31 stycznia 2013

Sześć

Renesmee
– Gabriel!
Rzuciłam się ukochanemu na szyję, kiedy tylko wraz z Isabeau przekroczyli próg domu. Zaraz mocno mnie objął i przytulił, uspokajająco głaskając po włosach i zapewniając, że wszystko jest w porządku. Może, ale jeśli faktycznie było, wróciłby już dawno; wiedziałam to, dlatego byłam absolutnie przekonana, że coś się stało.
Delikatnie odsunął mnie od siebie, ale nie wypuścił z objęć, wciąż obejmując mnie ramieniem. Razem poszliśmy do salonu, gdzie zaraz „zaatakowały” nas nasze dzieci, dosłownie się w naszą stronę rzucając. W ostatniej chwili pochwyciłam Alessię, Gabriel zaś musiał mnie puścić, żeby wziąć na ręce naszego synka. Oczywiście, bliźnięta wyczuły mój niepokój i podobnie jak ja odetchnęły, kiedy ich tata w końcu wrócił do domu.
– Powiesz mi, co się stało? – zapytałam, siadając na fotelu. Był na tyle szeroki (a może to ja byłam tak bardzo szczupła), że znalazło się na nim miejsce i dla Gabriela. Wtuliłam się w niego, na kolanach wciąż trzymając naszą córeczkę i poniekąd też jej brata, który próbował znaleźć sobie jakieś najwygodniejsze miejsce. – Tylko nie mów mi, że nic, bo zapytam Isabeau. Ona mi powie – zagroziłam, zerkając krótko na ciemnowłosą dziewczynę.
Isabeau posłała mi jeden z tych swoich olśniewających uśmiechów, co mogło znaczyć, że albo mam rację i faktycznie wszystko wyśpiewa, albo – równie dobrze – że to ich prywatna sprawa i nie puści pary z ust. W jej przypadku nigdy nie można było być niczego pewnym.
– A niech cię... – westchnął Gabriel, po czym nachylił się, żeby ucałować mnie w usta. Odwzajemniłam pieszczotę, niemal siłą woli zmuszając się, żeby zachować zdrowy rozsądek i nie pozwolić, żeby pocałunek sprawił, że zapomnę o wszystkim. – Przecież tak po prawdzie, nie stało się nic złego. A skoro już chcesz wszystko wiedzieć, może przynajmniej zaczekajmy na wszystkich, bo nie chcę się powtarzać – zaproponował.
Westchnęłam, ale uległam. Przecież najważniejsze było to, że Gabriel wrócił i miała go przy sobie – teraz mogłam czekać, właściwie jedynie na dziadka, bo Edward i Esme byli w domu. Poniekąd przez ich spojrzenia poczułam się nagle bardzo niezręcznie, że jestem tak blisko Gabriela, a on dotyka mnie w jednoznaczny sposób, usprawiedliwiłam jednak tę wylewność tym, że byliśmy razem z dziećmi. Co złego, że rodzice przytulają się, jednocześnie opiekując się pociechami?
Rodzice... To wciąż brzmiało dla mnie nierealnie. Non stop czułam brak tych dziewięciu miesięcy na ciążę, a wcześniej jakiegoś przygotowania i być może ślubu. Kto wie, może gdybyśmy byli z Gabrielem małżeństwem, jakoś łatwiej byłoby mi się z całą sytuacją oswoić. Chociaż z drugiej strony, wszystko to było takie dziwne – całe moje życie – że chyba nie miałam na co liczyć.
Gabriel ucałował mnie w szyję i machinalnie odchyliłam głowę, poddając się pieszczocie. Czułam, że reakcja mojego ciała – przyśpieszony puls, momentalny skok temperatury i szybszy oddech – sprawia mu dziką przyjemność i jednocześnie go bawi. Uważałam, że to zdecydowanie nieuczciwe, ale nie mogłam nic na to poradzić. Gabriel grał według swoich indywidualnych zasad, a ja byłam psychicznie zbyt słaba, żeby się na niego zdenerwować.
Po prostu kochałam go – i to do tego stopnia, że był w stanie owinąć mnie sobie wokół palca, kiedy tylko chciał. Wiedziałam, że robił to zupełnie nieświadomie, poza tym w istotnych momentach potrafiłam mu się oprzeć, ale teraz nie chciałam.
Od powrotu Gabriela minęły jakieś dwie godziny. Właściwie nie odczułam upływu tego czasu, dzieląc go pomiędzy ukochanego, a dzieci. Najbardziej absorbująca była głównie Alessia, która zaraz zaczęła się wyrywać, żeby opowiedzieć Gabrielowi, co pokazała jej Isabeau, wyszłam więc z Damienem przed dom. Był zdecydowanie spokojniejszy od siostry, poza tym zafascynowany śniegiem, ja zaś nie miałam nic przeciwko temu, żeby z nim posiedzieć.
Padało, co nie było niczym dziwnym. Poza tym nie przeszkadzało nam to zbytnio – wcześniej ubrałam się ciepło i dopilnowałam, żeby i Damien miał na sobie cieplejsze ubranka. Wyszliśmy przed dom, wprost w wirujące płatki, które momentalnie zaczęły osiadać na kurtkach i wplątywać we włosy. To było przyjemne doświadczenie, zwłaszcza przy Damienie, który – jak na dziecko przystało – zaczął chwytać płatki śniegu i zachwycać się ich finezyjnymi kształtami.
Momentalnie przypomniałam sobie dzień z dzieciństwa, kiedy podobnie zachowywałam się, polując z mamą i Jacobem. Tamtego dnia również zobaczyła mnie Irina, można go więc było określić kresem sielanki, ale to nie miało w tym momencie znaczenia. Ja i Damien nie powtarzaliśmy schematu – byłam tego absolutnie pewna, bo jeśli stało się coś złego, zaczęło się już wcześniej i to Gabriel tego doświadczył. Po prostu wiedziałam, że coś jest na rzeczy, nawet jeśli nie miało to większego związku z nami i niepotrzebnie się martwiłam.
Nieco zmarkotniałam na wspomnienie Jacoba. Minęły trzy dni odkąd on i Shelby zdecydowali się odejść wraz z Michaelem. Miałam nadzieję, że razem ułożą sobie jakoś życie i cieszyłam się ich szczęściem. Było mi po prostu nieco przykro, że jeszcze długo miałam nie zobaczyć Jacoba. Jakby nie patrzeć kochałam go, jak brata co prawda, ale jednak kochałam. I teraz był dla mnie jak kolejny członek rodziny, którego straciłam i musiałam czekać lata, żeby znów go odzyskać.
Ale nie żałowałam swoich decyzji. Wciąż miałam pewność, że to właśnie tutaj chcę być – w tych czasach, przy Gabrielu i dzieciach. Trzy moje skarby były najlepszym, co mnie w życiu spotkały i nic nie mało sprawić, żebym zmieniła decyzję.
Wyczułam znajomy zapach i machinalnie skierowałam się w stronę ściany lasu. Kątem oka obserwowałam Damiena, który już przestał interesować się płatkami śniegu, przerzucając na ukrytą pomiędzy nagimi gałęziami drzew sikorkę. Jej barwne upierzenie wrzucało się w oczy w pozbawionym kolorów krajobrazie, dlatego fascynacja synka wcale mnie nie zdziwiła.
Podobnie jak to, że po chwili dołączył do nas Carlisle, którego przecież wyczułam już wcześniej. Co jak co, ale z rozpoznawaniem swoich bliskich nie miałam najmniejszego problemu – nie potrzebowałam nawet mocy, która umożliwiała mi wyostrzenie zmysłów.
– Cześć, Nessie – przywitał się ze mną doktor, po czym zerknął z uśmiechem na wciąż zaabsorbowanego ptakiem Damiena.
– Dobrze, że już jesteś – stwierdziłam, momentalnie przypominając sobie o Gabrielu i o tym, jak się niepokoiłam. – Może teraz w końcu Gabriel nam wszystko wyjaśni – westchnęłam; kiedy chłopaka nie było w pobliżu, łatwiej było mi się na niego złościć.
Carlisle spojrzał na mnie, nie do końca rozumiejąc.
– Coś się stało? – zapytał dla pewności. – Czy Isabeau...?
Pokręciłam głową. Ja też martwiłam się o Beau, zwłaszcza po wypadku ze szkłem, ale tym razem chyba nie chodziło o przyrodnią siostrę Gabriela.
– Isabeau jest cała i chyba wróciła do siebie na tyle, żeby być w stanie przestawić las, gdyby zaszła taka potrzeba – zapewniłam dziadka, dobrze wiedząc, że to go uspokoi. On i Esme już dawno zaakceptowali Isabeau i próbowali ją traktować, jak jedno ze swoich przybranych dzieci.
– To chyba dobrze – stwierdził, chociaż w kwestiach nadpobudliwości Isabeau, można by było się trochę pokłócić. Coś ukrywała, chociaż nie miałam pojęcia co. – Więc o co chodzi? – zapytał mnie, ale jedynie wzruszyłam ramionami.
Powiedziałam mu to, co wiedziałam sama – że Gabriela bardzo długo nie było i ostatecznie wrócił z Isabeau, która – według tego, co powiedziała Alessia – wyszła jedynie zapolować. Zarówno mój ukochany, jak i jego siostra coś kręcili – widać to było wyraźnie, jak na dłoni.
– W takim razie z nimi porozmawiajmy – zaproponował spokojnie doktor, a ja przyznałam mu rację; przecież dlatego na niego czekaliśmy.
Mieliśmy już iść w stronę domu, zawołałam więc Damiena – z tym, że nie przewidziałam tego, co może się stać. Mały wciąż obserwował siedzącą na drzewie sikorkę i chyba się zamyślił, bo słysząc mój głos, podskoczył jak oparzony. Nie on jeden się wystraszył; również ptak nagle zerwał się do lotu, strząsając z gałęzi resztki zalegającego śniegu, które poleciały wprost na głowę zaskoczonego Damiena.
Przycisnęłam dłonie do ust, żeby powstrzymać chichot. Pocieszał mnie jedynie fakt, że ukrywanie rozbawienia szło mi równie marnie, co Carlisle'owi.
– Przepraszam, skarbie – wykrztusiłam w końcu, a potem w końcu nie wytrzymałam, rozbrojona urażonym spojrzeniem mojego synka.
Mój śmiech okazał się zaraźliwy, bo ostatecznie i Carlisle nie mógł dłużej się powstrzymać. Teraz Damien wyglądał już na złego – dumę jak nic musiał odziedziczyć po ojcu. Nie byłam nawet pewna, czyja reakcja bardziej go uraziła: moja, jako matki, czy doktora, którego brał za autorytet, ale ostatecznie to na mnie postanowił się „zemścić”.
Był szybki i omal nie przegapiłam momentu, w którym postanowił skoczyć mi w ramiona. Złapałam go machinalnie i przytuliłam... I zaraz omal nie upuściłam, kiedy z premedytacją przyłożył mi swoje lodowate łapki do twarzy.
– Ej! – zaprotestowałam, wzdrygając się.
Damien spojrzał na mnie niewinne.
– Przepraszam, mamusiu... – powiedział tym swoim dziecinnym głosikiem, uśmiechając się w tak uroczy sposób, że nie można się było na niego gniewać.
Sparodiował mnie i byłam doskonale tego świadoma. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale zamknęłam je, kiedy uświadomiłam sobie, że teraz dla odmiany to ja jestem obiektem żartu. Po prostu cudownie..., pomyślałam, wciąż z Damienem na rękach pośpiesznie kierując się w stronę domu, żeby nie musieć patrzeć na synka i dziadka.
Cóż, przynajmniej wiedziałam, że z moich dzieci zdecydowanie śmiać się nie opłaca.
Kiedy wróciliśmy do domu, wraz z Damieniem zaraz poszłam się przebrać, Carlisle zaś od razu udał się do salonu, żeby rozeznać się w sytuacji. Śpieszyłam się trochę, nie chcąc żeby Gabriel pominął mnie w rozmowie, ale moje obawy okazały się bezpodstawne – chłopak był na tyle uczciwy, że zaczekał na mój powrót.
Dopiero kiedy bezpiecznie znalazłam się w jego ramionach, postanowił przejść do rzeczy.
– Widziałem Drake'a w Seattle – oznajmił wprost, a ja poczułam, że cała sztywnieję na wspomnienie tego konkretnego pół-wampira.
Moja dłoń momentalnie powędrowała do szyi, bo Drake kiedyś mnie ugryzł, kiedy byłam w ciąży na dodatek. Gabriel zaraz wzmocnił uścisk wokół mnie i sądząc po sposobie, w jaki zaciskał usta, pomyślał dokładnie o tym samym, co ja.
– Coś ci zrobił – powiedziałam nagle, pod wpływem impulsu. – Drake coś ci zrobił – powtórzyłam niczym w transie, kiedy nagle to do mnie dotarło.
Nie wiedziałam, jak to możliwe, ale tym razem nie poczułam, że Gabriel był zagrożony. Ostatnim razem, kiedy ten go krzywdził, miałam wrażenie, jakby ktoś z całej siły kopnął mnie w żołądek, ale tym razem nie czułam nic prócz niepokoju. Byłam niemal absolutnie pewna, że to sprawka Gabriela, któremu jakimś cudem udało się powstrzymać emocje, zwłaszcza ból, żeby nie dotarły do mnie i mnie nie powiadomiły, że coś jest nie tak.
Przepraszam, pomyślał, podsyłając mi tę myśl. Ale to dla twojego dobra. Nie chciałem, żebyś znalazła się sam na sam z Drake'm, gdyby wciąż gdzieś się kręcił, a przecież oboje dobrze wiemy, że nikogo nie zabrałabyś ze sobą.
Musiałam przyznać mu rację i może nie powinnam się złościć – chronił mnie, co teraz miało o tyle więcej sensu, że mieliśmy dzieci, a one potrzebowały chociaż jednego rodzica – ale mimo wszystko dał znać Isabeau. A ona też poszła sama. Momentalnie telepatycznie poskarżyłam mu się w tej kwestii, ale skwitował to jedynie bezradnym uśmiechem.
Isabeau to Isabeau. Wpadła na mnie przypadkiem w świecie snów i zmusiła do zeznań, wyjaśnił, teraz wyraźnie poirytowany tym, że uległ przed siostrą. Poza tym ona i Drake to zupełnie inna bajka..., dodał dość tajemniczo. Nie zrozumiałam tego, ale doszłam do wniosku, że wyjaśnień raczej nie mam co oczekiwać, dlatego odpuściłam.
– Moglibyście w końcu zacząć rozmawiać normalnie? – sprowadził nas na ziemię wyraźnie zniecierpliwiony Edward.
Wszyscy już wiedzieli, kiedy ja i Licavoli rozmawialiśmy telepatycznie, wzajemnie przesyłając sobie myśli. Wystarczyło rozeznać się w charakterystycznej mimice twarzy – wyraz skupienia tu, znacząco uniesione brwi tam, charakterystyczne spojrzenie, czy coś równie nietypowego. Teraz też musieliśmy się z Gabrielem zapomnieć, co naturalnie nie uszło uwadze moich bliskich, zwłaszcza Edwarda, z tym, że nade wszystko ironiczne było to, że mój ojciec zwracał nam uwagę.
– Przepraszam – zreflektowałam się pośpiesznie. – Ale to niewiele mniej irytujące od tego, jak czasami reagujesz bezpośrednio na czyjeś myśli – wytknęłam mu, mając nadzieję, że dzięki temu z czasem zacznie panować nad swoim darem.
– Dobrze, dobrze – skrzywił się. – Zrozumiałem. Ale waszych myśli i tak nie słyszę, twoich od dawna również, dlatego mogłabyś przestać mieć pretensję – dodał, dlatego postanowiłam przestać go dręczyć. Może faktycznie coś do niego dotarło.
Poza tym miło było wiedzieć, że nauczyłam się osłaniać umysł. To, co kiedyś przychodziło mi z trudem i wymagało ciągłej kontroli, teraz było dla mnie równie naturalne, co oddychanie. W końcu nie musiałam pilnować swoich myśli – jedynie Carlisle, Esme i tymczasowo dzieci, musieli znosić dar mojego taty, chociaż czasami próbowałam blokować i ich umysły. Edwarda to irytowało, ale wszyscy inni byli za to wdzięczni, tym bardziej, że moi dziadkowie wciąż bardzo ostrożnie się do siebie zbliżali i woleli zachować swoje myśli oraz uczucia dla siebie.
Przestałam o tym myśleć i spojrzałam nagląco na Gabriela. Westchnął, po czym skrócił nam mniej więcej wszystko to, co wydarzyło się od momentu, w którym odnalazł „ofiarę” Isabeau i zabezpieczył jej wspomnienia, żebyśmy byli bezpieczni. Nieprzyjemnie słuchać było o poczynaniach Drake'a, ale i tak najbardziej wstrząsnęła mną wzmianka o ich walce i o tym, jak nieśmiertelny wykorzystał Gabriela, omal go nie zabijając.
– Gabrielu! – jęknęłam, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Gabrielu Licavoli! – powtórzyłam tak ostro, że zwinięta na moich kolanach Alessia (mała przeniosła się do mnie, kiedy tylko wróciłam, chcąc prawdopodobnie upewnić się, czy jest równie ważna, co jej brat) aż się wzdrygnęła. – A niech cię! Przecież mógł cię zabić. A ja... ja... – jąkałam się, bo po prostu zabrakło mi słów. Zaczęłam nerwowo odgarniać włosy, żeby odsłonić szyję. – Czy...? – zaczęłam znowu.
Gabriel zdecydowanie ujął mnie za ręce, po czym ociągnął je od mojej szyi. Uwięził oba moje nadgarstki w jednej dłoni, drugą stanowczo zasłaniając mój kark, co miało być jednoznaczną odmową na to, że mógłby się ze mnie napić.
– Ale... – zaprotestowałam.
Znów jedynie pokręcił głową.
– Nie ma mowy. Wziąłem dość od Isabeau, poza tym po drodze polowałem – wyjaśnił. Nie zamierzał rozwijać tematu i nie miałam żadnych wątpliwości co do tego na co polował.
Dałam za wygraną, tym bardziej, że uważnie obserwowali nas Cullenowie, a jakoś nie miałam ochoty na kolejną pogadankę o tym, czym grozi wymiana krwi albo oddawanie Gabrielowi energii. O czym jak o czym, ale na temat podobnych doświadczeń wiedziałam zdecydowanie więcej od nich i miałam pojęcie na ile mogę sobie pozwolić.
– Najważniejsze jest to, że oboje jesteście cali – odezwała się w końcu niepewnie Esme.
Musiałam przyznać, że trafnie zebrała w jedno pozytywny całej sytuacji. Rozluźniłam się, mocno wtulając w Gabriela i dochodząc do wniosku, że faktycznie nie ma sensu mieć pretensji o to, co było. Chciał mnie chronić, ja zaś chciałam chronić jego – to było zupełnie naturalne i kiedy spróbowałam postawić się na jego miejscu, doszłam do wniosku, że sama też nie chciałabym, żeby ktokolwiek ryzykował, próbując się do mnie dostać. Zwłaszcza Gabriel.
Sama widzisz, przyklasnął, tym samym dając mi do zrozumienia, że myślę ciut za głośno i doskonale wszystko słyszy. Poza tym wpływ musiało mieć też to, że byliśmy bardzo blisko siebie i nasze aury delikatnie się przenikały, ściśle wiążąc umysły.
A niech ci będzie, westchnęłam. Kocham cię.
Wzajemnie, odparł, dodatkowo wzmacniając swoje wyznanie falą ciepłych uczuć, która owinęła się wokół mnie niczym cieplna otoczka.
– Dobrze, mniejsza o to, co się stało – powiedział już na głos. – Lepszym pytaniem jest to, czy jedynie mnie się wydaje, że Drake nie wpadł na mnie przypadkiem – dodał, spoglądając wyczekująco na pozostałych.
Carlisle powoli skinął głową, zamyślony.
– Nawet jeśli Drake cię nie okłamał i faktycznie cię nie śledził, niepokojący jest sam fakt, że wciąż jest w okolicy – stwierdził doktor. – Seattle to duże miasto i leży stosunkowo daleko od Forks, ale i tak mi się to nie podoba – przyznał.
Zerknął krótko na mnie i na dzieci, po czym przeniósł spojrzenie na Esme. Cudownie, po tym wszystkim wciąż miał wątpliwości o to, czy potrafię się sama bronić! Nawet Isabeau nie zaliczył do grupy, która jego zdaniem potrzebowała opieki.
Isabeau zabiłaby go, gdyby uznał, że potrzebuje opieki, poprawił mnie Gabriel, który najwyraźniej lustrował myśli moich bliskich. Warknęłam w duchu, rozdrażniona, ale nic sobie z tego nie zrobił. Co innego ty. Jesteś tak urocza i drobna, że każdy momentalnie ma ochotę się tobą zajmować, dodał nieco zaczepnym tonem.
No cóż, zupełnie inaczej śpiewał, kiedy pozwalaliśmy sobie na więcej, ale z drugiej strony i ja wtedy czułam, że się zmieniam. Pod jego dotykiem dosłownie przeistaczałam się w kobietę i wtedy faktycznie tak na mnie patrzył, ale nikt poza nim czegoś podobnego nie doświadczał. Moi bliscy wciąż widzieli we mnie dziecko, nawet teraz, kiedy byłam matką.
– Więc co robimy? – zapytał Edward, kontynuując rozmowę.
Wyrwałam się z własnych myśli i spojrzałam wyczekująco na dziadka, nie ja jedna zresztą. Ostatecznie i tak ostatnie słowo należało do niego.
– Czekamy – stwierdził w końcu. – Ale sądzę, że powinniśmy być ostrożni. Skoro Drake był w Seattle, możemy założyć, że i pozostali są gdzieś w okolicy. Poza tym wciąż pozostaje pytanie o to, czego możemy się spodziewać po Layli i... moim ojcu – dodał, jedynie odrobinkę się przy samym końcu wypowiedzi wahając; coraz lepiej odnajdywał się w zaistniałej sytuacji, chociaż zdawałam sobie sprawę, że zachowanie spokoju sporo go kosztuje.
No tak, Layla i Lawrence. Tą pierwszą jedynie z ostrożności klasyfikowaliśmy jako potencjalne zagrożenie, chociaż nic nie wskazywało na to, żeby zamierzała zrobić cokolwiek przeciwko nam. Zniknęła i tak może było lepiej, chociaż zdawałam sobie sprawę, że zarówno Isabeau, jak i Gabriel z powodu jej zdrady cierpią. Jeśli zaś chodziło o Lawrence'a, pastora również nikt nie widział od dnia, w którym Gabrielowi udało się wyciągnąć mnie ze starego szpitala, gdzie przetrzymywali mnie telepaci. Ojciec Carlisle'a był zdecydowanie większym zagrożeniem, chociaż jak na razie nie dawał żadnych oznak życia czy aktywności.
– Mnie bardziej zastanawia to, że Drake pojawił się dokładnie tam, gdzie mieszkał ten cały Christopher. Może to, że próbował zabić Isabeau nie było wcale przypadkiem? – zasugerował nagle Edward i jego teoria była na tyle ciekawa, że wszyscy momentalnie spojrzeliśmy na siostrę Gabriela.
Milcząca do tej pory Isabeau, natychmiast speszyła się pod naszymi spojrzeniami. Od jakiegoś czasu zachowywała się dziwnie i sama miałam ochotę zadać jej kilka istotnych pytań, jeśli chodziło o sytuację.
Nie zamierzała dać nam po temu okazji.
– Wydaje mi się, rudzielcu – powiedziała powoli, celowo zamierzając wyprowadzić wrażliwego na kolor włosów Edwarda z równowagi – że detektywem to ty nie zostaniesz – ucięła.
A potem odwróciła się na pięcie i wyszła bez słowa wyjaśnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa