15 lutego 2013

Dziewiętnaście

Isabeau
Isabeau krążyła po salonie, raz po raz zerkając w stronę dzieci. Alessia i Damien odpowiadali jej pełnymi rezerwy spojrzeniami, które non stop przypominały jej o tym, jak potraktowała bratanicę.
Trzeci dzień. Jak długo można się gniewać? Normalne ludzkie dzieci już po kilku godzinach zapomniałyby o wszystkim, ale nie te bliźnięta – one solidarnie trwały w jakiejś dziwnej zmowie, mającej chyba na celu doprowadzić Isabeau do szaleństwa.
Próbowała chyba wszystkiego. Przepraszała, proponowała różne rozrywki, które zwykle przypadały im do gustu, opowiadała historie… Przy tym ostatnim zwykle jej słuchali – była tego świadoma – chociaż próbowali udawać, że wcale tego nie robią. Również kiedy się nimi opiekowała, byli jej posłusznie, jak zwykle, ale poza tym czuła, że mają do niej żal.
Wydawać się powinno, że Damien powinien traktować ją lepiej, ale byłaby głupia, gdyby w to uwierzyła. Przecież wiedziała, jaka więź łączyła bliźnięta, a ona jakby nie patrzeć w jakimś stopniu skrzywdziła Alessię. Oczywiste, że mały stał za nią murem. Mimo wszystko cieszyło ją to – potrzebowali siebie nawzajem i wsparcia, który mogli sobie dawać w takich właśnie sytuacjach.
Ale dlaczego tak się zawzięli? Isabeau rozumiała, że na pewno wystraszyła Ali – samą siebie również, kiedy zobaczyła swoją twarz we wspomnieniu małej – a poza tym zawiodła ją, bo dziewczynka ufała jej bezgranicznie, ale na litość bogini…
– Powiedziałbym coś złośliwego, ale prezentujesz taki obraz nędzy i rozpaczy, że się powstrzymam – usłyszała tuż za sobą głos Gabriela.
Stał w połowie schodów, opierając się o barierkę i spoglądając na nią z góry. Włosy miał w nieładzie, a głos zdradzał, że dopiero co się obudził – i jak na złość te drobiazgi sprawiały, że wyglądał wciąż świetnie, podczas gdy ona zwykle była przerażona swoim odbiciem po przebudzeniu.
– Dziękuję, braciszku. Wiesz jak mnie pocieszyć – sarknęła, czym zasłużyła sobie na jego ironiczny uśmieszek.
– Ty też nie byłaś zbyt milutka, kiedy ostatnio rozmawialiśmy – przypomniał jej chłodno.
Świetnie, więc i on miał pretensję – tym razem o to, że powiedziała niezbyt subtelną prawdę przy Renesmee. Przecież dziewczyna była tak mało przytomna, że pewnie niewiele z tego zapamiętała, a nawet jeśli, musiała znać prawdę. Leczyli ją źle i trzeba było spróbować czegoś innego… O ile cokolwiek miało w tej sytuacji zadziałać.
– Mam cię za to przepraszać? – mruknęła, jasno dając mu do zrozumienia, że nie ma takiej możliwości i nie powinien sobie robić nadziei.
– Mnie? Nie. Ale Nessie i owszem, chociaż szczerze wątpię, żeby twoje przeprosiny były komukolwiek niezbędne.
– A więc obejdzie się bez nich – stwierdziła Isabeau, wzruszając ramionami.
Gabriel zacisnął usta i zmrużył oczy, nie powiedział jednak nic – tak, jak obiecał. Bez pośpiechu zszedł z ostatnich stopni i wszedł do salonu, gdzie zaraz dopadły do niego dzieci. Alessia oczywiście pierwsza wywalczyła to, żeby wziął ją na ręce, ale Gabriel nie miał większego problemu z tym, żeby podnieść również Damiena.
– Co, skarby moje? – zapytał z czułością, której ani on, ani Isabeau, ani tym bardziej Layla nie zaznali od własnego ojca.
Alessia pisnęła radośnie, kiedy ucałował ją w czoło. Damien nie był tak łasy na pieszczoty, jak jego siostra, ale Isabeau zauważyła, że tulił się do Gabriela ufnie. Obojgu brakowało rodziców, bo Gabriel zostawiał Nessie na bardzo krótko, a matki nie mogły widywać wcale. Beau zresztą uświadomiła sobie, że pierwszy raz od ataku grypy Gabriel zrobił coś dla siebie i położył się spać.
– Gdzie mama? – zapytała natychmiast Alessia.
Jedną z zalet tego, że nie odzywała się do Isabeau, był brak konieczności odpowiadania na to pytanie. Zadawała je nieustannie, każdemu innemu – Esme, Edwardowi i Carlisle'owi, kiedy ci tylko znajdowali się w zasięgu jej rąk. Miała przy tym o tyle dobrą metodę, że zawsze podbiegała przytulić się do swojej „ofiary” i kiedy już znajdowała się u niej na rękach, rozpoczynała przesłuchanie. Przez to tym większe wyrzuty sumienia wywoływały próby okłamania jej.
Teraz najwyraźniej przyszła pora na Gabriela.
Chłopak spojrzał na córkę, po czym powoli wypuścił powietrze z płuc. Isabeau zauważyła, że jego aura pociemniała – ciemne pasma jasno dawały do zrozumienia, że Gabriel cierpi, a to jeden z najgorszych możliwych tematów, poza tym jednak w żaden sposób nie dał po sobie poznać, co naprawdę czuje.
– Mamusia śpi – wyjaśnił jej spokojnie. – Mówiliśmy ci, skarbie, że źle się czuje i musi poleżeć jeszcze kilka dni – przypomniał, właściwie nie kłamiąc. „Kilka dni” było jakby nie patrzeć pojęciem względnym.
Alessia momentalnie posmutniała, najwyraźniej zamierzając dać upust niezadowoleniu, które odczuwała w ostatnim czasie, chociaż oczywiście nie zamierzała się nim z Isabeau dzielić.
– Nie rozumiem – jęknęła. – Przecież ja jestem grzeczna. Już spałam przy mamie – poskarżyła się, niespokojnie wiercąc w objęciach Gabriela. – Dlaczego nie mogę tam pójść? – zapytała i to chyba było dobre pytanie, bo nawet Damien wyprostował się i zamarł, oczekując odpowiedzi.
Gabriel spojrzał przelotnie na Isabeau. Jego oczy nie wyrażały żadnych emocji, ale mentalny głos już tak. Będą się buntować, pomyślał zmartwiony, a Beau niechętnie musiała przyznać mu rację. To było ostatnim, czego potrzebowali, ale co mogli zrobić? Alessia i Damien nie zrozumieliby powagi sytuacji, a nawet jeśli, lepiej było ich nie martwić.
Wystarczyło, że wszyscy inni byli przygnębieni tym, co się działo. Atmosfera w domu była jednoznaczna, chyba nawet gorsza od tej, która panowała, kiedy Renesmee porwali. Wtedy przynajmniej wiedzieli, jak jej pomóc, tylko nie mieli do niej dostępu; teraz sytuacja przedstawiała się odwrotnie i to było zdecydowanie gorsze.
Isabeau również udzielało się panujące w domu napięcie. Martwiła się, jak wszyscy inni, chociaż tego nie okazywała, starając się myśleć bardziej praktycznie i zachować zdrowy rozsądek. Gabriel i Cullenowie mylili to ze złośliwością, ale przecież oczywiste było, że Isabeau również kochała Renesmee – nie tylko jako przyszłą żoną jej brata, ale po prostu jako członka rodziny. Musiała w końcu przyznać, że tak ich traktuje – jak rodzinę – chociaż zdecydowanie zbyt często pragnęła przed tym uciec.
Zresztą, nawet kiedy chciała pomóc, po prostu ją ignorowali. Gabriel wprost ją wyśmiał, kiedy zaproponowała znane od dawna metody na obniżenie temperatury. Mogli chociaż pozwolić jej spróbować, bo nawet gdyby zioła nie zadziałały, w żadnym stopniu by jej nie zaszkodziły. Przecież były mniej szkodliwe niż te wszystkie lekarstwa, które podawał jej Carlisle, a które i tak nie działały. Co w takim wypadku szkodziło spróbować podać coś innego, znanego jeszcze zanim ówczesna medycyna zaczęła się rozwijać?
Nie zaczynaj znowu, pomyślał ostrzegawczo Gabriel, rzucając jej znaczące spojrzenie.
