16 stycznia 2013

Sto czterdzieści dwa

Renesmee
3 Doors Down – „Here without you”

Nicość i ból rozstępują się, a ja jestem świadoma siebie bardziej, niż w ciągu ostatnich... Jak długo? Zupełnie nie mam pojęcia, kiedy zniknęłam, ale czuję, że minęło sporo czasu. Mam wręcz wrażenie, że koniec nastąpił lata, a może nawet wieki temu, chociaż równie dobrze mogła minąć zaledwie jedna sekunda.
Mam wrażenie, że w tym miejscu czas nie obowiązuje. Nie ma go, bo i ja wydaję się być jedynym, co istnieje – a może i sama jestem jedynie echem dawnej siebie, zawieszonym w tej wszechogarniającej pustce. Wiem jedynie, że nieświadome przebywanie pośrodku niczego jest zdecydowanie lepsze od palącego bólu, który czułam wcześniej; nie chciałam wracać, jeśli znów miałam poczuć się tak okropnie, nie po raz kolejny.
Teraz jestem niemal absolutnie pewna, że umarłam. Nigdy nie słyszałam, żeby ktokolwiek stracił świadomość podczas przemiany w wampira. Powinnam być przytomna i walczyć w niewidzialnym ogniem, który powoli doprowadzałby mnie do szaleństwa – przecież pamiętam, że Carlisle mnie ukąsił, wpuszczając jad. A jednak jakimś cudem odpłynęłam i wszystko pogrążyło się w ciemności.
Jak długo?, pytam kolejny raz samą siebie. Odpowiedź nie przychodzi, bo i nie ma tu nikogo innego. Czy to miała być jakaś kara za to, że przed śmiercią zaznałam tak wiele szczęścia? Że miałam Gabriela, Alessię i Damiena? A może po prostu prawdą jest, że tacy jak my nie mają duszy, więc nie dla nas jest niebo, czy nawet piekło? Perspektywa spędzenia wieczności w tej wszechogarniającej pustce mnie przeraża – czuję, że jeśli tak jest w istocie, prędzej czy później oszaleję i stanę się równie bezbarwna, jak całe to miejsce.
Jakby wystarczającą karą nie było to, że nie pożegnałam się z Gabrielem! Z nikim się nie pożegnałam, nawet z dziećmi – Damiena nie pozwolono mi przecież zobaczyć – nie wspominając już o tym, żebym powiedziała chociaż bliźniętom o tym, jak bardzo je kochałam. Mam jedynie nadzieję, że Gabriel zrobi to za mnie – i że kiedyś mi wybaczą to, że odeszłam.
Och, Gabrielu, błagam, nie odtrąć ich przeze mnie, myślę coraz bardziej niespokojna. Mam nadzieję, że ukochany nie będzie byt cierpiał moim odejściem, ani nie stanie się bezduszną bestią, jak jego ojciec. Historia lubi się powtarzać – ten finał był aż nadto znajomy. Powtórzyliśmy schemat rodziców Gabriela, chociaż oni mieli dla siebie zdecydowanie więcej czasy i zdążyli się pobrać. Obawiam się, że Gabriel sobie z tym nie poradzi, że to go przytłoczy; jedynym pocieszeniem jest fakt, że Alessia i Damien mieli więcej osób, które miały je pokochać. Liczyłam na Esme i Carlisle'a, którzy w ostatnim czasie po prostu zastępowali mi rodziców, na tatę i nawet Isabeau, która gdzieś pod tą oschłą pozą była zachwycona tym, że byłam w ciąży. Oni mieli je pokochać, chociaż nade wszystko żałuję, że sama nie mam okazji spędzić z nimi chociaż kilku dni, żeby mnie zapamiętały.
Najbardziej jednak boli wieczność bez Gabriela. Sama myśl o tym, że już więcej go nie zobaczę, przeraża mnie. Może powinnam się cieszyć, że jestem w stanie odczuwać jakiekolwiek emocje – to dowód na to, że jestem czymś więcej niż wspomnienie w nicości – ale obawiam się, że prędzej czy później oszaleje. A może nawet wkrótce, bo w tym miejscu nigdy nie miała, być pełna. Wyrwano mi serce, odebrano duszę – została na Ziemi, bo była nim. Kiedyś sam przyrównał mnie do duszy, chociaż pewnie do tej pory nie był świadom, że słyszałam jego rozmowę z dziadkiem, teraz zaś rozumiałam aż nadto dobrze, co miał na myśli.
Gabrielu, przyjdź! Gabrielu, potrzebuję cię!
Mam wrażenie, że moje mentalne wezwania zostają pochłonięte przez czerń, całkowicie zaduszone. Mogę wzywać do woli, mogę płakać i histerycznie krzyczeć, ale to niczego nie zmieni – nie ma mnie, moje całkowite zniknięcie jest jedynie kwestią bliżej nieokreślonego czasu. Umarłam – teraz nie dało się nic zmienić, nie dało się cofnąć czasu. Kiedy zadecydowałam się zaryzykować dla dobra dzieci, sądziłam, że jestem na to gotowa, ale teraz wiem, że z tym nie da się pogodzić.
Nic nie widzę. Nie czuję – temperatura w tym miejscu odpowiada tej, którą ma moje ciało, więc równie dobrze może jej nie być; z drugiej strony i ja nie jestem materialna, więc jak mogę czuć? Cisza panująca dookoła wręcz rani uszy. O zapachach nie ma co wspominać, a i nie ma tu niczego, co mogłoby mieć jakikolwiek smak. Jestem całkowicie odcięta od zmysłów – jedyne, co mam, to wciąż funkcjonujący umysł i wspomnienia, ale jedynie kwestią czasu jest, aż w tym miejscu zacznie mnie opuszczać zdrowy rozsądek, aż zwariuję...
Gabrielu, okłamałeś mnie, uświadamiam sobie nagle, rozgoryczona. Wspomnienie tego, jak przysięga, że zawsze znajdzie do mnie drogę, nagle staje mi przed oczyma tak wyraźne, jakby wszystko działo się naprawdę. Wiem, że nie ma wpływu na to, co się stało – że moja śmierć zwalnia go z jakichkolwiek obietnic – a jednak czuję się zdradzona i rozczarowana. To boli niemal tak samo, jak przemiana, kiedy jad rozchodzi się po krwiobiegu, zmieniając ciało. Okłamałeś...
Chcę płakać, ale i łzy są temu miejscu obce. Jedyne, co mi pozostaje, to uczucia, ale i te wydają się mnie zawodzić. Czuję jedynie ból i smutek, wszystko, co najgorsze; z przerażeniem odkrywam, że nie potrafię przypomnieć sobie niczego, co byłoby dobre, żadnego pozytywnego wspomnienia. Pamiętam ból, złość i smutek, wszystko, co najgorsze, ale nic poza tym.
Nie potrafię już nawet przywołać wspomnienia twarzy swoich dzieci. Ani anielskiej postaci Gabriela. To już dla mnie zbyt wiele – w tym momencie wiem, że zostałam sama w nicości. I pragnę zniknąć.
Chcę zniknąć...
– Renesmee?
Zamieram nagle, całkowicie zdezorientowana. Cichy szept jest niczym krzyk, wibruje i wcale się nie zdziwię, jeśli nagle zobaczę, jak słowa jakimś cudem przybierają materialną postać. Głos, który słyszę, jest pełen nadziei, ale i lekko oszołomiony, mój umysł jednak uparcie nie chce zidentyfikować jego właściciela.
Nie, nikogo innego tu nie ma. Czyżbym już zaczynała tracić zmysły? Jeśli tak, chcę więcej – mogę zostać tu nawet na wieczność, słuchając tego cudownego głosu, który oplata się wokół mnie i sprawia, że czuję się bezpieczna. Nie wiem do kogo należy – nie mogę sobie przypomnieć – ale to nie jest istotne, jeśli tylko mogę słuchać. Och, mów do mnie! Błagam!, myślę rozgorączkowana, chcąc żeby te omamy trwały tak długo, jak tylko to możliwe.
– Kochanie moje... – pada w odpowiedzi, a ja nagle sztywnieję, bo zaczynam rozumieć; po chwili już wiem, kto do mnie mówi.
Tak bardzo pragnęłam w jakikolwiek sposób poczuć, że On jest przy mnie, że w końcu mi się udało. Nie ma go tu, ale słyszę jego głos – cudowny, aksamitny i pełen uczucia, tej niezwykłej miłości, która doprowadziła mnie do tego miejsca. Jestem taka szczęśliwa, że chce mi się płakać; chciałabym go zobaczyć i zaczynam mieć nadzieję, że kiedy całkiem oszaleje, być może uda mi się w końcu przypomnieć sobie jego twarz. Życie w iluzji wcale nie jest złą perspektywą.
Jestem niemal w stanie wyobrazić sobie, że Gabriel jest prawdziwy; gdyby tylko udało mi się sobie przypomnieć...
I nagle już wiem, że przesadziłam, ale wcale mnie to nie obchodzi. Kiedy nagle zaczynam odczuwać cudzą obecność, mam ochotę się roześmiać, chociaż ten dźwięk również wydaje mi się czymś odległym, jakby z innego życia. A właściwie z życia, bo tego stanu nie można określić tym terminem – to jest śmierć, egzystencja w miejscu, którego nie ma. Po prostu wiem, że nikogo innego tu nie ma – zwłaszcza Jego, bo Gabriel nie ma prawa tutaj być.
Światło, które nagle się pojawia, oślepia mnie. Z jękiem zamykam oczy, żeby osłonić się przed blaskiem, ale złocistą poświatę widzę nawet pod powiekami. Potrzebuję dłuższej chwili, żeby przyzwyczaić się do bijącej poświaty i być w stanie spojrzeć w sam środek tej olśniewającej jasności.
To, co widzę, całkowicie mnie oszałamia.
– Nie... – szepcę, odsuwając się do tyłu, chociaż nie mam pojęcia, jak mogę się poruszać, skoro mnie nie ma. – Nie, nie... Nie. Ty nie możesz tutaj być – powtarzam niczym mantrę, co brzmi trochę jak bełkot kogoś szalonego. – Postradałam zmysły. W końcu – stwierdzam, w końcu pojmując.
Światło przygasa i teraz jest już znośne. Wyraźnie widzę sylwetkę Gabriela i chociaż pewnie to jedynie wrażenie, czuję, że po policzkach spływają mi łzy. A więc jednak go pamiętam! Jak mogłam tak długo nie potrafić przywołać jego wspomnienia? Przecież aż nazbyt dobrze znam te ciemne niczym dwie czarne dziury oczy, te idealne rysy twarzy i bladą skórę... I to spojrzenie – och, tak, jego spojrzenie, pełne miłości i oddania na które nie zasługuję.
Jest tu. To nic, że jedynie jako wytwór mojej wyobraźni. Jest tutaj i to jest najważniejsze – nic innego nie ma znaczenia.
Wspomnienie Gabriela podpływa do mnie, wyciągając rękę w moją stronę. Chwilę później czuję jego palce na swoich policzkach, chociaż w tym miejscu przecież nic nie jest materialne. Ale to nieistotne – jestem szczęśliwa, bo sobie przypomniałam. Materialna czy nie, najważniejsze jest to, że jestem w stanie wyciągnąć ręce i mocno go przytulić. Ach, pamiętam nawet ten cudowny zapach – coś jak cynamon, skórka pomarańczy i jakaś ostra przyprawa, która idealnie oddaje jego charakter. Doskonała kompozycja, której nie mogę zapomnieć i która mnie uspokaja.
– Kochanie moje, dlaczego w tym trwasz? – słyszę jego głos tuż przy swoim uchu. Nie mam już wątpliwości, że wcześniej to właśnie on mnie wołał. – Skarbie, nie umarłaś. To tylko sen – zapewnia mnie, odsuwając i spoglądając prosto w oczy z taką intensywnością, że dopiero po chwili mogę coś powiedzieć.
Wpatruję się w niego, nie rozumiejąc, co właściwie do mnie mówi. Jego słowa nie mają sensu – również są wytworem mojej wyobraźni, jakimś pragnieniem, którego nie jestem świadoma. Przecież nade wszystko chcę usłyszeć, że naprawdę żyję i ten koszmar zaraz się skończy.
Gabriel wzdycha, a potem pstryka palcami. Otaczająca go poświata na moment przybiera na sile – błękitna niczym przejrzysta woda aura, przybiera na sile, dodatkowo zdobiona złotem. Czerń nagle zaczyna się rozstępować, zupełnie jakby była jakąś okropną mgłą; chwilę później stoję na znajomej polanie na którą Gabriel zawsze zabiera mnie, kiedy podróżujemy w snach.
Nadzieja i prawda porażają mnie, kolana zaś omal nie uginają się pode mną, kiedy w końcu uświadamiam sobie, jak bardzo się pomyliłam. W przypływie emocji rzucam się ukochanemu na szyję i wybucham płaczem, oszołomiona ulgą, którą czuję. Sen? Więc żyłam? Czy naprawdę żyję i jest jakiś sposób, żebym tak po prostu się obudziła, wracając do rzeczywistości?
Ciepłe ramiona zaciskają się mocno wokół mnie, usta muskają czubek mojej głowy. Trzęsę się cała, wciąż zdezorientowana; nadmiar emocji i sprzecznych myśli zaczyna mnie przytłaczać, przyprawiając o zawroty głowy. Najważniejsza jest jednak jedna rzecz – Gabriel naprawdę tutaj jest, nie wymyśliłam go.
– Tak się bałem – wzdycha. Czuję się jeszcze bardziej oszołomiona, bo on nigdy nie przyznaje się do strachu. – Już dobrze, aniele. Nie wiem, co właściwie się stało, ale w końcu udało mi się wychwycić twoje sny – dodaje, nie przestając muskać wargami mojej skóry albo głaskać mnie po plecach.
– W końcu? – pytam cicho; wciąż jeszcze nie panuję nad szlochem. – Jak długo, Gabrielu? Co się stało?
Chcę wiedzieć, zrozumieć. Jestem zdezorientowana i to zaczyna przyprawiać mnie o frustracje. Nic już nie rozumiem i chociaż wiem najważniejsze – żyję – pragnę dowiedzieć się o wszystkim, co się ze mną dzieje. I o dzieciach. Czy są całe? Czy nic im nie było? Gabriel musi mi opowiedzieć!
– Sam nie wiem. Jad nie zadziałał – oznajmia, przytulając mnie mocniej, bo wzdrygam się, wstrząśnięta tą wiadomością. – Carlisle cię ugryzł. Zaczęłaś krzyczeć... Krzyczałaś i krzyczałaś, a ja czułem się jak na mękach piekielnych, mogąc jedynie słuchać, a nie mogąc nic zrobić. Malutka zaczęła płakać, Damien też był niespokojny i właściwie z Isabeau nie wiedzieliśmy, co robić. Nie mogłem się skupić, bo ciebie bolało, a ja nie byłem w stanie nawet do ciebie przyjść i cię przytulić, żebyś wiedziała, że wszystko będzie dobrze. – Wiem, że go to boli, ale nie mam do niego pretensji. Nie pamiętam tego, żebym krzyczała i czuję się winna, że tak bardzo się przeze mnie męczył. – A potem twoje krzyki po prostu ucichły. Całkiem nas to zdezorientowało, tym bardziej, że kiedy wrócili Edward i Esme, i mogłem wyrwać się na górę, twój dziadek powiedział mi, że straciłaś przytomność. To było bez sensu, bo coś takiego się nie zdarza, ale twoje serce biło i przestałaś krwawić, więc czekaliśmy. Przynajmniej jad cię uleczył, ale cały czas pozostawałaś nieprzytomna – ciągnie i czuję, że ma coraz większe problemy z tym, żeby mówić. Cokolwiek się działo, dla niego te wspomnienia są ciężkie. – Och, kochanie moje. Twoje myśli zniknęły, mieliśmy jedynie bicie twojego serca za gwarancję tego, że żyjesz. Przemiana zdawała się w ogóle nie postępować, chociaż badając cię, Carlisle za każdym razem twierdził, że jad wciąż postępuje i że masz go w sobie. Nigdy nie miałem okazji przekonać się, jak to działa na takich ja my, Isabeau też nie, więc wyobraź sobie, jak się denerwowaliśmy.
Przytula mnie jeszcze mocniej, jakby bojąc się, że zniknę, kiedy tylko rozluźni uścisk. Sama czuję się jak duchu, coś bardzo eterycznego i kruchego, dlatego doskonale rozumiem jego obawy; sama się boję.
– A potem, mniej więcej dobę po tym, jak odpłynęłaś, twoje serce stanęło. To było za wcześnie, poza tym nie masz żadnych oznak tego, że jesteś wampirem. Umierałaś, powiedzmy to sobie szczerze... – Urywa, żeby jakoś uporać się z wspomnieniem, które go przeraża. – Dwa razy traciłaś oddech i trzeba było cię reanimować. Gdyby to stało się podczas normalnej przemiany, gdyby serce się zacięło, nic już nie dałoby się zrobić. Ale Carlisle próbował, bo wiedział, że nie pozwoliłbym tak po prostu odpuścić, i odkryliśmy, że w twoim przypadku jest inaczej. Za każdym razem udawało się jakoś ustabilizować twój stan, więc od tamtej chwili po prostu cię pilnowaliśmy – kończy z ulgą; jeszcze mocniej przygarnia mnie do siebie. – Ja nie mogłem nawet tyle przy tobie siedzieć ze względu na Damiena, ale twój dziadek już tak. Poza tym czuje się winny tego, co się z tobą dzieje, chociaż nawet Isabeau się przez to na niego zdenerwowała i powiedziała, że gdyby nie wstrzyknął ci jadu, wykrwawiłabyś się.
– Przecież Beau ma rację. – Odsuwam się odrobinę, żeby spojrzeć Gabrielowi w oczy. – To nie jest niczyja wina. Wiedzieliśmy, że może się skończyć różnie, a jednak uparłam się donosić ciążę. Teraz sama mam ochotę na niego nakrzyczeć – oświadczam; na ustach Gabriela pojawia się cień uśmiechu.
– Cóż, podejrzewam, że to go bardzo ucieszy. Swoją drogą, nawet nie wiedzą, że chyba zaczyna być lepiej. Po dwóch dniach udało mi się wychwycić twoje sny. Mam nadzieję, że wkrótce to się skończy – oznajmia.
A potem mnie całuje. Jego usta odnajdują drogę do moich, a ja w końcu czuję, że żyję. Zarzucam mu ręce na szyję i z odwzajemniam pieszczotę, wkładając w nią tyle pasji, na ile tylko mnie stać. Całuję go tęsknie, chcąc bez użycia słów okazać, jak bardzo się bałam i cieszę się, że go widzę. Odpowiada z równie wielką namiętnością, stęskniony i pijany szczęściem – jestem świadoma jego uczuć, bo nasze aury się przenikają i wręcz słyszę jego myśli.
– Kocham cię... – szepcę, kiedy odsuwamy się nieznacznie, żeby złapać oddech. – Tak bardzo cię kocham...
Jego odpowiedź jest lepsza niż jakiekolwiek słowa. Jego miłość otacza mnie szczelnie, przypominając złocistą mgiełkę, która przylega do mojego ciała, rozgrzewając i sprawiając, że czuję się zdecydowanie silniejsza. Jego ramiona dodają mi energii, dotyk zaś sprawia, że wiem, że wszystko musi być dobrze.
Wręcz rzucam się na niego, powalając go na miękką trawę. Przytula mnie mocno i obraca tak, że ląduję pod nim. Oboje śmiejemy się jak dzieci; pragniemy wykorzystać tę cudowną chwilę najlepiej, jak to tylko możliwe. Śmiech Gabriela sprawia, że zamierzam zrobić wszystko, byleby tylko się obudzić, kiedy tylko będę w stanie. Cokolwiek mnie czekało – ból, strach czy cokolwiek innego – jestem gotowa przyjąć to z wdzięcznością, byleby tylko móc być przy Gabrielu i bliźniętach.
A, właśnie...
– Dlaczego powiedziałeś, że musiałeś opiekować się samym Damieniem? – pytam, nagle przypominając sobie ten konkretny fragment rozmowy. Gabriel sztywnieje, a mnie ogarnia niepokój. – Co z Alessią, Gabrielu? – pytam, bo wiem już, że chłopak jest zaniepokojony tym, że zorientowałam się, że się nie przejęzyczył, wypowiadając jedynie jedno imię.
Mi amore, wszystko jest w porządku. Jest jedna niepokojąca sprawa, ale tyle przeszłaś... Nie chciałbym cię niepokoić, skoro twój stan nie jest pewny – wykręca się pośpiesznie.
Teraz już całkiem jestem zaniepokojona; odpycham Gabriela od siebie i zdecydowanie patrzę mu w oczy, chcąc dać mu do zrozumienia, że tak łatwo nie zamierzam odpuścić. Jakby nie patrzeć, chodzi o moje dziecko – a ja wiem, że stało się coś złego; widzę to po jego oczach.
– Nie kręć, Gabrielu – denerwuję się, chociaż jednocześnie czuję, że jestem bliska paniki. – Co z Alessią? W tej chwili mi powiedz, co z naszą córką – żądam, sama zaskoczona władczą nutą, która wkrada się do mojego głosu.
Gabriel mruga zaskoczony.
– Ależ władcza kobieta... – Spogląda na mnie z uznaniem, po czym kapituluje i przechodzi do rzeczy: – Tylko proszę, nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze – zapewnia. – Musi być...
– Gabrielu! – Teraz już krzyczę.
Spogląda mi w oczy i uświadamiam sobie, że jest równie zaniepokojony, co ja. Całą uwagę skupiał do tej pory na tym, że byłam bliska śmierci, ale jednocześnie niepokoi go coś jeszcze.
– Alessia nie przyswaja jedzenia, w żadnej postaci – wyjaśnia w końcu po cichu. – Nic się nie wchłania. Krwi też nie chce. Zaczyna płakać i nie chce nic przełknąć. Na początku myśleliśmy, że tęskni za tobą, ale potem Carlisle ją zbadał i próbował karmić dożylnie, tyle że nic się nie przyjęło. – Czuję, że robi mi się słabo, kiedy tego słucham, Gabriel jednak mówi dalej: – Jest strasznie bladziutka, poza tym słabnie coraz bardziej. Nie wiem, co o tym sądzić, ale nie chcę nawet myśleć, że nie znajdziemy rozwiązania – oznajmia stanowczo, uspokajająco głaskając mnie po policzku.
Chcę w to wierzyć, ale nie potrafię zapanować nad strachem, który nagle odczuwam. Teraz bardziej niż wcześniej pragnę się obudzić; jak mogę przebywać w tym miejscu, nieprzytomna, kiedy moja córeczka jest chora? Pragnę znaleźć się przy niej, jakoś się nią zaopiekować, ale nie jestem w stanie, bo jestem nieprzytomna i uwięziona we śnie. Nie potrafię tego zaakceptować.
Gabriel próbuje mnie pocieszyć, ale prawie nie słyszę jego słów. Czuję się bezsilna i równie słaba, co Alessia; nie mogę nic zrobić i to jest najgorsze. Chce mi się płakać, ale to nie jest rozwiązanie, poza tym wiem, że tak jedynie zmartwię bardziej Gabriela. Ale czuję się tak okropnie, nie mogąc nic zrobić!
– Renesmee?
Gabriel wydaje się czymś niepokoić, spoglądam więc na niego, zanim jednak uświadamiam sobie, co się dzieje, nagle zostaję dosłownie wyrwana z jego objęć. Łąka znika i znów widzę ciemność, tym razem jednak nie unoszę się po środku nicości, a z zawrotną szybkością spadam, coraz niżej i niżej.
Chcę zacząć krzyczeć, ale w tym samym momencie ląduję na czymś miękkim, a do mojej podświadomości wdziera się ból i wiem już, że właśnie się przebudziłam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa