Renesmee
Udało mi się jakimś cudem
przekonać Alessię, że to nie najlepszy pomysł, żeby przy mnie była. Zdziwiło
mnie nieco, że nikt nie zorientował się, że zniknęła – musiałam z nią po
cichu dyskutować przez dobrych piętnaście minut, zanim z płaczem przyznała
mi, że może faktycznie powinna pójść. Jak na dziecko była zaskakująco bystra,
bo kiedy w końcu wytłumaczyłam jej, że bardzo źle się czuje, a ona
może się zarazić, pokiwała główką i przytuliwszy mnie raz jeszcze, w końcu
bardzo niechętnie wyszła.
Zaskoczyło
mnie jedynie to, że kiedy spróbowałam pójść na niewielki szantaż i powiedziałam,
że jeśli ktoś ją tutaj zastanie, tata i ciocia Isabeau będą się gniewać,
na jej uroczej twarzyczce pojawił się grymas. Byłam pewna, że nie tyczył się
wzmianki o Gabrielu, ale jego przybranej siostry, postanowiłam jednak
małej o nic nie pytać, bo jeszcze byłaby gotowa wykorzystać sytuację, żeby
dłużej przy mnie siedzieć, opowiadając wszystko ze szczegółami.
Serce mi
pękało, kiedy ją wyganiałam, ale przecież chciałam dla niej jak najlepiej.
Gdyby się rozchorowała... Nie chciałam nawet brać takiej możliwości pod uwagę.
Mówienie i zachowywanie przytomności przez ten kwadrans kosztowało mnie
tyle, że za nic w świecie nie zamierzałam pozwolić, żeby moja malutka
córeczka musiała przechodzić przez to samo. I tak byłam od niej silniejsza
– nie tak drobna, jak kilkutygodniowe dziecko, nawet o wyglądzie
czterolatki – a jednak ta dziwna grypa była jakimś cudem w stanie
zaatakować mój organizm. Ryzyko po prostu było zbyt wielkie.
Sama nie
chciałam przyjąć tego do wiadomości, kiedy dziadek uspokajającym tonem tłumaczył
mi, dlaczego dzieci nie powinny do mnie zaglądać, ale teraz musiałam przyznać
mu rację. Zwłaszcza, że po kilku dniach choroba wymknęła się spod kontroli i jasne
się stało, że to nie zwyczajna grypa, która przejdzie sama po kilku dniach.
Po wyjściu
małej w końcu zapadłam w sen, nie mając już siły walczyć o zachowanie
przytomności. Obudził mnie lodowaty dotyk, kiedy czyjaś dłoń najpierw
wylądowała na moim czole, a potem zacisnęła się na moim nadgarstku, jak
zwykle podczas mierzenia pulsu.
Zamrugałam
nieprzytomnie, mając wrażenie, że przespałam naprawdę wiele godzin; chyba był
wieczór, co wywnioskowałam z tego, że jedynym źródłem światła była nocna
lampka przy moim łóżku, chociaż nie miałam pewności – zaraz zaczęłam
pośpiesznie mrugać, żeby przyzwyczaić tęczówki, dlatego nie miałam okazji, żeby
się dokładniej rozejrzeć.
– Jak się
czujesz, Nessie? – zapytał mnie czule Carlisle. Jego głos mnie nie zdziwił, bo
zdążyłam się zorientować, że przyszedł mnie zbadać.
– Nie wiem.
Chce mi się pić – poprosiłam cichutko, a właściwie wychrypiałam. Zawsze po
przebudzeniu ledwo mówiłam, bo miałam absolutnie sucho w gardle.
Puścił mój
nadgarstek i pomógł mi usiąść, mocno mnie podtrzymując. Mimo że powinnam
była już przywyknąć do osłabienia i zawrotów głowy, których dostawałam za
każdym razem, kiedy próbowałam wstawać, i tak wyrwał mi się cichy jęk.
Dziadek spojrzał na mnie troskliwie i podał mi szklankę wody, ja zaś
dopiero kiedy ją opróżniłam, zorientowałam się, że znowu nie dostałam żadnych
lekarstw. Z jednej strony nie powinno mnie to dziwić, bo i tak nic
nie dawały, ale z drugiej właściwie nie byłam pewna, co powinnam o tym
myśleć.
Zaraz
zapomniałam o tym spostrzeżeniu i skorzystałam z okazji, żeby z powrotem
się położyć. Na kilka minut zapanowało milczenie, bo naturalnie byłam zmęczona i znów
musiałam zacząć walczyć, żeby nie stracić przytomności. Doktor w tym
czasie postanowił dokończyć badania, dlatego właściwie się wyłączyłam, próbując
zgromadzić chociaż trochę sił. Nie chciałam znów zasnąć, tym bardziej, że
uświadomiłam sobie, że dzisiaj w ogóle nie udało mi się trafić na moment, w którym
Gabriel by przy mnie czuwał; było mi z tego powodu przykro, nawet jeśli
sama nakłaniałam go, żeby przynajmniej kilka godzin poświęcił naszym dzieciom i spróbował
porządnie się wyspać.
Dziadek
ujął moją lewą rękę, co zwróciło moją uwagę, bo już badał mi puls. Spojrzałam
na niego pytająco, dopiero po chwili orientując się, że ogląda pierścionek
zaręczynowy, który dał mi Gabriel. Z tym, że nie chodziło mu o samą
biżuterię – w końcu widział ją rano, kiedy w końcu powiedziałam jemu,
Esme i tacie o tym, że się zaręczyłam – ale o to, co zauważyłam
wcześniej.
– Powinnaś w końcu
spróbować coś zjeść – powiedział cicho, z niepokojem obserwując, jak
obrączka luźno przesuwa się po moim palcu. – Rozumiem, skarbie, że teraz
najbardziej chce ci się pić, ale tak nie można. Przez gorączkę nie masz
apetytu, ale powinnaś spróbować czegoś lekkiego, przynajmniej jakiejś kanapki –
stwierdził.
Spojrzałam
na niego i pokręciłam głową. Na samą myśl o tym, żeby spróbować
przełknąć cokolwiek, żołądek mi się skręcał. Nie czułam nawet głodu, ale to
dlatego, że skupiałam się na innych objawach – zmęczeniu, zawrotach głowy,
kaszlu i bólach mięśni, który dawał o sobie znać za każdym razem,
kiedy próbowałam się ruszyć albo zmuszona byłam się podnieść.
– Nie
jestem głodna – zaprzeczyłam, wtulając twarz w poduszkę. Bezradnie
pogłaskał mnie po policzku, odgarniając mi kilka poplątanych kosmyków włosów,
które opadły mi na twarz. – Mogę jeszcze coś do picia? – zapytałam nieco stłumionym
głosem, bo wciąż wtulałam się w pościel.
– Oczywiście,
skarbie. Zaraz ci przyniosę – obiecał, po czym nachylił się, żeby krótko
ucałować mnie w czoło i wyszedł.
Zostałam
sama, co bynajmniej mi nie służyło, bo zaraz zaczęłam przysypiać. Pośpiesznie
zmieniłam pozycję na mnie wygodną, ale przynajmniej taką, w której mogłam
mieć pewność, że doczekam do powrotu Carlisle'a. Chociaż jak zwykle miałam
problemy z poczuciem czasu, mogłabym przysiąc, że dziadka naprawdę nie
było dłużej niż zajmuje przygotowanie szklanki z wodą.
Miałam
rację, o czym przekonałam się, kiedy doktor w końcu się pojawił.
– Dziadku,
no... – jęknęłam, krzywiąc się, kiedy dostrzegłam, że prócz wody przyniósł mi
kromkę chleba, posmarowaną czymś, co chyba nie było masłem, a raczej
jakimś białym serem. To Licavoli dbali o wyposażenie lodówki, dlatego
mogłam się spodziewać dosłownie wszystkiego. – Mówiłam, że nie chcę – westchnęłam,
kiedy ustawił wszystko na stoliku nocnym i znów pomógł mi usiąść.
– Chociaż
troszeczkę, Nessie – nalegał, wyjątkowo stanowczym głosem. – Musisz coś jeść,
skarbie, bo jeśli dalej tak pójdzie, będę musiał spróbować karmić cię dożylnie,
a to z pewnością nie będzie dla ciebie przyjemne – zastrzegł i przytulił
mnie, bo się wzdrygnęłam. – Gdyby dało się podać krew, nie byłoby problemu, ale
w tym wypadku musimy stawiać na tradycyjne jedzenie – dodał łagodnie,
spoglądając na mnie wyczekująco.
Doszłam do
wniosku, że w tej akurat kwestii nie mam co się z nim kłócić, dlatego
w końcu się przełamałam. Poza tym – chociaż doktor tego nie powiedział, bo
żadna forma szantażu nie była w jego stylu – miałam wrażenie, że póki
przynajmniej nie spróbuje czegoś zjeść, nie pozwoli mi się napić. Doszłam do
wniosku, że szklanka wody, kiedy czułam się tak strasznie z powodu
szalejącej gorączki, była warta tego, żeby się przemęczyć.
Jadłam,
biorąc tak drobne kęsy, że chyba miało mi to zająć całe wieki, ale po prostu
bałam się tego, jak zareaguje mój żołądek. Nie chciałam zwymiotować, bo gdyby
doktor doszedł do wniosku, że z powodu choroby moje ciało odrzuca również
zwyczajne jedzenie, od razu podłączyłby mi kroplówkę, a tego za wszelką
cenę chciałam uniknąć. Podczas ciąży miałam motywację, ale w gruncie
rzeczy moje podejście do igieł wcale się nie zmieniło i Carlisle doskonale
o tym wiedział.
Kiedy już
się upewniłam, że mimo obaw wcale nie czuję, żeby było mi niedobrze, znacznie
się uspokoiłam. Po przełknięciu kilku kęsów przekonałam się nawet, że może i faktycznie
jestem trochę głodna, dlatego zdecydowałam się jeść trochę bardziej pewnie.
Doktor cały czas mnie obserwował i chyba wyczuł zmianę w moim
podejściu, bo uśmiechnął się do mnie wyraźnie usatysfakcjonowany.
Ujął mój
nadgarstek, kiedy tylko skończyłam. Zjadłam wszystko, co chyba zaskoczyło nawet
bardziej mnie niż niego, bo byłam przekonana, że już pierwszy kęs stanie mi w wysuszonym
gardle i nie będę w stanie go przełknąć.
– No i po
co było się tak ze mkną kłócić? – zapytał, uśmiechając się do mnie z wyraźną
ulgą. gdybym nie przyjmowała ani krwi, ani jakichkolwiek innych składników,
wtedy naprawdę miałby się czym martwić. – Wydaje mi się, że puls ci się trochę
poprawił, chociaż to akurat niewiele zmienia. Na pewno byłaś osłabiona przez
to, że nic nie jesz, ale poza tym niewiele nam to daje – westchnął. – Później
poproszę Esme albo Gabriela, żeby ugotowali ci coś bardziej konkretnego, bo nie
mogę podawać ci dalej leków na pusty żołądek, ale teraz chciałbym zrobić ci
jeszcze jedno badanie – wyjaśnił, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy to
jedynie dlatego, że nie jadłam, w ostatnim czasie nie dostawałam żadnych
lekarstw.
Nie
zastanawiałam się zbytnio nad słowami dziadka, w jego wypowiedzi powiem
zwróciłam uwagę jedynie na jedno słowo, a właściwie imię. Mocno zacisnęłam
dłonie wokół szklanki z wodą, którą w końcu mi podał, po czym
spojrzałam na niego nieco zniecierpliwiona.
– A gdzie
jest Gabriel? – zapytałam, bo zwykle był obecny, kiedy dziadek mnie badał,
pomijając ten pierwszy dzień, kiedy dostałam gorączki.
Wtedy był
na polowaniu, a Carlisle nie mógł czekać aż wróci, chcąc żebym jak
najszybciej dostała pierwszą dawkę czegoś, co złagodzi objawy. Wtedy oczywiście
jeszcze wszyscy byliśmy przekonani, że lekarstwa zadziałają, a ja mam po
prostu zwyczajną grypę. – Nie przyjdzie do mnie? – zapytałam nieco
przygnębionym tonem, bo bardzo chciałam znów móc zasypiać w ramionach
ukochanego.
– Gabriel...
– zaczął doktor, chcąc mi odpowiedzieć, ale wtedy wydarzyły się dwie rzeczy na
raz.
Po
pierwsze, rozkaszlałam się gwałtownie. Całe szczęście, w oczekiwaniu na
odpowiedź nie piłam wody, bo wtedy byłoby pewnie jeszcze gorzej. Doktor musiał
przerwać, żeby przytrzymać mnie mocniej, w zamian powtarzając
uspokajającym głosem, żebym oddychała głęboko. Zdecydowanie nie miałam się
przyzwyczaić do tego objawu i naprawdę nie rozumiałam, jak ludzie mogą być
w stanie normalnie funkcjonować, ignorując go.
A po
drugie, ledwo tylko złapałam oddech, drzwi do mojego pokoju otworzyły się i jak
na zawołanie w końcu pojawił się Gabriel. Oczy momentalnie zabłysły mi na
jego widok i zaraz – zupełnie nad sobą nie panując – wyciągnęłam ręce w jego
stronę, chcąc żeby znalazł się przy mnie. Twarz miał bladą i wyglądał na
mocno zaniepokojonego, kiedy jednak dostrzegł ten niemal rozpaczliwy gest, na
jego ustach momentalnie pojawił się uśmiech, a chwilę później w końcu
znalazłam się w jego objęciach.
– Już
jestem – zapewnił mnie, całując krótko na powitanie w usta. Był to
zdecydowanie zbyt krótki pocałunek – chciałam więcej, nawet pomimo obecności
dziadka – ale niestety musiałam się zadowolić jedynie delikatnym muśnięciem
warg. Zresztą wciąż trochę ciężko mi się oddychało, bo jeszcze nie doszłam do
siebie po ataku kaszlu. – Przyszedłbym do ciebie już rano, ale nikt mnie nie
obudził – usprawiedliwił się, głaskając mnie po policzku; zaczął kreślić
kciukiem kształt moich warg, a mnie ucieszyło, że miał problem z oderwaniem
od nich wzroku.
– Wiem.
Prosiłam taty, żeby tego nie robił – sprostowałam, bo nie chciałam, żeby miał
jakikolwiek żal do moich bliskich. – Cały czas przy mnie siedzisz, chociaż tego
od ciebie nie oczekuję – dodałam, chociaż na samą myśl, że mógłby przez to
całkiem ograniczyć opiekowanie się mną, kiedy jestem przytomna, miałam ochotę
zsunąć się z łóżka, paść przed nim na kolana i błagać go o to,
żeby nie zostawiał mnie ani na moment. To było egoistyczne, ale Gabriel był
jedynym warunkiem tego, że zachowam zdrowe zmysły i będę w stanie
jakkolwiek walczyć z chorobą. – Ale cieszę się, że do mnie przyszedłeś – dodałam
i mocno się do niego przytuliłam, a właściwie całkiem na nim
zawisłam, bo nie byłam w stanie samodzielnie siedzieć.
Uściskał
mnie i raz jeszcze ucałował, tym razem w czoło, po czym w końcu
zmusił, żebym opadła na poduszkę. Cały czas siedział obok, spoglądając na mnie
czule i raz po raz muskając wierzchem dłoni moje ramię albo policzek. W końcu
poczułam się naprawdę bezpiecznie i mogłam wprost stwierdzić, że tego dnia
wydarzyło się coś przyjemnego, nawet przy szalejącej gorączce, która już dawno
powinna była pozbawić mnie życia.
– A więc
sypiam. Mówiłem ci już, że nie masz się co o mnie martwić – powiedział
uspokajającym, ale wciąż dziwnie spiętym tonem. – Dobre to o tyle, że w końcu
powiedziałaś swoim bliskim o naszych zaręczynach. Przecież ci mówiłem, że
dramatyzujesz – dodał i uśmiechnął się w sposób, który lubiłam, ale
daleko było temu do jego prawdziwego, ironicznego uśmieszku. Ten był dziwnie
wymuszony i nie obejmował jego czarnych niczym kosmiczna dziura oczu.
Był
zdenerwowany, ale starał się ukrywać przede mną emocje, co mnie
zdezorientowało. Przecież Carlisle sprawiał wrażenie rozluźnionego przynajmniej
tym, że byłam w stanie cokolwiek zjeść i od ludzkich produktów
spożywczych mnie nie rozluźniało...
A więc o co
mogło chodzić?
– Właściwie
to przypadkiem o tym pomyślałam – sprostowałam. – Gabrielu... Coś jest nie
tak? – zapytałam nieco spanikowanym tonem, nie będąc w stanie uważać, że
nie zauważyłam niczego dziwnego w jego zachowaniu. Coś się stało, a ja
musiałam wiedzieć co.
Drgnął
zaskoczony i wyraźnie speszył się tym, że byłam w stanie się
zorientować. Teraz nie miałam już wątpliwości, że stało się coś naprawdę
niedobrego, co za wszelką cenę próbował przede mną ukryć, najprawdopodobniej o to,
żeby dodatkowo mnie nie denerwować. Z tym, że tajemnice męczyły mnie
bardziej niż najgorsza prawda, a przynajmniej tak mi się w tamtym
momencie wydawało, dlatego nie zamierzałam dać mu się wykręcić.
– Nic
takiego, moje najśliczniejsze kochanie – zapewnił mnie czułym głosem. Zawsze
przechodziły mnie dreszcze rozkoszy, kiedy nazywał mnie w tak niezwykły
sposób, ale nawet najpiękniejsze słowa, osłabienie i wciąż szalejąca
gorączka, nie były w tym momencie zdolne rozproszyć mojej uwagi. Ze
wszystkich sił walczyłam, żeby zachować przytomność i nie pozwolić, żeby
zmęczenie zamgliło mi umysł. – Za chwilę do ciebie wrócę, ale chciałbym przez
moment porozmawiać z Carlisle'm – dodał, czym jeszcze bardziej podsycił
moje obawy.
Doktor
wydawał się być zaskoczony i zmartwiony niemniej niż ja. Spojrzał na
Gabriela, co dało mi do zrozumienia, że o niczym nie wiedział, a cokolwiek
się wydarzyło, musiało mieć miejsce dopiero co. Tym bardziej zaczynałam dochodzić
do wniosku, że nie chodziło o mnie. Chyba, że nagle wpadli na jakieś nowe
rozwiązanie, chociaż wtedy Gabriel nie byłby zdenerwowany aż do tego stopnia, a raczej
podekscytowany i pełen nadziei.
– O co
chodzi, Gabrielu? – zapytał go nieco spiętym głosem, zerkając na mnie
przelotnie. Podobnie jak ja, musiał mieć mnóstwo pytań i różnych teorii na
temat tego, co mogło do tego stopnia wyprowadzić Gabriela z równowagi.
Mój
ukochany zacisnął usta.
– Na
korytarzu, dobrze? – poprosił i krótko ścisnął moją dłoń, po czym lekko
się podniósł.
Chciałam go
zatrzymać, ale moje palce właściwie wyślizgnęły się z jego dłoni, kiedy
tylko poluzował uścisk. Byłam tak słaba, że chyba nawet nie zauważył tego, że
włożyłam jakikolwiek wysiłek w to, żeby spróbować pochwycić jego dłoń i zacisnąć
na niej palce.
– Gabriel! –
zaprotestowałam oburzona tym, że coś działo się tuż za moimi plecami.
Spojrzałam na dziadka, kiedy wstawał, ale doktor nie patrzył na mnie,
najwyraźniej woląc mnie zignorować, żeby nie tracić czasu na kłótnie ze mną.
Wiedział, że będę chciała dowiedzieć się, co się stało, co jednoznacznie
równało się nerwom, przed którymi starał się mnie chronić. – Co się dzieje? – zapytałam,
a właściwie już wyszeptałam, po podniesienie głosu kosztowało mnie zbyt
wiele.
Znów zaczęłam
kaszleć, co jednoznacznie utwierdziło moich opiekunów w przekonaniu, że
powinnam odpoczywać, a nie się zamartwiać. Obaj wyszli, przedtem każąc mi
leżeć i obiecując, że za chwileczkę do mnie wrócą. Próbowałam się jeszcze
spierać, ale zmęczenie mi to uniemożliwiało; nie miałam zupełnie siły przebicia
i czułam się wyczerpana, dlatego ostatecznie się poddałam, próbując
uwierzyć w zapewnienia Gabriela, że to nic, czym powinnam się przejmować.
Zostałam w pokoju
sama i chyba jedynie wciąż zapalona lampka nocna pozwoliła mi zachować
przytomność. No i kaszel, który męczy mnie słabymi, ale częstymi atakami,
które zdecydowanie utrudniały mi oddychanie, a co dopiero mówiąc o zaśnięciu.
Czułam się strasznie słabo, poza tym mimo wszystko nie potrafiłam się zmusić do
tego, żeby nie zacząć się martwić dziwnym zachowaniem Gabriela. Dlaczego coś
przede mną ukrywali, skoro miałam prawo wiedzieć?
Minęło może
pięć minut, kiedy ostatecznie straciłam cierpliwość. Ani Gabriel, ani dziadek
nie wracali, a ja nawet wysilając słuch najlepiej, jak byłam w stanie,
nie potrafiłam usłyszeć niczego – ani w sąsiednich pokojach, ani na dole,
ani nawet na korytarzu. Choroba znacznie przytępiała moje wampirze zmysły i w tym
momencie chyba były nawet gorsze niż te, którymi dysponowali ludzie.
Z trudem
zacisnęłam dłonie w pięści, jednocześnie podejmując ostateczną decyzję.
Musiałam wiedzieć – niezależnie od tego, co uważał Gabriel. Rozumiałam, że
robił to dla mojego dobra, bo nerwy mogły mi zaszkodzić, ale mimo wszystko
niepewność znosiłam jeszcze gorzej. Mogłam zaczekać na powrót bliskich i spróbować
przekonać ich, żeby jednak mi wszystko wyjaśnili, ale nie miałam pewności, czy
mi się to uda, poza tym w każdej chwili mogłam zasnąć. Musiałam poznać
odpowiedzi na pytania teraz, póki jeszcze byłam w stanie.
Spróbowałam
się podnieść, ale mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa i jedynie odrobinę
uniosłam głowę. Zaraz wszystko zawirowało i przez moment miałam wrażenie,
że za chwilę zwrócę wszystko, co dopiero co wmusił we mnie dziadek. Odczekałam
chwilę, aż mój żołądek się uspokoi, po czym ponowiłam próbę, słabymi rękami
próbując podtrzymywać się wszystkiego, co było w moim zasięgu – stolika
nocnego i brzegów łóżka.
Czułam się
gorzej, niż kiedykolwiek wcześniej. Chociaż siedziałam, chwiałam się niebezpiecznie;
mięśnie wymykały mi się spod kontroli, poza tym okropnie bolały, co było jednym
z objawów, które zasugerowały Carlisle'owi, że to jednak może być grypa.
Chciało mi się płakać i przez moment myślałam o tym, żeby zrezygnować
i posłusznie zostać w łóżku, jakoś jednak udało mi się przełamać i zmusić
do zsunięcia się z łóżka.
Kiedy
stanęłam na nogi, niemal natychmiast poleciałam na twarz. Chwyciłam się
stolika, omal nie strącając lampy i przy okazji boleśnie uderzając biodrem
o kant mebla. Syknęłam z bólu i zaciskając zęby, zrobiłam
niepewny krok do przodu. Musiałam podtrzymywać się ściany i napotkanych po
drodze mebli, obchodząc niemal cały pokój, zanim dotarłam do drzwi, ale w końcu
znalazłam się na korytarzu. Przywarłam do ściany, po czym bezradnie rozejrzałam
się dookoła, próbując stwierdzić, gdzie powinnam pójść.
Nogi miałam
jak z waty i czułam się tak, jakbym dopiero co obudziła się po
narkozie – nie mogłam iść samodzielnie i raz po raz się potykałam, czując
jak tracę równowagę. To był koszmar, ale nie zamierzałam wrócić do łóżka,
dlatego ruszyłam ostatecznie w stronę schodów. Zatrzymałam się przy
ścianie, naprzeciwko nich, dobita myślą, że nie będę w stanie ich zejść – prędzej
miałam się potknąć i skręcić sobie kark. Jeśli Gabriel i Carlisle
byli na dole...
Właśnie
wtedy doszły mnie przytłumione głosy, gdzieś z jednego z pokoi
gościnnych, które były na piętrze. Zawróciłam w głąb korytarza i kierując
się odgłosami rozmowy, zawędrowałam pod nieznacznie uchylone drzwi.
Bez wahania
zajrzałam do środka.
Ciekawe o co chodzi Gabrielowi i co się stało?Mam nadzieję,że Ness się tego dowie.Mam nadzieję że nic się jej nie stanie,dlatego że wstała,chociaż była osłabiona.
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na nn i życzę weny.
Pozdrawiam Ola.
Ciekawe o co chodzi ? że Gabriel się tak przejął ;>
OdpowiedzUsuńbędzie dziś rozdział ? ;*
~Anja
#SugarDaddy
OdpowiedzUsuńWspominałam, że kocham Twoje komentarze? Nie? To kocham. :V
Usuń