16 stycznia 2013

Sto czterdzieści pięć

Renesmee
– Renesmee? Nessie?
Słyszałam głos Gabriela, ale nie potrafiłam się na nim skupić, wciąż Wpatrzona w bladą twarzyczkę Alessi. Jak mogłam się wcześniej nie zorientować?, pytałam samą siebie, czując, jak do mojego serca powoli wraca nadzieja.
– Dobrze się czujesz, moje kochanie? – dopytywał coraz bardziej zaniepokojony brakiem odpowiedzi Gabriel. Mocniej przygarnął mnie do siebie i zaraz dla pewności sprawdził, czy nie mam gorączki. – Mam zawołać twojego dziadka?
Dopiero wtedy zareagowałam, bo jego pytanie uświadomiło mi, że powinnam natychmiast zacząć działać, zamiast wciąż stać i napawać się zwycięstwem. Jeszcze nie było po wszystkim.
– Tak – oświadczyłam zdecydowanym tonem.
Spojrzał na mnie zaniepokojony, po chwili jednak zawołał Carlisle'a. Doktor naturalnie był w domu, zaraz też znalazł się przy nas, zaniepokojony; spodziewał się jakiegoś problemu z Alessią albo ewentualnie ze mną, ale przecież chodziło o coś zupełnie innego.
– Co się stało? – zapytał, machinalnie sprawdzając wyniki na monitorach urządzeń, które kontrolowały stan małej.
Gabriel jedynie rozłożył ręce, rozdrażniony. „Jej się pytaj” – zdawało się mówić wymowne spojrzenie, które rzucił w moją stronę. Był już nie tyle zaniepokojony, ale głownie rozdrażniony, wciąż jednak zachowywał się wobec mnie w porządku, bo nie próbował wnikać w mój umysł.
– Wiem – oświadczyłam tryumfalnie, chcąc w końcu im wszystko wyjaśnić, ale sądząc po ich pytających spojrzeniach, teraz już nic nie rozumieli. Byłam zbyt szczęśliwa, żeby się tym przejąć. – Och, Gabrielu, wiem! – powtórzyłam i pod wpływem nagłego impulsu, po prostu chwyciłam ukochanego za ręce i zerwawszy się z miejsce, pociągnęłam go do jakiegoś szalonego walca, który był zaledwie marną parodią tańca do ktorego poprowadził mnie na balu w Volterze.
– Nie bardzo rozumiem… – wyznał i na moment musiał się zapomnieć, porażony bijącym ode mnie entuzjazmem, bo przejął kontrolę i za jego sprawą wykonałem wdzięczny piruet.
– Ale ja jestem taka szczęśliwa… – westchnęłam i zamarłam, bo wraz z kolejnym obrotem wylądowałam w jego ramionach, tak blisko jego ust o szyi, że ledwo mogłam się powstrzymać, żeby przypadkiem tego nie wykorzystać; gdybym go ugryzła albo pocałowała, miałby jeszcze lepszy wgląd w moje emocje…
– To akurat widzę. Jak radosna rusałka w środku lata – stwierdził. – Nie żeby twoja radość mi się nie udzielała, ale… – Urwał wymownie, zerkając przy tym w stronę Carlisle'a, żeby przypomnieć mi, że miałam im coś wytłumaczyć.
Niechętnie powstrzymałam się od tego, by pociągnąć ukochanego do dalszego tańca albo go pocałować. Racja, trzeba było przejść do rzeczy – cieszyć się mogłam, kiedy Alessia już będzie cała.
– Byliśmy tacy głupi… – westchnęłam, teraz czując się fatalnie z tym, że się nie domyśliłam. – Gabrielu, pamiętasz, co powiedziałam? Że jest podobna do ciebie! – powiedziałam z zapałem. – Nie tylko z wyglądu.
Tylko patrzył się na mnie, coraz bardziej zaniepokojony. Nie rozumiał, co zaczynało mnie irytować. Carlisle'a to nie dotyczyło, więc nie wpadł, co jest Alessi, ale Gabriel?
– Nie obraź się, ale jeśli zaraz mi tego nie wyjaśnisz, pierwszy raz złamię przysięgę i bez twojej zgody wniknę w twoje myśli – zagroził.
– Dobrze, już dobrze – zniecierpliwiłam się. – Gabrielu, powiedz mi, jest coś potężniejszego niż głód krwi? – zapytałam, podskakując nerwowo w miejscu; musiał siłą usadzić mnie na krześle i wymieniwszy z Carlisle'm zaniepokojone spojrzenia, odpowiedział:
– Oczywiście pomijając hipotetyczną sytuację, w której będąc na skraju śmieci wolałbym cię pocałować, niż napić się krwi? – zapytał uprzejmym tonem.
– Gabriel! – niemalże warknęłam, chociaż być może zasłużyłam sobie na to, tak długo trzymając ich w niepewności.
– Lepiej będzie, jeśli oboje spróbujecie się uspokoić – odezwał się cicho Carlisle, niespokojnie spoglądając na śpiącą Alessię. Momentalnie oboje się zamknęliśmy, bo faktycznie mogliśmy przypadkiem obudzić córkę. – Nessie, powiedz nam teraz, co takiego wymyśliłaś – zwrócił się do mnie doktor, postanawiając przejąć kontrolę nad sytuacją.
– Chyba wiem, co jest małej, dziadku, ale najpierw Gabriel musi mi odpowiedzieć – wyjaśniłam, ledwo utrzymując ton głosu na poziomie szeptu.
Tym razem spojrzeli na mnie, jakby widzieli mnie po raz pierwszy. Obaj wydawali się podchodzić do mojego wyznania z rezerwą, żeby nie robić dobie nadziei, ale i tak zauważyłam, że się ożywili. Wszyscy chcieliśmy wierzyć, że jest jakieś rozwiązanie, znęcanie czekaniem i ciągłym strachem, że tym razem serce małej zatrzyma się na dobre.
– Nie wiem właściwie, co mam ci powiedzieć. Pragnienie krwi u nowo narodzinych przysłania przecież nawet pożądanie, więc raczej nie ma niczego, co byłoby bardziej niezbędne – przyznał. – Chyba że… – dodał, a potem zamarł i wiedziałam już, że w końcu zaczął narażać za moim tokiem rozumowania.
– To twoja córka, w każdym calu – powiedziałam cicho, jakby to miało wyjaśnić wszystko; ale czego więcej trzeba, żeby podkreślić, że Ali jest niezwykła?
– A niech to diabli – zaklął, ale w jego głosie słuchać było podekscytowany. – Jak ja mogłem… A niech to diabli – powtórzył i po prostu porwał mnie na ręce, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– Gabrielu Licavoli, przestań przeklinać przy dziecku – naskoczyłam na niego, ale nawet gdybym chciała, nie byłabym w stanie się zdenerwować. – I w tej chwili mnie postaw. Musimy spróbować – przypomniałam mu.
– Tak, oczywiście – zreflektował się, stawiając mnie na podłodze. – Ty czy ja? Swoją drogą, jak najlepiej będzie to zrobić? – zapytał z zaangażowaniem; gdyby było trzeba, w tym momencie pewnie rozerwałby sobie żyły.
– Oczywiście, że ja – obruszyłam się. – Nie wiem, może tak jak wtedy, kiedy karmiłam ciebie? Wypełnię nią żyły – zadecydowałam. – Ale ona mnie sama nie ugryzie.
To nie był dla niego większy problem.
– Najwyżej robisz małe nacięcie na nadgarstku. Albo lepiej ja to zrobię, bo z twoim talentem, prędzej odetniesz sobie dłoń, niż upuścisz krw – stwierdził z nieco złośliwym uśmiechem. – Na pewno czujesz się już na tyle silna, żeby... – zaczął i urwał, bo uwolniłam swoją aurę; wiedziałam, że mężczyźni z natury nie widzieli tych bajecznych kolorów, które otaczały każdą żywą istotę (wampiry też, chociaż było to tak słabe światło, że bardziej je wyczuwałam niż widziałam), w tym momencie jednak otaczająca mnie poświata była tak silna, że chyba nawet Gabriel musiał ją jednak dostrzec.
Gabriel bez słowa wypadł z pokoju i byłam niemal pewna, że poszedł poszukać czegoś, czym mogłabym się bezpiecznie zająć. Powoli odwróciłam się w stronę inkubatora i nieco się speszyłam, napotykając spojrzenie Carlisle'a, który wpatrywał się we mnie tak, jakby zaczął się zastanawiać nad moim zdrowiem psychicznym. Gabriel zrozumiał, że Alessia po prostu potrzebuje energii – energii, którą on sam przecież musiał dostarczać z zewnątrz – dziadek jednak chyba nie do końca nadążał za naszym tokiem rozumowania, a nawet jeśli, raczej ciężko było, żeby nie był zaniepokojony tym, że zamierzałam się z premedytacją ranić.
– To się uda – usprawiedliwiłam się cicho. – W zwykłej krwi tego nie znajdzie. A ja spróbuję, chociażbym miała poprosić Gabriela, żeby rozerwał mi gardło. To w tym momencie bez różnicy.
– Nessie... – westchnął jedynie, ale coś w mojej postawie musiało dać mu do zrozumienia, że kłócenie się ze mną nie ma w tym momencie najmniejszego sensu. Poza tym on też chciał dobra Alessi. – Dalej nie jestem pewien, co zamierzacie z Gabrielem zrobić... – przyznał.
– Nie ma czasu. Trzeba ją stamtąd wyjąć – ucięłam, spoglądając na inkubator z Alessią; dziadek zawahał się. – Proszę. Nic nie pójdzie źle – zapewniłam, bo sama bałam się odpinać małą od całego tego medycznego sprzętu. Bałam się, ze coś jej zrobię – że coś jej złamię albo nadwyrężę.
Nawet jeśli Carlisle nadal się wahał, ostatecznie postanowił mi zaufać, Alessia więc po kilku minutach znalazła się bezpiecznie w moich objęciach. Kiedy wzięłam ją na ręce, kolejny raz uderzyła mnie jej kruchość – była tak delikatna, że miałam wrażenie, że jakikolwiek mój bardziej gwałtowny ruch sprawi, że moja córeczka rozpadnie się na kawałki. Zapragnęłam jednak przekazać odpowiedzialność Gabrielowi, ale nie zdecydowałam się na to, czułam bowiem, że to ja powinnam jej pomóc.
– Jestem! – Gabriel w końcu wrócił do pokoju, obracając w palcach srebrny nożyk, który natychmiast rozpoznałam. Podeszłam do swojego łóżka i usiadłam na nim, bałam się bowiem przytrzymać Alessię jedynie jedną ręką; drugą musiałam podać Gabrielowi. – Mam cię znieczulić, czy...? – zaczął, zatrzymując ostrze zaledwie milimetr od zgięcia mojego nadgarstka.
– Och, nie ma czasu! – zdenerwowałam się, nie dając mu okazji, żeby przejął na siebie ból, który miałam poczuć. Nie zamierzałam też czekać aż Carlisle spróbuje zaproponować morfinę albo jakiś środek przeciwbólowy. Czas był istotny, tym bardziej, że Alessia była poza bezpiecznym inkubatorem. – Po prostu to zrób – ponagliłam ukochanego.
Wzniósł oczy ku niebu, ale nie zaprotestował; zrobił niewielkie cięcie tak szybko, że na początku nawet nie poczułam bólu, zaraz jednak ranka zaczęła pulsować, a na linii rozcięcia pojawiła się krew. Zauważyłam, że Gabriel na moment zapatrzył się na rubinowe krople i uśmiechnęłam się do niego. Dzisiaj nie dla ciebie, przesłałam mu nieco figlarną myśl, po czym skupiłam się na tym, żeby wypełnić energią swoją krew.
Musiałam działać szybko, moc bowiem zaraz zaczęła leczniczo działać na rozcięcie i krew zaczęła powoli krzepnąć. Pośpiesznie, starając się jednak nie tracić koncentracji, podsunęłam rozcięcie do usteczek Alessi, wpatrując się w córeczkę wyczekująco i niemal modląc się w duchu o to, żebym się nie pomyliła. No pij, skarbie. Proszę, pij..., myślałam spanikowana.
Alessia była w takim stanie, że czasami sama nie byłam pewna czy śpi, czy jest przytomna. Byłoby jednak dziwne, gdyby nie obudziły jej nasze głosy, a nawet jeśli, musiała zauważyć, że trzyma ją ktoś, kogo aura przypominała światło latarni morskiej. Chociaż przez moment nic się nie stało i zaczynałam być coraz bliższa paniki, w końcu drobne powieki zatrzepotały i ciemnie oczy małej nieco nieprzytomnie rozejrzały się dookoła.
A potem zatrzymały się na moim nadgarstku.
Omal nie popłakałam się z ulgi, kiedy mała pociągnęła noskiem, zaintrygowana zapachem krwi w powietrzu. Jednocześnie poczułam, że jakoś udało jej się wykrzesać z siebie odrobinę energii i zaczęła rozkoszować się blaskiem mojej aury. Chciałam, żeby w końcu zaczęła pić, ale ona wciąż się wahała; w końcu jej oczka zatrzymały się na mojej twarzy, zdradzając zagubienie, słabość i strach. Czuła, że czegoś potrzebuje, ale nie wiedziała czego i miała wątpliwości, czy może to sobie wziąć, skoro należało do mnie – po prostu szukała przyzwolenia.
– Tak, skarbie. To dla ciebie – zapewniłam ją, przyciskając rękę nieco bliżej; moja skóra otarła się o wargi małej, zostawiając na nich kilka kropelek życiodajnego płynu, dodatkowo wypełnionego mocą.
Alessia zamarła, a potem wysunęła języczek i z zaskoczeniem oblizała wargi. Jej oczka rozszerzyły się, a ja mogłam sobie dokładnie wyobrazić, co musiała w tym momencie poczuć – prawdziwą eksplozję słodyczy, a także siłę, którą emitowała krew. Sama doświadczyłam czegoś podobnego, kiedy Gabriel pierwszy raz dał mi się z siebie napić, wiedziałam więc, że teraz już będzie dobrze – że nawet gdyby chciała, Ali była zbyt wyczerpana, żeby dłużej się wahać.
Jakby w odpowiedzi na moje myśli, w końcu przycisnęła wargi do mojego nadgarstka. Ranka już prawie całkiem się zasklepiła, dlatego wcale nie zdziwiło mnie, kiedy poczułam krótkie cięcie drobnych ząbków, które przebiły skórę, żeby dostać się do żyły. Alessia zaczęła pić, a ja po prostu siedziałam, trzęsąc się na całym ciele z ulgi; dopiero kiedy poczułam ciepłe palce Gabriela na policzkach, uświadomiłam sobie, że nie powstrzymałam łez.
Udało się..., usłyszałam w swoim umyśle radosny głos najważniejszej osoby w mojej egzystencji. Spojrzałam prosto w oczy Gabriela, nie mogąc uwierzyć w to, że naprawdę zgadłam. Alessia piła, coraz bardziej łapczywie, a po kilku minutach już nie skupiała się na mocy; teraz pragnęła już po prostu krwi.
Jeszcze przez kilka minut trwaliśmy w ciszy. Czułam na sobie spojrzenia Carlisle'a i Gabriela, sama jednak wpatrywałam się jedynie w moją małą córeczkę, której policzki w końcu nabrały rumieńców. Słyszałam, że małe serduszko bije coraz bardziej miarowo i nareszcie przestałam się bać, że nagle znów się zatrzyma, a ja nie będę wiedziała co zrobić, żeby Alessi pomóc.
Dziadek i Gabriel zaczęli cicho rozmawiać na temat małej i tego, co właściwie się działo. Gabriel nie potrafił wyjaśnić, dlaczego wcześniej się nie zorientował – sam zaczął odczuwać tego rodzaju pragnienie dopiero odkrywszy swoje moce, czyli mając jakieś pięć lat. Ostatecznie doszedł do wniosku, że to dlatego, że Alessia podróżowała w snach już teraz i wielokrotnie pokazywała mi się, kiedy jeszcze byłam w ciąży – osłabiło ją to, bo nie potrafiła jeszcze pobierać energii.
Wychodziło też na to, że diagnoza Carlisle'a, jeśli chodziło o to, że Damien mógł żerować na siostrze, była błędna. Mała już wtedy była osłabiona, chociaż nie aż tak bardzo, skoro często wykorzystywałam moc, tym samym odrobinkę ją wzmacniając. Tak czy inaczej, powody jej stanu nie były już dla mnie istotne, skoro wszystko wracały do normy.
– Wystarczy, Nessie – odezwał się w końcu łagodnym tonem Carlisle, kucając przy mnie. – Spróbujemy teraz dać jej krwi z butelki, dobrze? – zaproponował. – Chciałbym ją jeszcze dla pewności obejrzeć, poza tym na noc musi wrócić jeszcze do inkubatora, ale jeśli jej się nie pogorszy, jutro już się tego pozbędziemy.
Ucieszyłam się, słysząc jego słowa; skinęłam głową, po czym bardzo niechętnie odsunęłam Alessię od swojego nadgarstka. Jęknęła cichutko, ale – o dziwo – nie zaprotestowała, jakby wszystko rozumiejąc. Poczułam się nieco dziwnie, kiedy po tylu minutach bezruchu podałam Carlisle'owi córeczkę i zostałam z pustymi ramionami, zaraz jednak znalazłam się w objęciach Gabriela, więc przestało mi to ciążyć.
Gabriel spojrzał mi w oczy.
– Coraz bardziej mnie zaskakujesz – przyznał czule, ujmując mnie za rękę. Przysunął sobie mój nadgarstek do ust, by złożyć na nim delikatny pocałunek; zaraz po tym przejechał językiem po rance. Poczułam przepływ mocy, kiedy ostatecznie zasklepił rozcięcie, żeby zatrzymać upływ krwi. – Chcesz zejść na dół? Powinnaś coś zjeść, poza tym Damien z pewnością stęsknił się za swoją pełną życia mamą – stwierdził z pogodnym uśmiechem.
Tym razem energicznie pokiwałam głową; poprawa stanu Alessi zadziałała na mnie jak napój energetyzujący – chociaż zmęczona utratą krwi, czułam się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.

Alessia wracała do siebie równie szybko, co ja po porodzie. Wiedzieliśmy, czego jej potrzeba, dla pewności więc jeszcze raz dostarczyliśmy jej energii – tym razem to Isabeau zgłosiła się jako dawca, Gabriel bowiem nie pozwolił mi powtórzyć czegoś tak wyczerpującego w tak krótkim czasie po pierwszej próbie. Aż miło było patrzeć, jak mała nabiera sił; tydzień później zupełnie nie było po niej widać, że przeszła przez tak ciężki okres.
Carlisle był zafascynowany, bo w końcu mógł na własne oczy przekonać się, jak szybko rozwijają się pół-wampiry. Tydzień po porodzie moje skarby wyglądały na przynajmniej trzy miesiące, były zresztą przy tym zdecydowanie bardziej inteligentne niż normalne dzieci w tym okresie. Teraz rozumiałam obawy bliskich, którzy nie wiedzieli, czy w którymś momencie ten szybko rozwój się zatrzyma – Alessia i Damien rośli w oczach, ja zaś miałam wrażenie, jakby czas uciekał mi między palcami. Oczywiście, miałam mieć mnóstwo czasu, żeby się nimi nacieszyć, ale i tak obawiałam się, że prędzej czy później po prostu stanę się zbędna, bo one dorosną.
Kolejne dni mijały spokojnie. Nie byłam pewna czy to dobrze, czy nie, ale nie mieliśmy żadnych oznak tego, że telepaci wciąż coś przeciwko nam planują. Zaczynałam nawet zapominać o tym, że wcześniej nawet głupi wypad do lasu mógł być niebezpieczny – zbyt wiele czasu poświęcałam dzieciom i Gabrielowi, nie chcąc stracić nawet sekundy z ich życia.
Gabriel dotrzymał obietnicy i dostarczył Quileutom moją odpowiedź, jeśli chodzi o Shelby – wybaczyłam jej. Brak odzewu i wizyt Jacoba nieco mnie niepokoił, ale potrafiłam zrozumieć, że patrzenie na rodzinne szczęście moje, Gabriela i dzieci byłoby dla niego ciężkie, skoro mnie kochał. Nie miałam pojęcia, czy nasze relacje kiedykolwiek się unormują, ale byłam dobrej myśli.
Najbardziej zaskakiwała mnie Isabeau, która całkowicie straciła dla bliźniaków głowę; najbardziej była przywiązana do Alessi, ze wzajemnością swoją drogą, bo mała najwyraźniej uwielbiała swoją ciotkę. Kiedy miałam wątpliwości, gdzie też podziała się moja córeczka, oczywiste było, że prawdopodobnie przebywa w towarzystwie Beau, słuchając jej śpiewu albo opowieści, których mnie chyba nie miało być dane poznać, nawet gdyby Ali potrafiła mówić – to były ich tajemnice, co Beau jasno dała mi do zrozumienia.
Tak minęły prawie trzy tygodnie. Czułam się jak we śnie, nagle po prostu mając wszystko, czego tak bardzo pragnęłam. Alessia i Damien coraz bardziej nas zaskakiwali – chociażby tym, że wyglądając już na jakieś pół roku, zaczęli próbować składać pierwsze zdania. Podobnie jak w moim przypadku, ta umiejętność pojawiła się nagle, a zaczęło się od jednego, prostego zdania.
Siedzieliśmy akurat w salonie. Edward przygrywał nam na pianinie, Esme zaś rozmawiała z Carlisle'em, który dopiero co wrócił z pracy. Siedziałam na kolanach Gabriela, pozwalając mu bawić się swoimi włosami i jedynie mimochodem słuchając tego, co o jednej ze swoich pacjentek mówił dziadek; skupiałam się przede wszystkim na siedzących na dywanie bliźniętach, które niestety już opanowały zdolność raczkowania, więc trzeba było ich non stop pilnować.
Damiena było zająć łatwo – wystarczyło, że dałam mu swój telefon komórkowy; bateria już dawno się wyładowała, nie miałam zresztą z niego żadnego użytku, a mojemu synkowi najwyraźniej bardzo podobało się rozkładanie komórki na części pierwsze i próbowanie złożenia jej z powrotem.
Alessia jednak to była inna sprawa – mała łaknęła uwagi, której jej brat jak na razie nie zamierzał jej poświęcić. Uśmiechnęłam się rozbawiona, widząc jej urażoną minkę, kiedy odwróciła się od niego i poraczkowała w stronę Esme. Naturalnie, nikt nie nauczył naszej księżniczki cierpliwości, dlatego babcia natychmiast porwała małą na ręce, kiedy tylko ta znalazła się przy niej.
– Co, skarbie? – zapytała ją czule.
Alessia zastanowiła się.
– Gdzie jest Isa? – zapytała melodyjnym głosikiem; dopiero po chwili do nas dotarło, że dziewczynka właśnie wypowiedziała swoje pierwsze słowa i wszyscy po prostu zmartwieliśmy, zaskoczeni. – No gdzie? – powtórzyła zniecierpliwiona Alessia, chyba właściwie nie rozumiejąc, dlaczego zamiast jej odpowiedzieć, patrzyliśmy się na nią w osłupieniu.
– Wyszła – padła odpowiedź, a wraz z nią kolejny szok; Damien nawet nie zwrócił na to uwagi – po prostu wzruszył ramionkami, po czym wrócił do zabawy moją komórką.
– Beau poszła zapolować... – potaknął Gabriel; jako pierwszy zdołał wziąć się w garść. – Kto jest głodny? – zapytał nagle i zsunąwszy mnie sobie z kolan, podszedł i porwał na ręce rozochoconą Alessię.
Oboje zniknęli w kuchni, wciąż jednak byłam zbyt oszołomiona, żeby zacząć normalnie funkcjonować. Oczywiście, byłam dumna zarówno z Alessi, jaki z Damiena, ale nagle usłyszeć ich głosy, to było dla mnie po prostu zbyt wiele jak na jeden raz. Byłam jednocześnie zachwycona i oszołomiona – nie ja jedna, swoją drogą, bo Edward i Carlisle natychmiast zaczęli dyskutować na temat tego, jak niezwykłe było tempo, w jakim rozwijały się pół-wampiry.
– Jeśli tak dalej będzie, moment w którym nauczą się chodzić, będzie zaledwie kwestią czasu – stwierdził pogodnie dziadek, a potem skupił się na moim synku. – Damien... – dodał, postanawiając przekonać się, czy mały będzie w stanie powiedzieć mu coś więcej.
Rozważałam właśnie, czy powinnam dołączyć do Alessi i Gabriela w kuchni, czy może podobnie jak Carlisle pozachwycać się Damienem, w tym samym jednak momencie doszedł mnie leśny zapach zmiennokształtnych. Poderwałam się z miejsca i podbiegłam do okna, po czym z uśmiechem na twarzy obejrzałam się na bliskich.
– Chyba będziemy mieli gości...

2 komentarze:

  1. O, w końcu się przeniosłaś. Naprawdę się cieszę, nie będę miała problemów z komentowaniem ^^
    Rozdział jest świetny, swoją drogą, myślałam, że Alessia będzie tego potrzebowała od czasu, gdy pojawiała się w snach Nessie ;)
    Jestem ciekawa, co to będą za goście (chociaż jestem przekonana, że to będą zmiennokształtni, bo kto by ich tam odwiedzał?). Mam nadzieje, że będzie ciekawie ^^
    Jeżeli będziesz potrzebowała jakichś stron dotyczących możliwości blospotu(/blogspota, nigdy nie wiem, jak to się odmienia), to ja mogę coś pomóc. Nie chcę się narzucać, ani nic, no ale mogę posłużyć pomocą ^^
    Pozdrawiam serdecznie,
    Aseiva/Aviesaline.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tak. Nie mogłam znieść bezdusznych szablonów, "nowego, lepszego" blog.onet. Poza tym blogspot od dawna mnie nęcił i jak na razie jestem zadowolona. Radzę sobie - html, mój kochany html <3 - chociaż wciąż nie wiem, jak zablokować tło, żeby nie przesuwało się przy zmniejszaniu strony. Trafiłaś może na coś takiego?
      Dziękuję ślicznie na komentarz. Długo wahałam się, czy powinnam się przenosić, ale teraz widzę, że warto. Nowy rozdział wkrótce - jutro, jeśli mi się uda.
      Swoją drogą, do końca tej księgi zostało ich zaledwie pięć...

      Usuń









After We Fall
stories by Nessa