Renesmee
– Renesmee? Nessie?
Słyszałam
głos Gabriela, ale nie potrafiłam się na nim skupić, wciąż Wpatrzona w bladą
twarzyczkę Alessi. Jak mogłam się wcześniej nie zorientować?, pytałam samą
siebie, czując, jak do mojego serca powoli wraca nadzieja.
– Dobrze
się czujesz, moje kochanie? – dopytywał coraz bardziej zaniepokojony brakiem
odpowiedzi Gabriel. Mocniej przygarnął mnie do siebie i zaraz dla pewności
sprawdził, czy nie mam gorączki. – Mam zawołać twojego dziadka?
Dopiero
wtedy zareagowałam, bo jego pytanie uświadomiło mi, że powinnam natychmiast
zacząć działać, zamiast wciąż stać i napawać się zwycięstwem. Jeszcze nie
było po wszystkim.
– Tak – oświadczyłam
zdecydowanym tonem.
Spojrzał na
mnie zaniepokojony, po chwili jednak zawołał Carlisle'a. Doktor naturalnie był w domu,
zaraz też znalazł się przy nas, zaniepokojony; spodziewał się jakiegoś problemu
z Alessią albo ewentualnie ze mną, ale przecież chodziło o coś
zupełnie innego.
– Co się
stało? – zapytał, machinalnie sprawdzając wyniki na monitorach urządzeń, które
kontrolowały stan małej.
Gabriel
jedynie rozłożył ręce, rozdrażniony. „Jej się pytaj” – zdawało się mówić
wymowne spojrzenie, które rzucił w moją stronę. Był już nie tyle
zaniepokojony, ale głownie rozdrażniony, wciąż jednak zachowywał się wobec mnie
w porządku, bo nie próbował wnikać w mój umysł.
– Wiem – oświadczyłam
tryumfalnie, chcąc w końcu im wszystko wyjaśnić, ale sądząc po ich
pytających spojrzeniach, teraz już nic nie rozumieli. Byłam zbyt szczęśliwa,
żeby się tym przejąć. – Och, Gabrielu, wiem! – powtórzyłam i pod wpływem
nagłego impulsu, po prostu chwyciłam ukochanego za ręce i zerwawszy się z miejsce,
pociągnęłam go do jakiegoś szalonego walca, który był zaledwie marną parodią
tańca do ktorego poprowadził mnie na balu w Volterze.
– Nie
bardzo rozumiem… – wyznał i na moment musiał się zapomnieć, porażony
bijącym ode mnie entuzjazmem, bo przejął kontrolę i za jego sprawą
wykonałem wdzięczny piruet.
– Ale ja
jestem taka szczęśliwa… – westchnęłam i zamarłam, bo wraz z kolejnym
obrotem wylądowałam w jego ramionach, tak blisko jego ust o szyi, że
ledwo mogłam się powstrzymać, żeby przypadkiem tego nie wykorzystać; gdybym go
ugryzła albo pocałowała, miałby jeszcze lepszy wgląd w moje emocje…
– To akurat
widzę. Jak radosna rusałka w środku lata – stwierdził. – Nie żeby twoja radość
mi się nie udzielała, ale… – Urwał wymownie, zerkając przy tym w stronę
Carlisle'a, żeby przypomnieć mi, że miałam im coś wytłumaczyć.
Niechętnie
powstrzymałam się od tego, by pociągnąć ukochanego do dalszego tańca albo go
pocałować. Racja, trzeba było przejść do rzeczy – cieszyć się mogłam, kiedy
Alessia już będzie cała.
– Byliśmy
tacy głupi… – westchnęłam, teraz czując się fatalnie z tym, że się nie
domyśliłam. – Gabrielu, pamiętasz, co powiedziałam? Że jest podobna do ciebie! –
powiedziałam z zapałem. – Nie tylko z wyglądu.
Tylko
patrzył się na mnie, coraz bardziej zaniepokojony. Nie rozumiał, co zaczynało
mnie irytować. Carlisle'a to nie dotyczyło, więc nie wpadł, co jest Alessi, ale
Gabriel?
– Nie obraź
się, ale jeśli zaraz mi tego nie wyjaśnisz, pierwszy raz złamię przysięgę i bez
twojej zgody wniknę w twoje myśli – zagroził.
– Dobrze,
już dobrze – zniecierpliwiłam się. – Gabrielu, powiedz mi, jest coś
potężniejszego niż głód krwi? – zapytałam, podskakując nerwowo w miejscu;
musiał siłą usadzić mnie na krześle i wymieniwszy z Carlisle'm
zaniepokojone spojrzenia, odpowiedział:
– Oczywiście
pomijając hipotetyczną sytuację, w której będąc na skraju śmieci wolałbym
cię pocałować, niż napić się krwi? – zapytał uprzejmym tonem.
– Gabriel! –
niemalże warknęłam, chociaż być może zasłużyłam sobie na to, tak długo
trzymając ich w niepewności.
– Lepiej
będzie, jeśli oboje spróbujecie się uspokoić – odezwał się cicho Carlisle,
niespokojnie spoglądając na śpiącą Alessię. Momentalnie oboje się zamknęliśmy,
bo faktycznie mogliśmy przypadkiem obudzić córkę. – Nessie, powiedz nam teraz,
co takiego wymyśliłaś – zwrócił się do mnie doktor, postanawiając przejąć
kontrolę nad sytuacją.
– Chyba
wiem, co jest małej, dziadku, ale najpierw Gabriel musi mi odpowiedzieć – wyjaśniłam,
ledwo utrzymując ton głosu na poziomie szeptu.
Tym razem
spojrzeli na mnie, jakby widzieli mnie po raz pierwszy. Obaj wydawali się
podchodzić do mojego wyznania z rezerwą, żeby nie robić dobie nadziei, ale
i tak zauważyłam, że się ożywili. Wszyscy chcieliśmy wierzyć, że jest
jakieś rozwiązanie, znęcanie czekaniem i ciągłym strachem, że tym razem
serce małej zatrzyma się na dobre.
– Nie wiem
właściwie, co mam ci powiedzieć. Pragnienie krwi u nowo narodzinych
przysłania przecież nawet pożądanie, więc raczej nie ma niczego, co byłoby
bardziej niezbędne – przyznał. – Chyba że… – dodał, a potem zamarł i wiedziałam
już, że w końcu zaczął narażać za moim tokiem rozumowania.
– To twoja
córka, w każdym calu – powiedziałam cicho, jakby to miało wyjaśnić wszystko;
ale czego więcej trzeba, żeby podkreślić, że Ali jest niezwykła?
– A niech
to diabli – zaklął, ale w jego głosie słuchać było podekscytowany. – Jak
ja mogłem… A niech to diabli – powtórzył i po prostu porwał mnie na
ręce, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– Gabrielu
Licavoli, przestań przeklinać przy dziecku – naskoczyłam na niego, ale nawet
gdybym chciała, nie byłabym w stanie się zdenerwować. – I w tej
chwili mnie postaw. Musimy spróbować – przypomniałam mu.
– Tak,
oczywiście – zreflektował się, stawiając mnie na podłodze. – Ty czy ja? Swoją
drogą, jak najlepiej będzie to zrobić? – zapytał z zaangażowaniem; gdyby
było trzeba, w tym momencie pewnie rozerwałby sobie żyły.
– Oczywiście,
że ja – obruszyłam się. – Nie wiem, może tak jak wtedy, kiedy karmiłam ciebie?
Wypełnię nią żyły – zadecydowałam. – Ale ona mnie sama nie ugryzie.
To nie był
dla niego większy problem.
– Najwyżej
robisz małe nacięcie na nadgarstku. Albo lepiej ja to zrobię, bo z twoim
talentem, prędzej odetniesz sobie dłoń, niż upuścisz krw – stwierdził z nieco
złośliwym uśmiechem. – Na pewno czujesz się już na tyle silna, żeby... – zaczął
i urwał, bo uwolniłam swoją aurę; wiedziałam, że mężczyźni z natury
nie widzieli tych bajecznych kolorów, które otaczały każdą żywą istotę (wampiry
też, chociaż było to tak słabe światło, że bardziej je wyczuwałam niż
widziałam), w tym momencie jednak otaczająca mnie poświata była tak silna,
że chyba nawet Gabriel musiał ją jednak dostrzec.
Gabriel bez
słowa wypadł z pokoju i byłam niemal pewna, że poszedł poszukać
czegoś, czym mogłabym się bezpiecznie zająć. Powoli odwróciłam się w stronę
inkubatora i nieco się speszyłam, napotykając spojrzenie Carlisle'a, który
wpatrywał się we mnie tak, jakby zaczął się zastanawiać nad moim zdrowiem
psychicznym. Gabriel zrozumiał, że Alessia po prostu potrzebuje energii – energii,
którą on sam przecież musiał dostarczać z zewnątrz – dziadek jednak chyba
nie do końca nadążał za naszym tokiem rozumowania, a nawet jeśli, raczej
ciężko było, żeby nie był zaniepokojony tym, że zamierzałam się z premedytacją
ranić.
– To się
uda – usprawiedliwiłam się cicho. – W zwykłej krwi tego nie znajdzie. A ja
spróbuję, chociażbym miała poprosić Gabriela, żeby rozerwał mi gardło. To w tym
momencie bez różnicy.
– Nessie...
– westchnął jedynie, ale coś w mojej postawie musiało dać mu do
zrozumienia, że kłócenie się ze mną nie ma w tym momencie najmniejszego
sensu. Poza tym on też chciał dobra Alessi. – Dalej nie jestem pewien, co
zamierzacie z Gabrielem zrobić... – przyznał.
– Nie ma
czasu. Trzeba ją stamtąd wyjąć – ucięłam, spoglądając na inkubator z Alessią;
dziadek zawahał się. – Proszę. Nic nie pójdzie źle – zapewniłam, bo sama bałam
się odpinać małą od całego tego medycznego sprzętu. Bałam się, ze coś jej
zrobię – że coś jej złamię albo nadwyrężę.
Nawet jeśli
Carlisle nadal się wahał, ostatecznie postanowił mi zaufać, Alessia więc po
kilku minutach znalazła się bezpiecznie w moich objęciach. Kiedy wzięłam
ją na ręce, kolejny raz uderzyła mnie jej kruchość – była tak delikatna, że
miałam wrażenie, że jakikolwiek mój bardziej gwałtowny ruch sprawi, że moja
córeczka rozpadnie się na kawałki. Zapragnęłam jednak przekazać
odpowiedzialność Gabrielowi, ale nie zdecydowałam się na to, czułam bowiem, że
to ja powinnam jej pomóc.
– Jestem! –
Gabriel w końcu wrócił do pokoju, obracając w palcach srebrny nożyk,
który natychmiast rozpoznałam. Podeszłam do swojego łóżka i usiadłam na
nim, bałam się bowiem przytrzymać Alessię jedynie jedną ręką; drugą musiałam
podać Gabrielowi. – Mam cię znieczulić, czy...? – zaczął, zatrzymując ostrze
zaledwie milimetr od zgięcia mojego nadgarstka.
– Och, nie
ma czasu! – zdenerwowałam się, nie dając mu okazji, żeby przejął na siebie ból,
który miałam poczuć. Nie zamierzałam też czekać aż Carlisle spróbuje
zaproponować morfinę albo jakiś środek przeciwbólowy. Czas był istotny, tym
bardziej, że Alessia była poza bezpiecznym inkubatorem. – Po prostu to zrób – ponagliłam
ukochanego.
Wzniósł
oczy ku niebu, ale nie zaprotestował; zrobił niewielkie cięcie tak szybko, że
na początku nawet nie poczułam bólu, zaraz jednak ranka zaczęła pulsować, a na
linii rozcięcia pojawiła się krew. Zauważyłam, że Gabriel na moment zapatrzył
się na rubinowe krople i uśmiechnęłam się do niego. Dzisiaj
nie dla ciebie, przesłałam mu nieco figlarną myśl, po czym skupiłam się na
tym, żeby wypełnić energią swoją krew.
Musiałam
działać szybko, moc bowiem zaraz zaczęła leczniczo działać na rozcięcie i krew
zaczęła powoli krzepnąć. Pośpiesznie, starając się jednak nie tracić
koncentracji, podsunęłam rozcięcie do usteczek Alessi, wpatrując się w córeczkę
wyczekująco i niemal modląc się w duchu o to, żebym się nie
pomyliła. No
pij, skarbie. Proszę, pij..., myślałam spanikowana.
Alessia
była w takim stanie, że czasami sama nie byłam pewna czy śpi, czy jest
przytomna. Byłoby jednak dziwne, gdyby nie obudziły jej nasze głosy, a nawet
jeśli, musiała zauważyć, że trzyma ją ktoś, kogo aura przypominała światło
latarni morskiej. Chociaż przez moment nic się nie stało i zaczynałam być
coraz bliższa paniki, w końcu drobne powieki zatrzepotały i ciemnie
oczy małej nieco nieprzytomnie rozejrzały się dookoła.
A potem
zatrzymały się na moim nadgarstku.
Omal nie
popłakałam się z ulgi, kiedy mała pociągnęła noskiem, zaintrygowana
zapachem krwi w powietrzu. Jednocześnie poczułam, że jakoś udało jej się
wykrzesać z siebie odrobinę energii i zaczęła rozkoszować się
blaskiem mojej aury. Chciałam, żeby w końcu zaczęła pić, ale ona wciąż się
wahała; w końcu jej oczka zatrzymały się na mojej twarzy, zdradzając
zagubienie, słabość i strach. Czuła, że czegoś potrzebuje, ale nie
wiedziała czego i miała wątpliwości, czy może to sobie wziąć, skoro
należało do mnie – po prostu szukała przyzwolenia.
– Tak,
skarbie. To dla ciebie – zapewniłam ją, przyciskając rękę nieco bliżej; moja
skóra otarła się o wargi małej, zostawiając na nich kilka kropelek
życiodajnego płynu, dodatkowo wypełnionego mocą.
Alessia
zamarła, a potem wysunęła języczek i z zaskoczeniem oblizała
wargi. Jej oczka rozszerzyły się, a ja mogłam sobie dokładnie wyobrazić,
co musiała w tym momencie poczuć – prawdziwą eksplozję słodyczy, a także
siłę, którą emitowała krew. Sama doświadczyłam czegoś podobnego, kiedy Gabriel
pierwszy raz dał mi się z siebie napić, wiedziałam więc, że teraz już
będzie dobrze – że nawet gdyby chciała, Ali była zbyt wyczerpana, żeby dłużej
się wahać.
Jakby w odpowiedzi
na moje myśli, w końcu przycisnęła wargi do mojego nadgarstka. Ranka już
prawie całkiem się zasklepiła, dlatego wcale nie zdziwiło mnie, kiedy poczułam
krótkie cięcie drobnych ząbków, które przebiły skórę, żeby dostać się do żyły.
Alessia zaczęła pić, a ja po prostu siedziałam, trzęsąc się na całym ciele
z ulgi; dopiero kiedy poczułam ciepłe palce Gabriela na policzkach,
uświadomiłam sobie, że nie powstrzymałam łez.
Udało
się..., usłyszałam w swoim umyśle radosny głos najważniejszej osoby w mojej
egzystencji. Spojrzałam prosto w oczy Gabriela, nie mogąc uwierzyć w to,
że naprawdę zgadłam. Alessia piła, coraz bardziej łapczywie, a po kilku
minutach już nie skupiała się na mocy; teraz pragnęła już po prostu krwi.
Jeszcze
przez kilka minut trwaliśmy w ciszy. Czułam na sobie spojrzenia Carlisle'a
i Gabriela, sama jednak wpatrywałam się jedynie w moją małą córeczkę,
której policzki w końcu nabrały rumieńców. Słyszałam, że małe serduszko
bije coraz bardziej miarowo i nareszcie przestałam się bać, że nagle znów
się zatrzyma, a ja nie będę wiedziała co zrobić, żeby Alessi pomóc.
Dziadek i Gabriel
zaczęli cicho rozmawiać na temat małej i tego, co właściwie się działo.
Gabriel nie potrafił wyjaśnić, dlaczego wcześniej się nie zorientował – sam
zaczął odczuwać tego rodzaju pragnienie dopiero odkrywszy swoje moce, czyli
mając jakieś pięć lat. Ostatecznie doszedł do wniosku, że to dlatego, że
Alessia podróżowała w snach już teraz i wielokrotnie pokazywała mi
się, kiedy jeszcze byłam w ciąży – osłabiło ją to, bo nie potrafiła
jeszcze pobierać energii.
Wychodziło
też na to, że diagnoza Carlisle'a, jeśli chodziło o to, że Damien mógł
żerować na siostrze, była błędna. Mała już wtedy była osłabiona, chociaż nie aż
tak bardzo, skoro często wykorzystywałam moc, tym samym odrobinkę ją
wzmacniając. Tak czy inaczej, powody jej stanu nie były już dla mnie istotne,
skoro wszystko wracały do normy.
– Wystarczy,
Nessie – odezwał się w końcu łagodnym tonem Carlisle, kucając przy mnie. –
Spróbujemy teraz dać jej krwi z butelki, dobrze? – zaproponował. – Chciałbym
ją jeszcze dla pewności obejrzeć, poza tym na noc musi wrócić jeszcze do
inkubatora, ale jeśli jej się nie pogorszy, jutro już się tego pozbędziemy.
Ucieszyłam
się, słysząc jego słowa; skinęłam głową, po czym bardzo niechętnie odsunęłam
Alessię od swojego nadgarstka. Jęknęła cichutko, ale – o dziwo – nie
zaprotestowała, jakby wszystko rozumiejąc. Poczułam się nieco dziwnie, kiedy po
tylu minutach bezruchu podałam Carlisle'owi córeczkę i zostałam z pustymi
ramionami, zaraz jednak znalazłam się w objęciach Gabriela, więc przestało
mi to ciążyć.
Gabriel
spojrzał mi w oczy.
– Coraz
bardziej mnie zaskakujesz – przyznał czule, ujmując mnie za rękę. Przysunął
sobie mój nadgarstek do ust, by złożyć na nim delikatny pocałunek; zaraz po tym
przejechał językiem po rance. Poczułam przepływ mocy, kiedy ostatecznie
zasklepił rozcięcie, żeby zatrzymać upływ krwi. – Chcesz zejść na dół? Powinnaś
coś zjeść, poza tym Damien z pewnością stęsknił się za swoją pełną życia
mamą – stwierdził z pogodnym uśmiechem.
Tym razem
energicznie pokiwałam głową; poprawa stanu Alessi zadziałała na mnie jak napój
energetyzujący – chociaż zmęczona utratą krwi, czułam się lepiej niż
kiedykolwiek wcześniej.
Alessia wracała do siebie
równie szybko, co ja po porodzie. Wiedzieliśmy, czego jej potrzeba, dla
pewności więc jeszcze raz dostarczyliśmy jej energii – tym razem to Isabeau
zgłosiła się jako dawca, Gabriel bowiem nie pozwolił mi powtórzyć czegoś tak
wyczerpującego w tak krótkim czasie po pierwszej próbie. Aż miło było
patrzeć, jak mała nabiera sił; tydzień później zupełnie nie było po niej widać,
że przeszła przez tak ciężki okres.
Carlisle
był zafascynowany, bo w końcu mógł na własne oczy przekonać się, jak
szybko rozwijają się pół-wampiry. Tydzień po porodzie moje skarby wyglądały na
przynajmniej trzy miesiące, były zresztą przy tym zdecydowanie bardziej
inteligentne niż normalne dzieci w tym okresie. Teraz rozumiałam obawy
bliskich, którzy nie wiedzieli, czy w którymś momencie ten szybko rozwój
się zatrzyma – Alessia i Damien rośli w oczach, ja zaś miałam
wrażenie, jakby czas uciekał mi między palcami. Oczywiście, miałam mieć mnóstwo
czasu, żeby się nimi nacieszyć, ale i tak obawiałam się, że prędzej czy
później po prostu stanę się zbędna, bo one dorosną.
Kolejne dni
mijały spokojnie. Nie byłam pewna czy to dobrze, czy nie, ale nie mieliśmy
żadnych oznak tego, że telepaci wciąż coś przeciwko nam planują. Zaczynałam
nawet zapominać o tym, że wcześniej nawet głupi wypad do lasu mógł być
niebezpieczny – zbyt wiele czasu poświęcałam dzieciom i Gabrielowi, nie
chcąc stracić nawet sekundy z ich życia.
Gabriel
dotrzymał obietnicy i dostarczył Quileutom moją odpowiedź, jeśli chodzi o Shelby
– wybaczyłam jej. Brak odzewu i wizyt Jacoba nieco mnie niepokoił, ale
potrafiłam zrozumieć, że patrzenie na rodzinne szczęście moje, Gabriela i dzieci
byłoby dla niego ciężkie, skoro mnie kochał. Nie miałam pojęcia, czy nasze
relacje kiedykolwiek się unormują, ale byłam dobrej myśli.
Najbardziej
zaskakiwała mnie Isabeau, która całkowicie straciła dla bliźniaków głowę;
najbardziej była przywiązana do Alessi, ze wzajemnością swoją drogą, bo mała
najwyraźniej uwielbiała swoją ciotkę. Kiedy miałam wątpliwości, gdzie też
podziała się moja córeczka, oczywiste było, że prawdopodobnie przebywa w towarzystwie
Beau, słuchając jej śpiewu albo opowieści, których mnie chyba nie miało być
dane poznać, nawet gdyby Ali potrafiła mówić – to były ich tajemnice, co Beau
jasno dała mi do zrozumienia.
Tak minęły
prawie trzy tygodnie. Czułam się jak we śnie, nagle po prostu mając wszystko,
czego tak bardzo pragnęłam. Alessia i Damien coraz bardziej nas
zaskakiwali – chociażby tym, że wyglądając już na jakieś pół roku, zaczęli
próbować składać pierwsze zdania. Podobnie jak w moim przypadku, ta
umiejętność pojawiła się nagle, a zaczęło się od jednego, prostego zdania.
Siedzieliśmy
akurat w salonie. Edward przygrywał nam na pianinie, Esme zaś rozmawiała z Carlisle'em,
który dopiero co wrócił z pracy. Siedziałam na kolanach Gabriela,
pozwalając mu bawić się swoimi włosami i jedynie mimochodem słuchając
tego, co o jednej ze swoich pacjentek mówił dziadek; skupiałam się przede
wszystkim na siedzących na dywanie bliźniętach, które niestety już opanowały
zdolność raczkowania, więc trzeba było ich non stop pilnować.
Damiena
było zająć łatwo – wystarczyło, że dałam mu swój telefon komórkowy; bateria już
dawno się wyładowała, nie miałam zresztą z niego żadnego użytku, a mojemu
synkowi najwyraźniej bardzo podobało się rozkładanie komórki na części pierwsze
i próbowanie złożenia jej z powrotem.
Alessia
jednak to była inna sprawa – mała łaknęła uwagi, której jej brat jak na razie
nie zamierzał jej poświęcić. Uśmiechnęłam się rozbawiona, widząc jej urażoną
minkę, kiedy odwróciła się od niego i poraczkowała w stronę Esme.
Naturalnie, nikt nie nauczył naszej księżniczki cierpliwości, dlatego babcia
natychmiast porwała małą na ręce, kiedy tylko ta znalazła się przy niej.
– Co,
skarbie? – zapytała ją czule.
Alessia
zastanowiła się.
– Gdzie
jest Isa? – zapytała melodyjnym głosikiem; dopiero po chwili do nas dotarło, że
dziewczynka właśnie wypowiedziała swoje pierwsze słowa i wszyscy po prostu
zmartwieliśmy, zaskoczeni. – No gdzie? – powtórzyła zniecierpliwiona Alessia,
chyba właściwie nie rozumiejąc, dlaczego zamiast jej odpowiedzieć, patrzyliśmy
się na nią w osłupieniu.
– Wyszła – padła
odpowiedź, a wraz z nią kolejny szok; Damien nawet nie zwrócił na to
uwagi – po prostu wzruszył ramionkami, po czym wrócił do zabawy moją komórką.
– Beau
poszła zapolować... – potaknął Gabriel; jako pierwszy zdołał wziąć się w garść.
– Kto jest głodny? – zapytał nagle i zsunąwszy mnie sobie z kolan,
podszedł i porwał na ręce rozochoconą Alessię.
Oboje
zniknęli w kuchni, wciąż jednak byłam zbyt oszołomiona, żeby zacząć
normalnie funkcjonować. Oczywiście, byłam dumna zarówno z Alessi, jaki z Damiena,
ale nagle usłyszeć ich głosy, to było dla mnie po prostu zbyt wiele jak na
jeden raz. Byłam jednocześnie zachwycona i oszołomiona – nie ja jedna,
swoją drogą, bo Edward i Carlisle natychmiast zaczęli dyskutować na temat
tego, jak niezwykłe było tempo, w jakim rozwijały się pół-wampiry.
– Jeśli tak
dalej będzie, moment w którym nauczą się chodzić, będzie zaledwie kwestią
czasu – stwierdził pogodnie dziadek, a potem skupił się na moim synku. – Damien...
– dodał, postanawiając przekonać się, czy mały będzie w stanie powiedzieć
mu coś więcej.
Rozważałam
właśnie, czy powinnam dołączyć do Alessi i Gabriela w kuchni, czy
może podobnie jak Carlisle pozachwycać się Damienem, w tym samym jednak
momencie doszedł mnie leśny zapach zmiennokształtnych. Poderwałam się z miejsca
i podbiegłam do okna, po czym z uśmiechem na twarzy obejrzałam się na
bliskich.
– Chyba
będziemy mieli gości...
O, w końcu się przeniosłaś. Naprawdę się cieszę, nie będę miała problemów z komentowaniem ^^
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny, swoją drogą, myślałam, że Alessia będzie tego potrzebowała od czasu, gdy pojawiała się w snach Nessie ;)
Jestem ciekawa, co to będą za goście (chociaż jestem przekonana, że to będą zmiennokształtni, bo kto by ich tam odwiedzał?). Mam nadzieje, że będzie ciekawie ^^
Jeżeli będziesz potrzebowała jakichś stron dotyczących możliwości blospotu(/blogspota, nigdy nie wiem, jak to się odmienia), to ja mogę coś pomóc. Nie chcę się narzucać, ani nic, no ale mogę posłużyć pomocą ^^
Pozdrawiam serdecznie,
Aseiva/Aviesaline.
O, tak. Nie mogłam znieść bezdusznych szablonów, "nowego, lepszego" blog.onet. Poza tym blogspot od dawna mnie nęcił i jak na razie jestem zadowolona. Radzę sobie - html, mój kochany html <3 - chociaż wciąż nie wiem, jak zablokować tło, żeby nie przesuwało się przy zmniejszaniu strony. Trafiłaś może na coś takiego?
UsuńDziękuję ślicznie na komentarz. Długo wahałam się, czy powinnam się przenosić, ale teraz widzę, że warto. Nowy rozdział wkrótce - jutro, jeśli mi się uda.
Swoją drogą, do końca tej księgi zostało ich zaledwie pięć...