Renesmee
Uniosłam głowę, wbijając wzrok
w miejsce z którego dochodził dźwięk kroków. Być może zaczynałam być
przewrażliwiona, ale po prostu sama już nie wiedziałam, czego mogę się
spodziewać. Przynajmniej nie zaczęłam ostrzegawczo warczeć, bo byłabym z tego
powodu bardzo zażenowana, spomiędzy drzew bowiem wyszła Esme.
Uspokojona,
powoli wypuściłam powietrze z płuc. Swoją drogą, jakież to dziwne, że za
każdym razem, kiedy myślałam o tym, że potrzebuję mamy, wampirzyca zawsze
zjawiała się przy mnie. Nie zastanawiając się nad tym zbyt długo, po prostu
podbiegłam do niej i mocno się przytuliłam, byleby tylko poczuć się
bezpieczniej.
Przytuliła
mnie, nie pytając o nic. Właśnie to było w tym najlepsze, że nie
potrzebowała słów, żeby mnie zrozumieć. Nie chciała ode mnie żadnych wyjaśnień,
nie próbowała rozmawiać – po prostu była, za co bardzo chciałam jej podziękować.
W tym jednak momencie jednak nie potrafiłam znaleźć żadnego właściwego
sposobu, który pomógłby okazać mi wdzięczność, dlatego po prostu zamarłam w miejscu,
pozwalając żeby mnie obejmowała. To było jedynym, czego w tym momencie
potrzebowałam i Esme doskonale to wiedziała.
Nie byłam
pewna, czy minęła cała godzina, czy zaledwie kilka minut, ale w końcu
wyplątałam się z jej objęć. Czułam się lepiej i nagle zapragnęłam
podzielić się z nią wszystkimi swoimi obawami; potrzebowałam pocieszenia i zapewnień,
że faktycznie się mylę i jakoś sobie poradzę. Chociaż wiedziałam, że nikt
nigdy nie jest sam, w tym momencie jakoś nie potrafiłam w to
uwierzyć. Chociaż miała rodzinę, Gabriela i dzieci, nagle po prostu
poczułam się bezradna i osamotniona.
Nawet jeśli
zaskoczyłam Esme, nagle wykorzystując moc, żeby udostępnić jej swoje myśli i całkowicie
się przed nią otworzyć, nie dała nic po sobie poznać. Po prostu mocniej
przygarnęła mnie do siebie, wyraźnie wstrząśnięta tym, co przyszło mi do głowo,
nie przerwała jednak i pozwoliła, żebym pokazała jej wszystko do samego
końca. Dopiero kiedy się usunęłam, zrywając wytworzone połączenie, w końcu
zdecydowała się odezwać:
– Nessie,
przecież to normalne, że się boisz – zapewniła mnie cichym, kojącym głosem. – Może
faktycznie z twojej perspektywy wszystko dzieje się zbyt szybko, ale
powiedz mi, kochanie, czy kiedykolwiek byłabyś w pełni na to gotowa? – zapytała,
a ja musiałam przyznać, ze w tym momencie trafiła w sedno
sprawy.
Nie miałam
żadnego doświadczenia, bo do tej pory wychowywania byłam pod tym przysłowiowym
kloszem, dlatego chyba nawet mając i sto lat miałabym mnóstwo obaw przed
tym, czy sobie poradzę. Z drugiej jednak strony, wtedy przynajmniej
miałabym poczucie, że jestem dorosła i mam większe doświadczenie. Bo w tym
momencie nadawałam się do kategorii tych nastoletnich matek, które „wpadły”, bo
nie myślały o zabezpieczeniach.
– Sama nie
wiem – przyznałam z westchnieniem. – Ale sama zobacz, że znów to zrobiłam!
Zostawiłam wam dzieci i wyszłam. A niech to szlag! – zaklęłam i zarumieniłam
się, bo wciąż nie przywykłam do tego, żeby przeklinać, zwłaszcza przy Esme.
– Zostawiłaś
je z Gabrielem. To chyba ich ojciec, chyba, że czegoś nam nie
powiedzieliście – stwierdziła i uśmiechnęła się, bo naturalnie żartowała,
ja jednak nie miałam na to nastroju. Jęknęłam jedynie i skrzywiłam się, bo
żart zamiast rozluźnić atmosferę, jedynie jeszcze niejako mnie dobił. Nie żeby
Esme miała jakikolwiek wpływ na mój nastrój – po prostu byłam już
przewrażliwiona i zamieniałam się w kłębek nerwów. – Wybacz – zreflektowała
się. – Ale powiedz mi jedną rzecz. Żałujesz?
Na początku
nie zrozumiałam jej pytania, a może po prostu nie potrafiłam przyjąć go do
wiadomości. Czego miałam żałować? Że Michael mnie przeniósł? Czy może, że
spotkałam Gabriela i pokochałam go ze wzajemnością? Że wplątałam się w całą
tę sprawę z telepatami? To akurat nie była niczego wina, a jedynie
mocy, którą we mnie dostrzegali i prędzej czy później i tak to by się
stało. A tak przynajmniej osiągnęłam ten stan rzeczy, który miałam teraz –
własną rodzinę. I dzieci. Czego tak właściwie powinnam była tutaj żałować?
– Oczywiście,
że nie! – obruszyłam się, nieświadomie podnosząc ton głosu. – Pewnie, że nie
żałuję. Jestem szczęśliwa – oświadczyłam i uświadomiłam sobie, że mówię
prawdę. W świetle tego, wszystkie moje wcześniejsze obawy wydawały się
bezsensowne, musiałam to przyznać. – Nie żałuję, ale... No sama przyznaj, że...
– Nagle po prostu zabrakło mi słów.
– Sama
widzisz – ucieszyła się, wyraźnie zadowolona z tego, że tak łatwo wprowadziła
mnie w konsternację. – Jesteś szczęśliwa i to się liczy. Myślisz, że
byłam zdecydowana i pewna, kiedy wychodziłam za mąż albo zaszłam w ciążę?
– zapytała.
Nawet jeśli
wspomnienie tamtego okresu, który ostatecznie skłonił ją do próby samobójczej, był
dla niej trudny, ukrywała emocje nadzwyczaj dobrze. Musiałam przyznać, że to
było godne podziwu, chociaż i tak czułam się trochę winna, że zmusiłam ją
do poruszenia tego tematu.
– To co
innego. Po pierwsze, nie miałaś sześciu lat – zauważyłam, chociaż ten argument
był banalny i mocno naciągany.
Roześmiała
się i tym razem jednak udało jej się rozluźnić atmosferę, bo w jej
śmiechu były wyłącznie pozytywne emocje i dużo ciepła. Przez moment miałam
wrażenie, że ten cudowny dźwięk owija się wokół mnie, jak czasami telepatyczny
głos Gabriela, z tą tylko różnicą, że tym razem w doznaniu tym nie
było żadnych telepatycznych zdolności.
– Tutaj
akurat masz rację, ale zauważ, że ty i ja mocno się różnimy. A raczej
różniłyśmy, kiedy jeszcze byłam człowiekiem – sprostowała, bo różnica między
pół-wampirem a człowiekiem była zdecydowanie większa od tej pomiędzy
pół-wampirem, a człowiekiem; nawet jeśli byłam w połowie
nieśmiertelna i ludzka, te natury mimo wszystko nie rozkładały się tak
idealnie po równo. – Miałam dwadzieścia dwa lata, kiedy wyszłam za mąż. Nie
byłam wiele doroślejsza niż ty w tym momencie, patrząc oczywiście na stan
umysłowy – podkreśliła. – Osiemnaście lat wcale nie sprawia, że nagle się
zmieniasz, zapewniam cię.
Ugryzłam
się w język, postanawiając nie kłócić się z nią o to, że mimo
wszystko miała wtedy zdecydowanie więcej doświadczenia ode mnie – to i tak
by nic nie dało, poza tym nie chciałam zmuszać jej do dalszego wspominania
ludzkiego życia. Poczułam smak krwi w ustach i pośpiesznie ją
przełknęłam, mając nadzieję, że milczenie będzie najlepszym rozwiązaniem w tym
momencie.
Było, ale i tak
nie uzyskałam takiego efektu, jak przewidywałam. Esme bowiem wcale nie
zakończyła tematu i wciąż mówiła o tym, co było zanim postanowiła się
zabić:
– Charles...
Myślisz, że wyszła za niego z miłości? – zapytała cicho. – Nie, raczej z rozsądku.
I to nie mojego, ale mojej matki. Bo wiesz, on potrafił być bardzo
czarujący, kiedy mu na czymś zależało, poza tym był bogaty. Chyba władza i pieniądze
zawsze będą tym, co rządzi światem, więc chyba nie powinnaś być zdziwiona tą
sytuacją – westchnęła, krzywiąc się. – Ale dla mnie też był dobry, przynajmniej
przy ludziach. Przed ślubem też, ale już po... Wiesz, to jakbym poznała jednego
faceta, a wyszła za jego złego bliźniaka – stwierdziła.
Wiedziałam o tym,
bo i kiedyś słyszałam trochę na temat historii Esme. Z tym, że nigdy z nią
głębiej tego tematu nie roztrząsałam, bo nawet po niemal wieku wracała do tego
okresu niechętnie, ja z kolei nigdy nie lubiłam przykrych historii. Zdecydowanie
bardziej wolałam, kiedy mama opowiadała mi o sobie i tacie – jako
jedyna nie została wampirem dlatego, że ktoś ją do tego zmusił, a z własnej
woli. Uważałam, że to było piękne.
– Nie
musisz... – zaczęłam, chcąc zapewnić ją, że wcale nie chcę, żeby męczyła się z tymi
wspomnieniami, ale przerwała mi jednym spojrzeniem.
– Daj mi
skończyć, proszę – upomniała mnie. – Chcę ci to powiedzieć, nawet jeśli w żaden
sposób ci to nie pomoże. Jeśli teraz przerwę, długo znowu się nie zdobędę.
Carlisle próbował ze mną o tym rozmawiać, ale wtedy nie byłam w stanie.
A teraz muszę to komuś powiedzieć – niemalże jęknęła i to z taką
desperacją, że nie mogłam jej odmówić; poza tym byłam jej to winna.
Pokiwałam
jedynie głową. Poczułam się nieco dziwnie, kiedy okazało się, że ten jeden gest
wystarczy, żeby na jej ustach pojawił się blady uśmiech.
– Dziękuję –
odetchnęła, co nie miało dla mnie żadnego sensu. To chyba ja powinnam była
dziękować za to, że przez tak długi okres czasu zastępowała mi matkę, nawet po
tym jak okazało się, że początkowo wszystkich okłamywałam. Poza tym mogłaby
mieć do mnie pretensje o to, że nie powstrzymałam dziadka przed ratowaniem
jej i tym samym pozwoliłam, żeby stała się wampirem. – Wiesz, daruję ci
pełen opis charakteru mojego męża... byłego – poprawiła się; jakby nie patrzeć,
oficjalnie była martwa. – Wydaje mi się, że dziecko jedynie nas od siebie
odsunęło. Po prawdzie to aż jestem zdziwiona, że nie próbował skłonić mnie do
tego, żeby się małego pozbyła, zanim ktoś się zorientuje. Wiesz, czasami
powiększenie rodziny niekorzystnie wpływa na karierę zawodową, poza tym nie
mogłabym się z nim pokazywać tak często, jakby oczekiwał. Teraz po prostu
jestem pewna, że on go nie chciał... – Zamilkła na chwilę, żeby móc zapanować
nad emocjami wziąć się w garść. – Czasami mówi się, że złe i dobre
myśli mogą się sprawdzać. Teraz, kiedy zobaczyłam co potraficie ty czy Gabriel,
zaczynam się nawet zastanawiać, czy nieświadomie nie wpłynął na śmierć naszego
synka, ale nie zamierzam go obwiniać. To po prostu się stało i może tak
właśnie miało być...
Co miałam
jej teraz powiedzieć? „Tak mi przykro”? Brzmiało to tak banalnie, że chyba
wyśmiałabym każdego, kto próbowałby mnie w ten sposób pocieszać, zwłaszcza
po tym, jak sama przez kilka minut byłam przekonana, że straciłam dzieci.
Dzięki temu rozumiałam Esme lepiej, dlatego zrobiłam dokładnie to, czego sama
oczekiwałabym w tej sytuacji od Gabriela czy kogokolwiek innego – po
prostu milczałam, dając jej pomyśleć.
– Pamiętasz,
jak przed wyjazdem na bal ja i Edward mieliśmy wspólną tajemnicę? – zapytała
mnie nagle; wzdrygnęłam się, bo nie spodziewałam się, że znów się odezwie. – Wtedy,
gdy przyszły zaproszenia z Włoch – przypomniała, chociaż aż nazbyt dobrze
wiedziałam o czym mówi.
– Bal
pięciuset. Oczywiście, że pamiętam – zapewniłam, starając się nie skrzywić na
wspomnienie ataku Jane i Demetriego. Nie to było w tym momencie
istotne. – Gabriel mi później powiedział, co się stało. Że straciłaś kontrolę –
przyznałam nieco zawstydzona tym, że chłopak czytał jej w myślach (swoją
drogą, chyba zabiłby mnie za to określenie) i na dodatek przekazał je
mnie.
Esme jednak
nie wyglądała na zagniewaną.
– A powiedział
ci, co dokładniej się stało? – zapytała spokojnie, chociaż wydała mi się nieco
speszona tym, co miała wyznać.
– Jasne, że
nie powiedział – obruszyłam się. – Gabriel mimo wszystko rzadko zagląda innym
do głów. Jeśli coś wyczytał to dlatego, że byliście rozemocjonowani i nie
mógł tego zignorować – usprawiedliwiłam ukochanego, bo sama zdążyłam się już
przekonać, że kiedy ktoś jest pod wpływem emocji, emituje tak silną energią, że
niemal słyszy się jego myśli, a raczej niewyraźne urywki; można je albo
zignorować, albo poskładać w całość i Gabriel preferował to drugie.
– W takim
razie był bardzo łaskawy, bo utrata kontroli jest tutaj akurat najmniej istotna
– stwierdziła w zamyśleniu.
Zmarszczyłam
czoło, niepewna co powinnam o jej słowach myśleć. Jeśli nie zabicie
człowieka było tutaj najgorsze, co w takim razie się stało? I jaki
niby miało to związek z tym, co właśnie mi opowiedziała? Bo jakiś musiało
mieć, byłam tego pewna.
– Nie
rozumiem... – przyznałam.
Uśmiechnęła
się blado.
– Tym
bardziej muszę podziękować Gabrielowi – stwierdziła. – Edwardowi również, bo
muszę przyznać, że w jakimś stopniu podejrzewałam, że mógłby powiedzieć
tobie i Carlisle'owi. A jednak wszystko wskazuje na to, że dowiecie
się ode mnie. Znaczy... Carlisle już wie, bo powiedziałam mu wtedy, na balu – przyznała.
Ach, czyli
jako jedyna byłam nieświadoma sytuacji? Nie miałam pewności, ale Isabeau chyba
też wiedziała, bo nie wydawała się być na tyle przyzwoita, żeby nie wnikać w podświadomość
współlokatorów. Mogłam się założyć, że już dawno przetrząsnęła mój umysł i to
wyjątkowo dokładnie, bo myśli brata były poza jej zasięgiem, a na pewno
chciała wiedzieć, czy plan który ułożyła z Michaelem daje właściwie
efekty. Prawie na pewno więc poznała wspomnienia wszystkich moich bliskich,
żeby dodatkowo uzupełnić obraz sytuacji – no i naturalnie z ciekawości,
a czegoś tak istotnego, jak utrata kontroli, z pewnością nie
przeoczyła.
Nie byłam
pewna, czy powinnam czuć się źle, że jako jedyna nie miałam pełnych informacji
na temat sytuacji, ale w sumie to była tajemnica Esme, prawda?
– Co się
stało? – zapytałam w końcu, mając nadzieję, że to nie zabrzmi przesadnie
wścibsko i babcia będzie wiedziała, że wcale nie oczekuję, że mi odpowie.
– Tamtego
dnia Charles wrócił do Columbus – wyjaśniła spokojnie. – Byliśmy z Edwardem
na polowaniu i wtedy się dowiedziałam. A raczej on wychwycił to z myśli
mojej dawnej znajomej, bo zawędrowaliśmy zdecydowanie zbyt blisko miasta.
Powiedział mi zanim się głębiej zastanowił i chciał żebyśmy się szybko
wycofali, zanim ktoś mnie zauważy – w końcu wszyscy wierzyli w to, że
jestem martwa – ale ja już nie myślałam logicznie. Po prostu pobiegłam w stronę
swojego dawnego domu i to tak szybko, że nawet twój ojciec nie mógł mnie
dogonić, a przecież biega najszybciej z nas wszystkich. Złapał mnie
dosłownie w ostatnim momencie, bo byłam już bliska tego, żeby wparować do
środka i po prostu ujawnić się Charlesowi... Sama wiesz, jakie to by miało
konsekwencje – westchnęła. – Ale nie to było najgorsze. Opamiętałam się trochę,
kiedy Edward się na mnie wydzierał. „Co do cholery robisz? Chcesz nas
wszystkich pozabijać?” – zacytowała go i to tak prawdziwie, że zaśmiałam
się nerwowo. – Odciągnął mnie, żeby skryły nas drzewa za domem i mieliśmy
wracać, wtedy jednak usłyszałam, jak otwierają się drzwi. I spojrzałam, a tam
stała kobieta, a ja ją rozpoznałam, bo nieraz u nas gościła. Była
znajomą Charlesa, ale w tym, jak się żegnali nie było nic
przyjacielskiego. I chociaż już dawno pogodziłam się z tym, że to już
nie moje życie i nawet odetchnęłam, że mogę się od niego odciąć, wtedy
poczułam złość. Udane małżeństwo czy nie, zdrada zawsze boli tak samo, a przecież
wiesz dobrze, jak porywcze są wampiry. Nie mogłam tak po prostu patrzeć i kiedy
ona odeszła na tyle daleko, żeby nikt nic nie zobaczył... – westchnęła i urwała,
ale ja nie potrzebowałam słów, żeby zrozumieć.
Momentalnie
pomyślałam o Annie. Czy w takim razie Drake również wiedział, skoro
zmanipulował mnie tak, żebym ją zaatakowała? Z tym, że dziewczyna była
Bogu ducha winna, bo Gabriel nie był nią nawet zainteresowany. Mogłam jednak
powiedzieć, że o zazdrości wiedziałam zdecydowanie więcej niż bym chciała i wcale
nie byłam z tego dumna.
– Ja... – Urwałam,
bo zabrakło mi słów. – Właściwie nie wiem, co powinnam powiedzieć – przyznałam
przepraszającym tonem. Czułam się źle, bo nie potrafiłam zrobić niż, żeby jakąś
ją pocieszyć czy wesprzeć. – Przepraszam...
– Nessie, przecież
ja niczego nie oczekuję. Wysłuchałaś i to jest istotne, a i może
jakoś ci pomoże. Bo widzisz, ty i Gabriel to zupełnie inna sprawa, dlatego
nie powinnaś się obawiać tego, co będzie. – Raptownie poweselała. – Mówiłam ci,
że pierwszy raz spotkałam Carlisle'a, kiedy miałam szesnaście lat? Byłam dość
ruchliwym dzieckiem i nade wszystko uwielbiałam wspinać się na drzewa,
zwłaszcza te wysokie. Ale raz spadłam i złamałam sobie nogę. Jeśli mam być
szczera, do tej pory nie bardzo pamiętam wizytę w szpitalu, bo przez cały
czas byłam skupiona na tym, że chyba nie spotkałam nikogo tak niezwykłego.
Wtedy do głowy by mi nie przyszło, że to niebezpieczna uroda wampira – przyznała.
– Już chyba tamtego dnia coś poczułam, chociaż nie można było nazwać tego
miłością. Ale to już wtedy było zdecydowanie głębsze niż uczucia, które
wymusiłam wobec Charlesa. Chyba już w dniu ślubu, kiedy od rana męczyły
mnie mdłości, powinnam była zrezygnować, bo wyglądało to jak przesłanie od
losu. Coś w stylu: „wycofaj się, zanim będzie za późno”. Ale ja to
zignorowałam i sama widzisz, jak to się wszystko potoczyło – zauważyła,
ale i po jej tonie poznałam, że niczego nie żałuje. – A potem jeszcze
ty oświadczyłaś, że znów będę miała męża. Wyobraź sobie teraz, jak bardzo byłam
w tamtym momencie zszokowana.
Uśmiechnęłam
się jedynie, nagle dochodząc do wniosku, że ta rozmowa zrobiła dobrze nam obu.
Wiedziałam, że Esme jest bardzo zadowolona z tego, że komuś się zwierzyła,
a i ja już nie myślałam tak intensywnie o swoich obawach. Poza
tym słuchając jej tym bardziej zaczynałam doceniać Gabriela, który był ideałem w porównaniu
z Charlesem.
– Dziękuję –
powiedziałam pod wpływem impulsu i wiedziałam, że Esme zrozumie. – Chyba
robi się późno – zauważyłam zaskoczona, spoglądając w niebo. Nie sądziłam,
że stoimy tutaj już przynajmniej dwie godziny. – Wracajmy...
Chciałam
zaproponować, żebyśmy wróciły do domu, kiedy to się stało. Nagle poczułam
niepokój tak silny, że dosłownie mnie sparaliżował. Wypełniły mnie emocje,
które z pewnością nie należały do mnie – zaskoczenie, strach i chłodna
determinacja, a także chęć do walki, gdyby zaszła taka potrzeba. Była to
tak różnorodna i oszałamiająca mieszanka, że po prostu urwałam wpół słowa i wbiłam
wzrok w przestrzeń, co musiało wyglądać na tyle nietypowo, że zaniepokoiłam
Esme.
– Nessie? –
zapytała niepewnie.
Nagle
krzyknęłam i zgięłam się wpół, czując się tak, jakby ktoś właśnie kopnął
mnie w brzuch. To było podobne do tego, czego doświadczyłam podczas ciąży,
z tym, że cios nie nadszedł z wewnątrz, ale z zewnątrz, chociaż
przecież nikogo z nami nie było. Dosłownie nie mogłam złapać tchu,
oszołomiona tymi wszystkimi emocjami i bólem, który poczułam.
Teraz Esme
była już bliska paniki.
– Renesmee,
co się dzieje? – zapytała, podtrzymując mnie. – Poczekaj, wezmę cię na ręce.
Zaraz będziemy w domu i Carlisle... – zaczęła, ale odepchnęłam jej
ręce, wkładając w ten gest tyle stanowczości, ile tylko byłam w stanie
z siebie wykrzesać.
W końcu
rozumiałam, czym była dziwna więź, która wytwarzała się między rodzeństwem albo
parami, które były sobie przeznaczone. Zrozumiałam, co znaczy, że ktoś po
prostu wiedział, że jego druga połówka jest zagrożona i potrzebuje pomocy.
To, co teraz czułam, całkowicie mnie oszołomiło, ale nie na tyle, żebym nie
była w stanie trzeźwo myśleć.
Zacisnęłam
zęby, po czym powoli się wyprostowałam. Ból minął równie nagle, jak się pojawił
i czułam jedynie jego echo – z tym, że nie w brzuchu, ale sercu.
To było podobne do kłucia, może nawet tak czułby się ktoś, kogo przebito
kołkiem, chociaż wolałam o tym nie myśleć, żeby nie zacząć panikować.
Teraz istotniejsza była jedna rzecz.
Spojrzałam
babci w oczy, a potem wypowiedziałam jedno, jedyne słowo:
– Gabriel.
hej,rozdział bardzo mi się podoba bo mało kto na swoich blogach czy nawet w książce do końca wyjaśnił historie Esme, bynajmniej ta historia podoba mi się, dobrze, że Esme jest z Carlisle, a nie Charlesem on wgl do niej nie pasuje, Esme jest najcieplejszą i kochającą osobą w całym Zmierzchu.Zakończenie również mi się podoba nie mogę się doczekać co będzie dalej, co się stało Gabrielowi,mam nadzieje, że niedługo dodasz następny, czekam z niecierpliwością i życzę weny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam zmierzch-renesmee ;)
Hej super rozdział !!! :D
OdpowiedzUsuńciekaw jestem co będzie dalej, ale zaintrygował mnie ten ból jakiego doznała najwidoczniej wiąże ją i Gabriela coś więcej...
PS. dziś wieczorem będzie kolejny rozdział ;)
Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
Jacob-Zmierzch
Myślę podobnie.Też wydaje mi się że łączy ich jakaś więź ale oczywiście nie wiem.Czekam na nn i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOla(oldud)