te wasze uśmiechy, niemal absolutnie oczywiste jest, że oś głupiego chodzi wam po głowie – odezwał się, próbując wyczytać cokolwiek z twarzy Matthew. – Gadaj szczerze, Matt. Co kombinujecie i czy powinienem się bać? – zapytał podejrzliwie tonem, który sugerował, że byle jaka odpowiedź nie wchodzi w grę.
Matthew zrobił zaskoczoną minę kogoś, kto został oskarżony o coś zupełnie bezpodstawnego.
– My, Dimitrze? My mielibyśmy zrobić cokolwiek głupiego? – zapytał z niedowierzaniem. – Mówisz tak, jakbyś nas nie znał – dodał obrażonym tonem, wykrzywiając usta.
– Mówię tak właśnie dlatego, że wiem do czego jesteście zdolni – sprostował, ale nie był pewien, czy Matthew dosłyszał dalszy część jego wypowiedzi.
Bo wtedy ciszę przerwała muzyka.
Była to dzika, pełna emocji i energii melodia, która nagle wypełniła całe pomieszczenie. Całkowicie zdezorientowany, zaczął rozglądać się po jadalni, próbując odszukać jej źródło – nie jako jedyny zresztą – ale dźwięki wydawały się rozchodzić zewsząd, zupełnie jakby wydobywały się ze ścian, podłogi i sufitu.
– Co, do diabła…? – zaczął i zerknął na Matthew, ale ten tylko uśmiechał się i wpatrywał… w drzwi. – Gdzie jest Lucas? – zapytał gniewnie, bo coś takiego wydawało się być robotą zdolnego iluzjonisty, zanim jednak zdążył wydobyć od wampira odpowiedź, całkowicie zapomniał o swoim pytaniu.
Nagle bowiem otwarły się ciężkie drzwi jadalni, które przecież przez cały wieczór obserwował. Nawet on poczuł powiew mocy, który zmusił je do ruchu i cały zesztywniał, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co to oznacza.
Oto wreszcie przybyła Isabeau.
Jej wejście było niczym wtargnięcie żywiołu – zupełnie jakby dziki wiatr wdarł się do Niebiańskiej Rezydencji, gotów niszczyć wszystko na swojej drodze. Isabeau wirowała w najbardziej zmysłowym tańcu, jaki w życiu widział, bez trudu ściągając na siebie uwagę wszystkich obecnych i wiążąc ich czarem, który emitował z jej każdego ruchu.
Na sobie miała krótką, czarną sukienkę na ramiączkach. Spódnica musiała sięgać jej przed kolana, ale nie było tego widać, Isabeau bowiem wirowała niczym zawodowa tancerka, a fałdy sukni falowały wokół niej. Materiał wydawał się lśnić i Dimitr zorientował się, że jest zdobiony srebrzystą nitką, która wychwytała każde najdrobniejsze załamanie światła. Chociaż miała na sobie wysokie szpilki, kolorystycznie dopasowane do kreacji, stąpała tak lekko, że jej kroki były absolutnie niesłyszalne.
Wraz z nią do sali wdarł się świeży zapach, przypominający nieco wypełniający powietrze ozon po burzy. Dziewczyna bez wątpienia wykorzystywała moc, sprawiając, że wyglądała jeszcze bardziej eterycznie; cienie wydawały się tańczyć wokół niej, dając niesamowity efekt, którego nigdy nie był w stanie nie docenić.
Tak mogła wyglądać jedynie kapłanka.
Właśnie odpowiadała na jego pytanie – i ta odpowiedź brzmiała „tak”.
Isabeau i muzyka wydawały się tworzyć jedność, zupełnie jakby to właśnie ona była wypełniającą przestrzeń melodią. Tańczyła, roześmiana jak mała dziewczynka, a przy niej tak bardzo zmysłowa i piękna, że momentalnie zapragnął ją z jadali wyprowadzić, żeby inni obecni w sali mężczyźni nie mogli dłużej na nią patrzeć.
Isabeau była jego – nikt inny nie miał prawa jej tknąć, nikt inny nie miał prawa kochać…
Zazdrość wypełniła go całego, kiedy zobaczył, jak dziewczyna przemieszcza się, ocierając znacząco o przedstawicieli płci przeciwnej. Muskała ich palcami, trącała biodrami i sprawiała, że jej długie, związane w wysokiego kucyka włosy, momentami ocierały się o ich twarze. Wtedy patrzyli na nią tak pożądliwie, że Dimitr ledwie powstrzymywał się od dzikiego, ostrzegawczego warknięcia.
Obserwował, jak powoli przesuwa się w jego stronę, odprowadzana pożądliwymi spojrzeniami mężczyzn i zawistnymi kobiet. Jedynie na moment oderwał od niej uwagę, kiedy dostrzegł minę Esme, która obejrzała się na Isabeau ostrzegawczo, wyraźnie speszona; raz po raz spoglądała na Carlisle’a, chociaż Dimitrowi nie wydawało się, żeby musiała się o cokolwiek martwić.
Isabeau podchwyciła spojrzenie wampirzycy i zmarszczyła czoło. „Czy wyglądam, jakby mi się śpieszyło do grobu?” – zdawało się pytać jej spojrzenie, kiedy wykonała wdzięczny piruet i zgrabnie wyminęła miejsce, gdzie siedzieli Cullenowie oraz kilka innych, które dzieliły ją od szczytu stołu, gdzie znajdował się całkowicie oszołomiony Dimitr.
Nagle znalazł się tuż przy nim, tak blisko, że gdyby chciał, bez trudu byłby ją wstanie dotknąć. Otoczył go słodki zapach jej skóry, jakże znajomy i pożądany. Momentalnie przypomniał sobie minioną noc, kiedy to całowali się i kochali, a wszystko inne nie miało znaczenia. Wtedy oboje byli szczęśliwi, a on – mając ją przy sobie, jedynie dla siebie – naprawdę wierzył w to, że nic mu jej nie odbierze.
Teraz znów zapragnął w to uwierzyć, zwłaszcza, że spojrzawszy w jej niebieskie oczy, odniósł wrażenie, że Isabeau wspomina dokładnie ten sam moment. Uśmiechnęła się do niego w sposób, który sprawił, że gdyby jego serce było, prawdopodobnie w tym momencie ostatecznie by się zatrzymało; to był uśmiech przeznaczony wyłączne dla niego i całkowicie różny od tego, którym obdarzała wszystkich innych.
Jej dłonie zacisnęły się na jego ramionach. Nagły dreszcz przebiegł przez jego martwe ciało; jej dłonie były niczym płomienie, rozgrzewały go i przyprawiały o skrajne uczucia, których doznawał wyłącznie przy niej. Zaczęła delikatnie masować jego ramiona, jednocześnie wciąż zmysłowo poruszając biodrami w rytm płynącej muzyki.
– To wszystko dla ciebie, mój królu – wyszeptała mu wprost do ucha. Poczuł jej oddech na policzku. – Jestem cała twoja, Dimitrze – dodała i chwyciła go za ręce.
Pociągnęła go za sobą, absolutnie obojętna na obserwujących ich gości. Zaczęła tańczyć, nakłaniając go do tego samego, i zanim się obejrzał, wirowali razem – zakochani, szczęśliwi i absolutnie pewni tego, co czują. To Isabeau początkowo prowadziła, przynajmniej do momentu, w którym nie otrząsnął się z szoku; dopiero wtedy wziął się w garść i ułożywszy dłoń na jej szczupłej tali, przejął kontrolę nad sytuacją.
Dopiero wtedy zauważył kątem oka, przyczajonego gdzieś w kącie sali Lucasa. Wampir uśmiechnął się do niego, jednocześnie starając się nie tracić koncentracji. Dimitr nie miał już żadnych wątpliwości co do tego, kto odpowiadał za płynącą muzykę, odczuwana początkowo złość jednak wyparowała.
Pavarotti wiedzieli. Mógł się spodziewać, że Isabeau po prosi ich o pomoc, a jej wejście będzie wielkie, skąd jednak mógł wiedzieć, że dziewczyna pokusi się o coś takiego? Wiedział, że jest równie niezwykła jak matka – w końcu gdyby nie przeszłość, zostałaby kapłanką – ale nawet przez myśl mu nie przeszło, że teraz zrobić coś…
Lucas i Matthew wiedzieli, co planowała. To dlatego tak cierpliwie znosili jego humorki i przez cały wieczór szczerzyli się do siebie, wymieniając znaczące spojrzenia. Właśnie to ukrywali i chociaż Dimitr pragnął być na nich zły, w tym momencie absolutnie nie potrafił. Jak mógł się wściekać, kiedy trzymał w ramionach Isabeau?
– Zabiję was – zagroził bezgłośnie, kiedy Lucas był w stanie dostrzec jego twarz, wampir jednak absolutnie się taką możliwością nie przejął. W zamian po prostu się roześmiał.
Isabeau, niby to przypadkiem, przesunęła dłonią po plecach Dimitra. Znów poczuł, jak przechodzi go dreszcz pożądania i aż westchnął z rozkoszy i rozczarowania, że w tym momencie nie jest w stanie porwać swojej kapłanki na ręce i zabrać jej wprost do swojej sypialni. Pragnął jej, chyba mocniej niż kiedykolwiek, i coraz trudniej było mu czekać.
Dziewczyna uśmiechnęła się odrobinę złośliwie, jakby doskonale zdawała sobie sprawę z tego o czym myśli i jakie targają nim emocje. Znając jej zdolności, najprawdopodobniej tak było – Isabeau miała skłonności do wnikania w cudze umysły, dlatego szczerze wątpił, żeby go oszczędziła, w takiej chwili na dodatek.
Za to również nie potrafił się zdenerwować.
Później. Później, mój królu, usłyszał w głowie jej mentalny głos, wypełniony całą mieszanką uczuć, których nie był w stanie zinterpretować. Chyba nie sądzisz, że w tym momencie możemy wyjść. Na nagrodę trzeba sobie zasłużyć, a ja chcę się bawić, oznajmiła i ledwo powstrzymał się od tego, żeby się nie roześmiać.
Jednocześnie jednak miał niejasne wrażenie, że wychwycił w tonie Isabeau coś jakby smutek. Wydało mu się to dziwne, żeby w tym momencie odczuwała coś podobnego i wierzył, że prawdopodobnie to sobie wyobraził, ale mimo wszystko nie był w stanie o tym zapomnieć. Miał wrażenie, że Isabeau z jakiegoś powodu była smutna.
Poczucie winy? Być może, bo doskonale wiedział, że chciała wracać do domu, żeby dłużej nie odciągać Carlisle’a od przyszłej żony i córki Gabriela. To wydało mu się sensowne, coś jednak podpowiadało mu, że istnieje inny powód smutku Isabeau, którego nie był w stanie dostrzec.
To było coś, jak… poczucie straty?
Jeśli tak, to już zupełnie nie miało dla niego sensu.
Przestał o tym myśleć, muzyka nagle bowiem się urwała. Ostatnie takty jeszcze przez moment zdawały się wypełniać powietrze, wprawiając je w drżenie.
Kiedy w końcu zapanowała cisza, Dimitr miał wrażenie, że ledwo jest w stanie utrzymać się na nogach.
A potem rozległy się oklaski i to jeszcze bardziej wyprowadziło się z równowagi. Isabeau uśmiechnęła się z wyższością, po czym – trzymając go jedynie za jedną dłoń – odwróciła się w stronę gości i skłoniła się nisko, wyraźnie z siebie zadowolona.
Puścił jej rękę i wycofa się odrobinę, po czym sam zaczął klaskać. Uważał, że na to zasłużyła, poza tym zdawał sobie sprawę, że to w gruncie rzeczy był test. Minęło tyle czasu, a ona tak długi unikała przeszłości i przeznaczenia, że prawdopodobnie bała się, czy będzie w stanie wcielić się w rolę kapłanki, która poprowadzi ich obchody.
Była i nie miał co do tego wątpliwości. Dumna, piękna i silna, bez trudu skupiała na sobie uwagę i czarowała innych swoim urokiem. Była równie niesamowita, co matka, a może i bardziej, chociaż nie miał pewności, czy ma prawo o tym decydować – Isabeau absorbowała go całkowicie, przez co zdecydowanie był stronniczy.
Nie obchodziło go to. Allegry nie było, Tiah nie żyła, Isabeau zaś była idealną ich następczynią. A przynajmniej Dimitr był o tym przekonany i żałował, że najprawdopodobniej nie znajdzie sposobu, żeby Isabeau została na stałe w mieście.
Szybkim krokiem podszedł do stołu i chwyciwszy wypełniony po brzegi krwią kielich (Matthew!), wrócił pośpiesznie do Isabeau. Objął ją ramieniem, po czym – udając, że cały występ był jak najbardziej zaplanowany, a on wie co robi – zwrócił się do zebranych gości:
– Co tutaj dużo mówić? Mamy kapłankę! – zawołał głosem, odrobinę zachrypniętym od nadmiaru emocji. – Noc Pojednania odbędzie się! – dodał, po czym w znaczącym geście uniósł kielich z krwią.
Wszyscy natychmiast zrozumieli, że dąży do toastu. Znów rozległy się oklaski i okrzyki zadowolenia; cześć chyba nawet wciąż nie otrząsnęła się po tańcu Isabeau i teraz rozglądała się nieco błędnie. Nie zmieniało to jednak faktu, że wiadomość została przyjęta z należnym entuzjazmem.
Dimitr wiedział, że uroczystości są dla wszystkich nieśmiertelnych bardzo ważne. Wszyscy przejęli się śmiercią Tiah przede wszystkim z obawy przed ich odwołaniem i oczekiwali, że Dimitr w porę coś wymyśli.
Isabeau ich uratowała.
Teraz zaś stała wyprostowana, z uśmiechem na ustach i prezentowała się świetnie. Machała, kłaniała się i w najlepsze wygłupiała, bez trudu zdobywając sympatię zebranych, co było miłą odmianą po tym, jak traktowano ją na placu, kiedy broniła Heatha. Teraz ją uwielbiano, co Dimitra wcale nie dziwiło.
Isabeau potrafiła być najbardziej irytującą istotą świata – albo też słodkim stworzeniem, zależnie jakie wrażenie pragnęła sprawiać. W tym momencie skłaniała się ku temu drugiemu, czym jak najbardziej osiągała spodziewany efekt. Dimitra to cieszyło, nawet jednocześnie sprawiało, że czuł się zazdrosny.
A jednak kiedy patrzył na twarz Beau, w jej uśmiechu wciąż dostrzegał smutek.

1 komentarz:

  1. Ciekawe jak to będzie dalej ? wnioskuje z dodatku jaki dodałaś ("wigilia") że Isabeau zostanie na dworze. chyba. odnajdzie się Aleggra i Rufus. a także Reneesmee wyzdrowieje.
    ciekawe jak to będzie ? pozdrawiam ~Anja : *

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa