28 stycznia 2013

Trzy

Isabeau
Pierwszy wróciło czucie. Nagle zorientowała się, że leży na czymś miękkim i całkiem wygodnym, chociaż nie potrafiła zidentyfikować na czym. Poza tym wszystkie doznania, które można było uznać za przyjemne, przysłaniał powoli doprowadzający ją do szału ból w nadgarstkach. No cóż, przynajmniej miała niezbity dowód na to, że żyje.
Zaraz po tym doszły ją głosy, a właściwie nieskładne szepty, których jakoś nie miała ochoty zinterpretować. Słowa jak na razie pozostawały dla niej obce, chociaż łatwo potrafiła stwierdzić, kto najwięcej się udzielał – Carlisle i Gabriel. Ale było ich przy niej więcej, czuła to, i zaczynała odnosić wrażenie, że jest osaczona.
W końcu nie mogła już tego znieść.
– Mój braciszek jest przestraszony? – zapytała szeptem, wchodząc w pół słowa Gabrielowi, który chciał się chyba czegoś dowiedzieć.
Zachłysnął się powietrzem, zaskoczony. Nie mogła darować sobie przyjemności zobaczenia jego miny, dlatego otworzyła oczy, pośpiesznie mrugając, żeby przyzwyczaić tęczówki do słabego światła... poranka? Ile godziny spała?
– Isabeau... – odetchnął Gabriel, demonstracyjnie chwytając się za serce; przecież nie była głupia i dobrze wiedziała, że zawał mu nie grozi. Poza tym miała rację – jego mina była bezcenna. – Isabeau! – nagle się zdenerwował, wyraźnie wytrącony z równowagi.
Skrzywiła się i przycisnęła dłonie do skroni, pocierając je lekko. A niech go szlag, przecież nie musiał krzyczeć, zwłaszcza, że bolała ją głowa.
– Tak, tak mam na imię – zapewniła go, rzucając mu krótkie spojrzenie. – A teraz, z łaski swojej, mógłbyś ściszyć głos o jakieś półtora tonu, bo od twoich wrzasków boli mnie głowa? – zapytała uprzejmie i mogłaby przysiąc, że tym razem jej brata trafi szlag.
– Boli ją głowa... – prychnął i roześmiał się, ale nie było w tym za grosz wesołości. – Na litość bogini, za chwilę będzie cię bolało coś innego, ty mała wariatko! – wybuchnął.
Jejku, Gabrielu, chyba ostatnio żyjesz w zbyt wielkim stresie, pomyślała i sama zapragnęła się roześmiać, bo równie dobrze mogła to powiedzieć o sobie. Poza tym nagle wróciły wspomnienia tego, co stało się zanim straciła przytomność i poczuła, że coś ścisnęło ją w żołądku, grożąc nawrotem wszystkiego: mdłości, szoku i chęci ciśnięcia przez pokój czymkolwiek albo – najlepiej – uderzenia w coś solidnego, chociaż niekoniecznie znów w lustro.
Gabriel tymczasem zaczął wyklinać na czym świat stoi. Niestety, Isabeau doskonale znała włoski, dlatego rozumiała każde przekleństwo, które z siebie wyrzucał, coraz bardziej zdenerwowany. W końcu Renesmee (a jakże – papużki nierozłączki), która trzymała na rękach śpiącą Alessię, musiała mu przypomnieć ile czasu włożyli w to, żeby uśpić Ali. Fakt, że z pewnością nie powinien przeklinać przy córce był sprawą drugorzędną.
Wywróciła oczami, po czym zostawiła tę dwójkę samym sobie i spróbowała usiąść. Przywykła do tego, że czuje się fatalnie – miała talent do pakowania się w kłopoty i zdarzało jej się oberwać stosunkowo często – dlatego osłabienie utratą krwi wcale jej nie zniechęciło. Można by więc stwierdzić, że usiadła z gracją i zaraz pośpiesznie rozejrzała się dookoła.
Siedziała na kanapie w salonie. Pokój zalany był szarawym światłem poranka, dodatkowo przytłumionym przez częściowo zaciągnięte zasłony. Jak mogła się spodziewać, otaczali ją wszyscy domownicy, przez co chyba zaczynała mieć objawy klaustrofobii, bo zapragnęła wstać, wyminąć ich wszystkich i uciec gdzieś, gdzie będzie mogła pobyć sama. Musiała pomyśleć i...
Jej spojrzenie na ułamek sekundy padło na Edwarda, przypominając jej o problemach z wykorzystaniem mocy i – co się łączyło – z ochroną umysłu przed intruzami, kiedy jednak wsłuchała się w siebie, z ulgą odkrywał, że blokada działa, To dobrze, bo nie zamierzała z nikim dzielić się swoimi myślami, nie wspominając już o tym, co odkryła. Wspomnienie tamtego momentu wciąż było żywe i ledwo powstrzymała naturalny odruch, żeby przyłożyć dłonie do brzucha i jakoś się upewnić – albo najlepiej przekonać, że się pomyliła.
Głos Gabriela w końcu ucichł i zapadła całkiem przyjemna cisza, ale spokój nie trwał długo, bo po chwili zastanowienia, postanowił zwrócić się do niej Carlisle:
– Dobrze się czujesz? – Spoglądał na nią z tą irytującą troską; nie, zdecydowanie do tego nie przywykła – matka od początku uczyła ją tego, że musi sobie radzić sama. Ktoś o pozycji Isabeau powinien być zaradny, a ona taka była i nie potrzebowała dodatkowej pomocy. – Wystraszyłaś nas. Co właściwie się stało? Kiedy poczułem krew...
Ach, czyli to prawdopodobnie on ją złapał. Cudownie – oczywiście marzyła o tym, żeby mieć wobec kogokolwiek dług wdzięczności! Gdyby to był jej brat, mogłaby to znieść, bo wzajemnie ratowali się nie raz, ale ktokolwiek inny? Isabeau poczuła się jeszcze bardziej osaczona i nagle po prostu zapragnęła bez słowa odejść, demonstracyjnie trzaskając drzwiami.
– Dobre samopoczucie jest pojęciem względnym – odparła z rezerwą, zerkając na swoje zabandażowane nadgarstki. Początkowo uznała to za stratę czasu, bo sama byłaby w stanie zamknąć rany, ale zaraz przypomniała sobie, że w obecnej sytuacji niekoniecznie. Poza tym przespała kilka ładnych godzin i do tego czasu jak nic by się wykrwawiła. – Ale jeśli chodzi o to, czy żyję... Tak, jeszcze żyję – zapewniła, nie mogąc powstrzymać się od zaakcentowania słowa „jeszcze”.
Jej złośliwość na powrót skupiły na nią uwagę Gabriela, który chyba miał ochotę jej przyłożyć – skoro była cała, mógłby sobie na to pozwolić. Zerknęła na niego i uśmiechnęła się nieco ponuro, ale chłopak najwyraźniej nie podzielał jej entuzjazmu.
– Wiesz co? – odezwał się nagle. – Nie sądziłem, że kiedykolwiek ci to powiem, ale zachowujesz się jak zwykła sucz – westchnął, a ona – o dziwo – poczuła się trochę tak, jakby ją spoliczkował. Kto jak kto, ale Gabriel mimo wszystko panował nad językiem, nawet jeśli zasługiwała czasami na to, żeby nią potrząsnąć... Chociażby w tym momencie, bo może i faktycznie powinna wykrzesać z siebie chociaż odrobinę wdzięczności. – Tak przy okazji, może powiesz nam, dlaczego próbowałaś się zabić? – zapytał, a ją sparaliżowało.
Zabić? Na litość bogini, tak właśnie pomyśleli? Że nagle oszalała i postanowiła podciąć sobie żyły, wykorzystując lustro? Może sposób w jaki się zachowywała i ten nieszczęsny akcent przy „jeszcze żyję” był nieco dwuznaczny, ale wydawało jej się, że Gabriel zna ją na tyle dobrze, żeby...
– A niech cię diabli, braciszku! – westchnęła, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Nie śpieszy mi się umierać, jakbyś się jeszcze nie zorientował. Co ci właściwie przyszło do głowy? – zapytała z tak szczerym oburzeniem, że w jego oczach pojawiło się wahanie.
Przykucnął i nachylił się tak blisko niej, że poczuła jego słodki oddech na twarzy. Ich oczy się spotkały – czarne tęczówki przy lodowym błękicie – aury zaś zaczęły niebezpiecznie się przenikać, nakazując Isabeau zachować ostrożność. Gabriel był dobrym telepatą i nawet jeśli zazwyczaj miał te swoje zasady, które powstrzymywały go od naruszania jej prywatności, wolała nie ryzykować, że jednak postanowi przetrząsnąć jej umysł.
– Dobrze, przepraszam – zreflektował się, chociaż nie była pewna, czy to się tyczy jedynie jego pochopnych wniosków, czy też tego, że zaliczył ją do suk. – Nie chciałaś się zabić – poprawił się, wciąż spoglądając jej głęboko w oczy. – A więc co tam się stało? – zapytał cichym, hipnotyzującym głosem, który...
Cholera jasna, próbował na nią wpłynąć, żeby powiedziała prawdę! Hipnotyzował ją, a przynajmniej próbował. Nie zamierzał buszować w jej wspomnieniach, bo i nie musiał, gdyby bowiem poddała się jego mocom, sama powiedziałaby wszystko. To było upokarzające i poniżej pewnych granic, które Isabeau uznawała.
– W tej chwili przestań! – warknęła rozdrażniona, gwałtownie odwracając wzrok. Udało jej się wyrwać spod jego wpływu dosłownie w ostatniej chwili, zanim całkowicie nad nią zapanował. Jakimś cudem też znalazła w sobie dość mocy, żeby go telepatycznie odepchnąć, dlatego nie miał większego wyboru, jak odsunąć się od niej na bezpieczną odległość. – Co jak co, ale precz od mojej wolnej woli – rzuciła chłodno, wciąż unikając spoglądania w jego stronę.
Czuła jego złość, chociaż może i odrobinę poczucia winy, bo wiedział, że zrobił źle. Ale uważał, że w tym momencie to czyn w słusznej sprawie.
– Bo niby powiesz nam prawdę? – zapytał z niejaką kpiną, po czym westchnął. – Beau, znam cię. I wiem, że ostatnio zachowujesz się dziwnie. Nie wmówisz mi, że jest inaczej – zapowiedział. Wciąż czuła na sobie jego spojrzenie. – Jedną siostrę już straciłem i nie pozwolę...
– Przestań mówić tak, jakby Layla była martwa! – wybuchła.
Gabriel momentalnie zamilkł. Zapadła idealna cisza, którą ostatecznie przerwał płacz rozespanej Alessi, która jednak się obudziła i dodatkowo chyba była zdenerwowana tym, że ktoś krzyczy. Isabeau powoli wypuściła powietrze z płuc i zerknęła na bratanicę, po czym posłała Renesmee przepraszające spojrzenie.
– Cudownie... – westchnęła tamta. – Cii, skarbie. Chodź, pójdziemy spać – zadecydowała, mocno przytulając córeczkę.
Po chwili zarówno one, jak i Esme, która zdecydowała się pomóc wnuczce, zniknęły na schodach prowadzących na piętro. Isabeau poczuła się trochę winna, bo zorientowała się, że Alessia nie mogła zasnąć przez nią. Mała mocno się do ciotki przywiązała i Isabeau mogła wyobrazić sobie, jak Ali zaczyna o nią wypytywać. A teraz dodatkowo ją wystraszyła, chociaż przecież nie taki miała cel, kiedy zdenerwowała się na Gabriela...
Musiała Alessi to wynagrodzić i chyba nawet miała już pomysł.
Gabriel opadł na kanapę, siadając tuż przy niej. Wyglądał na zmęczonego całą tą sytuacją i jeśli Isabeau miała być szczera, sama też miała dość. Fakt, że wciąż pozostawali Edward i Carlisle, którzy uważnie się w nią wpatrywali, wcale nie sprawiał, że czuła się lepiej.
– Wiesz dobrze, że nie to miałem na myśli, kiedy wspomniałem o Lay – zreflektował się cicho Gabriel, zerkając na nią. Tym razem jego spojrzenie było jak najbardziej normalne. – Po prostu ona też zachowywała się dziwnie, zanim nas zdradziła. Jeśli mam być szczery, tym, co robisz, bijesz ją na głowę – przyznał, próbując wyjaśnić jej swoje motywy.
– Wydawało mi się, że zawsze byłam tą dziwną i ciut szaloną – zauważyła, próbując rozluźnić atmosferę. – Ale nie do tego stopnia, żeby próbować się zabić. Tego numeru tak łatwo ci nie zapomnę, braciszku – zastrzegła, po czym udało jej się wysilić na blady uśmiech.
Zdradzać również nie zamierzała, ale wolała nie zaczynać tematu telepatów, żeby nie myśleć o Drake'u i tym, co się stało. Gdyby Gabriel się dowiedział... Ba! Gdyby ktokolwiek się dowiedział, wtedy jak nic rozpętałoby się piekło. Najgorsze w tym było to, że prędzej czy później wszystko i tak miało się wydać... A skoro mogła wybierać, wolała, żeby to jednak stało się później.
Gabriel uśmiechnął się blado, co chyba znaczyło, że doszli do stanu nieformalnej zgody. Nikt nikogo nie przepraszał, ale żadne z nich tego nie oczekiwało – nawet Isabeau za to, że nazwał ją suką, bo i w jakimś stopniu miał rację. Taka już była, a teraz – z powodu hormonów i oczywistych zmian nastroju – życie z nią miało być chyba jeszcze gorsze. Miała jedynie nadzieję, że z tego wszystkiego nie spróbują wyrzucić jej z domu.
Czując, że atmosfera znacznie się rozluźniła, Carlisle znów spróbował poznać szczegóły. Przykucnął przy Isabeau, a ta tym razem spróbowała nie myśleć o tym, jak bardzo denerwuje ją to, że ktokolwiek się o nią troszczy. Poza tym musiała przyznać, że doktor przynajmniej na nią nie naciskał, a tym bardziej nie miał być w stanie jej hipnotyzować.
– Powiesz nam w końcu, co się stało? – poprosił takim tonem, że zawsze mogła odmówić i jakoś z tego wybrnąć, wtedy jednak coś przyszło jej do głowy.
Powoli skinęła głową.
– O, tak. Chociaż to naprawdę głupie – zapowiedziała. A potem przedstawiła im jedno ze swoich najlepszych kłamstw, jakie kiedykolwiek przyszło jej do głowy: – Byłam zła i z tego wszystkiego wpadłam na lustro – oznajmiła.
Spojrzeli na nią jak na wariatkę i dobrze wiedziała, że jej nie uwierzyli. Przewidywała, że tak będzie, ale przecież dopiero się rozkręcała i jeszcze nie przeszła do rzeczy.
Westchnęła.
– Poszłam się zabawić – wyjaśniła, zwracając się bezpośrednio do Gabriela, bo nie miała nastroju na to, żeby dyskutować z Carlisle'm na temat polowania na zwierzęta. – Wiesz, zapolować. Jednak tego potrzebowałam, a że mnie wystawiłeś... – Wzruszyła ramionami. – Ale nie przewidziałam, że trafię na kogoś o tak silnym umyśle. Wszystko było dobrze, dopóki nie złamał mi się obcas i nie straciłam kontroli nad mocą. Facet z którego piłam nagle się otrząsnął i próbował przebić mnie nogą od krzesła – skrzywiła się, nie musząc nawet udawać.
Tym razem wyczuła, że się zdenerwowali i to nie tyle tym, że piła ludzką krew. Chodziło przede wszystkim o to, że ktoś to zapamiętał i żył.
– Jakiś facet... próbował... przebić cię drewnem? – zapytał w końcu Gabriel, starając się głęboko oddychać. Wyglądał na zdenerwowanego, ale i rozbawionego. – Doprawdy, jedynie ty mogłaś sprowokować zwykłego człowieka do tego, żeby zechciało mu się zabawić w łowcę – stwierdził i tym razem nie udało mu się powstrzymać chichotu.
– Dziękuję, Gabrielu. Twoja empatia jest naprawdę mocno rozwinięta – obruszyła się, spoglądając na brata z niejaką pretensją.
Wzruszył ramionami, dając jej do zrozumienia, że nic na to nie poradzi. Niestety, szybko okazało się, że jedynie on jest sytuacją rozbawiony, Cullenowie bowiem wydawali się zupełnie nie podzielać jego entuzjazmu.
– Nic ci nie jest? – zapytał natychmiast Carlisle. – Poza tym, skoro ktoś wie... – zaczął, wyraźnie zaniepokojony taką perspektywą.
– Musimy się albo wyprowadzić, albo czekać aż Volturi zareagują. Wspaniale – stwierdził zeźlony Edward, który od razu przeszedł do rzeczy. – A wszystko dlatego, że zachciało ci się ludzkiej krwi – skrzywił się, po czym z niedowierzaniem pokręcił głową.
Miała ochotę mu odpyskować, nawet jeśli drażnienie trzyletniego, młodego wampira było istnym szaleństwem.
Na szczęście właśnie wtedy postanowił ubiec ją Gabriel:
– Dajcie spokój. Nie raz mieliśmy takie kłopoty – przyznał, czym wcale ich nie uspokoił, ale chyba o to nie dbał. Zwrócił się wprost do siostry: – Beau, pokaż mi go – poprosił. – Zobaczę, co da się zrobić – obiecał, przeciągając się leniwie.
– Na to liczyłam, braciszku. Na ciebie zawsze można liczyć – stwierdziła z uroczym uśmiechem. – Wiesz, jeśli chodzi o jego krew... – dodała, ale uciszył ją spojrzeniem.
– Polecasz? – Uśmiechnął się nieco złośliwie. – Wiesz, gustuję w czymś zgoła innym, ale dzięki za radę. Mimo wszystko sobie daruję – zapowiedział i zaraz na powrót spoważniał. – No, pokaż mi go – ponaglił, podnosząc się.
Raz jeszcze sprawdziła wszystkie osłony, które chroniły jej myśli, po czym z największą starannością wyłowiła z pamięci twarz Christophera i podesłała ją bratu, dbając o najdrobniejsze szczegóły – zapach, aurę i wszystko to, co miało pomóc Gabrielowi chłopaka odnaleźć. Miała nadzieję, że nie jest za późno i uda się zamazać wspomnienia mężczyzny, zanim komukolwiek wspomni o tym, że chyba dopiero co spotkał wampira.
Gabriel pokiwał głową.
– Dobra, mam to – oznajmił w zamyśleniu. – Swoją drogą, Beau, kiedyś do grobu mnie doprowadzisz – dodał, a chwilę później już go nie było.
Gabriel
Odnalezienie Christophera było dziecinnie proste – Gabriel potrzebował zaledwie godziny, żeby niepostrzeżenie dostać się do Seattle i odszukać charakterystyczną aurę dawcy jego siostry. Fakt, że było już dość jasno, nieco utrudniał sprawę, ale Gabriel miał już wprawę w ukrywaniu się i bezszelestnym poruszaniu, dlatego nie musiał rezygnować.
Co prawda nie musiał się ukrywać – wmieszanie się w tłum ludzi nie stanowiło większego problemu – ale wolał nie ryzykować. Wciąż zachowywał dużą ostrożność, dokąd omal nie stracił wszystkiego na czym mu zależało. Być może był przewrażliwiony, ale chyba nie było w tym nic dziwnego, a przynajmniej tak mu się wydawało.
Christopher Ren, jak się dowiedział, mieszkał niedaleko portu. Trochę trudno było odszukać jego aurę pomiędzy tymi, które należały do innych ludzi, ale nie różniło się to zbytnio od szukania ludzi w świecie snów, dlatego ostatecznie się udało. Kiedy Gabriel stanął przed nieco już wyniszczoną kamienicą, był wręcz niebezpiecznie pewny siebie i powodzenia tego, co właśnie planował.
Czwarte piętro. Mógł wejść głównym wejściem, ale to byłoby zbyt niebezpieczne – ktoś mógłby go zobaczyć – dlatego wybrał nieco trudniejszą drogę, czyli oknem. Dostanie się na dach nie było znów takie trudne, a stamtąd przedostanie na odpowiedni parapet było banalne. Wystarczyło tylko uchylić lekko okno i już stał po środku zaciemnionego, nieco zabałaganionego pokoju.
Mężczyzna wciąż spał, co sporo ułatwiało. Gabriel pośpiesznie przeczesał jego umysł, żeby upewnić się, czego ma się spodziewać i na moment zamarł, kiedy wychwycił wspomnienia związane z Isabeau. Było niby tak, jak powiedziała dziewczyna – faktycznie złamała obcas – ale panowanie nad umysłem Chrisa straciła wcześniej. I potknęła się dlatego, że nagle zebrało jej się na wymioty, o czym wcale nie wspomniała, kiedy rozmawiali. Nie rozumiał dlaczego skłamała, ale czuł, że sama tego nie wyjaśni i że coś jest na rzeczy; musiał się tylko dowiedzieć co.
Przestał o tym myśleć, bo dawca Isabeau nagle się obudził. Kiedy tylko dostrzegł obcego w swojej sypialni, momentalnie się poderwał i zaczął na oślep szukać czegoś, czym mógłby się bronić, ale Gabriel nie dał mu po temu okazji. Spojrzał prosto w ciemne oczy Christophera i całkowicie zawładnął jego umysłem, tym samym go unieruchamiając. Zadowolony powodzeniem, przykucnął przy mężczyźnie i zajrzawszy mu jeszcze głębiej w oczy, starannie zablokował dostęp do tego, co wydarzyło się minionego wieczoru – wszystkiego, co miało związek z Isabeau.
– To wszystko ci się śniło – powiedział cichym, aksamitnym głosem. – Jednak cię poniosło, upiłeś się i nic nie pamiętasz. Nie wiesz nawet, jak wróciłeś do domu – powiedział stanowczo, starając się, żeby jego słowa zadziałały niczym przymus, wnikając w każdą komórkę ciała Chrisa.
Tamten posłusznie skinął głową, a potem po prostu stracił przytomność, ponownie zapadając w sen. Gabriel powoli się wyprostował, usatysfakcjonowany. Nie mieli się czego obawiać – ofiara Isabeau już nic nie miała sobie przypomnieć, a nawet jeśli, wszystko to miało wydawać mu się jedynie pokręconym sen. Zarówno on, jak i jego rodzina, byli bezpieczni.
Tylko to wciąż nie dawało odpowiedzi na to, co ukrywała Isabeau. Teraz miał pewność, że z jego siostrą działo się coś złego, chociaż irytowało go, że nie miał pojęcia, co się dzieje. Jeśli Beau uparła się milczeć, nie miał żadnych szans, żeby wyciągnąć od niej prawdę i to było w tym wszystkim najgorsze. A on czuł się bezradny niemal równie bardzo, jak wtedy, kiedy powoli oddalał się od Layli.
Wciąż pogrążony we własnych myślach, ostrożnie wykradł się z mieszkania Christophera Rena i lekko zeskoczył na ziemię. Obejrzał się jeszcze raz na budynek, który opuścił i upewniwszy się, że nikt niczego podejrzanego nie zaobserwował, spokojnie ruszył w drogę powrotną.
A przynajmniej miał taki zamiar, nagle bowiem zorientował się, że nie jest sam – ktoś go śledził. Zaalarmowany, przygotował się do obrony i pośpiesznie rozejrzał dookoła.
Już wiedział, kto go obserwuje.

1 komentarz:

  1. Hej zostałaś nominowana do liebster award.Więcej informacji na moim blogu.Pozdrawiam Ola z bellaedwardinnahistoria.blog.pl

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa