Isabeau
Isabeau zacisnęła usta w wąską
linijkę i najszybciej jak się dało nie biegnąc, ruszyła w stronę
schodów. Miała nadzieję, że da Renesmee do zrozumienia, że nie ma w tym
momencie nastroju do tego, żeby z nią rozmawiać, ale dziewczyna nie
zamierzała odpuścić – nagle po prostu zastąpiła jej drogę.
Beau ze
świstem wypuściła powietrze, żeby chociaż pozornie wyglądać na opanowaną, po
czym uniosła głowę i spojrzała na partnerkę Gabriela.
– Czego
chcesz? – zapytała lodowatym tonem, mając naiwną nadzieję, że może w ten
sposób sprawi, że Renesmee wycofa się i przestanie zawracać jej głowę.
Dziewczyna
drgnęła, słysząc zamaskowana groźbę w głosie Isabeau. Nie było trzeba
nawet telepatycznych zdolności i umiejętności widzenia aury, żeby
zorientować się, jakie targają nią emocje – z pewnością w jakimś
stopniu się bała. To
zabawne, wzbudzać w kimś strach, pomyślała Isabeau, dziwnie połechtana
świadomością tego, że ktoś się jej obawia. Zaraz też skarciła się za takie
myśli, tym samym jeszcze bardziej psując sobie humor.
Przez
moment jeszcze wpatrywała się w Renesmee, podświadomie unikając
spoglądania dziewczynie w oczy. Zaczynała już nawet liczyć na to, że
Nessie się nie odezwie i obie będą mogły się w spokoju rozejść, ale w tym
właśnie momencie pół-wampirzyca się przełamała:
– Isabeau,
ja... – zaczęła i zawahała się na moment, ale widząc, że Isabeau nie
zamierza protestować ani się wściekać, ciągnęła dalej. – Przepraszam – powiedziała
po prostu, wyraźnie zmartwiona tym, co się stało jakąś godzinę wcześniej. A może
dłużej? Isabeau straciła poczucie czasu. – Nie chciałam cię szpiegować. Po
prostu...
Isabeau
machinalnie uniosła rękę, żeby zapobiec ewentualnemu słowotokowi. Ne przywykła
do tego, że ktokolwiek ją przeprasza, bo i sama rzadko się do tego posuwała.
Najłatwiej było wszystko przemilczeć i zapomnieć, nie zmuszając się do
rozmowy.
Ale tak nie
postępowała Renesmee, niestety. Ta prędzej miała się zadręczać, póki nie upewni
się, że wszystko jest w porządku i Isabeau nawet to doceniała, ale w tym
momencie wręcz wypadało, żeby i ona przeprosiła za swoją gwałtowną
reakcję. A do tego posunąć się nie zamierzała.
– Tak, tak.
Wiem. Nie chciałaś. – Westchnęła i wywróciła oczami. Doprawdy, czasami
zapominała, że w gruncie rzeczy Renesmee była kompletnie niedoświadczona w niektórych
kwestiach. Przy Gabrielu naprawdę łatwo było zapomnieć, że nie jest nawet
jeszcze dorosła – do jej siódmych urodzin zostało kilka miesięcy. – Po prostu
byłaś ciekawa.
Zauważyła,
że Nessie nieznacznie się rozluźniła. Wyraźnie ulżyło jej, że Isabeau się
uspokoiła i zachowywała w miarę rozsądnie – cokolwiek w jej
rozumowaniu znaczyło bycie rozsądnym. Najwyraźniej niewiele trzeba było, żeby
uszczęśliwić to rudowłose stworzenie.
– Tak – przyznała
wciąż nieco speszona. – Zobaczyłam to dziwne światło i... Z nikim nie
rozmawiałam o tym, co robiłaś. Nawet nie zapytałam Gabriela, bo to twoja
sprawa – dodała pośpiesznie, najwyraźniej próbując za wszelką cenę pokazać, że
nie miała żadnych złych intencji.
Isabeau
uniosła brwi, zaciekawiona. Nie pomyślała nawet o tym, że Renesmee mogłaby
wspomnieć pozostałym o tym, co zobaczyła – w złości nie myślała o ewentualnych
konsekwencjach. Kiedy Nessie o tym wspomniała, w pierwszej chwili
poczuła niepokój i odrobinę złości, szybko jednak zdusiła w sobie te
emocje, powtarzając sobie stanowczo, że przecież nic się nie stało. No cóż,
przynajmniej w tej sytuacji mogła docenić to, że Renesmee była wychowywana
między innymi przez Carlisle'a – bywała wręcz przesadnie szczera.
Co tak
właściwie zobaczyła i usłyszała? Rytuał, którego i tak pewnie nie
zrozumiała – musiałaby przynajmniej dojrzeć zioła i znać ich właściwości.
Mało prawdopodobne, bacząc na to, że medycyna alternatywna dawno poszła w zapomnienie,
a Renesmee nie była nawet odrobinę zainteresowana pracą współczesnego
lekarza. Oczywiście, mogłaby zapytać Gabriela, ale przecież jej brat również
nie wiedział wszystkiego – jedynie jakieś podstawy, które jemu i Layli
przekazała Isabeau, kiedy jeszcze podróżowali we trójkę.
Poza tym
Gabriel ją znał i wiedział doskonale, że czasami wraca do przeszłości, do
czego, czego nauczyła jej matka. Jedynym problemem było to, że Renesmee
usłyszała imię Aldero, ale i to niewiele miało jej pomóc, nawet gdyby
jednak zdecydowała się dowiedzieć czegoś więcej. Gabriel nie miał nic powiedzieć
bez zgody Isabeau – ach, dżentelmen, musiała mu to przyznać – a takiej z pewnością
nie zamierzała mu udzielić. Niektóre wspomnienia powinny pozostać pogrzebane na
zawsze, a to dotyczące Aldero z pewnością się do tej kategorii
zaliczało.
– To...
dobrze – powiedziała w końcu, ostrożnie dobierając słowa. – Masz rację, to
moja sprawa. A nawet gdyby nie była, lepiej dla ciebie, żebyś nigdy mnie w pełni
nie poznała – dodała cicho, po czym w końcu zdecydowała się spojrzeć
Renesmee w oczy. – Przeprosiny przyjęte. Ach, tak przy okazji, nie
chciałam cię wtedy skrzywdzić. Kiedy cię złapałam... – Umilkła na chwilę,
uświadamiając sobie, że właściwie nie wie, co w tamtym momencie planowała
zrobić. To był impuls i kto wie, co by się stało, gdyby nikt im nie
przerwał albo Renesmee nie zaczęła krzyczeć. – Po prostu nie chciałam cię zabić
– powtórzyła stanowczo, tym samym w dość niezgrabny sposób kończąc temat.
Znów
zapadła nieznośna cisza i tym razem Isabeau nie zamierzała jej znosić.
Doszła do wniosku, że powiedziały sobie z Renesmee wszystko, co w tym
momencie powinny, dlatego ponownie ruszyła w stronę schodów, bez większego
problemu wymijając swoją przyszłą bratową. Nessie nie zatrzymała jej, dlatego
zdecydowanie pewniejszym krokiem, zaczęła wspinać się po schodach.
Była w połowie
drogi, kiedy Renesmee zdecydowała się jeszcze coś dodać.
– Isabeau? –
zawołała za nią, zdecydowanie spokojniejszym tonem; tym razem w jej głosie
nie było ani śladu strachu.
Isabeau
zatrzymała się i obejrzała przez ramię.
– Hm? – mruknęła
jakże inteligentnie, bo myślami była już gdzieś daleko. W tym momencie
skupiała się jedynie na spokoju, który czekał na nią w pokoju; musiała się
wyciszyć po kłótni z Michaelem i na spokojnie pomyśleć.
Renesmee
zawahała się na moment, po czym podeszła bliżej. Wystarczyło jej pięć sekund,
żeby dosłownie zmaterializowała się u boku Isabeau na schodach.
– Chciałam
tylko się upewnić, czy wszystko w porządku. Wiesz, widziałam rano... – Skinęła
znacząco głową w stronę łazienki. – Nie żebyś musiała mi odpowiadać,
ale...
– Mówiłam
ci, że to nie było nic wielkiego. Jesteś tym, co jesz i takie tam sprawy.
Niestety, jak polujesz na ludzi, nigdy nie wiesz co ci się trafi. – Wysiliła
się na drapieżny uśmiech i z zadowoleniem stwierdziła, że wyszło jej
to bardzo dobrze. Nessie speszyła sama wzmianka o normalnym polowaniu,
nawet jeśli nikt nie zginął, Isabeau zaś poczuła satysfakcję płynącą z tego,
że była tak doskonałą aktorką. – Tak czy inaczej, teraz czuję się świetnie – dodała
pośpiesznie.
Nessie
pokiwała głową, zamyślona. Isabeau ciężko było stwierdzić, czy udało jej się
dziewczynę przekonać, ale nie obchodziło ją to – liczyło się, że nikt nie mógł
więcej ją przyłapać, kiedy będzie wymiotować. Po akcji z Alessią i Damienem,
ciąża wydawała się być rozwiązaniem, którego niepokojąco łatwo można było się
domyślić.
– Ale na
pewno? – zapytała raz jeszcze. Na litość bogini, czyżby zamierzała jej wręcz na
siłę wynagrodzić to, że wcześniej wyprowadziła ją z równowagi? Jeśli tak,
szło jej to marnie, bo Isabeau znów poczuła, że ogarnia ją wściekłość. – Mogłabym
podpytać o coś dziadka, jeśli nie chcesz sama z nim porozmawiać. Może
mógłby... – zaczęła.
Isabeau
poczuła, że zaraz trafi ją szlag. Wciąż miała problem z szalejącymi
hormonami, poza tym dopiero co pokłóciła się z Michaelem i teraz te
emocje zaczynały tworzyć niebezpieczną mieszankę, nad którą Isabeau nie
potrafiła zapanować.
– Cholera
jasna! Czy nie potraficie zrozumieć tego, że chcę mieć święty spokój?! – zapytała
gniewnie, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że niepotrzebnie podniosła
głos o oktawę. Przecież nie miała powodów do złości, a jednak była
wściekła. – Nie potrzebuję pomocy ani twojej, ani Carlisle'a, ani nikogo z tej
twojej pieruńskiej rodziny! Z Gabrielem włącznie! – warknęła, zaciskając
dłonie w pięści.
Renesmee
popatrzyła na nią okrągłymi ze zdumienia oczami, bo nawet jeśli spodziewała się
po reakcji Isabeau wielu rzeczy, łącznie ze złością, nie spodziewała się
kolejnego wybuchu furii. Być może zaskoczona, a może znów źle się czuła,
ale w popłochu cofnęła się i potknęła o własne nogi, momentalnie
tracąc równowagę.
Isabeau
zareagowała momentalnie, wyrywając się do przodu i chwytając ją w pasie,
zanim zdążyłaby się stoczyć ze schodów. Pociągnęła zdezorientowaną
pół-wampirzycę za sobą tak, że obie w efekcie wylądowały na szczycie
stopni i ciężko zwaliły się na podłogę. Isabeau momentalnie zerwała się na
równe nogi i krótko spojrzała na oszołomioną Nessie.
– Po prostu
się ode mnie odwalcie – rzuciła do niej, mając nadzieję, że dziewczyna przekaże
to pozostałym. Chociaż znając te wścibskie istoty, ktoś zdecydowanie musiał
kontrolować, czy rozmowa znów nie przemieni się w coś niebezpiecznego.
Najprawdopodobniej sam Gabriel pilnował, żeby Isabeau nie spróbowała zrobić
Renesmee krzywdy. – Chodź i pomóż swojej ukochanej, braciszku! Chyba coś
marnie z nią ostatnio – mruknęła.
Nie
obejrzała się nawet, żeby przekonać się, czy jej wybuch i tym razem stał
się rozrywkowym widowiskiem dla wszystkich domowników. Właściwie biegiem
dopadła do swojego pokoju i starannie zamknąwszy za sobą drzwi, powlekła
się prosto do łóżka. W pomieszczeniu wciąż panował półmrok – zasłony były
jedynie lekko rozchylone, bo przecież musiała się jakoś dostać do okna, kiedy
wychodziła.
Ciemność
bynajmniej nie stanowiła żadne przeszkody dla kogoś, kto dysponował tak
wyostrzonymi zmysłami. Bez problemu dotarła do łóżka i opadła na materac,
po czym wbiła wzrok w sufit. Mimo doskonałego wzroku, w tych
warunkach nawet ona nie był w stanie dostrzec niemal mikroskopijnych
pęknięć i nierówności warstwy białej farby, która pokrywała ściany jej
pokoju.
Ale za to
była w stanie je sobie wyobrazić i to właśnie w tak nietypowy
sposób postanowiła zająć myśli, żeby przestać zadręczać się tym wszystkim, co
zaprzątało jej umysł. W którymś momencie nawet udało jej się usnąć, ale błogi
spokój nie trwał długo.
Drzwi
skrzypnęły cicho, kiedy ktoś nieznacznie je uchylił. Isabeau niechętnie uniosła
powieki i zaraz zmrużyła oczy, bo z korytarza sączyło się słabe
światło, które drażniło jej odwykłe od jasności tęczówki.
Potrzebowała
dłuższej chwili, żeby przyzwyczaić oczy i bez podnoszenia się, rozpoznać
drobną postać, która nieśmiało zaglądała do pokoju.
– Ciociu? –
zapytała cichutko Alessia. Podchwyciła spojrzenie błękitnych oczu i weszła
do pokoju nieco pewniej, kiedy upewniła się, że Isabeau nie śpi. – Mogę z tobą
posiedzieć? – zapytała mała, podchodząc do łóżka i wdrapując się na nie
całkiem wprawnie.
Isabeau
nawet nie drgnęła, kiedy drobne ciałko przylgnęło do jej boku. Poczuła
muśnięcie czarnych niczym noc włosów Alessi, kiedy dziewczynka wygodnie ułożyła
się przy niej. Machinalnie objęła bratanicę i mocno ją przytuliła.
Przez kilka
minut leżały w absolutnej ciszy, co było istnym cudem, bo Alessia bywała
niecierpliwa i buzia jej się właściwie nie zamykała. Isabeau podejrzewała,
że mała prędzej czy później nie wytrzyma, bo spokój jej się znudzi; nie
pomyliła się, ale Ali i tak wytrzymała zaskakująco długo.
– Beau? – jęknęła
w końcu, unosząc się na łokciach, żeby spojrzeć na swoją opiekunkę. – Pokażesz
mi coś? – poprosiła. – Pobawmy się snami, tak jak wtedy – dodała niemal
błagalnie, wspominając ten moment, kiedy Isabeau pokazała jej gwieździste
niebo, gdzie każda świetlista kula stanowiła oddzielną ludzką aurę – oddzielny
sen.
Isabeau
skrzywiła się. Nigdy swojej małej księżniczce nie odmawiała – właściwie nikt
Alessi nie odmawiał, bo mała owinęła sobie wszystkich wokół palca – ale chyba
nadszedł czas na to, żeby zrobić to po raz pierwszy. Isabeau pierwszy raz nie
czuła się w nastroju do opiekowania się bratanicą, a już na pewno nie
na pokazywanie jej czegokolwiek.
– Jestem
zmęczona, Ali – powiedziała z westchnieniem, błagając opatrzność o to,
żeby mała to zrozumiała. – Kiedy indziej, skarbie – obiecała, żeby nieco
złagodzić swoją odmowę.
Alessia
momentalnie posmutniała, ale przynajmniej nie próbowała się kłócić.
Najwyraźniej nie miała już cierpliwości siedzieć, bo usiadła na materacu i zaczęła
bawić się długimi kosmykami Isabeau. Było w tym nawet coś kojącego,
chociaż kiedy mała przypadkiem zbyt mocno pociągnęła Beau za włosy, dziewczyna
poczuła, że obecność bratanicy zaczyna ją irytować.
– Dlaczego
jesteś zła na mamę? – zapytała nagle Ali, wybierając najgorszy z możliwych
tematów... O ile oczywiście w tym momencie jakakolwiek rozmowa była
odpowiednia.
Beau
westchnęła i ujęła rączkę Alessi, powstrzymując ją od dalszej zabawy
swoimi włosami. Ali zmarszczyła czółko, zdezorientowana tym, że ktoś kolejny
raz jej czegoś zabronił.
– To nic,
czym powinnaś się przejmować – powiedziała stosunkowo spokojnym głosem,
ponownie wbijając wzrok w sufit. – Przepraszam, skarbie, ale nie mam teraz
nastroju na nic. Poza tym, czy mnie się wydaje, czy Esme cię woła? – zapytała
po chwili, udając, że nasłuchuje.
Alessia
jedynie pokręciła głową.
– Dopiero
co byłam na dole. Wyszła z tatą i dziadkiem zapolować – wyjaśniła.
Pierwszy
raz tego dnia na ustach Isabeau pojawił się cień szczerego uśmiechu. Dobrze
wiedziała, że Alessia miała na myśli Edwarda, bo Carlisle był w pracy.
Najwyraźniej jej nauka dawała efekty – Ali nie miała tak łatwo dać rudzielcowi
zapomnieć, kto naprawdę jest jej dziadkiem.
– A Renesmee?
– zapytała, momentalnie tracąc humor, kiedy uświadomiła sobie, że może być z partnerką
Gabriela sama w domu.
– Mamusia
śpi – odpowiedziała Alessia, wyraźnie nie mogąc pojąć tego, że Renesmee mogłaby
o tej porze zasnąć.
Isabeau
poczuła ukłucie niepokoju, bo również i dla niej to było dziwne. Mogła się
na Renesmee wściekać – bez powodu, jeśli miała spojrzeć prawdzie w oczy;
mogła unikać wszystkich i irytować się, kiedy ktoś zaczynał być
podejrzliwy... Ale wciąż troszczyła się o tych, którzy zachowywali się jak
jej rodzina i momentalnie zorientowała się, że coś jest nie tak.
Zauważyła,
że Nessie jest ostatnio jakaś nieswoja – konkretnie od wieczora, kiedy zaczęła
boleć ją głowa – ale wydawało jej się, że to już jej przeszło. Co prawa kiedy
jeszcze normalnie rozmawiały, wyglądała nieco blado, ale Isabeau była
przekonana, że to po prostu nerwy. Czyżby się pomyliła? Możliwe, chociaż z drugiej
strony Gabriel raczej nie zostawiłby ukochanej, gdyby miał chociaż cień
podejrzenia, że coś jej dolega.
No cóż,
najwyraźniej dziewczyna albo się jakoś przed nim wytłumaczyła, albo położyła
się po wyjściu Gabriela. Tak czy inaczej, to zdecydowanie nie było u niej
normalne, Isabeau jednak nie zamierzała się tym przejmować.
Alessia
była za mała, żeby zorientować się, że coś jest nie tak, dlatego szybko
zapomniała o stanie swojej mamy. W zamian postanowiła skupić się na
Isabeau, wyraźnie znudzona. W normalnym wypadku Beau nawet nie zawahałaby
się przed opieką nad nią, ale dzisiaj...
– Alessiu, proszę
cię, idź już sobie. Ciocia nie ma nastroju – powiedziała wprost, spoglądając na
dziewczynkę wyczekująco.
Ali wygięła
usta w podkówkę.
– Ale... – Spojrzała
na Isabeau tak błagalnie, że ta przez moment miała wyrzuty sumienia. – Muszę?
Będę cicho – obiecała, chociaż obie wiedziały, że wytrzyma co najwyżej kilka
minut.
Poza tym
Isabeau nie chciała ciszy. Chciała być sama i właśnie to było istotną
różnicą, której Alessia nie potrafiła dostrzec.
Spojrzała
na bratanicę zmęczonym wzrokiem.
– Alessiu,
idź już – powtórzyła stanowczo, a kiedy dziewczynka otworzyła usta, żeby
znów zaprotestować, po prostu nie wytrzymała: – Wyjdź! – huknęła, bez
zastanowienia ponosząc głos, po raz kolejny w ciągu jednego dnia.
Alessia
spojrzała na nią okrągłymi ze zdumienia oczami, do których natychmiast
napłynęły łzy. Isabeau westchnęła, momentalnie zaczynając odczuwać wyrzuty
sumienia z powodu tego, jak się zachowała – w końcu to było tylko
dziecko. Miała już nawet zacząć przepraszać i wyciągnęła rękę w stronę
Ali, ale dziewczynka odskoczyła jak oparzona, omal nie spadając z łóżka.
Oddychała
płytko, wyraźnie przestraszona. Isabeau zareagowała instynktownie i sięgnęła
do jej umysłu, żeby przekonać się, co tak bardzo małą wstrząsnęło i momentalnie
zamarła, kiedy we wspomnieniach Alessi zobaczyła swoją twarz.
Myślała, że
po prostu się zdenerwowała – że będzie co najwyżej zagniewana – ale
zdecydowanie się pomyliła. Przez moment nie mogła uwierzyć, że właściwie bez
powodu jej rysy mogłaby wykrzywić prawdziwa furia, która nawet ją przyprawiła o dreszcze.
Oczy tamtej Isabeau pałały dziką nienawiścią, której przecież nie odczuwała,
poza tym mogłaby przysiąc, że dostrzegła w nich czerwony błysk, który
jednak równie dobrze mógł być wynikiem bogatej wyobraźni wystraszonej Alessi.
Nie
zmieniało to jednak faktu, że w tamtym momencie wyglądała co najmniej
przerażająco – jak prawdziwy łowca; jak piękny morderca, którym przecież w istocie
była. I nie było niczego dziwnego w tym, że to przeraziło małą.
– Ali... – zaczęła
cicho, chcąc bratanicę jakoś uspokoić.
Słysząc
swoje imię, Alessia drgnęła, po czym po prostu rozpłakała się na całego i uciekła
z pokoju, zupełnie jakby Isabeau się na nią zamachnęła albo próbowała ją
skrzywdzić. Isabeau wbiła wzrok w drzwi, które zatrzasnęły się za
dziewczynką, mając ochotę uderzyć w głową w coś solidnego, co przy
okazji się nie rozpadnie.
Ukryła
twarz w dłoniach. Co też, do cholery, się z nią działo? Czasami
kłóciła się z Michaelem i była wredna dla Renesmee (nie tylko), ale
nigdy nie do tego stopnia. I w życiu nie naskoczyłaby na Alessię, nie
wspominając już o tym, żeby spojrzeć na ukochaną bratanicę w taki
sposób. Ta Isabeau, którą w swoich wspomnieniach zarejestrowała Alessia,
zdecydowanie nie była nią – to była obca, przepełniona gniewem istota, która...
Czy to naprawdę
mogła być ona? Skąd w takim razie nagle wzięło się w niej tyle
nienawiści, której przecież sama nie rozumiała. Humorki w ciąży to jedno,
ale to, co wyprawiała już dawno przekroczyło granicę tego, co mogły spowodować
hormony. Wystarczyło kilka godzin, żeby pokłóciła się ze wszystkimi – Michaelem,
Renesmee, Alessią i analogicznie wszystkimi innymi, łącznie ze swoim
bratem, który nie miał jej darować tego, że naskoczyła na jego ukochaną, a teraz
dodatkowo na jego córeczkę. Chyba jedynie Damien nie miał do niej żadnych
pretensji, chociaż kto wie – był zżyty z siostrą, więc również on miał
stanąć w jej obronie.
A więc
wszyscy.
Co się z nią
działo?
Powoli
wypuściła powietrze z płuc. Wcześniej miała już problemy z kontrolowaniem
agresji, ale przekonywała samą siebie, że buntuje się i jest złośliwa
wobec Gabriela i Cullenów, bo chce sprawić, żeby jak najmniej cierpieli w przypadku,
gdyby wizja jej śmierci jednak się sprawdziła. To była dobra wymówka, ale nie w sytuacji,
kiedy zachowywała się...
No cóż,
zachowywała się jak suka. Wielokrotnie słyszała to wyzwisko, kierowanie pod jej
adresem – sam Gabriel użył go, całkiem niedawno – ale nigdy jakoś specjalnie
się tym nie przejmowała. Mogła być zimną suką wobec nieznajomych, ale zawsze
przynajmniej zachowywała się w miarę poprawnie, kiedy chodziło o tych
na których jej zależało.
Aż do
teraz, bo na Alessię kochała całym sercem. Podobnie jak Damiena, naturalnie
swojego brata... Wszystkich, nawet jeśli przed samą sobą się do tego nie
przyznawała. Kochała ich na swój sposób, dlatego tym bardziej nie rozumiała,
jak mogłaby...
O, tak. I wkrótce
wszyscy za to zapłacimy, przypomniała sobie nagle ostatnie słowa Michaela,
tuż przed tym, jak ją zostawił.
Chociaż
wydawały się nie mieć żadnego sensu w obecnej sytuacji, nagle zadrżała na
całym ciele, kiedy ogarnął ją dziwny niepokój.
Czuła, że
nie tyle pozostali, ale to właśnie ona za wszystko zapłaci.
Szczerze to zaskoczył mnie ten wybuch Isabeau.I jak spojrzała na Nessie,i jak nakrzyczała na Alessię.Przecież to jej ukochana ciocia!
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na nn i życzę weny.
Pozdrawiam Ola.