Renesmee
♪ 3 Doors Down – „Here without you”
Nicość i ból
rozstępują się, a ja jestem świadoma siebie bardziej, niż w ciągu
ostatnich... Jak długo? Zupełnie nie mam pojęcia, kiedy zniknęłam, ale czuję,
że minęło sporo czasu. Mam wręcz wrażenie, że koniec nastąpił lata, a może
nawet wieki temu, chociaż równie dobrze mogła minąć zaledwie jedna sekunda.
Mam
wrażenie, że w tym miejscu czas nie obowiązuje. Nie ma go, bo i ja
wydaję się być jedynym, co istnieje – a może i sama jestem jedynie
echem dawnej siebie, zawieszonym w tej wszechogarniającej pustce. Wiem
jedynie, że nieświadome przebywanie pośrodku niczego jest zdecydowanie lepsze
od palącego bólu, który czułam wcześniej; nie chciałam wracać, jeśli znów
miałam poczuć się tak okropnie, nie po raz kolejny.
Teraz
jestem niemal absolutnie pewna, że umarłam. Nigdy nie słyszałam, żeby
ktokolwiek stracił świadomość podczas przemiany w wampira. Powinnam być
przytomna i walczyć w niewidzialnym ogniem, który powoli
doprowadzałby mnie do szaleństwa – przecież pamiętam, że Carlisle mnie ukąsił,
wpuszczając jad. A jednak jakimś cudem odpłynęłam i wszystko
pogrążyło się w ciemności.
Jak długo?,
pytam kolejny raz samą siebie. Odpowiedź nie przychodzi, bo i nie ma tu
nikogo innego. Czy to miała być jakaś kara za to, że przed śmiercią zaznałam
tak wiele szczęścia? Że miałam Gabriela, Alessię i Damiena? A może po
prostu prawdą jest, że tacy jak my nie mają duszy, więc nie dla nas jest niebo,
czy nawet piekło? Perspektywa spędzenia wieczności w tej
wszechogarniającej pustce mnie przeraża – czuję, że jeśli tak jest w istocie,
prędzej czy później oszaleję i stanę się równie bezbarwna, jak całe to
miejsce.
Jakby
wystarczającą karą nie było to, że nie pożegnałam się z Gabrielem! Z nikim
się nie pożegnałam, nawet z dziećmi – Damiena nie pozwolono mi przecież
zobaczyć – nie wspominając już o tym, żebym powiedziała chociaż bliźniętom
o tym, jak bardzo je kochałam. Mam jedynie nadzieję, że Gabriel zrobi to
za mnie – i że kiedyś mi wybaczą to, że odeszłam.
Och,
Gabrielu, błagam, nie odtrąć ich przeze mnie, myślę coraz bardziej
niespokojna. Mam nadzieję, że ukochany nie będzie byt cierpiał moim odejściem,
ani nie stanie się bezduszną bestią, jak jego ojciec. Historia lubi się
powtarzać – ten finał był aż nadto znajomy. Powtórzyliśmy schemat rodziców
Gabriela, chociaż oni mieli dla siebie zdecydowanie więcej czasy i zdążyli
się pobrać. Obawiam się, że Gabriel sobie z tym nie poradzi, że to go
przytłoczy; jedynym pocieszeniem jest fakt, że Alessia i Damien mieli
więcej osób, które miały je pokochać. Liczyłam na Esme i Carlisle'a,
którzy w ostatnim czasie po prostu zastępowali mi rodziców, na tatę i nawet
Isabeau, która gdzieś pod tą oschłą pozą była zachwycona tym, że byłam w ciąży.
Oni mieli je pokochać, chociaż nade wszystko żałuję, że sama nie mam okazji
spędzić z nimi chociaż kilku dni, żeby mnie zapamiętały.
Najbardziej
jednak boli wieczność bez Gabriela. Sama myśl o tym, że już więcej go nie
zobaczę, przeraża mnie. Może powinnam się cieszyć, że jestem w stanie
odczuwać jakiekolwiek emocje – to dowód na to, że jestem czymś więcej niż
wspomnienie w nicości – ale obawiam się, że prędzej czy później oszaleje. A może
nawet wkrótce, bo w tym miejscu nigdy nie miała, być pełna. Wyrwano mi
serce, odebrano duszę – została na Ziemi, bo była nim. Kiedyś sam przyrównał
mnie do duszy, chociaż pewnie do tej pory nie był świadom, że słyszałam jego
rozmowę z dziadkiem, teraz zaś rozumiałam aż nadto dobrze, co miał na
myśli.
Gabrielu,
przyjdź! Gabrielu, potrzebuję cię!
Mam
wrażenie, że moje mentalne wezwania zostają pochłonięte przez czerń, całkowicie
zaduszone. Mogę wzywać do woli, mogę płakać i histerycznie krzyczeć, ale
to niczego nie zmieni – nie ma mnie, moje całkowite zniknięcie jest jedynie
kwestią bliżej nieokreślonego czasu. Umarłam – teraz nie dało się nic zmienić,
nie dało się cofnąć czasu. Kiedy zadecydowałam się zaryzykować dla dobra
dzieci, sądziłam, że jestem na to gotowa, ale teraz wiem, że z tym nie da
się pogodzić.
Nic nie
widzę. Nie czuję – temperatura w tym miejscu odpowiada tej, którą ma moje
ciało, więc równie dobrze może jej nie być; z drugiej strony i ja nie
jestem materialna, więc jak mogę czuć? Cisza panująca dookoła wręcz rani uszy. O zapachach
nie ma co wspominać, a i nie ma tu niczego, co mogłoby mieć
jakikolwiek smak. Jestem całkowicie odcięta od zmysłów – jedyne, co mam, to
wciąż funkcjonujący umysł i wspomnienia, ale jedynie kwestią czasu jest,
aż w tym miejscu zacznie mnie opuszczać zdrowy rozsądek, aż zwariuję...
Gabrielu,
okłamałeś mnie, uświadamiam sobie nagle, rozgoryczona. Wspomnienie tego, jak
przysięga, że zawsze znajdzie do mnie drogę, nagle staje mi przed oczyma tak
wyraźne, jakby wszystko działo się naprawdę. Wiem, że nie ma wpływu na to, co
się stało – że moja śmierć zwalnia go z jakichkolwiek obietnic – a jednak
czuję się zdradzona i rozczarowana. To boli niemal tak samo, jak
przemiana, kiedy jad rozchodzi się po krwiobiegu, zmieniając ciało. Okłamałeś...
Chcę
płakać, ale i łzy są temu miejscu obce. Jedyne, co mi pozostaje, to
uczucia, ale i te wydają się mnie zawodzić. Czuję jedynie ból i smutek,
wszystko, co najgorsze; z przerażeniem odkrywam, że nie potrafię
przypomnieć sobie niczego, co byłoby dobre, żadnego pozytywnego wspomnienia.
Pamiętam ból, złość i smutek, wszystko, co najgorsze, ale nic poza tym.
Nie
potrafię już nawet przywołać wspomnienia twarzy swoich dzieci. Ani anielskiej
postaci Gabriela. To już dla mnie zbyt wiele – w tym momencie wiem, że
zostałam sama w nicości. I pragnę zniknąć.
Chcę
zniknąć...
– Renesmee?
Zamieram
nagle, całkowicie zdezorientowana. Cichy szept jest niczym krzyk, wibruje i wcale
się nie zdziwię, jeśli nagle zobaczę, jak słowa jakimś cudem przybierają
materialną postać. Głos, który słyszę, jest pełen nadziei, ale i lekko
oszołomiony, mój umysł jednak uparcie nie chce zidentyfikować jego właściciela.
Nie,
nikogo innego tu nie ma. Czyżbym już zaczynała tracić zmysły? Jeśli tak, chcę
więcej – mogę zostać tu nawet na wieczność, słuchając tego cudownego głosu,
który oplata się wokół mnie i sprawia, że czuję się bezpieczna. Nie wiem
do kogo należy – nie mogę sobie przypomnieć – ale to nie jest istotne, jeśli
tylko mogę słuchać. Och,
mów do mnie! Błagam!, myślę rozgorączkowana, chcąc żeby te omamy trwały tak
długo, jak tylko to możliwe.
– Kochanie
moje... – pada w odpowiedzi, a ja nagle sztywnieję, bo zaczynam
rozumieć; po chwili już wiem, kto do mnie mówi.
Tak
bardzo pragnęłam w jakikolwiek sposób poczuć, że On jest przy mnie, że w końcu
mi się udało. Nie ma go tu, ale słyszę jego głos – cudowny, aksamitny i pełen
uczucia, tej niezwykłej miłości, która doprowadziła mnie do tego miejsca.
Jestem taka szczęśliwa, że chce mi się płakać; chciałabym go zobaczyć i zaczynam
mieć nadzieję, że kiedy całkiem oszaleje, być może uda mi się w końcu
przypomnieć sobie jego twarz. Życie w iluzji wcale nie jest złą
perspektywą.
Jestem
niemal w stanie wyobrazić sobie, że Gabriel jest prawdziwy; gdyby tylko
udało mi się sobie przypomnieć...
I nagle
już wiem, że przesadziłam, ale wcale mnie to nie obchodzi. Kiedy nagle zaczynam
odczuwać cudzą obecność, mam ochotę się roześmiać, chociaż ten dźwięk również
wydaje mi się czymś odległym, jakby z innego życia. A właściwie z życia,
bo tego stanu nie można określić tym terminem – to jest śmierć, egzystencja w miejscu,
którego nie ma. Po prostu wiem, że nikogo innego tu nie ma – zwłaszcza Jego, bo
Gabriel nie ma prawa tutaj być.
Światło,
które nagle się pojawia, oślepia mnie. Z jękiem zamykam oczy, żeby osłonić
się przed blaskiem, ale złocistą poświatę widzę nawet pod powiekami. Potrzebuję
dłuższej chwili, żeby przyzwyczaić się do bijącej poświaty i być w stanie
spojrzeć w sam środek tej olśniewającej jasności.
To, co
widzę, całkowicie mnie oszałamia.
– Nie...
– szepcę, odsuwając się do tyłu, chociaż nie mam pojęcia, jak mogę się
poruszać, skoro mnie nie ma. – Nie, nie... Nie. Ty nie możesz tutaj być – powtarzam
niczym mantrę, co brzmi trochę jak bełkot kogoś szalonego. – Postradałam zmysły.
W końcu – stwierdzam, w końcu pojmując.
Światło
przygasa i teraz jest już znośne. Wyraźnie widzę sylwetkę Gabriela i chociaż
pewnie to jedynie wrażenie, czuję, że po policzkach spływają mi łzy. A więc
jednak go pamiętam! Jak mogłam tak długo nie potrafić przywołać jego
wspomnienia? Przecież aż nazbyt dobrze znam te ciemne niczym dwie czarne dziury
oczy, te idealne rysy twarzy i bladą skórę... I to spojrzenie – och,
tak, jego spojrzenie, pełne miłości i oddania na które nie zasługuję.
Jest tu.
To nic, że jedynie jako wytwór mojej wyobraźni. Jest tutaj i to jest
najważniejsze – nic innego nie ma znaczenia.
Wspomnienie
Gabriela podpływa do mnie, wyciągając rękę w moją stronę. Chwilę później
czuję jego palce na swoich policzkach, chociaż w tym miejscu przecież nic
nie jest materialne. Ale to nieistotne – jestem szczęśliwa, bo sobie
przypomniałam. Materialna czy nie, najważniejsze jest to, że jestem w stanie
wyciągnąć ręce i mocno go przytulić. Ach, pamiętam nawet ten cudowny
zapach – coś jak cynamon, skórka pomarańczy i jakaś ostra przyprawa, która
idealnie oddaje jego charakter. Doskonała kompozycja, której nie mogę zapomnieć
i która mnie uspokaja.
– Kochanie
moje, dlaczego w tym trwasz? – słyszę jego głos tuż przy swoim uchu. Nie
mam już wątpliwości, że wcześniej to właśnie on mnie wołał. – Skarbie, nie
umarłaś. To tylko sen – zapewnia mnie, odsuwając i spoglądając prosto w oczy
z taką intensywnością, że dopiero po chwili mogę coś powiedzieć.
Wpatruję
się w niego, nie rozumiejąc, co właściwie do mnie mówi. Jego słowa nie
mają sensu – również są wytworem mojej wyobraźni, jakimś pragnieniem, którego
nie jestem świadoma. Przecież nade wszystko chcę usłyszeć, że naprawdę żyję i ten
koszmar zaraz się skończy.
Gabriel
wzdycha, a potem pstryka palcami. Otaczająca go poświata na moment
przybiera na sile – błękitna niczym przejrzysta woda aura, przybiera na sile,
dodatkowo zdobiona złotem. Czerń nagle zaczyna się rozstępować, zupełnie jakby
była jakąś okropną mgłą; chwilę później stoję na znajomej polanie na którą Gabriel
zawsze zabiera mnie, kiedy podróżujemy w snach.
Nadzieja
i prawda porażają mnie, kolana zaś omal nie uginają się pode mną, kiedy w końcu
uświadamiam sobie, jak bardzo się pomyliłam. W przypływie emocji rzucam
się ukochanemu na szyję i wybucham płaczem, oszołomiona ulgą, którą czuję.
Sen? Więc żyłam? Czy naprawdę żyję i jest jakiś sposób, żebym tak po
prostu się obudziła, wracając do rzeczywistości?
Ciepłe
ramiona zaciskają się mocno wokół mnie, usta muskają czubek mojej głowy. Trzęsę
się cała, wciąż zdezorientowana; nadmiar emocji i sprzecznych myśli
zaczyna mnie przytłaczać, przyprawiając o zawroty głowy. Najważniejsza
jest jednak jedna rzecz – Gabriel naprawdę tutaj jest, nie wymyśliłam go.
– Tak
się bałem – wzdycha. Czuję się jeszcze bardziej oszołomiona, bo on nigdy nie
przyznaje się do strachu. – Już dobrze, aniele. Nie wiem, co właściwie się
stało, ale w końcu udało mi się wychwycić twoje sny – dodaje, nie
przestając muskać wargami mojej skóry albo głaskać mnie po plecach.
– W końcu?
– pytam cicho; wciąż jeszcze nie panuję nad szlochem. – Jak długo, Gabrielu? Co
się stało?
Chcę
wiedzieć, zrozumieć. Jestem zdezorientowana i to zaczyna przyprawiać mnie o frustracje.
Nic już nie rozumiem i chociaż wiem najważniejsze – żyję – pragnę
dowiedzieć się o wszystkim, co się ze mną dzieje. I o dzieciach.
Czy są całe? Czy nic im nie było? Gabriel musi mi opowiedzieć!
– Sam
nie wiem. Jad nie zadziałał – oznajmia, przytulając mnie mocniej, bo wzdrygam
się, wstrząśnięta tą wiadomością. – Carlisle cię ugryzł. Zaczęłaś krzyczeć...
Krzyczałaś i krzyczałaś, a ja czułem się jak na mękach piekielnych,
mogąc jedynie słuchać, a nie mogąc nic zrobić. Malutka zaczęła płakać,
Damien też był niespokojny i właściwie z Isabeau nie wiedzieliśmy, co
robić. Nie mogłem się skupić, bo ciebie bolało, a ja nie byłem w stanie
nawet do ciebie przyjść i cię przytulić, żebyś wiedziała, że wszystko
będzie dobrze. – Wiem, że go to boli, ale nie mam do niego pretensji. Nie
pamiętam tego, żebym krzyczała i czuję się winna, że tak bardzo się przeze
mnie męczył. – A potem twoje krzyki po prostu ucichły. Całkiem nas to
zdezorientowało, tym bardziej, że kiedy wrócili Edward i Esme, i mogłem
wyrwać się na górę, twój dziadek powiedział mi, że straciłaś przytomność. To
było bez sensu, bo coś takiego się nie zdarza, ale twoje serce biło i przestałaś
krwawić, więc czekaliśmy. Przynajmniej jad cię uleczył, ale cały czas
pozostawałaś nieprzytomna – ciągnie i czuję, że ma coraz większe problemy z tym,
żeby mówić. Cokolwiek się działo, dla niego te wspomnienia są ciężkie. – Och,
kochanie moje. Twoje myśli zniknęły, mieliśmy jedynie bicie twojego serca za
gwarancję tego, że żyjesz. Przemiana zdawała się w ogóle nie postępować,
chociaż badając cię, Carlisle za każdym razem twierdził, że jad wciąż postępuje
i że masz go w sobie. Nigdy nie miałem okazji przekonać się, jak to
działa na takich ja my, Isabeau też nie, więc wyobraź sobie, jak się
denerwowaliśmy.
Przytula
mnie jeszcze mocniej, jakby bojąc się, że zniknę, kiedy tylko rozluźni uścisk.
Sama czuję się jak duchu, coś bardzo eterycznego i kruchego, dlatego
doskonale rozumiem jego obawy; sama się boję.
– A potem,
mniej więcej dobę po tym, jak odpłynęłaś, twoje serce stanęło. To było za
wcześnie, poza tym nie masz żadnych oznak tego, że jesteś wampirem. Umierałaś,
powiedzmy to sobie szczerze... – Urywa, żeby jakoś uporać się z wspomnieniem,
które go przeraża. – Dwa razy traciłaś oddech i trzeba było cię
reanimować. Gdyby to stało się podczas normalnej przemiany, gdyby serce się
zacięło, nic już nie dałoby się zrobić. Ale Carlisle próbował, bo wiedział, że
nie pozwoliłbym tak po prostu odpuścić, i odkryliśmy, że w twoim
przypadku jest inaczej. Za każdym razem udawało się jakoś ustabilizować twój
stan, więc od tamtej chwili po prostu cię pilnowaliśmy – kończy z ulgą;
jeszcze mocniej przygarnia mnie do siebie. – Ja nie mogłem nawet tyle przy
tobie siedzieć ze względu na Damiena, ale twój dziadek już tak. Poza tym czuje
się winny tego, co się z tobą dzieje, chociaż nawet Isabeau się przez to
na niego zdenerwowała i powiedziała, że gdyby nie wstrzyknął ci jadu,
wykrwawiłabyś się.
– Przecież
Beau ma rację. – Odsuwam się odrobinę, żeby spojrzeć Gabrielowi w oczy. – To
nie jest niczyja wina. Wiedzieliśmy, że może się skończyć różnie, a jednak
uparłam się donosić ciążę. Teraz sama mam ochotę na niego nakrzyczeć – oświadczam;
na ustach Gabriela pojawia się cień uśmiechu.
– Cóż,
podejrzewam, że to go bardzo ucieszy. Swoją drogą, nawet nie wiedzą, że chyba
zaczyna być lepiej. Po dwóch dniach udało mi się wychwycić twoje sny. Mam
nadzieję, że wkrótce to się skończy – oznajmia.
A potem
mnie całuje. Jego usta odnajdują drogę do moich, a ja w końcu czuję,
że żyję. Zarzucam mu ręce na szyję i z odwzajemniam pieszczotę,
wkładając w nią tyle pasji, na ile tylko mnie stać. Całuję go tęsknie,
chcąc bez użycia słów okazać, jak bardzo się bałam i cieszę się, że go
widzę. Odpowiada z równie wielką namiętnością, stęskniony i pijany
szczęściem – jestem świadoma jego uczuć, bo nasze aury się przenikają i wręcz
słyszę jego myśli.
– Kocham
cię... – szepcę, kiedy odsuwamy się nieznacznie, żeby złapać oddech. – Tak
bardzo cię kocham...
Jego
odpowiedź jest lepsza niż jakiekolwiek słowa. Jego miłość otacza mnie
szczelnie, przypominając złocistą mgiełkę, która przylega do mojego ciała,
rozgrzewając i sprawiając, że czuję się zdecydowanie silniejsza. Jego
ramiona dodają mi energii, dotyk zaś sprawia, że wiem, że wszystko musi być
dobrze.
Wręcz
rzucam się na niego, powalając go na miękką trawę. Przytula mnie mocno i obraca
tak, że ląduję pod nim. Oboje śmiejemy się jak dzieci; pragniemy wykorzystać tę
cudowną chwilę najlepiej, jak to tylko możliwe. Śmiech Gabriela sprawia, że
zamierzam zrobić wszystko, byleby tylko się obudzić, kiedy tylko będę w stanie.
Cokolwiek mnie czekało – ból, strach czy cokolwiek innego – jestem gotowa
przyjąć to z wdzięcznością, byleby tylko móc być przy Gabrielu i bliźniętach.
A,
właśnie...
– Dlaczego
powiedziałeś, że musiałeś opiekować się samym Damieniem? – pytam, nagle
przypominając sobie ten konkretny fragment rozmowy. Gabriel sztywnieje, a mnie
ogarnia niepokój. – Co z Alessią, Gabrielu? – pytam, bo wiem już, że
chłopak jest zaniepokojony tym, że zorientowałam się, że się nie przejęzyczył,
wypowiadając jedynie jedno imię.
– Mi
amore, wszystko jest w porządku. Jest jedna niepokojąca sprawa, ale
tyle przeszłaś... Nie chciałbym cię niepokoić, skoro twój stan nie jest pewny –
wykręca się pośpiesznie.
Teraz
już całkiem jestem zaniepokojona; odpycham Gabriela od siebie i zdecydowanie
patrzę mu w oczy, chcąc dać mu do zrozumienia, że tak łatwo nie zamierzam
odpuścić. Jakby nie patrzeć, chodzi o moje dziecko – a ja wiem, że
stało się coś złego; widzę to po jego oczach.
– Nie
kręć, Gabrielu – denerwuję się, chociaż jednocześnie czuję, że jestem bliska
paniki. – Co z Alessią? W tej chwili mi powiedz, co z naszą
córką – żądam, sama zaskoczona władczą nutą, która wkrada się do mojego głosu.
Gabriel
mruga zaskoczony.
– Ależ
władcza kobieta... – Spogląda na mnie z uznaniem, po czym kapituluje i przechodzi
do rzeczy: – Tylko proszę, nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze – zapewnia.
– Musi być...
– Gabrielu!
– Teraz już krzyczę.
Spogląda
mi w oczy i uświadamiam sobie, że jest równie zaniepokojony, co ja.
Całą uwagę skupiał do tej pory na tym, że byłam bliska śmierci, ale
jednocześnie niepokoi go coś jeszcze.
– Alessia
nie przyswaja jedzenia, w żadnej postaci – wyjaśnia w końcu po cichu.
– Nic się nie wchłania. Krwi też nie chce. Zaczyna płakać i nie chce nic
przełknąć. Na początku myśleliśmy, że tęskni za tobą, ale potem Carlisle ją
zbadał i próbował karmić dożylnie, tyle że nic się nie przyjęło. – Czuję,
że robi mi się słabo, kiedy tego słucham, Gabriel jednak mówi dalej: – Jest
strasznie bladziutka, poza tym słabnie coraz bardziej. Nie wiem, co o tym
sądzić, ale nie chcę nawet myśleć, że nie znajdziemy rozwiązania – oznajmia
stanowczo, uspokajająco głaskając mnie po policzku.
Chcę w to
wierzyć, ale nie potrafię zapanować nad strachem, który nagle odczuwam. Teraz
bardziej niż wcześniej pragnę się obudzić; jak mogę przebywać w tym
miejscu, nieprzytomna, kiedy moja córeczka jest chora? Pragnę znaleźć się przy
niej, jakoś się nią zaopiekować, ale nie jestem w stanie, bo jestem
nieprzytomna i uwięziona we śnie. Nie potrafię tego zaakceptować.
Gabriel
próbuje mnie pocieszyć, ale prawie nie słyszę jego słów. Czuję się bezsilna i równie
słaba, co Alessia; nie mogę nic zrobić i to jest najgorsze. Chce mi się
płakać, ale to nie jest rozwiązanie, poza tym wiem, że tak jedynie zmartwię
bardziej Gabriela. Ale czuję się tak okropnie, nie mogąc nic zrobić!
– Renesmee?
Gabriel
wydaje się czymś niepokoić, spoglądam więc na niego, zanim jednak uświadamiam
sobie, co się dzieje, nagle zostaję dosłownie wyrwana z jego objęć. Łąka
znika i znów widzę ciemność, tym razem jednak nie unoszę się po środku
nicości, a z zawrotną szybkością spadam, coraz niżej i niżej.
Chcę
zacząć krzyczeć, ale w tym samym momencie ląduję na czymś miękkim, a do
mojej podświadomości wdziera się ból i wiem już, że właśnie się
przebudziłam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz