18 lutego 2013

Dwadzieścia

Renesmee
Udało mi się jakimś cudem przekonać Alessię, że to nie najlepszy pomysł, żeby przy mnie była. Zdziwiło mnie nieco, że nikt nie zorientował się, że zniknęła – musiałam z nią po cichu dyskutować przez dobrych piętnaście minut, zanim z płaczem przyznała mi, że może faktycznie powinna pójść. Jak na dziecko była zaskakująco bystra, bo kiedy w końcu wytłumaczyłam jej, że bardzo źle się czuje, a ona może się zarazić, pokiwała główką i przytuliwszy mnie raz jeszcze, w końcu bardzo niechętnie wyszła.
Zaskoczyło mnie jedynie to, że kiedy spróbowałam pójść na niewielki szantaż i powiedziałam, że jeśli ktoś ją tutaj zastanie, tata i ciocia Isabeau będą się gniewać, na jej uroczej twarzyczce pojawił się grymas. Byłam pewna, że nie tyczył się wzmianki o Gabrielu, ale jego przybranej siostry, postanowiłam jednak małej o nic nie pytać, bo jeszcze byłaby gotowa wykorzystać sytuację, żeby dłużej przy mnie siedzieć, opowiadając wszystko ze szczegółami.
Serce mi pękało, kiedy ją wyganiałam, ale przecież chciałam dla niej jak najlepiej. Gdyby się rozchorowała... Nie chciałam nawet brać takiej możliwości pod uwagę. Mówienie i zachowywanie przytomności przez ten kwadrans kosztowało mnie tyle, że za nic w świecie nie zamierzałam pozwolić, żeby moja malutka córeczka musiała przechodzić przez to samo. I tak byłam od niej silniejsza – nie tak drobna, jak kilkutygodniowe dziecko, nawet o wyglądzie czterolatki – a jednak ta dziwna grypa była jakimś cudem w stanie zaatakować mój organizm. Ryzyko po prostu było zbyt wielkie.
Sama nie chciałam przyjąć tego do wiadomości, kiedy dziadek uspokajającym tonem tłumaczył mi, dlaczego dzieci nie powinny do mnie zaglądać, ale teraz musiałam przyznać mu rację. Zwłaszcza, że po kilku dniach choroba wymknęła się spod kontroli i jasne się stało, że to nie zwyczajna grypa, która przejdzie sama po kilku dniach.
Po wyjściu małej w końcu zapadłam w sen, nie mając już siły walczyć o zachowanie przytomności. Obudził mnie lodowaty dotyk, kiedy czyjaś dłoń najpierw wylądowała na moim czole, a potem zacisnęła się na moim nadgarstku, jak zwykle podczas mierzenia pulsu.
Zamrugałam nieprzytomnie, mając wrażenie, że przespałam naprawdę wiele godzin; chyba był wieczór, co wywnioskowałam z tego, że jedynym źródłem światła była nocna lampka przy moim łóżku, chociaż nie miałam pewności – zaraz zaczęłam pośpiesznie mrugać, żeby przyzwyczaić tęczówki, dlatego nie miałam okazji, żeby się dokładniej rozejrzeć.
– Jak się czujesz, Nessie? – zapytał mnie czule Carlisle. Jego głos mnie nie zdziwił, bo zdążyłam się zorientować, że przyszedł mnie zbadać.
– Nie wiem. Chce mi się pić – poprosiłam cichutko, a właściwie wychrypiałam. Zawsze po przebudzeniu ledwo mówiłam, bo miałam absolutnie sucho w gardle.
Puścił mój nadgarstek i pomógł mi usiąść, mocno mnie podtrzymując. Mimo że powinnam była już przywyknąć do osłabienia i zawrotów głowy, których dostawałam za każdym razem, kiedy próbowałam wstawać, i tak wyrwał mi się cichy jęk. Dziadek spojrzał na mnie troskliwie i podał mi szklankę wody, ja zaś dopiero kiedy ją opróżniłam, zorientowałam się, że znowu nie dostałam żadnych lekarstw. Z jednej strony nie powinno mnie to dziwić, bo i tak nic nie dawały, ale z drugiej właściwie nie byłam pewna, co powinnam o tym myśleć.
Zaraz zapomniałam o tym spostrzeżeniu i skorzystałam z okazji, żeby z powrotem się położyć. Na kilka minut zapanowało milczenie, bo naturalnie byłam zmęczona i znów musiałam zacząć walczyć, żeby nie stracić przytomności. Doktor w tym czasie postanowił dokończyć badania, dlatego właściwie się wyłączyłam, próbując zgromadzić chociaż trochę sił. Nie chciałam znów zasnąć, tym bardziej, że uświadomiłam sobie, że dzisiaj w ogóle nie udało mi się trafić na moment, w którym Gabriel by przy mnie czuwał; było mi z tego powodu przykro, nawet jeśli sama nakłaniałam go, żeby przynajmniej kilka godzin poświęcił naszym dzieciom i spróbował porządnie się wyspać.
Dziadek ujął moją lewą rękę, co zwróciło moją uwagę, bo już badał mi puls. Spojrzałam na niego pytająco, dopiero po chwili orientując się, że ogląda pierścionek zaręczynowy, który dał mi Gabriel. Z tym, że nie chodziło mu o samą biżuterię – w końcu widział ją rano, kiedy w końcu powiedziałam jemu, Esme i tacie o tym, że się zaręczyłam – ale o to, co zauważyłam wcześniej.
– Powinnaś w końcu spróbować coś zjeść – powiedział cicho, z niepokojem obserwując, jak obrączka luźno przesuwa się po moim palcu. – Rozumiem, skarbie, że teraz najbardziej chce ci się pić, ale tak nie można. Przez gorączkę nie masz apetytu, ale powinnaś spróbować czegoś lekkiego, przynajmniej jakiejś kanapki – stwierdził.
Spojrzałam na niego i pokręciłam głową. Na samą myśl o tym, żeby spróbować przełknąć cokolwiek, żołądek mi się skręcał. Nie czułam nawet głodu, ale to dlatego, że skupiałam się na innych objawach – zmęczeniu, zawrotach głowy, kaszlu i bólach mięśni, który dawał o sobie znać za każdym razem, kiedy próbowałam się ruszyć albo zmuszona byłam się podnieść.
– Nie jestem głodna – zaprzeczyłam, wtulając twarz w poduszkę. Bezradnie pogłaskał mnie po policzku, odgarniając mi kilka poplątanych kosmyków włosów, które opadły mi na twarz. – Mogę jeszcze coś do picia? – zapytałam nieco stłumionym głosem, bo wciąż wtulałam się w pościel.
– Oczywiście, skarbie. Zaraz ci przyniosę – obiecał, po czym nachylił się, żeby krótko ucałować mnie w czoło i wyszedł.
Zostałam sama, co bynajmniej mi nie służyło, bo zaraz zaczęłam przysypiać. Pośpiesznie zmieniłam pozycję na mnie wygodną, ale przynajmniej taką, w której mogłam mieć pewność, że doczekam do powrotu Carlisle'a. Chociaż jak zwykle miałam problemy z poczuciem czasu, mogłabym przysiąc, że dziadka naprawdę nie było dłużej niż zajmuje przygotowanie szklanki z wodą.
Miałam rację, o czym przekonałam się, kiedy doktor w końcu się pojawił.
– Dziadku, no... – jęknęłam, krzywiąc się, kiedy dostrzegłam, że prócz wody przyniósł mi kromkę chleba, posmarowaną czymś, co chyba nie było masłem, a raczej jakimś białym serem. To Licavoli dbali o wyposażenie lodówki, dlatego mogłam się spodziewać dosłownie wszystkiego. – Mówiłam, że nie chcę – westchnęłam, kiedy ustawił wszystko na stoliku nocnym i znów pomógł mi usiąść.
– Chociaż troszeczkę, Nessie – nalegał, wyjątkowo stanowczym głosem. – Musisz coś jeść, skarbie, bo jeśli dalej tak pójdzie, będę musiał spróbować karmić cię dożylnie, a to z pewnością nie będzie dla ciebie przyjemne – zastrzegł i przytulił mnie, bo się wzdrygnęłam. – Gdyby dało się podać krew, nie byłoby problemu, ale w tym wypadku musimy stawiać na tradycyjne jedzenie – dodał łagodnie, spoglądając na mnie wyczekująco.