Warknęła cicho, ale i tak Alessia i Damien spojrzeli na nią krótko, jakby utwierdzając się w przekonaniu, że dobrze robią, ignorując ją. Isabeau postanowiła się tym nie przejmować.
Wynoś się z mojej głowy, pomyślała dobitnie, po czym odgrodziła się od zdolności brata grubym, solidnym murem, którego nie powinien był w stanie przebić ani jakoś wyminąć. Poczuła rozczarowanie, kiedy uświadomiła sobie, że nawet nie próbował, zbyt skupiony na swoich dzieciach.
W końcu zabrał je do kuchni, najwyraźniej zamierzając zająć czymś ręce i trochę pogotować. Co prawda Isabeau zadbała o to, żeby oboje już dostali krew na śniadanie, ale bliźnięta – w przeciwieństwie do Renesmee na samym początku – preferowały również ludzkie jedzenie. Już Gabriel o to zadbał.
– Beau, chcesz coś? – zawołał z kuchni, bo odizolowana, nie była w stanie odebrać jego mentalnego przekazu.
Zdziwiła ją trochę jego postawa, ale z drugiej strony przywykła już do tego, że nawet kłócąc się, jednocześnie potrafili się zachować wobec siebie w porządku. A może Gabriel szukał po prostu wymówki, żeby móc zajmować się czymś dłużej i chociaż przez moment nie zamartwiać się chorobą…
Albo raczej tak intensywnie nie zamartwiać się chorobą, bo z prawnością nie był w stanie o niej nie myśleć. Tego była pewna, nawet nie wnikając w jego umysł.
– Jeśli ci się chce, to mnie zaskocz – odpowiedziała normalnym tonem; i tak miał ją usłyszeć – w końcu zmysły mieli doskonale rozwinięte.
Rzucił w odpowiedzi, że nie na problemu, po czym najwyraźniej skupił się na przygotowaniu posiłku, raz po raz zagadując Alessię i Damiena. Isabeau westchnęła, po czym odcięła się od rozmowy na różne neutralne tematy. Biedny Gabriel, pomyślała, rozbrojona tym, jak stara się nie zaniedbać dzieci i jednocześnie walczy z pragnieniem powrotu na górę. Poniekąd dlatego przyjęła jego propozycję, chociaż wcale nie czuła się głodna.
Usiadła na kanapie i ukryje twarz w dłoniach, pocierając oczy. Czuła się zmęczona – sypiała więcej od Gabriela, ale miała powody, żeby się łatwo męczyć – ale jednocześnie nie wyobrażała sobie, żeby mogła spokojnie zasnąć chociaż na moment. Była zbyt pobudzona, poza tym chciała jeszcze popilnować dzieci, żeby dać Gabrielowi możliwość do powrotu na górę. Co prawda była jeszcze Esme, ale Isabeau też chciała się przydać.
Oczywiście miało na to trochę wpływu to, że samotność jej nie służyła. Wiedziała jak to jest, kiedy non stop zamartwia się z jednego powodu – w jej przypadku tyczyło się to nie tylko tej dziwnej, odpornej na leki choroby, ale przede wszystkim ciąży i swojej wizji śmierci.
Kolejne pytania pojawiały się tak regularnie, że mogła zacząć recytować je z pamięci. A najgorsze w tym wszystkim było to, że na żadne z nich nie potrafiła udzielić odpowiedzi.
Czy naprawdę umrze? Co miała myśleć o słowach Michaela, który oznajmił, że kiedyś wszyscy zapłacą za manipulacje w czasie? Jak długo uda jej się ukrywać ciążę? Czy z dziećmi było wszystko w porządku, skoro rozwijały się tak wolno? Czy Drake kiedykolwiek się dowie – nawet jeśli ona nie zamierzała do tego dopuścić? Jeśli tak, jak zareaguje? A Gabriel? Cullenowie? Co jeśli jej jednak zabraknie? Czy wtedy zaopiekują się jej dziećmi? Ale wtedy musiałaby im o wszystkim wcześniej powiedzieć, żeby byli przygotowani na taką możliwość… Czy powinna? Czy mogła mieć pewność, że nawet jeśli zginie, uda jej się dopilnować, żeby stało się to dopiero po porodzie, żeby mogła zapewnić swoim dzieciom bezpieczeństwo? Jak, skoro ciąża rozwijała się niemal jak ludzka – jedynie odrobinę szybciej, ale to marna pociecha – i do rozwiązania zostało zdecydowanie zbyt wiele czasu? Może powiedzieć samemu Carlisle'owi i poprosić o pomoc oraz dyskrecję – w końcu obowiązywała go tajemnica lekarska, nawet w tym przypadku.
Co naprawdę czuła do Drake'a Devile…?
Usłyszała kroki na schodach i momentalnie otrząsnęła się z zamyślenia. W samą porę, bo kiedy w salonie pojawili się Cullenowie, wyraz jej twarzy był całkowicie obojętny
– Pogratulować, powiadasz? – zagadnął na wstępie Edward. No cóż, chyba nie powinna być zdziwiona, że jeszcze nie otrząsnął się po tym, jak dopiero co dowiedział się, że jego córka planuje wyjść za mąż. – Wiedziałaś? – zapytał niemal oskarżycielskim tonem, spoglądając na nią z góry.
Podniosła się, żeby się z nim zrównać; wciąż przewyższał ją o jakichś piętnaście centymetrów, ale i tak poczuła się lepiej, kiedy nie musiała zadzierać głowy, żeby na niego spojrzeć.
– Podejrzewałam – sprostowała. – Mało kiedy Gabriel zachowuje się tak, jakby siedział na szpilkach. Poza tym ciężko było, żebym nie rozpoznała jednego z naszych najcenniejszych rodzinnych klejnotów – dodała, wzruszając obojętnie ramionami.
Edward pokiwał głową, najwyraźniej uspokojony tym, że był pierwszym, który dowiedział się od Nessie – co prawda dziewczyna powiedziała mu przypadkiem, ale liczył się sam fakt.
– Niech sobie biorą ten ślub. Ważniejsze, żeby wyzdrowiała – westchnął.
Isabeau spojrzała na niego wręcz zaskoczona. Cokolwiek sądził, coraz lepiej odnajdywał się w roli ojca – dostrzegała to, chociaż z całego rodzeństwa Licavoli znała go najkrócej.
– Nie obiecam ci gruszek na wierzbie, jeśli tego ode mnie oczekujesz – powiedziała cicho, bo patrzył na nią wyczekująco, być może pragnąc usłyszeć coś pocieszającego.
Może to było okrutne, ale nie była w stanie spojrzeć mu w oczy i skłamać, nawet jeśli takie zapewnienia sprawiłyby, że poczułby się lepiej. Uważała, że lepsza nawet najbardziej okrutna prawda niż piękne kłamstwo – to nic, że nie zawsze się tej filozofii w swoim przypadku trzymała. Poza tym przemilczenie pewnych faktów, kiedy nikt nie pytał, nie było chyba znów takim wielkim kłamstwem…
– Robimy ci się da – zapewnił go Carlisle. Cóż, to w sumie też nie było kłamstwem, jeśli przymknąć oko na to, że wciąż ignorowali dobre rady Isabeau. Gdyby i to nie zadziałało, wtedy mogliby z czystym sumieniem powiedzieć, że zrobili wszystko. – Zajrzę do niej wieczorem i pobiorę krew, tak jak mówiłem Gabrielowi. Może to faktycznie nam coś pomoże… Poza tym dzisiaj chyba było lepiej – dodał, najwyraźniej bardzo chcąc w to wierzyć.
– Tak, bo się wystraszyła, że urwę Gabrielowi głowę, kiedy dowiedziałem się o oświadczynach – przypomniał Edward. – Nie widziałeś jej wcześniej. Przelewałam mi się w rękach i ledwo oddychała – skrzywił się, wyraźnie coraz bardziej przygnębiony.
– Wniosek stąd taki, że musisz ją denerwować – wtrąciła Isabeau, mając naiwną nadzieję na to, że żartem rozluźnienia chociaż odrobinę atmosferę.
Spojrzał na nią rozeźlony. Zaczynała dochodzić do wniosku, że kiedy wszyscy stali w kolejce po poczucie humoru, on najwyraźniej wolał swój denerwujący charakter.
– Gdyby to miało pomóc, już dawno kazalibyśmy ci siedzieć w jej pokoju – warknął.
Uśmiechnęła się jedynie.
– Jeśli to miało mnie obrazić, nie wyszło – uświadomiła mu. – Przypomnieć mi, że jestem złośliwa… Ach, to raczej miód na moje serce – westchnęła teatralni, przyciskając zwiniętą w pięść do piersi.