Doszłam do wniosku, że w tej akurat kwestii nie mam co się z nim kłócić, dlatego w końcu się przełamałam. Poza tym – chociaż doktor tego nie powiedział, bo żadna forma szantażu nie była w jego stylu – miałam wrażenie, że póki przynajmniej nie spróbuje czegoś zjeść, nie pozwoli mi się napić. Doszłam do wniosku, że szklanka wody, kiedy czułam się tak strasznie z powodu szalejącej gorączki, była warta tego, żeby się przemęczyć.
Jadłam, biorąc tak drobne kęsy, że chyba miało mi to zająć całe wieki, ale po prostu bałam się tego, jak zareaguje mój żołądek. Nie chciałam zwymiotować, bo gdyby doktor doszedł do wniosku, że z powodu choroby moje ciało odrzuca również zwyczajne jedzenie, od razu podłączyłby mi kroplówkę, a tego za wszelką cenę chciałam uniknąć. Podczas ciąży miałam motywację, ale w gruncie rzeczy moje podejście do igieł wcale się nie zmieniło i Carlisle doskonale o tym wiedział.
Kiedy już się upewniłam, że mimo obaw wcale nie czuję, żeby było mi niedobrze, znacznie się uspokoiłam. Po przełknięciu kilku kęsów przekonałam się nawet, że może i faktycznie jestem trochę głodna, dlatego zdecydowałam się jeść trochę bardziej pewnie. Doktor cały czas mnie obserwował i chyba wyczuł zmianę w moim podejściu, bo uśmiechnął się do mnie wyraźnie usatysfakcjonowany.
Ujął mój nadgarstek, kiedy tylko skończyłam. Zjadłam wszystko, co chyba zaskoczyło nawet bardziej mnie niż niego, bo byłam przekonana, że już pierwszy kęs stanie mi w wysuszonym gardle i nie będę w stanie go przełknąć.
– No i po co było się tak ze mkną kłócić? – zapytał, uśmiechając się do mnie z wyraźną ulgą. gdybym nie przyjmowała ani krwi, ani jakichkolwiek innych składników, wtedy naprawdę miałby się czym martwić. – Wydaje mi się, że puls ci się trochę poprawił, chociaż to akurat niewiele zmienia. Na pewno byłaś osłabiona przez to, że nic nie jesz, ale poza tym niewiele nam to daje – westchnął. – Później poproszę Esme albo Gabriela, żeby ugotowali ci coś bardziej konkretnego, bo nie mogę podawać ci dalej leków na pusty żołądek, ale teraz chciałbym zrobić ci jeszcze jedno badanie – wyjaśnił, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy to jedynie dlatego, że nie jadłam, w ostatnim czasie nie dostawałam żadnych lekarstw.
Nie zastanawiałam się zbytnio nad słowami dziadka, w jego wypowiedzi powiem zwróciłam uwagę jedynie na jedno słowo, a właściwie imię. Mocno zacisnęłam dłonie wokół szklanki z wodą, którą w końcu mi podał, po czym spojrzałam na niego nieco zniecierpliwiona.
– A gdzie jest Gabriel? – zapytałam, bo zwykle był obecny, kiedy dziadek mnie badał, pomijając ten pierwszy dzień, kiedy dostałam gorączki.
Wtedy był na polowaniu, a Carlisle nie mógł czekać aż wróci, chcąc żebym jak najszybciej dostała pierwszą dawkę czegoś, co złagodzi objawy. Wtedy oczywiście jeszcze wszyscy byliśmy przekonani, że lekarstwa zadziałają, a ja mam po prostu zwyczajną grypę. – Nie przyjdzie do mnie? – zapytałam nieco przygnębionym tonem, bo bardzo chciałam znów móc zasypiać w ramionach ukochanego.
– Gabriel... – zaczął doktor, chcąc mi odpowiedzieć, ale wtedy wydarzyły się dwie rzeczy na raz.
Po pierwsze, rozkaszlałam się gwałtownie. Całe szczęście, w oczekiwaniu na odpowiedź nie piłam wody, bo wtedy byłoby pewnie jeszcze gorzej. Doktor musiał przerwać, żeby przytrzymać mnie mocniej, w zamian powtarzając uspokajającym głosem, żebym oddychała głęboko. Zdecydowanie nie miałam się przyzwyczaić do tego objawu i naprawdę nie rozumiałam, jak ludzie mogą być w stanie normalnie funkcjonować, ignorując go.
A po drugie, ledwo tylko złapałam oddech, drzwi do mojego pokoju otworzyły się i jak na zawołanie w końcu pojawił się Gabriel. Oczy momentalnie zabłysły mi na jego widok i zaraz – zupełnie nad sobą nie panując – wyciągnęłam ręce w jego stronę, chcąc żeby znalazł się przy mnie. Twarz miał bladą i wyglądał na mocno zaniepokojonego, kiedy jednak dostrzegł ten niemal rozpaczliwy gest, na jego ustach momentalnie pojawił się uśmiech, a chwilę później w końcu znalazłam się w jego objęciach.
– Już jestem – zapewnił mnie, całując krótko na powitanie w usta. Był to zdecydowanie zbyt krótki pocałunek – chciałam więcej, nawet pomimo obecności dziadka – ale niestety musiałam się zadowolić jedynie delikatnym muśnięciem warg. Zresztą wciąż trochę ciężko mi się oddychało, bo jeszcze nie doszłam do siebie po ataku kaszlu. – Przyszedłbym do ciebie już rano, ale nikt mnie nie obudził – usprawiedliwił się, głaskając mnie po policzku; zaczął kreślić kciukiem kształt moich warg, a mnie ucieszyło, że miał problem z oderwaniem od nich wzroku.
– Wiem. Prosiłam taty, żeby tego nie robił – sprostowałam, bo nie chciałam, żeby miał jakikolwiek żal do moich bliskich. – Cały czas przy mnie siedzisz, chociaż tego od ciebie nie oczekuję – dodałam, chociaż na samą myśl, że mógłby przez to całkiem ograniczyć opiekowanie się mną, kiedy jestem przytomna, miałam ochotę zsunąć się z łóżka, paść przed nim na kolana i błagać go o to, żeby nie zostawiał mnie ani na moment. To było egoistyczne, ale Gabriel był jedynym warunkiem tego, że zachowam zdrowe zmysły i będę w stanie jakkolwiek walczyć z chorobą. – Ale cieszę się, że do mnie przyszedłeś – dodałam i mocno się do niego przytuliłam, a właściwie całkiem na nim zawisłam, bo nie byłam w stanie samodzielnie siedzieć.
Uściskał mnie i raz jeszcze ucałował, tym razem w czoło, po czym w końcu zmusił, żebym opadła na poduszkę. Cały czas siedział obok, spoglądając na mnie czule i raz po raz muskając wierzchem dłoni moje ramię albo policzek. W końcu poczułam się naprawdę bezpiecznie i mogłam wprost stwierdzić, że tego dnia wydarzyło się coś przyjemnego, nawet przy szalejącej gorączce, która już dawno powinna była pozbawić mnie życia.
– A więc sypiam. Mówiłem ci już, że nie masz się co o mnie martwić – powiedział uspokajającym, ale wciąż dziwnie spiętym tonem. – Dobre to o tyle, że w końcu powiedziałaś swoim bliskim o naszych zaręczynach. Przecież ci mówiłem, że dramatyzujesz – dodał i uśmiechnął się w sposób, który lubiłam, ale daleko było temu do jego prawdziwego, ironicznego uśmieszku. Ten był dziwnie wymuszony i nie obejmował jego czarnych niczym kosmiczna dziura oczu.
Był zdenerwowany, ale starał się ukrywać przede mną emocje, co mnie zdezorientowało. Przecież Carlisle sprawiał wrażenie rozluźnionego przynajmniej tym, że byłam w stanie cokolwiek zjeść i od ludzkich produktów spożywczych mnie nie rozluźniało...
A więc o co mogło chodzić?
– Właściwie to przypadkiem o tym pomyślałam – sprostowałam. – Gabrielu... Coś jest nie tak? – zapytałam nieco spanikowanym tonem, nie będąc w stanie uważać, że nie zauważyłam niczego dziwnego w jego zachowaniu. Coś się stało, a ja musiałam wiedzieć co.
Drgnął zaskoczony i wyraźnie speszył się tym, że byłam w stanie się zorientować. Teraz nie miałam już wątpliwości, że stało się coś naprawdę niedobrego, co za wszelką cenę próbował przede mną ukryć, najprawdopodobniej o to, żeby dodatkowo mnie nie denerwować. Z tym, że tajemnice męczyły mnie bardziej niż najgorsza prawda, a przynajmniej tak mi się w tamtym momencie wydawało, dlatego nie zamierzałam dać mu się wykręcić.
– Nic takiego, moje najśliczniejsze kochanie – zapewnił mnie czułym głosem. Zawsze przechodziły mnie dreszcze rozkoszy, kiedy nazywał mnie w tak niezwykły sposób, ale nawet najpiękniejsze słowa, osłabienie i wciąż szalejąca gorączka, nie były w tym momencie zdolne rozproszyć mojej uwagi. Ze wszystkich sił walczyłam, żeby zachować przytomność i nie pozwolić, żeby zmęczenie zamgliło mi umysł. – Za chwilę do ciebie wrócę, ale chciałbym przez moment porozmawiać z Carlisle'm – dodał, czym jeszcze bardziej podsycił moje obawy.
Doktor wydawał się być zaskoczony i zmartwiony niemniej niż ja. Spojrzał na Gabriela, co dało mi do zrozumienia, że o niczym nie wiedział, a cokolwiek się wydarzyło, musiało mieć miejsce dopiero co. Tym bardziej zaczynałam dochodzić do wniosku, że nie chodziło o mnie. Chyba, że nagle wpadli na jakieś nowe rozwiązanie, chociaż wtedy Gabriel nie byłby zdenerwowany aż do tego stopnia, a raczej podekscytowany i pełen nadziei.
– O co chodzi, Gabrielu? – zapytał go nieco spiętym głosem, zerkając na mnie przelotnie. Podobnie jak ja, musiał mieć mnóstwo pytań i różnych teorii na temat tego, co mogło do tego stopnia wyprowadzić Gabriela z równowagi.
Mój ukochany zacisnął usta.
– Na korytarzu, dobrze? – poprosił i krótko ścisnął moją dłoń, po czym lekko się podniósł.
Chciałam go zatrzymać, ale moje palce właściwie wyślizgnęły się z jego dłoni, kiedy tylko poluzował uścisk. Byłam tak słaba, że chyba nawet nie zauważył tego, że włożyłam jakikolwiek wysiłek w to, żeby spróbować pochwycić jego dłoń i zacisnąć na niej palce.
– Gabriel! – zaprotestowałam oburzona tym, że coś działo się tuż za moimi plecami. Spojrzałam na dziadka, kiedy wstawał, ale doktor nie patrzył na mnie, najwyraźniej woląc mnie zignorować, żeby nie tracić czasu na kłótnie ze mną. Wiedział, że będę chciała dowiedzieć się, co się stało, co jednoznacznie równało się nerwom, przed którymi starał się mnie chronić. – Co się dzieje? – zapytałam, a właściwie już wyszeptałam, po podniesienie głosu kosztowało mnie zbyt wiele.
Znów zaczęłam kaszleć, co jednoznacznie utwierdziło moich opiekunów w przekonaniu, że powinnam odpoczywać, a nie się zamartwiać. Obaj wyszli, przedtem każąc mi leżeć i obiecując, że za chwileczkę do mnie wrócą. Próbowałam się jeszcze spierać, ale zmęczenie mi to uniemożliwiało; nie miałam zupełnie siły przebicia i czułam się wyczerpana, dlatego ostatecznie się poddałam, próbując uwierzyć w zapewnienia Gabriela, że to nic, czym powinnam się przejmować.
Zostałam w pokoju sama i chyba jedynie wciąż zapalona lampka nocna pozwoliła mi zachować przytomność. No i kaszel, który męczy mnie słabymi, ale częstymi atakami, które zdecydowanie utrudniały mi oddychanie, a co dopiero mówiąc o zaśnięciu. Czułam się strasznie słabo, poza tym mimo wszystko nie potrafiłam się zmusić do tego, żeby nie zacząć się martwić dziwnym zachowaniem Gabriela. Dlaczego coś przede mną ukrywali, skoro miałam prawo wiedzieć?
Minęło może pięć minut, kiedy ostatecznie straciłam cierpliwość. Ani Gabriel, ani dziadek nie wracali, a ja nawet wysilając słuch najlepiej, jak byłam w stanie, nie potrafiłam usłyszeć niczego – ani w sąsiednich pokojach, ani na dole, ani nawet na korytarzu. Choroba znacznie przytępiała moje wampirze zmysły i w tym momencie chyba były nawet gorsze niż te, którymi dysponowali ludzie.
Z trudem zacisnęłam dłonie w pięści, jednocześnie podejmując ostateczną decyzję. Musiałam wiedzieć – niezależnie od tego, co uważał Gabriel. Rozumiałam, że robił to dla mojego dobra, bo nerwy mogły mi zaszkodzić, ale mimo wszystko niepewność znosiłam jeszcze gorzej. Mogłam zaczekać na powrót bliskich i spróbować przekonać ich, żeby jednak mi wszystko wyjaśnili, ale nie miałam pewności, czy mi się to uda, poza tym w każdej chwili mogłam zasnąć. Musiałam poznać odpowiedzi na pytania teraz, póki jeszcze byłam w stanie.
Spróbowałam się podnieść, ale mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa i jedynie odrobinę uniosłam głowę. Zaraz wszystko zawirowało i przez moment miałam wrażenie, że za chwilę zwrócę wszystko, co dopiero co wmusił we mnie dziadek. Odczekałam chwilę, aż mój żołądek się uspokoi, po czym ponowiłam próbę, słabymi rękami próbując podtrzymywać się wszystkiego, co było w moim zasięgu – stolika nocnego i brzegów łóżka.
Czułam się gorzej, niż kiedykolwiek wcześniej. Chociaż siedziałam, chwiałam się niebezpiecznie; mięśnie wymykały mi się spod kontroli, poza tym okropnie bolały, co było jednym z objawów, które zasugerowały Carlisle'owi, że to jednak może być grypa. Chciało mi się płakać i przez moment myślałam o tym, żeby zrezygnować i posłusznie zostać w łóżku, jakoś jednak udało mi się przełamać i zmusić do zsunięcia się z łóżka.
Kiedy stanęłam na nogi, niemal natychmiast poleciałam na twarz. Chwyciłam się stolika, omal nie strącając lampy i przy okazji boleśnie uderzając biodrem o kant mebla. Syknęłam z bólu i zaciskając zęby, zrobiłam niepewny krok do przodu. Musiałam podtrzymywać się ściany i napotkanych po drodze mebli, obchodząc niemal cały pokój, zanim dotarłam do drzwi, ale w końcu znalazłam się na korytarzu. Przywarłam do ściany, po czym bezradnie rozejrzałam się dookoła, próbując stwierdzić, gdzie powinnam pójść.
Nogi miałam jak z waty i czułam się tak, jakbym dopiero co obudziła się po narkozie – nie mogłam iść samodzielnie i raz po raz się potykałam, czując jak tracę równowagę. To był koszmar, ale nie zamierzałam wrócić do łóżka, dlatego ruszyłam ostatecznie w stronę schodów. Zatrzymałam się przy ścianie, naprzeciwko nich, dobita myślą, że nie będę w stanie ich zejść – prędzej miałam się potknąć i skręcić sobie kark. Jeśli Gabriel i Carlisle byli na dole...
Właśnie wtedy doszły mnie przytłumione głosy, gdzieś z jednego z pokoi gościnnych, które były na piętrze. Zawróciłam w głąb korytarza i kierując się odgłosami rozmowy, zawędrowałam pod nieznacznie uchylone drzwi.
Bez wahania zajrzałam do środka.

4 komentarze:

  1. Ciekawe o co chodzi Gabrielowi i co się stało?Mam nadzieję,że Ness się tego dowie.Mam nadzieję że nic się jej nie stanie,dlatego że wstała,chociaż była osłabiona.
    Czekam niecierpliwie na nn i życzę weny.
    Pozdrawiam Ola.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe o co chodzi ? że Gabriel się tak przejął ;>
    będzie dziś rozdział ? ;*
    ~Anja

    OdpowiedzUsuń
  3. #SugarDaddy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspominałam, że kocham Twoje komentarze? Nie? To kocham. :V

      Usuń









After We Fall
stories by Nessa