– Przestańcie… – poprosiła Esme, ale nie tak pewnie, jak robiła to zazwyczaj. Najwyraźniej po wybuchach Isabeau nie była pewna na ile może sobie wobec niej pozwolić.
Zamknęła się, bo to właściwie było jej obojętne. Nie miała ochoty kłócić się z Edwardem, tym bardziej teraz, kiedy właściwie nie było w tym żadnej frajdy. Co innego przekomarzać się, a co innego produkować się jedynie po to, żeby druga strona i tak nie doceniła żartu. Poczucie humoru najwyraźniej umarło w tym domu, wraz z pojawieniem się choroby Renesmee.
Isabeau zaczynała mieć tego dość. Przecież teraz tym bardziej potrzebowali czasami jakiegoś przeciwnika, chwili wytchnienia. Samej Nessie też pewnie zrobiłoby lepiej, gdyby atmosfera była luźniejsza, nawet jeśli wydawało się to być trudne do osiągnięcia. Beau zresztą sama marzyła o czymś, co pozwoliłoby jej zapomnieć o problemach, dlatego doskonale rozumiała Gabriela, który najwyraźniej postanowił ugotować dzieciakom coś nader skomplikowanego, żeby zając jak najwięcej czasu.
Carlisle i Edward ostatecznie pogrążyli się w cichej dyskusji, próbując zaplanować coś nowego, co mogłoby chociaż odrobinę pomóc w obecnej sytuacji. Isabeau sama miała wiele do dodania, ale milczała, bo nie było to nic, co przyjęliby do wiadomości – raz ją zignorowali, chociaż dobrze im podpowiadała. Najwyżej „medycyna alternatywna” nie miała tutaj racji bytu, chociaż Allegra opowiadała Beau cuda na jej temat. Przecież sama kilka razy się przekonała, że to naprawdę jest skuteczne, równie bardzo jak obecne leki.
Dlaczego, do jasnej cholery, nie mogli przynajmniej spróbować?
Odpowiedź przyszła sama i była tak oczywista, że miała ochotę roześmiać się gorzko nad własną głupotą. Nikt nie powiedziałby jej oczywiście czegoś takiego, ale sama była w stanie to zaobserwować.
Najzwyczajniej w świecie jej nie ufali.
Słusznie, mogłaby im to przyznać – zachowywała się z ich perspektywy dziwnie i miała swoje tajemnice. Ale, na litość bogini, czy to miało znaczyć, że uważali też, że byłaby w stanie nie tylko zdradzić, ale i spróbować zaszkodzić w inny sposób?
Najwyraźniej tak. Isabeau westchnęła rozczarowana i wsparłszy łokcie na udach, oparła głowę na dłoniach. W tym momencie przyszło jej do głowy, że skoro tak to wygląda, może faktycznie warto było się utopić – i to samemu rzucić się z klifu w jakąś głęboką wodę, bo świat najwyraźniej powoli zaczynał wariować, a ona wraz z nim.
Renesmee
Zostałam sama, bo wszyscy byli przekonani, że zasnęłam, a ja nie zamierzałam wyprowadzać ich z błędu. Mimo wszystko nie byłam dzieckiem i nie musieli siedzieć przy mnie dwadzieścia cztery godziny na dobę – musiałam o tym pamiętać, nawet jeśli samotność była okropna, zwłaszcza kiedy balansowało się na granicy jawy i snu.
Wciąż bałam się zapaść w pustkę, nagle bowiem naszła mnie dziwna myśl, że mogę się z niej nie wynurzyć, że więcej się nie obudzę... Tata przekonywał mnie, że to jedynie gorączka – wszystko mi się mieszało i nie byłam w stanie myśleć logicznie – ale ja mimo wszystko się bałam. Wiedziałam, że Edward ma rację, ale co z tego, skoro nie potrafiłam zmusić swojego nieposłusznego umysłu, żeby w końcu to zrozumiał i pozwolił mi odpocząć.
Próbowałam skierować tor myśli na coś innego, dlatego ostatecznie zaczęłam próbować skupić się na poszczególnych częściach mojego ciała z osobna, w nadziei, że w trakcie zasnę i przynajmniej przez moment nie będę się zadręczać czymś, co faktycznie nie miało racji bytu. Okazało się to o tyle trudne, bo byłam osłabiona do tego stopnia, że miałam wręcz irracjonalne wrażenie, że wcale mnie nie ma – zupełnie jakbym unosiła się ponad ciałem, całkowicie pozbawiona kontroli nad mięśniami. Jak mogłam się skupiać na czymś, czego nie było?
Zaczynałam wpadać w panikę – efekt zupełnie odwrotny do pożądanego – kiedy usłyszałam cichutkie kroki, a chwilę później ktoś otworzył drzwi mojego pokoju.
– Mamusiu? – usłyszałam niepewny głosik, w którym dopiero po chwili rozpoznałam śpiewny sopran Alessi. Od jak dawna go nie słyszałam...?
Trzy dni. Naprawdę tylko tyle czasu minęło? Mnie zdawało się to całą wiecznością – już prawie nie pamiętałam twarzy moich dzieci, a co dopiero mówić o ich głosach. A jednak wszystko wskazywało na to, że mój umęczony umysł mimo wszystko był w stanie odtworzyć i te dobre wspomnienia. Głosik mojej córeczki był tak idealny, jakby...
– Mamo? – powtórzyła mała, a ja poczułam się tak, jakbym nagle wynurzyła się z wody.
Wzdrygnęłam się i z trudem przymusiwszy się do otwarcia oczu, kolejny raz wyrwałam się zmęczeniu. Spojrzałam w stronę drzwi, a potem zamarłam, bo moja mała jak najbardziej stała w progu, nieśmiało zaglądając do pokoju.
Kiedy podchwyciła mój wzrok, nie byłam w stanie już jej powstrzymać – zareagowała błyskawicznie, podbiegając do mnie i właściwie rzucając się na łóżko. Materac ugiął się nieznacznie pod jej ciężarem, a chwilę później poczułam jak drobne ciałko mocno przywiera do mojej piersi.
Ułożyła się tak, jak zawsze, zwijając w kłębek u mojego boku; poczułam coś wilgotnego i uświadomiłam się, że Alessia po prostu się popłakała.
Znalazłam w sobie dość siły, żeby objąć ją ramieniem.
– Ali... Ali, cii... – wyszeptałam zmęczonym głosem. – Kochanie, tobie nie wolno tutaj wchodzić. Musisz stąd wyjść – wyszeptałam niemal gorączkowo, nagle przypominając sobie o tym, że przecież cała ta kwarantanna, w której się znajdowałam, była właśnie ze względu na dzieci.
Pocieszał mnie fakt, że Gabriel się do tej pory nie zaraził. Ale jego odporność musiała być zdecydowanie większa, w porównaniu do tej, którą dysponowały nasze dzieci. Przecież nie mogłam ryzykować aż do tego stopnia.
– Nie – zaprotestowała płaczliwym tonem Alessia. Jej głos mimo wszystko zabrzmiał zaskakująco stanowczo. – Udało mi się wyjść tak, żeby nikt nie widział. Nie chcę wychodzić – jęknęła trochę niewyraźnie, bo twarz cały czas wtulała w moją pierś.
Objęłam ją bezradnie i zamilkłam. Co innego mogłam w tej sytuacji zrobić?

3 komentarze:

  1. A więc tak: to ostatni rozdział, który pojawił się w tym tygodniu. Niestety, ale jutro wyjeżdżam i nie ma mnie aż do czwartku - dopiero wtedy pojawi się kolejna notka, to mogę obiecać na pewno.
    Niemniej spróbuję dzisiaj napisać jeszcze jedną część i zaprogramować ją tak, żeby pojawiła się w poniedziałek. Jeśli mi to nie wyjdzie, z góry przepraszam, niemniej się postaram.
    Tak więc... do czwartku.

    Wasza Nessa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda że nowa notka pojawi się dopiero w czwartek.No ale nic... Trzeba czekać.Rozdział jak zawsze super.Alessia jest naprawdę słodka.
    Widać że martwi się o Renesmee.
    Czekam niecierpliwie na nn i życzę weny.
    Pozdrawiam.Ola.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, hm - mały edit: udało mi się napisać zapasowy rozdział i ustawić jego automatyczną publikację.
    Pojawi się on dokładnie 18 lutego, o godzinie 8:00 ^^ Z góry zapraszam!

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa